Dziesięć poetyckich tomów to ogromny
dorobek literacki, zamknięty na kartach ksiąg w ciągu dwudziestu pięciu lat. Bo
tyle dzieli debiutancki:Zielnik wydany w 1992 roku od: Tylko zdumnienie z 2017 r. ”.
Mowa tutaj o wydawnictwach zwięzłych, gdyż jako poetka debiutowała w 1977 r.
Współpracowała z Głosem Włókniarza i
z Wspólnotą
Wspólnot. Zredagowała dziesiątki antologii i opatrzyła słowem wstępnym,
bądź posłowiem nie mniejszą ilość tomików wierszy. Stając się wyrocznią i
drogowskazem narybku poetyckiego.
Daniela Długosz – Penca
zapowiedziała, że to już jej ostatnia ksiązka, ale tak było przy: Oswajaniu cienia w 2010 roku. Mam
nadzieję, że słowa nie dotrzyma bo stratą byłoby dla polskiej literatury gdyby
tak wybitna poetka zamilkła! Jednak tom: Tylko
zdumienie potwierdza te słowa. W wierszu „To nie ja” otwierającym książkę
mówi:
Bięgnę
i zostawiam ślady
godzin
miesięcy
lat
Ona
w szybie wystawy
to nie ja
już nie ja
Przez nią
widzę
ciemność
i przeszłość:
w niej dziewczę
z warkoczami
i okno
i to
co unicestwił czas
Istnienie nasze wędrówką do Boga. Popycha ku Niemu głęboka wiara poetki, ale
przede wszystkim nadzieja na zmartwychwstanie. I to co przekazała za życia nie
pójdzie na marne. Ma głębokie przekonanie, że służyć będzie następnym
pokoleniom dla dobra i rozwoju człowieka. Zejdźmy głębiej do liryka „ A co zostaje?”
Non omnis
moriar –
tylko jak echo
albo drwina
Ale pamiętam
Byli tacy mocni:
Zygmunt Dmochowski
jak Atlas wyzwolony
bo Kujawy do Opola
przenosił
i dźwigał
na barkach lat i pamięci
Wiesław
Malicki
z żarem w oczach
w zbroi aforyzmu
z kopią kpiny
nie do skruszenia
Karolina Suchanowska
krucha nietykalnie
w kapeluszu
chroniącym przed wszystkim
Lecz kiedy
trzymam wasze tomy –
i one
chcą wypaść mi z rąk
Autorka przywołuje wybitnych
poetów opolskich – o dwu pierwszych dane mi było napisać kilka słów – którzy
odeszli na wieczne wrzosowiska. A byli solą tutejszego środowiska literackiego.
Ich obecność świadczyła o randze wydarzenia. Ale nie było w nich zadęcia, tylko zwyczajna przyzwoitość. Co nie
zawsze u ludzi pióra idzie w parze. To chyba świadczy o wielkości i dystansie
jaki trzeba mieć do siebie. Myślę, że Daniela Długosz –Penca nie bez powodu
przywołuje; Zygmunta Dmochowskiego, Wiesława Malickiego, Karolinę Turkiewicz – Suchanowską.
W ich otoczeniu, sposobie bycia, widzenia świata czuła więź emocjonalną, niemalże rodzinną. Bo życie doświadczyło ją
srodze. Narratorka liryczna wierszy Danieli szuka przyczyn, ale i możliwości
oswojenia dramatu. Mówi się, że czas goi rany. Nieprawda. On tylko łagodzi ból.
Co widać w wierszach ze ściśniętą frazą, słowa jakby uwięzły w gardle. Nadając
utworowi niesamowitej ekspresji i kłuje do szpiku kości. Trzeba sięgnąć do
poezji Długosz – Pency by poczuć o czym mówię. Ja znam wszystkie jej tomy.
Wspomnienie kontaktuje zjawiska poetyckie porozrzucane na setkach stron. Jest
dla mnie jakby jednym poematem filozoficzno – egzystencjonalnym zmierzającym w stronę Boga. Na modłę Barucha
Spinozy: „Ale też jest to wolność prawdziwa – skutym być miłosnymi więzami
bożej miłości”. Przytoczę wiersz: „Wierna”
Nie opuszcza
mnie
nawet gdy uciekam
Ze mną na
wydmie
patrzy w morze
i milczy
W górach
patrzy
gdzie ja patrzę
nie daje się zgubić
jak cień
W końcu
polem szerokim
biegniemy razem
do słońca
Nie pokazuje – co jest dziś powszechne – że miejsce Boga może zająć sam człowiek homo kreator. Bóg niepotrzebny człowiekowi do spełnienia, ono dokonuje się w wymiarze czysto ziemskim. W świecie wykreowanym wysiłkiem własnego rozumu. Mówi zwyczajnie skoro jest człowiek musi być Stwórca:
Nie widzę
miłości
a ona we mnie
światłem
To światło to żywot wieczny po śmierci do którego podążać dane wszystkim ludziom. Niektórzy jednak zboczyli z drogi. I w pokusach współczesnego życia odnaleźli własną arkadię:
Tak wchodzę
w codzienność:
smakuję życie
Przemijanie jest zjawiskiem
naturalnym, równoległym do naszego życia. Gdzie jest zawieszony ten
niewidzialny punkt, kiedy zaczynamy widzieć to co niewidzialne. I zdajemy sobie
sprawę, że przeminęło bezpowrotnie, a działo się jakby wczoraj:
Z klepsydry
codzienności
ziarenka coraz mniejsze
i coraz szybsze
Jak w grze w
szachy dzwonek
odwracam machinalnie
ten czasomierz
Ale dłoń
coraz to zwalnia
i traci rytm
(…)
Czym wobec tego to
że już nie świecę
ni słońcem
ni księżycem
ukryta pod kapturem
mitu
i pamięci
Zastanawiam się jak do przemijania odniosłaby się Kassandra, a jak piękna Helena. Bo o tym nic nie pisze Homer. Wiem, że oznaką wychwycenia rubikonu zwłaszcza u poetów są utwory odnoszące się do dzieciństwa, rodzinnego domu, młodości. Opiewające tamten czas jako utracone Jeruzalem:
Wracam
do ciężkich snopów
rżenia koni
stukotu wozów
polną drogą
zapachu siana wieczorem
domowego chleba
Wracam do domu.
Nie ma w tym tomie buntu
przeciw Bogu, wodzenia się z Nim co było widoczne w poprzednich książkach, a
jest zrozumiałe na skutek bolesnych przeżyć. Jest tylko zdumienie, pogodzenie
się z porządkiem rzeczy:
Twoje słowo buduje
świątynię sumienia
Ale żeby dojść do granicy „zrozumieć”. Trzeba długiego życia wypełnionego:
nauką, pracą, bezinteresowną pomocą, bólem. Próbą zrozumienia „ dlaczego ja”.
Pomogła w tym wszystkim poezja z jej transcedentalnym działaniem. Była jak bóg
Siwa, który niszczy, a potem odradza świat, często wyobrażany z trzema twarzami.
Ile twarzy nosiła poetka? – w ciągu
osiemdziesięciu pięciu lat. Sama stwierdza patrząc w szybę wystawy:
„ to nie ja / już nie ja”. Twarz nasza
jak maska teatralna zmienia rysy do dramatu sceny. Ale i prawdziwe jest
stwierdzenie – na twarzy wypisane życie.
Szukam Cię
Chryste
w człowieku
choć twarz moja
od łagodności
daleka
Przejdę teraz do poszukiwań
Danieli Długosz – Pency, a wiec do wędrówek. Zdaję sobie sprawę jakim wielkim
problemem emocjonalnym i duchowym jest pielgrzymowanie. Znajduję tego odbicie
na kartach jej książek. Niektóre utwory brzmią jak pieśni sławiące symbol losu człowieka;
podróżnika, pielgrzyma, uciekiniera, włóczęgi. A podskórnie czuję, że w
napotkanych świątyniach nigdzie nie spotkała Boga. Tylko ogrom murów,
strzelistość wież, niezliczoną ilość kapliczek i naw. A Bóg był w człowieku,
który zawiózł ją do szpitala w ogromnych, zatłoczonych Chinach. A na słowo
dziękuję skłonił się przyjaźnie i zniknął w morzu falującej, gwarnej ulicy.
Z perspektywy widzimy lepiej.
Dostrzegamy niedociągnięcia i śmieszność, których nigdy nie zobaczylibyśmy
dreptając stale w tym samym miejscu. Gdzieś tam daleko ludzie żyją inaczej,
niezgodnie z wpojonymi nam standardami. A rodzą się dzieci i rodziny są
szczęśliwe. Wędrowiec początkowo się dziwi, zamieszkując z tubylcami przejmuje
ich obyczaje.
Tyle historii
tyle zdarzeń
a codzienność
taka sama
. Utwory Danieli Długosz – Pency – już od pierwszego tomu – pełnego kultury słowa i wielokulturowości wyrażały podobne jak moje postrzeganie istoty Stwórcy. Z niecierpliwością oczekiwałem kolejnych książek. Przyjdzie czas na szerszy esej omawiający bogaty dorobek poetycki Danieli okraszony niebanalnym życiorysem.
Jerzy Stasiewicz
Daniela Długosz- Penca
Wyd. Cywilizacji Miłości
Opole 2017 s.94.
* Pisma wczesne, s.324