Mieszko Rybiński
Mieszko Rybiński – rocznik 1966. Urodził się w Radomiu, który opuścił w niemowlęctwie, by po dwudziestu pięciu latach powrócić, osiąść na stałe, założyć rodzinę i zestarzeć się nieśpiesznie. Mieszkał w Tolkmicku, Dziwnowie, Szczecinie i Poznaniu. W końcu lat osiemdziesiątych publikował w poznańskiej „Comie”. Ukończył Wydział Prawa na UMCS. W latach 1993-1998 współpracował z radomskimi rozgłośniami radiowymi, prowadząc audycje autorskie (muzyka klasyczna i recenzje literackie). Pisze wszystko prócz donosów. Wiersze, eseje oraz fragmenty Medytacji wrzośćowych prezentował w pismach: „Trismegista”, „Losombra”, „Desperat Zine”, „Mega*Zine Lost&Found”. Na Facebooku zarządza stroną „Wiersze Niepierwsze Mieszko Rybiński”. Nie jest zawodowcem.
Wybrane publikacje
• „Lasombra”, nr 3/2014.
• „Lasombra”, nr 4/2017.
• „Trismegista”, nr 7/2014.
• „Trismegista”, nr 8/2017.
• Chwile przed jutrem. Antologia. Wydawnictwo św. Stanisława BM, 2016.
***
Pudełka twarzy
wydumanych patosów
na dnie złych przeczuć Witkacego
ucieczka Gombrowicza
potyka się o własne nogi
biała Polska
czarne podniebienie.
***
Bracia mniejsi nie piszą wierszy
deklamują i się unoszą z uczuciem
końca wszechrzeczy.
Bracia mniejsi wierszy nie drukują
nie wydają zbiorów nie mają wyborów
oklasków nie znoszą i płoszą się płoszą.
Ten ptaszek niezaczarowany
dzień dobry mówi słońcu
przysiadłszy na gałęzi drzewa światła
równie wymownie żegna się z księżycem.
Bracia mniejsi lichych wierszy nie piszą
czasu nie trwonią tak ubywając
się deklamują najczęściej opiewając
przejrzystość wód.
Nim przyszła filozofia była poezja
a przed nią tylko dreszcz głuchej ciemności
w niemej jaskini okrwawionych ścian.
Bracia mniejsi filozofują niechętnie
ale ten piesek niezaczarowany
siedząc wpatrzony hen gdzie nic takiego
powarkuje niby marburski neokantysta
węszy wietrzną nieskończoność.
***
Dlatego nie napiszę wiersza o
podniosłym kiczu śmierci
który potrzebny wielkościom narodów
jeśli ludziom nie starcza godności
by się podczołgać do zmierzchu.
Dlatego nie zajmuje mnie majestat śmierci
hetmana Czarnieckiego z koniem pożegnanie
generał Sowiński na gruzach Woli
ani kicz śmierci ani mi się marzy
świetność osobistego zejścia
bo nie mam dobrych intencji
piszę bez dobrych intencji.
Dlatego nie napiszę wiersza
o Jasiu co złamał równię pochylą
pomylił apokryf z antresolą
a osobowość z osobliwością.
Moją świątynią jest moje sumienie
memu lenistwu zawdzięczam
czas bycia w szczęściu bez emocji
tej mateczki zbrodni.
Moja świątynia niezadaszona
ściany ma z wikliny
marna z niej poczekalnia.
Tak i ja niczego nie oczekując mówię sobie:
„Jak ma być mróz
niech nad nim słońce świeci”.
Dlatego nie napiszę wiersza o Stelli Kubler
skoro nie wierze w antysemityzm
skłonny jestem uwierzyć w wydajność „łapacza”
a piękna Stella była najlepszym łapaczem
powiadają że gdy wchodziła do berlińskiej kawiarni
wszyscy ukryci byli odtąd odkrytymi wobec śmierci
bez patosu ale i bezzwłocznie.
Komuś się to zdawać się być może
dramatem obyczajowym o poszukiwaniu własnej tożsamości.
Tragedią córki ratującej rodziców przed kaźnią
innych wpychając w gardziel potwora.
A może kurwa dramatem o poszukiwaniu cudzej tożsamości
w cudzej skrytce cudzej kryjówki.
Jeśli była potworem blond aniołem śmierci
Zmuszoną torturami do współpracy z Gestapo
powodem setek albo i tysięcy śmierci
którzy skręceni zmiędleni zmieszani z gliną
nie doczekali się pustego nieba.
Dlatego zwykle piszę bez dobrych intencji.
To nieprzyjemne i sprawia przykrość
mam nadzieję.
***
Jeszcze nie wracam ani się zwracam
w kosmos nie wybieram
nie przeżywam ani nie mogę.
Co oni i one mają z tymi gwiazdami
startują i lecą nieroztropnie
ze sputników się spuszczają
Lema wielbiciele
prosto w objęcia Balbinek
i ogólne mniam mniam
z zaciśniętymi powiekami
z poszarpanymi ramiączkami.
Przed wiosną przed pąkiem
płyną łąki podwodne roztopne.
Kończy się sezon grzewczy
tym razem nie udusiliśmy się
jeszcze.
Pomimo że mnie przedwiośnie miażdży
roześmiać się mi się chce
jeszcze.
Bez kombinezonu astronauty
bez skrzydeł i aureoli.
***
To czy wierzę nie ma znaczenia
dla dalszego biegu spraw
wszak superorganizm się opróżnia
z biciem dzwonu albo po cichu.
Podówczas to raczej wypróżnienie
co nie przedstawia się szczególnie
odważnie ani estetyczne
„wyrabianie się” w celu zmniejszenia dystansu
defekacja kopulacja głośna modlitwa.
Nie wierzę wierzącym
ani w wierzących nie wierzę.
Szanuję widzących
ale współczuć nie współczuję
gdy im oczy krwawią.
Eliza Segiet
Eliza Segiet – absolwentka studiów magisterskich Wydziału Filozofii, studiów podyplomowych – Wiedza o Kulturze i Filozofia, Prawo Karne Skarbowe i Gospodarcze, Studiów Literacko-Artystycznych Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Studium Realizacji i Eksploatacji Telewizyjno-Filmowej w Łodzi.
Rozdarta pomiędzy poezją a dramatem. Lubiąca spoglądać w chmury, ale twardo stąpająca po ziemi. Jej sercu bliska jest myśl Schopenhauera: „Zwyczajni ludzie myślą tylko o tym, jak czas spędzić, kto ma jakiś talent – jak czas wykorzystać”.
W swoim dorobku artystycznym ma sześć tomików wierszy, monodram Prześwity (2015), farsę Tandem (2017). Otrzymała tytuł Międzynarodowej Publikacji Roku 2017 (za wiersz Pytania) w Spillwords Press. Tytuł Międzynarodowej Publikacji Roku 2018 (za wiersz Morze mgieł) w Spillwords Press. Jej wiersz Morze mgieł został wybrany jako jeden ze 100 najlepszych wierszy 2018 roku w International Poetry Press Publikations w Kanadzie. Laureatka nagrody Global Literature Guardian przyznany przez Motivational Strips, World Nations Writers Union i Union Hispanomundial De Escritores (UHE). Laureatka Nagrody Specjalnej w konkursie I Poeti Fioriscono Al Buio za wiersz Rozmowa (Włochy, luty 2019). Laureatka nagrody Specjalnej Campionatul European de Poezie 2019 za wiersz Wiara (Rumunia, luty 2019). Autorka wyróżnionego wiersza (Totem) w Konkursie Nature 2018-2019 (Portugalia, luty 2019). Uczestniczyła w międzynarodowej antologii: Tysiąc wierszy o pokoju i szczęściu ludzkości (Alfred Asis, Chile).
Jej twórczość można znaleźć w antologiach i czasopismach literackich w kraju i poza granicami (m.in.: Albania, Australia, Bośnia i Hercegowina, Chile, Filipiny, Hiszpania, Indie, Kanada, Kosowo, Macedonia, Mauritius, Nigeria, Portugalia, Rumunia, Singapur, Szkocja, Szwecja, Tajwan, USA, Wielka Brytania, Wenezuela, Zambia).
Wybrane publikacje
• Segiet, Eliza. Romans z sobą. Rzeszów: Sowello, 2013.
• Segiet, Eliza. Myślne miraże. Kraków: Miniatura, 2014.
• Segiet, Eliza. Chmurność. Kraków: Signo, 2016.
• Segiet, Eliza. Magnetyczni. Rzeszów: Sowello, 2018.
• Segiet, Eliza. Magnetic People. USA: Inner Child Press International, 2018.
• Segiet, Eliza. Nieparzyści. Konin: Psychoskok, 2019.
Przygoda
Pomiędzy Przesmykiem Panamskim,
dookolną wodą,
okruchy dawnej cywilizacji,
przyroda silniejsza od człowieka.
Wodospady przyciągają zaciekawionych,
pokazują
swoją siłę i bezsilność człowieka
wobec nich.
Wyłaniające się z mgieł
różnobarwne skały,
czasem w słońcu
mienią się niejedną tęczą.
Spieniona burza wodna
rozbudza wyobraźnię.
Ile osób to widziało,
ile jeszcze zobaczy?
Pływające
na jeziorach ogrody zachwycają.
Wiele by pisać o tej części świata…
Lepiej jej doświadczyć.
Dawniej poszukiwano El Dorado,
dzisiaj
– witaj, przygodo
na skalnej półce z tyłu wielkiej wody.
Turkus
Naszym oczom
potrzebne są widoki.
Ciału – odczucia.
Umysłowi –
odskocznia od trawionej codzienności.
Praca – dom, dom – praca.
Kiedyś trzeba powiedzieć:
wystarczy.
Gdzie skryła się radość?
Pomiędzy sensem a bezsensem życia?
Trzeba odsłonić
dawno utracony raj.
Tak daleko i zarazem tak blisko,
można odmierzać czas
przypływami i odpływami
turkusu.
Żyć, żyć
choćby po to,
by przywrócić sens.
Być sobą
Pomiędzy lądami
dzieje się życie,
pod krystaliczną taflą –
inny świat.
Wielobarwne,
zachwycające poruszenie,
którego można stać się częścią.
Przez parę chwil
oddychać inaczej,
widzieć bliżej,
doznawać po nowemu.
W bezmiarze toni
toczy się podwodna magia.
Choć na moment zapomnieć,
że nasze miejsce jest powyżej,
tam, gdzie wdech i wydech
nie wymagają myślenia.
Tam, gdzie potrzeby
są coraz większe.
Zostać rybą,
wzbudzać zachwyt,
nie przekraczać własnych możliwości.
Po prostu:
Być.
Być – sobą.
Mieć mniej
Wieczorem
pośród zaułków
sączy się muzyka,
głos Cesárii Évory
zachwyca i wycisza.
Na twarzach
maluje się radość.
Tutaj wszystko jest:
– no problem,
– no stress.
Zatopieni w zachwycie
nigdzie nie widzą zła,
nie dzielą czasu
– jest ich.
Skłębione problemy
stają się niebytem.
Tutaj zrozumieli,
że
– mieć mniej
znaczy
bardziej być.
Tubylcy
W słońcu,
mienią się złote piaski plaż.
Wokół wypalonej od żaru ziemi
– skrawki koloru,
przywołującego nazwę wysp.
Zielenią się boiska
i przyhotelowe place,
brązowieją ciała przybyszów.
Uśmiechnięci tubylcy
uświadamiają
jak mało trzeba,
by cieszyć się chwilą.
Jak mało,
– by radość
odkryć w sobie.
Ryszard Sidorkiewicz ps. Sidor
Ryszard Sidorkiewicz, pseudonim Sidor, urodzony w 1959 r. w Częstochowie. Z wykształcenia filolog – polonista i rusycysta, pedagog. Debiutował wierszem w 1978 r. na łamach miesięcznika „Nurt”; debiut książkowy w 1992 r. – zbiór wierszy Piosenki z miasteczka Sidorów. Założyciel i prezes Janowskiego Klubu Literackiego. Pomysłodawca Jurajskich Jesieni Poetyckich. Członek krakowskiego oddziału Związku Literatów Polskich. Wiersze, prozę, tłumaczenia z języka rosyjskiego, szkice publikował w prasie literackiej i kulturalnej oraz w wydawnictwach zbiorowych (m.in. w Antologii Poetów Polskich 2016 i 2017). Laureat konkursów poetyckich, m.in.: O Nagrodę Milowego Słupa w Koninie (1978), O Laur Miedzianego Amora w Lubinie (1989), Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego im. Haliny Poświatowskiej w Częstochowie (1990), O Statuę Piastowskiego Rycerza we Wrocławiu (1992), Ogólnopolskiego Konkursu Literackiego im. M. Stryjewskiego w Lęborku (1998). Za twórczość literacką wyróżniony m.in. Nagrodą Starosty Powiatu Częstochowskiego (2001), tytułem Regionalny Mistrz Mowy Polskiej (2002), Nagrodą Prezydenta Miasta Częstochowa (2004), honorową odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej” (2013).
Wybrane publikacje
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Piosenki z miasteczka Sidorów. Częstochowa: Oficyna Galeria, 1992. Bez debitu.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Księga. Częstochowa: Oficyna Galeria.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Wiersze z rymami i bez. Częstochowa: Wydawnictwo Wyższej Szkoły Pedagogicznej, 2001.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Światełko. Kraków: Związek Literatów Polskich, 2003.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Tryptyk polski. Częstochowa: Wydawnictwo Literackie Li-TWA, 2012.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Pamięć żywa. Częstochowa: Częstochowskie Wydawnictwo Archidiecezjalne Regina Poloniae, 2013.
• Sidorkiewicz, Ryszard Sidor. Ruchome obrazki (wiara, nadzieja, miłość). Częstochowa: Towarzystwo Galeria Literacka, 2019.
Ballada o zgubionej rękawiczce
zgubiona rekawiczka
z czyjej spadła dłoni
rozkochanej dziewczyny?
odkochanej żony?
wdowy która pod rękę
spaceruje z cieniem?
jakiej historii świadkiem
czego jest wspomnieniem?
czy zsunęła się cicho
czy w gniewie ciśnięta?
powitanie rozstanie
jaki gest pamięta?
łzę otarła ukradkiem
śmiech dyskretnie skryła?
zdjęta do pocałunku
nim się zagubiła?
zgubiona rękawiczka
zguba bez imienia
leży wśród suchych liści
jak wyrzut sumienia
jak zwiędła kiść nadziei
miłości i wiary
zgubiona rękawiczka
szczęście nie do pary
Chciałbym ci tyle powiedzieć
opowiedziałbym ci o lęku
którego tak odważnie bronię
gdy świat próbuje wpełznąć mi
do serca
opowiedziałbym o bezsennych nocach
gdy opuszkami palców
czytam z ruchu warg zaklęcia gusła
modlitwy i klątwy
opowiedziałbym o mojej trudnej
przyjaźni z cieniem
wystawianej co rusz na próbę
w szare pochmurne dni
chciałbym ci tyle powiedzieć
ale jak opowiedzieć coś
do czego tak trudno przyznać się
nawet przed samym sobą
Spotkanie
przyszli panowie w muchach
a ja o smutkach
i panie pełne wdzięku
a ja o lęku
przyprowadzono dzieci
a ja o śmierci
zapadła martwa cisza
bo kto to słyszał
wstali i poszli sobie
wiersz im na drogę
Przyjaciele
kiedy już sobie cicho umrę
zrodzą się głośni przyjaciele
selfie nakleją mi na trumnę
wiersze i inne duperele
i choć mnie nigdy nie widzieli
i choć mnie w życiu nie spotkali
będą się wspomnieniami dzielić
z fejsa i takich tam portali
i pomysł strzeli im do głowy
kupią paluszki oraz świece
i smutny wieczór wspominkowy
zorganizują w bibliotece
zaproszą żonę córkę zięcia
wyskrobią coś na okoliczność
zrobią ołtarzyk z mego zdjęcia
i…
nie dopisze im publiczność
Kiedyś
Ani
kiedyś mnie przecież
musisz przestać kochać
miłość ma zmysły
fonetykę szeptu
nadwrażliwość skóry
gdy dotyk się spóźnia
uśmiech poranka
przez żaluzje dłoni
kubki smakowe
drażnione oddechem
zapach spotkań i rozstań
wiszący w powietrzu
kiedyś mnie przecież
musisz przestać kochać
nie można kochać
marynarki w szafie
Patrycja Sparzyńska
Patrycja Sparzyńska – urodzona 27 lutego 1987 r. w Krakowie. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie, broniąc pracę magisterską na temat piosenki poetyckiej Wojciecha Młynarskiego. Od 2011 r. współpracowała z miesięcznikiem Fundacji Panteon Narodowy „Pasja”, w którym publikowano jej poezję i utwory prozatorskie. W roku 2011 została laureatką pierwszej edycji konkursu Moja Mała Polska zorganizowanego w ramach projektu Krynica Poezji pod patronatem krakowskiego oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, otrzymując II nagrodę za wiersz Zachód słońca w Nowej Hucie. Od 2011 r. publikuje poezję w międzynarodowym serwisie poetyckim eMultipoetry, prowadzonym przez instytucje kultury w Polsce, Niemczech, Włoszech, Hiszpanii, Francji i Grecji. Jej wiersze są cyklicznie wyświetlane na fasadzie Pałacu Potockich w Krakowie w ramach edukacyjnego projektu poetyckiego Wiersze na murach. Szczególnie ceni sobie twórczość Williama Whartona, Stanisława Lema i Fiodora Dostojewskiego. Prywatnie wielka miłośniczka gór, ptaków i roślin doniczkowych.
Wybrane publikacje
• Wiersze na murach o Krakowie. Kraków. Impresja. Kraków: Fundacja Poemat, 2013.
W kocim niebie
w kocim niebie
koci bóg
łapą zrzuca gwiazdy
w kociej galaktyce
same mleczne drogi
Można być wiele razy
można być wiele razy
wiesz
nie raz po drugim
żyć równolegle
wiele ciał bez ciała
patrzeć na swoje nowe śmierci
na ptaka na gałęzi
być ptakiem i drzewem
w środku
obok
wszędzie
podnieść rękę
a tam zamiast dłoni kwiaty
objąć się szczelnie każdym sobą
skulić w kącie pokoju
wyć jak pies
być jękiem ptasim
w ciepłej dłoni tulić małe przerażone serce
Dwoje szaleńców
dwoje szaleńców
w dwóch domach wariatów
wyginamy kraty jednym ciałem
coraz więcej blizn
niedługo połamiemy kości
uciekamy światu
by dać sobie poczuć
Musieliśmy milczeć
musieliśmy milczeć
więc hodowaliśmy kwiaty
najgłośniej krzyczały w nocy
a gdy raz zakwitły
poranka już nie było
Jarmark poetów
przyjmę niechciane słowa
uplotę z nich warkocze
i sprzedam
na jarmarku poetów