Anna Maria Musz – (Nie)możliwość. O „(Po)równaniach z wieloma niewiadomymi” Agnieszki Marek

0
114

Anna Maria Musz

(Nie)możliwość

 

. O „(Po)równaniach z wieloma niewiadomymi” Agnieszki Marek

 

porownaniaEros i Tanatos żyją w kulturze od zawsze blisko siebie. Śmierć, świadomość własnej przemijalności, nadaje uczuciu szczególny charakter – pogłębia jego dramatyzm. Sprawia, że tak postacie wykreowane literacko, jak i realni ludzie, od mitologicznych podań do czasów współczesnych postanawiają czerpać garściami to, co podsuwa im los. Tylko sztuka i literatura jednak potrafią nadać temu „mocowaniu” się życia ze śmiercią, miłości z wieczną rozłąką uniwersalny wymiar. Potrafią wydobyć z przeciwstawienia tych pojęć ich ludzki, tkliwy – a jednocześnie metafizyczny wymiar.

            W „(Po)równaniach z wieloma niewiadomymi” Agnieszka Marek wykorzystuje odwieczne ścieranie się ludzkiej witalności i śmiertelności do opowiedzenia historii uniwersalnej. Z kreowanej przez poetkę niedługiej opowieści można wydobyć zaledwie kilka konkretnych informacji o podmiocie lirycznym i bohaterach wierszy – za to bardzo wiele o psychologii uciekania i ścigania się, o podświadomej potrzebie bliskości na zmianę z niezależnością, o samotności i jedności z drugim człowiekiem. Co wiemy na pewno? Podmiotem lirycznym jest tu córka, która towarzyszyła odchodzeniu bliskiej osoby (mamy). Jest to jednak także kobieta zaledwie czterdziestoletnia, a więc już dojrzała, ale przeżywająca właśnie teraz pełnię kobiecości. Dramat śmierci dotyka ją w chwili, w której sama gotowa jest na afirmację życia i przyjmowanie wszelkich związanych z nim emocji oraz uniesień. Wiemy także, że w jej życiu obecny jest mężczyzna, z którym związała się skomplikowaną relacją emocjonalną. Eros ma tu zatem formę niezwykłego (mocno wpisanego w świat komputerów i Internetu) związku, a Tanatos – to poczucie śmiertelności i przemijalności, zaszczepiona w pewnym momencie w świadomości podmiotu lirycznego. Przywoływane w wierszach zdarzenia są tylko kanwą, na której rozpisana została cała nadbudowa psychologiczna książki. To, co najciekawsze, rozgrywa się tu bowiem w warstwie przemyśleń, wrażeń, wspomnień oraz ich interpretacji.

            Agnieszka Marek jest bardzo wnikliwą obserwatorką ludzkich zachowań i reakcji. Zauważa wszystko: drobne przedmioty zyskują u niej wymiar symboliczny, ukradkowe spojrzenia niosą treść, którą można odszyfrować. Podmiot liryczny odczytuje wiele z cudzego milczenia, nieznacznych zmian zachowania. Bez słów odgaduje warunki „umowy” z mężczyzną, z którym się wiąże i nie próbuje ich zmieniać. Tak naprawdę nie dowiadujemy się, które z opisanych w tej książce spotkań były udziałem bohaterów, a które są projekcją ich wyobraźni – poetka pozwala bowiem, by podmiot liryczny zwierzał się z przeżytych chwil, ale nawet i ze snów czy domysłów. Zresztą – jak wskazuje tytuł – ma to być układ z wieloma niewiadomymi. I to nawet nie „równanie”, a „(po)równanie” – czyli zapis matematyczny, w którym znak równości nie pojawia się nigdy. „Po” ma tu wprost dopowiedziane znaczenie: po śmierci, a dokładniej – po uczestniczeniu w cudzej śmierci, która zupełnie odmienia postrzeganie własnego życia. W wierszu „Bez kontraktu (II)” podmiot liryczny ponagla wręcz: Zaskakuj i  bierz – co twoje, moje, nieuchwytne.

 W obliczu wyczuwanej już przemijalności liczy się już tylko to, by wziąć z życia tyle, ile się da, nie wiedząc nawet, czy nie sięga się po nieuchwytne.

            Eschatologia jest w „(Po)równaniach z wieloma niewiadomymi” zaledwie pierwszą pułapką, czyhającą na bohaterów. O wiele trudniejsze okazuje się poczucie nietrwałości, niemożności spełnienia. Czterdziestolatkowie w dobie smartfonów i Internetu schodzą się, rozchodzą, uciekają, by znów się pojawić. Nie są pewni nawet realnego spotkania, a może tego, czy druga osoba w ogóle istnieje. W wierszu „(Nie)możliwość” podmiot mówi:

 

W  słowach nie ma nadużyć. Staję się na chwilę

twoja, a  przecież nawet nie wiesz, czy polubiłbyś

mój zapach, zrozumiał chciwość dłoni. Nie będziemy

 

bliżej i  ta świadomość dotyka (choć wolałabym zamienić ją

na twoje usta, ciepło w  okolicach obojczyków). Widzisz,

wszystko jakoś zbyt mocno się kojarzy: listy czytany od góry

 

do dołu; płyta, której słuchasz od początku do końca. I  może

jednak lepiej, że łączy nas tylko wirtualność westchnień,

bezwiedny uśmiech, gdy otulasz się słowami z  oddali

(a  przecież tak niedawno zwyczajnie nas nie było).

Bo zawsze możesz zniknąć, znaleźć przystań w  bezpiecznym wyloguj.

 

Usunąć wszystko jednym kliknięciem powiek.

 

Zacytowany krótki tekst bardzo trafnie oddaje charakter relacji łączących tych dwoje. Jest w nich potrzeba uczucia, bliskości i spełnienia, ale ukrywana i pohamowywana. Zgoda na nietrwałość to gest obronny: skoro bohaterowie z góry zakładają, że spotykają się na chwilę, nie grożą im rozczarowania. Mimo to nie sposób uniknąć tęsknoty po rozstaniu. Wiele wierszy tworzących „(Po)równania z wieloma niewiadomymi” ma formę zwrotu do dawnego partnera, tego miasta partnerskiego, jak określony został w jednym z wierszy. Ale trudno nie odnieść wrażenia, że zwierzeń i wyznań, które tu padają, bohaterowie opowieści nie potrafiliby wyrazić wprost. Ich emocje wyrażają się raczej w takiej właśnie formie: samotnych refleksji, które nie wychodzą poza milczące zamyślenia albo niewysłane listy.

            Nie oznacza to, że w historii ich rozstań i powrotów nie ma jasnych chwil. Być może nawet na kilku planach jednocześnie rozgrywa się w „(Po)równaniach…” kilka historii miłosnych między tą samą dwójką bohaterów. Nie wiemy, która z przedstawionych wersji wydarzyła się w książkowej rzeczywistości, a która jest wyobrażeniem kreowanych postaci. Poszczególne warianty tego związku nakładają się na siebie, jak przezroczyste klisze kilku filmów. Jest więc i czułe „Art of dreaming”:

 

Zasypianie obok ciebie staje się sztuką, marzeniem w  fazie

realizacji. Wszystko dziwi – dopasowanie dłoni do szorstkiego

od zarostu policzka, zderzenie kolan pod zbyt ciepłą kołdrą.

 

Tuż przed zamknięciem oczu szukasz we mnie łagodnych

załamań, muru, który skruszysz w  znany sobie sposób. Pośladki

pasujące do twojego podbrzusza to jedynie początek. Później

jest rozchylanie wciąż chętnych ud, wyścig po lepkie owoce tego lata.

 

Niepokoić może jedynie wzrok, którym zahaczasz o  zegar.

Nigdy nie mam pewności, czy chciałbyś zatrzymać czas, czy też

łagodnie przyspieszyć przemijanie. A  może właśnie uchwycić –

krople soku w  kącikach ust, zrywanie dojrzałych kiści.

 

– i nawykowe wycofywanie się, zanim przyjdzie zaangażowanie (jak w „Sail away”):

Przyciąga nieudanych mężczyzn. Tandetne modele

sprzed lat wciąż wzbudzają w  niej dziwną czułość.

Regułą staje się wybrakowanie – lżejsze lub zniewalająco

poważne. I  jeszcze ta myśl, żeby chronić.

Są zachwyceni niemal nieprzyzwoicie: kolorem oczu,

niepokornością włosów, ciętymi ripostami i  tym, jak potrafi zanikać.

Tego jeszcze nie grali w  ich repertuarze, więc patrzą –

z  rozdziawionymi ustami, z  lepkim czasem, który coraz

szybciej przecieka przez palce, z  brakiem decyzji. A  ona

staje się perfekcjonistką w  zwijaniu żagli, odpływaniu.

Tu nie ma lądu. Nie będzie przystani.

Może pod koniec tomu pojawia się więcej trudnej, ostrożnej nadziei. Bez względu na to jednak, jak zakończyła się ta historia – w książce właściwie zawieszona – w rozproszonych relacjach i wspomnieniach znajdujemy bardzo sugestywny i przejmujący portret współczesnych czterdziestolatków. Z „(Po)równań z wieloma niewiadomymi” wyłania się „cyfrowa” samotność – specyficzne zagubienie w świecie, w którym łatwo można zniknąć, klikając jeden przycisk. Ale jest to samotność, nie egoizm, ponieważ bohaterowie potrzebują spełnienia i dążą do niego, nawet jeśli przezornie wolą w spełnienie nie wierzyć. Są na tyle odważni, by łamać społeczne tabu (jak podmiot i zarazem bohaterka wierszy, która przychodzi na pogrzeb z polakierowanymi paznokciami i natrafia na krytyczne spojrzenia zebranych), a jednocześnie na tyle tradycyjni, by marzyć o wspólnym celebrowaniu licznych śniadań, co miały

 być: nasze, niespieszne, przyprawione śmiechem

.

            Agnieszka Marek potwierdza raz jeszcze to, o czym poezja i literatura chce pamiętać od wieków. Niespełnienie, potrzeba bliskości, lęk przed odrzuceniem, dążenie do szczęścia, a więc wszystkie sprzeczności wpisane w życiorysy, są podobne w każdej epoce. Potrzeba trwania (także w drugim człowieku) i perspektywa śmierci (czyli nietrwałości) są niezmienne, nawet jeśli ich sztafażem okazuje się komputer, smartfon i komunikatory internetowe.

————-

Agnieszka Marek, „(Po)równania z wieloma niewiadomymi”, il. Anna Taraszkiewicz. Wyd. Wydział Kultury i Sztuki Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej

, Bielsko-Biała 2016, s. 56.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko