Wiersze tygodnia – Marek Czuku
Marek Czuku
[Wybór wierszy publikowanych w książkach]
W naszym azylu
Ulica pełna wojennych komunikatów
Powitała mnie okrzykami i szczękiem
Broni Schroniłem się w bramie jak
Przystało spadkobiercy konspiratorów
Wobec nasilającej się agresywności
Komunikatów przebiegłem pod murami
Do naszego domu
Otworzyłaś mi drzwi
Naga i uległa Położyłaś się na
Dywanie i mogłem robić z twoim
Ciałem co mi się podobało Za oknem
Obce armie wymierzały sobie sprawiedliwość
Z sufitu zaczęła kapać krew Spragnieni
Wolności piliśmy ją jak nektar W naszym
Azylu zdobywałem ciebie jak pierwsi
Wojownicy ujarzmiający naturę Światło
Zgasło i przez wybitą szybę docierał
Do nas głos matki szepczącej pacierze
Nie słyszeliśmy już wystrzałów
I jęku dobijanych
Wzywających nas
Na ulicę
1989
[z tomu: W naszym azylu, Warszawa 1989]
Książę Albański
1. Urodziłem się by świadczyć
O tym co nosi ta ziemia
I o nietrwałości wszelkiego jarzma
O bezduszności Stefana Duszana
Cara Serbów i Romajów
O marności ryb płynących
Do sieci prostych rybaków
O tyranii Mahmeda II Zdobywcy
Turka Serba Włocha Austriaka
O waleczności Skanderbega
O wieczności plantacji pomarańczy
2. Z Koranem w ręce Podałem
Skroń pod parzące słońce
Nad Adriatykiem Ja namaszczony
Potem i krwią
Stałem się
Jako lew dziki i wściekły (Lwem
Przeto mnie nazwano)
3. Który przybywasz zza morza
Z tajnym traktatem ugody
Padnij na twarz przed Lwem
Księciem Albańskim Już minarety
Brzęczą ogniem Nie podniesiesz się
4. Mój koń ma pięćdziesiąt nóg
A każdą myje pięćdziesięciu
Niewolników Gdy świtem
Pręży się wierny rumak
Pada cień aż po horyzont
A niebo sprzyja jego
Kłusom Zabroniłem mu tylko
Wstępu do senatu
5. Miast nawiedzać swoje nałożnice
Nocą uczę się języków obcych
Jak przystoi światłemu władcy
W dzisiejszej dobie
Ja stworzony z rękojeści
Damasceńskiej stali
Utkwionej w gardle lwicy
Celuję we francuskim
6. Wrogów odstrasza moje imię
Ale jakiś magnetyzm przysparza
Mi przyjaciół A tylko Paryż
Traktuje mnie lekceważąco
(Nie trwożąc się wcale
O zamki Lyonu)
1987
[z tomu: Książę Albański, Łódź 1991]
Jak kropla deszczu
Januszowi Drzewuckiemu
Widuję ciebie raz w panicznym lęku,
kiedy indziej śniąc inne lądy.
Rodzisz się i umierasz codziennie;
jesteś konsekwentny jak pory roku.
Masz władzę – decydujesz,
karmisz, udzielasz odpustów.
W cierpieniu i bólu
kryjesz swoje credo.
Twoje zaangażowanie w życie
ulotne jest jak kropla deszczu.
Twoje milczenie jest wymowne –
głośniejsze niż równy rytm serc.
Nie jesteś z tego świata,
nie masz nic z boskości.
Nie umiem ciebie nazwać,
więc pozostań białą kartą.
1990
[z tomu: Jak kropla deszczu, Łódź 1998]
Skała (epoka brązu)
Harry’emu Holtmarowi
To stało się naprawdę
w skandynawskie lato stulecia.
Na zdjęciach: jedenastoletni Łukasz
i trzyletnia Ania w różowej sukience.
Łukasz leży na skale.
W długiej łodzi dwaj mężczyźni z dzidami
walczą o kobietę. Obok psy (lub wilki)
i szarpiący się w sidłach jeleń.
Przy grobie megalitycznym
stoi nieco zdziwiona Ania.
Na górnym głazie
kucnął uśmiechnięty Łukasz.
Drzewa przechodzą w las
pełen dalszych grobów.
Jest trochę cienia.
Za chwilę spadnie deszcz.
1997
[z tomu: Ziemia otwarta do połowy, Łódź 2000]
Sonet III
A jeśli Boga nie ma, cóż nam pozostanie?
Czy nasza ziemska droga to tylko minuta
w falowaniu materii; ulica zasnuta
cieniem natrętnych myśli, że wszystko – mijanie?
A jeśli zgaśnie Słońce, nasze w duszy granie
przepadnie, umrze atom i diabeł Boruta
(co i tak jest legendą)? Wątpliwości nuta
brzmi jak requiem dla świata i podważa trwanie.
A jeśli Boga nie ma, kto wymyślił miłość,
serca nićmi powiązał, zaszczepił sumienie,
zliczył liczby, napisał prawa, które siłą
spajają molekuły, gwiazdy i kamienie?
I kto by wtedy wątpił, gdyby nic nie było –
w dzień i noc, dawcę życia i w samo wątpienie?
1999
[z tomu: Przechodzimy do historii, Łódź 2001]
O
Dotykam ciebie. Jesteś blisko.
Między nami wyrasta gęsty las.
Padają ścięte drzewa.
Lekka i miękka znikasz za horyzontem.
Marzę o cieple, puchu i szkle.
Firanka z ptaków zasłania nam oczy.
Chwieje się słońce.
Na mapę spadają zielone liście.
Twoje ciało spala się na biały popiół.
Idę do ciebie – nierzeczywistej.
Strzepuję kurz. Zapominam…
Mech gnie się pod palcami.
Świat zamienił się w wielkie O.
1990, 1997
[z tomu: Którego nie napiszę, Łódź 2003]
Ars poetica (dom wariatów)
1.
Czym jest poezja, która nie ocala
narodów ani ludzi?
Niech nam będą wybaczone
te niepoprawne słowa.
Wiara w dajmoniona
stała się bowiem przeżytkiem,
a poszczególne państwa demonów
zaludniają kliniki psychiatryczne.
Poezja nie ocali człowieka poczciwego,
tam gdzie cielec-misiu-cielec.
To tylko słodkawe zapaszki
rozkładającej się twórczości
i świeżego mięska fa-artu
(teraz przemawia zygmunt wrzodak
z ligi polskich rodzin
w sprawie funduszu spójności).
Czy zatem należy ogłosić
niegramatyczny finis poesis?
Wszystko już przecież było;
obijamy się o ściany
i przepisujemy co smaczniejsze myśli,
a nowatorskie pomysły to jedynie
samobójcze skoki
na powierzchnię poematu.
2.
Niewinna młodzież oczekuje
na dobry przykład.
Z muru wystaje
wulgarny azbest.
Otacza nas mięso, bolą
końcówki chromosomów,
za dużo mamy w głowach
serotoniny,
rozkładamy się
na atomy słów
(czy bóg wie,
że nic nie?).
3.
Ziemia jałowa,
wydrążeni ludzie,
wszystko już było,
wiara w dajmoniona,
poezja, która
nie ocala,
dom wariatów.
[z tomu: Ars poetica, Warszawa 2006]
1983
to były piękne dni
gdy podziwialiśmy się nawzajem
ten przedziwnie uroczy świat
miękkie puszyste listki
czerwono-żółte kwiaty
i niesamowity zapach jaśminów
w parku poniatowskiego
to musiało się kiedyś zdarzyć
ale przecież wiesz że to
nie może być prawda
[z tomu: Forever, Sopot 2010]
Facet z szybą
1. nosiciel zdrowia
jeszcze się tylko zaszczepię
przeciwko grypie żółtaczce
zakaźnej i pokarmowej
typu a i b rakowi szyjki
macicy kleszczowemu
zapaleniu mózgu
oraz pneumokokom
i meningokokom
nie wezmę też nigdy
gryza łyka macha liza
i będę żył długo i szczęśliwie
2. śmierć
kupiłem za złotówkę śmierć
dąbrowskiego (cena na okładce:
12 zł, rok wydania: pół wieku temu)
suchot nie należy przeceniać
zwłaszcza w dobie galopującego
postępu medycyny oraz inflacji
druga śmierć nadeszła
poleconym priorytetem
3. trzydzieści lat temu
przechodził facet z szybą
zatrzymał się zrobił głupią
minę oczy wybałuszył
i poszedł dalej
4. aby
chcę stworzyć poezję po
bitwie pod grunwaldem
kłótni z żoną
zjedzeniu hamburgera
chcę stworzyć aby
żyć
[z tomu: Facet z szybą, Szczecin 2012]
Igły i szpilki
rozsypały się igły
rozsypały się szpilki
rwie wyrwany ząb
choć go już nie ma
przez skórę przechodzi
armia mrówek
minuty suche jak mąka
lata mdłe jak cukier
ja nie pamiętam ciebie
ty nie pamiętasz mnie
z tej mąki chleba
już nie będzie
z tej materii pan krawiec
niczego nie wykroi
wszystko się porozsypywało
jak poranny cukier puder
za szybą
[z tomu: Igły i szpilki, Szczecin 2016]
Marek Czuku (1960) – poeta, z wykształcenia fizyk i polonista. Autor trzynastu tomików poetyckich. Oprócz wierszy pisze prozę, recenzje, szkice, felietony, piosenki. Pracował m.in. jako bibliotekarz i dziennikarz. Przez wiele lat prowadził młodzieżowe koła i grupy literackie. Stale pisze literacki blog: http://wforma.eu/wedrowniczek-marka-czuku.html