Poczta literacka Bohdana Wrocławskiego
Od dawna nie prowadziłem swojej poczty publicznie, mimo, że od czasu do czasu, to znaczy w każdym tygodniu, odpisywałem tym, którzy prosili mnie o ocenę twórczości literackiej. Ponieważ każdego dnia redakcyjna poczta wywala dziesiątki wierszy, kilka opowiadań, do tego dochodzą fraszki, limeryki, prośby o pomoc w wydaniu książki, nie daję rady, nie mam siły do odpowiadania wszystkim. A ponieważ tak czynię, czyli nie wszystkim odpowiadam, czasami przychodzą listy, gdzie ktoś informuje mnie, że jestem źle wychowany i ogólnie mówiąc buc, osoba niekrzesana.
Trudno nie zgodzić się z takimi opiniami zważywszy, że ktoś wysyła list z ogromną nadzieją na publikację jego wierszy, które napisał w porywie emocji i skierowała je dla swojej wybranki lub swojego ukochanego. A tu masz babo placek, facet, który list otrzymał, nie raczy nawet odpowiedzieć. Draństwo!
Czasami w listach znajdują się miłe słowa skierowane do mnie, jak dajmy na to liście pani Maryli z Zambrowa: Drogi, Wielce Szanowny Panie Redaktorze, pozwalam sobie napisać kilka słów do Pana ufna, że mojej wiersze przypadną Panu do gustu, opublikuje je Pan jako Wiersze Tygodnia. Będę zadowolona także jeśli zorganizuje Pan w Warszawie spotkanie z Czytelnikami w miejscu i czasie ustalonym ze mną.
Dalszej części listu nie będę Państwu cytował, bo jest bardzo osobisty. Pani Maryla pisze o moim talencie, ogromnej wiedzy i (o moja wielka skromności) o moich oczach, które zafascynowały ją, kiedy obejrzała zdjęcia na jakimś, pewnie moim, profilu. Jest oczywiście także zaproszenie do pięknego Zambrowa. Dobrze, że żona nie jest zainteresowana moją pocztą, bo wyrozumiałość wyrozumiałością, a drzwi między pokojami w domu mogą zamykać się znacznie głośniej.
Pani Marylo z Zambrowa, proszę wybaczyć ale nie mogę spełnić Pani prośby w żadnym z zaproponowanych zakresów: nie przyjadę do Zambrowa, boć nie mam czasu i moja żona nie zgodzi się na taką moją wycieczkę, Wiersze Tygodnia ani spotkania autorskie też nie wchodzą w rachubę, ale żeby już całkiem nie pognębiać Pani, pozwolę sobie opublikować dwie zwrotki dość długiego wiersza w tej rubryce. Myślę, że doskonale oddają cały, głęboki sens miłości do mężczyzny, który, jak wynika z dalszej części wiersza, ma się wkrótce w Pani życiu pokazać, a na którego Pani z niecierpliwością oczekuje
Mam nadzieję, że to chwilowo Pani wystarczy.
Gwiazdy świecą gdzieś na niebie
A ja kocham tylko ciebie
Kocham w nocy dnia każdego
Także rano następnego
Przyjdziesz do mnie miły mój
Będziesz jak najczystszej wody zdrój
Przychodź szybko i nie zwlekaj
Bo twa miłość ciągle czeka
Aj, głupie te chłopy, taka miłość, taka kobieta pełna radości życia, a żaden cholernik nie pokaże się koło niej. Myślę, że powinniśmy, jako redakcja, wysłać list do burmistrza Zambrowa. Niech on w ramach swojej władzy podejmie stosowne działania.
Inny zgoła problem gryzie panią Jadwigę z Bielska Białej, która napisała kilkanaście fraszek, wysłała do kilku gazet i portali i nikt nie raczył nawet odpisać.
A ja przyznaję z ręką na sercu, żem taki sam drań jak ci, o których w pani liście, nie zawsze odpisuję, lekce sobie ważę obowiązki redakcyjne, co jest świństwem na wielką skalę, jak to pani napisała w liście do mnie. Zatem pozwolę sobie odkupić choć trochę moje i kolegów winy i przywary i opublikuję kilka fraszek.
Czarne dzisiaj są ulice
bo latają czarownice
W telewizji wielka wrzawa
Polityczna trwa rozprawa
Wielu posłów w sejmie mamy
I na wszystkich z góry …..
Tej ostatniej fraszki chyba nie powinienem opublikować, tyle tylko, że ja nie znoszę cenzury. Zostało mi to z okresu, kiedy pisałem teksty do kabaretów w czasach pogardy i nieźle trzeba było się nagimnastykować, aby wyjść na swoje ku ogólnej radości widzów na widowni. Zwłaszcza, że cenzorzy byli niezwykle czujni, a oszwabienie takiego bęcwała, dawało człowiekowi ogromną nie do opisania dziś radość.
Andrzej G. z Sochaczewa
Zgadzam się z Panem, że dzisiejsze redakcje są do bani, nie dość, że nie płacą za opublikowane teksty, to jeszcze nie raczą odpowiadać na wysłane do nich listy. Pisałem już o tym wyżej, pełen skruchy. Teraz przepraszam Pana publicznie za brak odpowiedzi na Pana dwa listy wysłane osobiście do mnie. Pozwolę sobie napisać że dziś w niedzielę dostałem trzydzieści sześć listów z twórczością i prośbą albo o ocenę albo o publikację a najczęściej o jedno i drugie. Jak Pan sądzi – czy jestem w stanie wykonać to zbożne dzieło? Otóż odpowiadam Panu, że nie ma takiej szansy.
Żeby jednak dać Panu satysfakcję pozwolę sobie opublikować przysłany do mnie jeden z Pańskich wierszy zachowując oryginalną pisownię.
Czas w sklepie i na łące
Już czas a co by było gdyby u nas go nie było
Chociaż w sklepie są wędliny i sprzedają je dziewczyny
Wszystkie ładne uśmiechnięte i dlatego ja tam chodzę
I po sklepie sobie brodzę
Tak jak bocian mknie po łące wyprzedzają go zające
I bażanty co wiatr gonią od latania też nie stronią
Prędko prędko czas ucieka płynie szybciej niźli rzeka …
I tak dalej i tak dalej opowiada Pan swoim czytelnikom o życiu pełnym przyjemności. Przyznam się Panu szczerze, że trochę zazdroszczę tej beztroski świata pełnego przyrody, uśmiechniętych ekspedientek w sklepie. Do tej pory nigdy nie zwracałem na nie uwagi i dopiero Pański cudowny wiersz kazał mi spojrzeć na sklepy z innej, bardziej ludzkiej perspektywy. Być może jutro wsiądę w samochód, pojadę na podwarszawskie, jesienne łąki aby poszukać na nich bażantów i zajęcy. Bo z bocianem o tej porze mogą być kłopoty. Zresztą na Żuławach w miejscu, w którym zazwyczaj bywa ich bardzo dużo w tym roku było ich jakby znacznie mniej. Stwierdziłem to osobiście. Znajomy rolnik w zaufaniu powiedział mi, że wystraszyły się czarnych procesji na ulicach polskich miast. Po prostu boją się o swoją pracę.
Józef W. Osowiec
Idą idą procesyje
każda czarna aż po szyję
Każda baba niedomyta
Ni to chłop ni to kobita
A ja pytam drogie panie
Co to po was pozostanie?
Szczerze, Panie Józefie? Nie wiem, ale zgadzam się z Panem, że trzeba jeszcze raz podjąć narodową dyskusję na temat filmu Machulskiego Seksmisja, wyciągnąć z niego właściwe wnioski, spytać co dalej? I oczywiście ma Pan zupełną rację, że Sejm RP winien rok ten uczynić Rokiem Seksmisji, bo wszystko jest dobre, co dobrze się kończy. Tylko, pozwolę sobie ja profan spytać – dlaczego niedomyta? Jakoś tego nie dostrzegłem, no ale skoro tak napisał poeta, to co ja malutki, redakcyjny wyrobnik mam do gadania. Wszak poezja to potęga… chyba jednak trochę przesadziłem. W moim wieku to norma.
I to byłoby na tyle – jak mawiał nieodżałowany mój kolega Jan Stanisławski, profesor mniemanologii stosowanej .