Zygmunt Janikowski – Psychologia zdarzeń

0
539
Maria Wollenberg-Kluza

Przyszedłem punktualnie na umówioną godzinę, czyli między czwartą a po czwartej, ale okazało się, że muszę poczekać jeszcze co najmniej pół godziny, gdyż jej uczeń spóźnił się na lekcję muzyki. Usiadłem więc na wygodnej kanapie i nie mając nic innego do roboty, oddałem się luźnym, czasami mądrym, a czasami zgoła bardzo głupim rozmyślaniom. Po drugiej stronie pokoju, gdzie pod ścianą stało pianino, jakiś trzynastoletni chłopiec zmagał się z wykonaniem poloneza, skomponowanego przez Chopina w wieku siedmiu lat. Zmuszało to cierpliwą nauczycielkę do częstego pochylania się nad klawiaturą, co bardzo wyraźnie eksponowało jej kształtne uda. W takich sytuacjach trudno jest myśleć o niebieskich migdałkach, albo udawać, że czegoś się nie dostrzega. Byłem więc niejako zmuszony zawęzić swoje zainteresowania tylko do jednego tematu. W miarę upływu czasu przyglądałem się mojej znajomej z coraz większym upodobaniem. Ubrana była w skąpą i na dokładkę nieco przeświecającą sukienkę, co sprawiało, że w mojej wyobraźni zacząłem domyślać się, jak wyglądałaby zupełnie nago. Ostygłem w tych, co tu ukrywać, lubieżnych rozmyślaniach, kiedy zdałem sobie sprawę, że nasza znajomość ma znikomą szansę szczęśliwego zakończenia w łóżku.

Przypomniałem sobie jak na początku naszej znajomości, po drodze do kina zatrzymaliśmy się na chwilę w sklepie, a raczej w olbrzymim magazynie, żeby obejrzeć pianina i fortepiany. Nieomal przy samym wejściu, na niewielkim podwyższeniu, stał nowiutki Steinway, na którym moja znajoma koniecznie chciała zagrać.

-Przykro mi bardzo, ale to jest instrument koncertowy i nie możemy udostępnić go każdemu z naszych klientów – poinformował ją bardzo uprzejmie sprzedawca.

-Nie masz się czego obawiać – odpowiedziała z przeuroczym uśmiechem na ustach i weszła na podium.

Chcąc nie chcąc musiał ustąpić, więc moja znajoma usadowiła się wygodnie przy fortepianie i zaczęła grać. Już po kilku sekundach tak mnie, jak i sprzedawcy, opadła ze zdziwienia szczęka. Obaj byliśmy zaskoczeni popisem jej umiejętności gry na tym instrumencie. Przez parę minut wyczyniała na klawiaturze istne cuda, a ja w tym samym czasie ze smutkiem wykreślałem się z listy starających się o jej względy. Moja znajoma była bowiem osobą całkowicie niezależną i dość zamożną, miała ukończona dwa fakultety i na dokładkę ciało greckiej bogini. Uznałem, że wszelkie starania nie mają najmniejszego sensu. Są lepsi ode mnie, niech oni się starają. Kiedy opowiedziałem o tym mojemu bliskiemu przyjacielowi, ten podsumował naszą rozmowę w kilku zdaniach.

-Każda kobieta oszacuje przydatność mężczyzny od pierwszego wejrzenia. Jeżeli jej się spodobasz, to gdybyś nawet w tym kierunku nic nie robił, ona i tak znajdzie jakiś sposób, żeby dać ci do zrozumienia, że nie jesteś jej obojętny. Nie musisz robić pierwszego kroku. Czekaj na rozwój wypadków.

Otrząsnąłem się ze wspomnień i wróciłem do rzeczywistości. Wyglądało na to, że lekcja muzyki za kilka minut dobiegnie końca, sięgnąłem więc po leżący na małym stoliku, duży album z malarstwem Caravaggia. Trochę dlatego, że lubię jego malarstwo, a trochę po to, żeby sprawiać wrażenie człowieka, który interesuje się malarstwem barokowym i nie marnuje wolnego czasu.

-Podoba ci się? – zapytała po skończonej lekcji.

-Nawet bardzo. Lubię ten koralowy ton niektórych jego obrazów – odpowiedziałem, pokazując palcem tło obrazu „Muzykanci”.

-A ja lubię tych pięknych chłopców – odpowiedziała, wskazując jednego z nich, po czym położyła dłoń na książce i wolno dosunęła swój palec wskazujący do mojego.

”Dziewczyno ty moja kochana, teraz to ty już jesteś moja”, pomyślałem.

Spojrzeliśmy sobie w oczy i od tego momentu wszystko poszło jak z płatka. Sielanka trwała ładnych kilka miesięcy, a może nawet cały rok, aż w końcu za obopólną zgodą rozstaliśmy się na zawsze. 

Przez dłuższy okres czasu żyłem samotnie, aż któregoś dnia, jedna z moich dalszych koleżanek poprosiła mnie, żebym poszedł z nią na wieczorek towarzyski, ponieważ w tej chwili nie zna nikogo z kim mogłaby tam pójść. Chętnie się zgodziłem i pod wieczór zajechaliśmy pod pięknie utrzymany i chyba już zabytkowy dom w okolicy Wrigley Field. Gospodarzami posesji było starsze małżeństwo, ludzie nadzwyczaj mili, zawsze uśmiechnięci i niezwykle uprzejmi. Wśród zaproszonych gości było kilka młodych i naprawdę pięknych dziewcząt, mężczyzna w średnim wieku, którego dziewczęta darzyły szczególną sympatią oraz młode małżeństwo z dzieckiem. Nikogo z tych ludzi nie znałem, ale dobrze się czułem w ich towarzystwie. Z głośników płynęła przyjemna, południowoamerykańska muzyka, którą bardzo lubię. Przed północą wszyscy przenieśli się do ogrodu, na niewielkie patio, gdzie niektóre z dziewcząt popisywały się tańcem w gorących rytmach. Jedna z nich poprosiła pana w średnim wieku, żeby z nią zatańczył. Długo się opierał, ale w końcu uległ, ku wielkiemu zadowoleniu ogółu. Tańczyli flamenco. Nie upłynęła nawet jedna minuta, jak osłupiałem ze zdziwienia i podziwu. Byłem zaskoczony ile energii, zmysłowości i jakiegoś ukrytego erotyzmu niesie ze sobą ten taniec, chociaż wykonywało go dwoje ludzi, stojąc nieomal w miejscu. Pierwszy biłem brawo, jak tylko skończyli.

Tak sią złożyło, że pod koniec tego przyjemnego spotkania, kiedy wszyscy wchodzili z powrotem do domu, zostałem z podziwianym przeze mnie tancerzem sam na sam w ogrodzie.

-Ty na pewno nie jesteś takim zwykłym amatorem. Ty musisz być zawodowym tancerzem – powiedziałem z  przekonaniem i podziwem w głosie.

Uśmiechnął się przyjaźnie i popatrzył na niebo.

-Zobacz jaka piękna, jasna i pogodna noc – odpowiedział wymijająco.

W tym momencie zawołano nas do środka i więcej z nim nie miałem okazji rozmawiać.

Jakież było moje zdziwienie, kiedy w trzy dni później zobaczyłem mojego tancerza w publicznej telewizji. Przyjechał z Hiszpanii, żeby wygłosić kilka wykładów na jednym z prestiżowych uniwersytetów oraz pokierować przez jakiś czas szkołą tańca. Natychmiast zadzwoniłem do mojej koleżanki, żeby jej o tym powiedzieć. Umówiliśmy się na kawę i tak zaczęła się nasza bliższa znajomość. 

Na pierwszym spotkaniu dowiedziałem się, że niedawno rozeszła się z mężem. Przy tej okazji opowiedziała mi kilka błahych powodów rozpadu jej małżeństwa. O poważnych problemach, a na pewno takie były, nawet nie wspomniała, co było dla mnie rzeczą zupełnie zrozumiałą.

-Dobrze, że mam to wszystko już poza sobą. Odetchnęłam z ulgą, jak w końcu się wyprowadził. Na razie nie chcę się z nikim wiązać. Nawet o tym nie myślę.

Pomimo tego oświadczenia, szybko doszliśmy do wspólnego wniosku, że oboje jesteśmy ludźmi wolnymi i nic nie stoi na przeszkodzie, żeby czasami spotkać się na kawie i porozmawiać. Moja nowa znajoma interesowała się malarstwem i sama po amatorsku malowała pastelami martwe natury i pejzaże, co w znacznym stopniu ułatwiało mi dalszą znajomość i bliższe poznanie. Muszę przyznać, że miała nadzwyczaj dobre wyczucie koloru. Rysunki Leonardo da Vinci i obrazy Vermeera były dla niej najwyższym osiągnięciem malarstwa. Mieliśmy więc zawsze o czym rozmawiać i już po kilku spotkaniach zaczęliśmy razem malować bukiety kwiatów, owoce, garnuszki, dzbanuszki, łyżki, łyżeczki, chochelki, pokrywki i inne klamoty, które kupowaliśmy za bezcen w sklepach ze starociami lub na garażowych wysprzedażach. Przez trzy miesiące cierpliwie rozcierałem palcami pastele na papierze, zastanawiając się od czasu do czasu, kiedy zrobić pierwszy krok w celu przeniesienia naszej dotychczasowej zażyłości do otwartej na oścież sypialni. W moich planach natrafiłem jednak na sporą przeszkodę. Moja znajoma była  dość atrakcyjną, dorodnie zbudowaną blondynką i, co gorsza, doskonale o tym wiedziała. Już chociażby tylko z tego względu moje szanse powodzenia znacznie się obniżyły, a może nawet spadły do zera.

Jednocześnie zdałem sobie sprawę, że jej odmowa prawdopodobnie zakończy naszą znajomość, gdyż jej ciało bardziej mnie teraz interesowało, niż malowanie martwych natur, co po tak długim przebywaniu razem w jednym pokoju było nieuniknione. W razie niepowodzenia wolałem się z nią więcej nie spotykać, niż narażać się na cierpienia z powodu pożądania. Zrobiłbym to bez większego żalu, ponieważ zawsze uważałem, że kobiety z pozoru nieatrakcyjne są bardziej pociągające niż najpiękniejsze modelki. Po dokładnym przemyśleniu całej sprawy postanowiłem jednak poczekać do wakacji. Powoli mijał czas, a my, nawet o tym nie wiedząc, w jakiś sposób przyzwyczailiśmy się do siebie. Przynajmniej mnie się tak wydawało, ale w końcu przyszedł czas planowania wakacji i zgodnie z moimi wcześniejszymi zamiarami, czas rozstania.

-Mam ponad dwa tygodnie wakacji i chciałbym je wykorzystać w połowie sierpnia – powiedziałem i zacząłem odliczać palcem piętnaście dni na dużym, ściennym kalendarzu.

-Ja planowałam wziąć swoje wakacje na początku sierpnia, ale jeszcze mogę ten termin zmienić – odpowiedziała, wskazując pierwszy poniedziałek miesiąca, po czym wolno dosunęła swój palec wskazujący do mojego.

”Dziewczyno ty moja kochana, teraz to ty już jesteś moja”, pomyślałem. Dalej wszystko poszło jak z płatka.

I jak tu wierzyć ludziom, którzy mówią, że kobiety nikt nie zrozumie ?

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko