Wanda Szczypiorska – Szepty

0
262

Wanda Szczypiorska

 

SZEPTY

 

Francisco José de Goya y Lucientes

Nazywaliśmy  go Filutem, ale to tylko między sobą, byliśmy bowiem przekonani, że siostra dobrze wyszła za mąż, stara rodzina, zasiedziała. Przyjechał do nas tuż po świętach, podobno miał tu coś do załatwienia,  sprawa musiała być poważna,  bo  świadczył o tym jego strój,  zadbany wyjątkowo.  Ubrany był  w pelisę,  płaszcz na futrze. Miał go po zmarłym ojcu,  inżynierze. Sam też był inżynierem. Ale cóż, pensyjka inżyniera w Peerelu, kiedy się miało trójkę dzieci… Więc rozmawialiśmy. Właściwie on rozmawiał z mamą, nie przy mnie, gdzieś na osobności i  chociaż zawsze taki pewny siebie tym razem jakby skrępowany i  jakby  chciał się  z czegoś zwierzyć, ale nie mógł. Był u nas tylko jeden dzień, a mnie do głowy nagle przyszło, żeby pojechać z nim do siostry na te ostatnie dni wakacji..

 Jechaliśmy z  Trójmiasta  z przesiadkami. Do Warszawy mieliśmy jedno miejsce na nas dwoje,  a w Warszawie  musiałam wejść przez okno do wagonu,   Filut z kimś jeszcze, obcym  mnie podsadził, a sam się pchał przez drzwi. Bałam się, że zostanie na peronie, a ja pojadę dalej sama, ale wszedł, przecisnął się i staliśmy na korytarzu, a on  porobił zaraz znajomości, ale nie były to rozmowy przyjacielskie. Filut był niedużego wzrostu i zachowywał się z godnością. Nie można było dać się zepchnąć w kąt. Broniliśmy z determinacją miejsc przy oknie. Podczas  podróży w tych warunkach myśli się tylko o tym żeby przetrwać. Wreszcie Skarżysko i przesiadka.

A tam już luz, siedzimy obydwoje,  rozmawiamy. Szwagier traktuje mnie protekcjonalnie, co zawsze trochę onieśmiela. On się na wszystkim zna, nie tylko na produkcji ciężarówek, jest inżynierem od wszystkiego, wolę wyglądać więc przez okno. Znam ten pejzaż, co roku spędzam tu wakacje. Dom szwagra, a raczej chyba jego  matki odziedziczony jest po ojcu (jak pelisa). Mnie się wydaje, że to piękny  dom. Na dole trzy pokoje,  duża kuchnia, a przy niej  klitka dla służącej,  no i łazienka z wielkim kotłem, a obok klozet z  akustyką. Ponieważ miałam zamiar zostać piosenkarką był moim studiem, tam śpiewałam. Matka szwagra  miała po jednej stronie  korytarza, pokój z  werandą od ogrodu, a oni dwa pokoje z drugiej strony. Mnie lokowano razem z dziećmi. Kiedy tam przyjeżdżałam w środku lata  od razu po śniadaniu  biegłam przez ogród w dół ku rzece, tam było moje towarzystwo. .

W zimie to co innego. Co ja tu będę robić, myślę. Brniemy ze stacji. Zimno, ślisko. I wreszcie furtka, powitania. Niezbyt wylewne. Rodzinny zwyczaj, my nie lubimy sentymentów. A może mi się tylko zdaje, że coś tu nie gra. Siostra nie pyta męża o nic. A on ją pyta, czy  wyjechał. Nie wiem o kogo chodzi. Być może mi się przesłyszało. Był tu ktoś? Ach prawda, naszej mamie wspominał coś o lokatorze. Jest taki mały pokój na pięterku, jednak nieogrzewany, prawie pusty. Kto by tam mieszkał  zimą latem musiałby chyba przesiadywać w kuchni  Jak wszyscy, zresztą. Bo w kuchni zawsze  było najprzyjemniej. Na środku stoi  stół wyszorowany do białości, a w głębi duży piec kuchenny. 

Siostra mówi mężowi, że wyjechał, on milcząc przyjął to do wiadomości. I wtedy coś jak gdyby mi się przypomniało. Szepty na stronie z moją mamą i jej zakłopotanie. Jej stwierdzenie, jakby nieśmiałe i niezręczne, że w końcu wszystko się ułoży, przecież są dzieci.  Prawda.  Dzieci. Gdzie są dzieci? Już śpią? Więc tylko rzucę na nie okiem. Jakie śliczne. Szczególnie ten najmłodszy. Marek

Wszyscy jesteśmy już zmęczeni. Zjemy coś i pójdziemy spać . Ja tam gdzie dzieci na kanapce, a oni w tym pokoju obok.

Nie mogę zasnąć, słyszę głosy. Kłócą się? A może tylko rozmawiają. A może to miłosna noc? Tym razem jednak chyba nie. Siostra mówiła kiedyś mamie (podsłuchałam)  że on nie daje jej spokoju, że miała kilka razy  zabieg. A jaki? Tego nie wiem. To wtedy przyjechała do nas z dwojgiem dzieci  i chciała zostać, a  jednak mama jej  wytłumaczyła, że to jest  niemożliwe, że dużo lepiej zrobi  jeśli wróci. I wróciła.

Nie podsłuchuję,  jednak słyszę, Bo chyba ktoś nie domknął drzwi. Jest również mowa o służącej. Jest służąca? Kiedyśmy przyjechali widać spała. Przecież nie musi być na każde zawołanie. Dziwne, że o niej mówią teraz, w nocy. Co ma służąca do ich związku, a jednak jakby czemuś była winna. Bo moja siostra chce, żeby wróciła na wieś (więc jest ze wsi?), a szwagier mówi, że to niemożliwe. Nie wiem czemu i to mnie nie obchodzi wcale, chciałabym zasnąć. Ale nie. Teraz jest mowa o tym lokatorze, który wyjechał przecież, już go nie ma, a mimo to podnoszą głosy, jak gdyby zapomnieli że tu jestem, a może myślą, że ja śpię?  A ja domyślam się, (bo przecież  jestem już dorosła), coś być musiało między nim, a siostrą i ona wcale temu nie zaprzecza, powtarza że to jego wina. Jego, to znaczy męża. Czyżby pojechał się poskarżyć mamie? A może się usprawiedliwić? No i co? Już dostał rozgrzeszenie  – pyta. Tamtego miało nie być, kiedy wróci, no i nie ma. Kłótnia przycicha. Są jakieś  nowe  dźwięki, szepty, skrzypienie łóżka. Sen mnie morzy.

Rano dzieci się budzą i ja też.  Witamy się serdecznie z entuzjazmem. Pomagam im się ubrać. W kuchni zastaje tę służącą o której nie wiedziałam, że tu mieszka. Krząta się, lecz jakoś tak niemrawo chyba. Jest jeszcze młoda, ale brzydka i taka ni to gruba ni to chuda. Wydaje mi się, że jest w ciąży. Dlatego wcześnie poszła spać. Witam się z nią, a ona wie kim jestem, skąd przyjechałam, ale wyczuwam w powitaniu niechęć. Czemu?

W domu jesteśmy tylko my; ja, siostra i służąca, no i dzieci. Szwagier i jego matka już o świcie poszli do fabryki, wielkich zakładów przemysłowych, w których pracują prawie wszyscy w mieście. Ja chciałabym się przejść, ale jest zimno, pada mżawka, wiec siedzę w kuchni . I wtedy robi się ciekawie, bo przyszła ta kobieta  ze wsi. Pamiętam ją.  Przynosi to, czego nie można kupić w sklepie, no.. może by się dało gdyby trochę postać, lecz nie takie. Rozkłada to co ma. Duża osełka masła w czystej szmatce  i  biały ser, a także duży bochen chleba. Siostra płaci. Masło i ser odłoży do spiżarni, ale zjadamy po kawałku chleba. Siostra  rozpala w piecu w korytarzu. Ten piec ogrzewa dwa pokoje. U matki szwagra taki piec rozpala się dopiero po południu i robi to służąca, bo to służąca tamtej, matki, mówi siostra gdy zostajemy same.  Pytam gdzie mieszka mąż służącej, bo przecież będzie miała dziecko, lecz siostra milczy, a potem jakoś dziwnie prycha,  na śmiech to raczej nie wygląda i mówi.

– Nie ma męża.

Chcę więc zapytać kim jest ojciec, ale coś mi zaczyna świtać w głowie, wiec milczę. Pewno lokator. Byłoby może lepiej  gdyby został ? Może mógłby się z nią ożenić? Ta sytuacja wydaje mi się dość niejasna. A oni jakby mieli w tym swój udział. Siostra i szwagier. O co chodzi?

Bawię się z dziećmi  pod choinką w ich pokoju, a one pokazują mi prezenty. Ja nic im nie przywiozłam, trochę głupio, lecz dla nich nie ma to znaczenia.  Mały niczego jeszcze nie rozumie, a tamci dwoje są zajęci. Siostra sprząta. Pytam o tego lokatora, a ona waha się a w końcu  mówi

– Taki jeden. Pracuje w fabryce

– Młody?  – pytam, a ona odpowiada

– Bardzo młody – i zaraz gdzieś odchodzi. A jednak nie. Za chwilę  wraca i pyta co tam w domu? Ale ciekawa  głównie tego, co on, jej mąż powiedział mamie. A ja nie wiem. A jednak chyba coś ważnego, bo chciał powiedzieć to na osobności..

– Ma jakąś tajemnicę?  – pytam. Siostra się śmieje, nie wiem czemu, ale to nie jest śmiech pogodny. W ogóle atmosfera taka sobie. Co ja tu będę robić? Nudzę się.

Trwają przygotowania do obiadu Niedługo tamci wrócą z pracy. Obiad gotuje pani Józia (tak ma na imię). Obiad będziemy jedli w kuchni. Dawny stołowy  jest sypialnią matki, tam się nie wchodzi bez potrzeby.

No i wracają . On otupując buty z błota w sionce wchodzi  pierwszy. Matka robi zakupy gdzieś po drodze,  obiad poda się wtedy, kiedy wróci. Wszyscy zasiądą wokół  stołu razem, pomimo że to stół kuchenny. Kiedy żył jeszcze ojciec  szwagra, a on był wtedy jeszcze mały  obiady jadło się w stołowym. To były czasy przedwojenne, a jego ojciec był tu kimś. Miał kierownicze stanowisko. W  tej fabryce produkującej samochody.

Szwagier jest czymś zaabsorbowany, ale nie mówi co się wydarzyło. Może nic. On zawsze ma coś do zrobienia. Majsterkuje. A może to są wynalazki?  Kiedyś warsztacik miał w służbówce, kiedy nie było tu tej Józi, a teraz  znosi wszystko do pokoju, narzędzia, jakieś kable, płytki, śrubki. Ma wydzielony na to kąt.

Siostra zawsze lubiła pożartować , ot takie sobie złośliwości, pogaduszki, a teraz jakby jej to przeszło. Stół już nakryty,  nie siadamy czekamy aż się zjawi pani domu , a ona wchodzi  odświeżona, w lepszym humorze ,  choć  na ogół  jest dość krytyczna i surowa. Teraz już można usiąść,  dzieci też. Józia podaje zupę w wazie. Trochę się głupio czuję, bo z jakiej racji ktoś mi usługuje i to ktoś starszy,  na dodatek w ciąży. Filut rozmawia z matką o czymś,  co mnie zupełnie  nie dotyczy, bo to o fabryce.  Siostra siedząc po przeciwległej stronie stołu karmi dzieci i to ją absorbuje całkowicie, bo jak to dzieci, nie chcą  jeść. Jestem w to zaangażowana i też próbuje je namówić,  wreszcie patrząc na  Józię, która nachyla się po wazę z zupą wpadam na znakomity  koncept

– Wkrótce będziecie mieli  towarzystwo, braciszka lub siostrzyczkę.. Coś jeszcze chciałabym  powiedzieć, lecz nagle słyszę jakiś hałas,  to szwagier  zrywa się zza stołu,   jego  matka  przygląda mi się  pytająco, a jednak nieżyczliwie, nie wiem czemu. Siostra chichocze. Pani Józia znika w służbówce.. Czyżby zrobiło jej się słabo?  – myślę. Kto wobec tego poda drugie? I wtedy słyszę syk Filuta

– Skąd wie?

A siostra pyta go

– Nie ty? Miałeś dość czasu na zwierzenia.

Nie rozumiem. A  drugie danie? Sama się przecież nie obsłużę. Na szczęście siostra wstaje, przynosi co tam jeszcze jest, kartofle i kotlety. Filut siada.  Jemy w milczeniu. Dzieci zrywają się od stołu  biegną do siebie korytarzem.

– Józia się źle poczuła?  – pytam.  Nikt mi nie odpowiada.  Cóż… Zjadłam, dziękuję i odchodzę.

Kiedy jesteśmy same w ich pokoju, bo on i jego matka zamknęli się w salonie, widocznie maja coś do obgadania, pytam siostrę

– To co z tą Józią? Kto jest ojcem? Skąd takie zamieszanie, czyżby to ktoś znajomy? 

A ona mówi

–  On

– Jaki znów on?

– Mój mąż.

A ja jej nie dowierzam –  co ty? Bo przecież on nie pije. Trzeźwy by zrobił cos takiego? Dużo pali. Mama mówi, że to od tego jest taki chudy, poszarzały.

Pytam  –  Co teraz? Siostra nie wie.

Ja też nie wiem.  Ja tego nie rozumiem. Bo przecież on nie kocha Józi. .Nie umiem sobie nawet  wyobrazić  jak to jest, dlaczego tak się dzieje.   

 

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko