Strona główna Rok 2021 Nr 477 Roksolana Hulynska – wiersze

Roksolana Hulynska – wiersze

0
201

Filip Wrocławski



Nazywam się Roksolana. Jestem z Ukrainy, ale już cztery lata mieszkam w Polsce w Poznaniu. Od piątego roku życia piszę wiersze w języku rosyjskim, od czasu do czasu publikuję w rosyjskojęzycznych w miesięcznikach.
Lubię Język Polski, dlatego aktywnie się go uczę.
Przetłumaczyłam niektóre moje wiersze na język polski.


***
Gabriel Wood idzie spać około pierwszej w nocy
zwija się w miniaturowym fotelu, wygląda jak niemowlę
ona niczego nie chce. czuje się jak stary zepsuty tamagotchi
pamięta o sobie tylko między praniami starych szmat, którzy nie odgrywają żadnej roli

śni jej się Maks…wiecznie chudy  dwudziestolatek
na dużym molo, gdzie powietrze było zimniejsze niż ocean
Gabriel  śmieje się przez sen «a tu wciąż jest cholerny wiatr..
dlaczego ty zawsze masz dwadzieścia lat, a ja znowu sześćdziesiąt dwa?»

okulary Gabriel są największe i najcięższe na świecie
a włosy jak pióra dużych śnieżnobiałych ptaków
Maks mieszka tysiąc kilometrów od niej i ma dzieci
ma sześćdziesiąt cztery lata i nosi szare dżinsy i czerwony krawat.

w nocy siedzi w kuchni i naprawia różne drobiazgi:
stare radio, zegarek kupiony w Genewie.
Gabriel budzi się, rzuca długie ptasie pasmo
otwiera okno, pali… robi się ciężka i patrzy w niebo.

tam, w latach osiemdziesiątych, na molo, miała lawendową sukienkę, chude nogi
ani kredytow, ani chorych stawów, ani rodziny
tam nigdy nie czuje się samotna, nigdy nie czuje bólu
gdzie stoi z nim w objęciach,
zasypiając przy dzianiu dziwnej

nie pasującej się ani do rozmiaru, ani do figury bluzki
gdy w domu powoli umiera i żółknie światło
Maks spotyka ją, zasypiając przed reklamą truskawkowych muesli
marzy mu się piękna dwudziestolatka.

***
moja delikatna Nelly
w telewizji tylko zabójcy, uzależnieni i introwertycy
wyrzuciłbym to pudełko, ale nie mogę zasnąć bez jego “tyyyydyyyszcz”.
odpowiedz mi, Nelly.
jeśli naprawdę do ciebie przyjdę
jeśli zaryzykuję
wybaczysz mi wszystko?

jesteśmy przerażeni, Nelly,
pokaż mi coś straszniejszego niż ulica
raz w tygodniu wychodzę na pizzę
ostrożnie, jak dywergent
kiedy to wszystko się skończy, Nelly,
ty mnie kochaj jak ci się uda
jestem gotów ci wybaczyć
wszystkie dodatkowe kilogramy,
PMS, zmarszczki, i inne LED

moja surowa Nelly
ludzie pokochali złe wieści
coraz częściej oglądam melodramat
starego czasu
gdzie nie ma walk.
a także Jehuda Devir rysuje
zajebiste zdjęcia
przypadkowo zrozumiałem
co w tobie pokochałem

moja cicha Nelly
zaprosiłby Cię
usiądź ze mną gdzieś poza miastem
w brzydkiej kawiarni, gdzie
zawsze świeże piwo, a chleb jest ciepły
bo jest coś droższego od ropy,
złota, kawioru, diamentów

cóż, przynajmniej – sos musztardowy
lub miłość do ciebie.
***

***
w biało – białym śniegu czyjś czerwony, krwawy ślad. biegnę za tobą od około pięćdziesięciu lat. nie wierz w dane kalendarza, ponieważ obraca mieszkanie w pył.
ty nie wytrzymasz – też się poddasz, staniesz się lodem, uciekniesz w sny

nie ma czasu ani granic. pustka.
 i jestem tu z tobą
idziesz, boisz się wysokości,
zamykasz  dzikie oczy dłonią

w biało – białym śniegu czyjś czerwony, krwawy ślad. biegnę za tobą,  bo boję się ich  potwornych rad, bo mam dość ich powszechnych strat, bo mam dość ich koszmarnych spraw.

biegnę za tobą, ale znowu jesteś daleko
to zbyt głupie zadanie
“umrzesz, ale na razie uciekaj”
napisz mi chociaż SMS, o miłości
jest  tyle śniegu..

aby zapomnieć, że wokół jest mgła, aby nieco rozproszyć kraj
by pomyśleć, że gdzieś tam
będzie wszystko, jak chciałam ja.
“miłość jest ślepa” krzyczą do nas.
dziwni ludzie. po co jej oczy?
noszę ją na zmęczonych rękach
powiedzieć ci ze ona przeźrocza

morze tnie delikatną skórę,
śnieg zaciera drogę i leci w górę
kiedy cię dogonię, gdy skończy się ten śnieg
czy rozpuścisz się
jak sen?

w biało – białym śniegu czyjś czerwony, krwawy ślad. to ja za tobą biegnę. coz,
zapamiętaj  ten moment, jak
w ” walce z cieniem” ale o wiele
 lepiej.. w końcu gramy tu ja i ty.
dorastam i piszę nowelę
w niej polityka i koty
trochę  uniwersalnych błędów
gniew balzakowskiego płomienia
mam nadzieję na happy end
ale on ma nadzieję na mnie.

dorastam, czyli moja pamięć
ciągle żyje i zmienia styl
jak zwierzę, które brutalnie rani
jak zwierzę .. albo jak ja i ty.

nauczyłam się dobrze bronić
nauczyłam się trafnie straszyć
niosę w sobie życie i wojnę
położę tam, gdzie wskażesz.

widzisz, jak ogień kołysze mosty?
ludzie  kochają horror
biegnę za tobą. tak, biegnę za tobą, ale ty
nie podpalasz mostów. podpalasz drogę.

w biało – białym śniegu czyjś czerwony, krwawy ślad. biegnę za tobą od około pięćdziesięciu lat.
ile jest tych szalonych miast
ile jeszcze kroków bez celu?
krok po kroku..tak cały czas
aby w końcu zsumować cenę
no, uciekasz, jak lis, jak lew
sam od siebie na kolor chili
idziesz, ale nie patrzysz gdzie
aby ścieżka się nie skończyła

jesteśmy dla siebie – wojna i krew
Bóg i światło
rany i leki

może ptak, ale może lew

nie patrz na mnie

proszę

uciekaj.
***

***
słuchaj, mówię, zegnaj
słuchaj, nie mrugaj.
odplywam, bo jest ciepło
wiosna. rozumiesz?

wiosną kwitną kwiaty
płyną sobie statki
a ty mnie nudzisz, bracie.
dość, naprawdę.

taki pasjans, że trzeba
wykreślić pamięć.
tu wiosna, wino, teren,
zieleń, jak latem

droga do jesieni
kac po zimie
a ja w płaszczu błyszczącym
palę i żyję

patrzę na latarnie
pył leci, wiruje
chłopaki coś śpiewają
gdzieś wędrują

i boję się gadania
i słodko mi z ciszy
i nic mnie już nie rani
i nikt nie pisze

i tak chcę mówić, tak chcę mówić
ale nie warto.
bo jestem cicha, jestem sucha,
prawie jak wata

po prostu słuchać, lekko stroniąc
to już jak szczęście.
i tylko ty mnie nudzisz, bracie.
to wszystko.
cześć.
***

***
wiersze zaczynają się tam, gdzie kończą się słowa.
 wilk ucieka do lasu, nie znajdując tutaj ciepła.
w twoich oczach był  i błękit, i niepokój
teraz nic nie zostało (dla mnie nic nie ma)
nic nie zostało, powtarzam. przyjdź później.
tak, masakra. oh, przepraszam. taka jest sytuacja, czuję się nieswojo.
kiedyś mogłam z tobą wędrować wzdłuż sennej ulicy
mogłam iść z tobą cały przystanek, nie bojąc się niewłaściwej roli

i ani słowa ani słowa, tylko słuchając drżenia wiatrów, kontrolując prędkość nieskończonych maszyn, które są po lewej stronie.
 wcześniej wystarczyło mi wiedzieć, że jest tylko kilka słów, których nie powiem jeszcze raz
 na które się nie odważyłam (ale mogłabym przypadkowo
 «przepraszam, kocham cię, tak się złożyło, tak, masakra. oh,  przepraszam. taka jest sytuacja, czuję się nieswojo»)
to właściwie wszystko, co mam teraz, to wszystko
kilka słów, które głęboko i długo bolą.
 odwiedzają mnie, kiedy jadę, piję, śpię
kiedy próbuję napisać scenariusz, powieść, aplikację.
tylko kilka słów, jak gwiazdy, trzymają się
spójrz, jak jasno.

a może to ty chodzisz w białej kurtce, czy to deszcz,
 bo może  to już koniec? została tylko ulica, gdzie nikt nic nie może
i krzyczę « tak, była sprawa,  ale jaka już miłość… mam to gdzies»
ale nie słuchaj mnie proszę.
w ogóle nigdy nikogo nie słuchaj proszę.
***

***
nikogo z nich nie kochałem, nie strzegłem
nie żałowałem, nie cieszyłem się rano
w każdym domu, Zoriana, mieszka jego Bóg
w moim sercu tylko Ty jesteś sama

a kiedy wyrzuciłem Cię na grudniowy gorący śnieg
nosiłaś walizkę i płakałaś jak niebo
prawdopodobnie wyrzuciłem Boga. ale śmiech..
rozmawiać z innymi, ale wierzyć w ciebie.

zbudowałem z siebie króla świata
myślałem, że jestem mądrzejszy od ciebie, że jestem o wiele lepszy od ciebie
prawdopodobnie nie wiedziałem, że mogę cię stracić
złapałaś samochód w kolorze khaki, niesamowicie ciemny

i asfalt drżał, żółkły liście, spadały ptaki
i wszystko bolało: słowa, glowa, czas, teren.

BRAK KOMENTARZY