Naród nam się rozpolitykował, bo teraz mu wolno. A przecież nie tak dawno zdecydowana większość trzymała dzioby na kłódkę zamknięte, stała w kolejkach po margarynę, nie znała internetu ani telefonów komórkowych. Poetów było jak na lekarstwo, a teraz jest ich więcej niż kormoranów na drzewach w Kątach Rybackich. Do dobrego tonu należy, aby każda gmina posiadała klub literacki i kilku wierszokletów. Domy kultury ogłaszają konkursy poetyckie, finansują wydanie gminnych almanachów poetyckich, zapraszają jurorów, których pies z kulawa nogą nie zna, płacą im, dają nagrody. Jednym słowem odwalają wielką robotę w dziedzinie kultury. Tyle tylko, że przy okazji likwidują miejscową bibliotekę, bo nie ma kasy, a jeśli chcą zaprosić uznanego pisarza na spotkanie autorskie, to oczywiście za darmo. I każda redakcja dostaję dziesiątki książeczek poetyckich z prośba o ich zareklamowanie, napisanie recenzji.
Niedawno dostaliśmy taki almanach z miejscowości M. z prośbą o opublikowanie „w Państwa poczytnym i uznanym w świecie literatury piśmie” omówienia książeczki i ewentualnego zacytowanie kilku utworów, które są pokłosiem konkursu na poetycki utwór satyryczny.
A co nam tam, jak już nas tak chwalicie, że i w poczytnym i uznanym w świecie literatury – to przecież źle byłoby gdybyśmy się nie odwdzięczyli.
Wybieramy zatem fragmenty wierszy satyrycznych dwóch autorów: Andrzeja Mokryckiego i Stena Boruny, utwory które zajęły dwa pierwsze miejsca.
Ktoś podskakuje na linii sznurka
Pewnie wiewiórka
Ma włos rudawy jak u premiera
I mądrość z oka jej spoziera
Chwalmy premiera
Choć wokół gęsta jest atmosfera
Złodziei z złodziejem tańczy cholera
W wyspę zieloną bagno się wdziera
Chwalmy premiera
/…/
Dalej już z nie będę cytował ,bo przecież jeszcze inni autorzy z rzeczonego almanachu czekają w cierpliwej kolejce. Nie będę też cytował, bo chociaż nie ma już dziś cenzury, to redaktor potrafi od czasu do czasu z ogromnym trudem zapanować nad emocjami i zamknąć nie tylko sobie dziób na kłódkę. Wiadomo, pomóc cholery nie pomogą, a zaszkodzić zawsze mogą, jak mawiał znany klasyk, który już nas opuścił.
Świt za oknem się rozmazał
Białą plamą kalendarza
Na podwórku głodne dzieci
A mnie refren ten podniecił
Kochaj Tuska szanuj Tuska
Który z kasy ciebie łuska
Co jak Lenin głaszcze dzieci
A mógł brzytwą je przelecieć
Kochaj Tuska szanuj Tuska
Już dla niego rośnie brzózka
Ułamana gdzieś od czubka
Taka sobie niedoróbka
Kochaj Tuska szanuj Tuska
Który z kasy ciebie łuska…
Wiatr złamaną gałąź szarpie
Chmura mgielna sznurek muska
A w tym sznurze napis w pętli
Szanuj Tuska kochaj Tuska
Podpisano buda ruska
/…/
Myślę, że tyle na dziś wystarczy. Zacytowałem dwa wierszyki z rzeczonego, pokonkursowego almanachu na wiersz satyryczny z miejscowości M. i powinno to moim Czytelnikom wystarczyć. Wiem, że zostanie pewien niedosyt, bo ktoś powie, że jak zwykle sam sobie poczyta, a nam żałuje. Jednak po to mam uprzywilejowaną sytuację, abym z niej czerpał pełnymi garściami i nie oglądał się na innych. Co dziś jest uważane za trend pozytywny.
Ostatnio spotkałem się z poważnym zarzutem, że złośliwie oceniam wiersze, podpisuje je inicjałami i nazwą miejscowości, co pozwala licznym znajomym z okolicy na skojarzenie autora z tekstem.
Teraz nie będę złośliwy, bo to brzydka cecha charakteru i dwa wiersze, które przysłano mi do publikacji, oddam pod myślowy osąd moich Czytelników. Nie wymieniam też inicjałów autora, ot taki mały eksperymentem na wrażliwym , poetyckim duchu. Pisownia oryginalna
Nowy dzień
Witam dzień radości okrzykiem.
Z wykrzyknikiem!
I czekam na to co się stanie.
Z zapytaniem.
W drugim wierszu, pociąg historii znacznie przyspieszył, autor stara się logicznie i szybko odpowiedzieć na pytania zaskoczonego czytelnika, co się z tym dniem stanie?
Ano stanie się, stanie, oj będzie się działo, będzie. Proszę zapiąć pasy, wcisnąć się w głąb krzesła lub fotele, co tam kto ma pod sempiterną i wstrzymać oddech, bo właśnie rusza wiersz pod wdzięcznym tytułem:
Cywilizacja
Rozpędził się pociąg.
Mknie nad przepaścią.
Powiew zmiata rośliny i zwierzęta.
Dokąd on pędzi i czy dojedzie?
Uff! Dobrnąłem, dojechałem, nie wiem czy z Państwa wszyscy wytrzymali to szalone, cywilizacyjne tempo, bo choć mi trochę zabrakło oddechu, to przecież jeszcze żyję, jeszcze jestem i wbrew tamtym, co to już niby odeszli w niesławną pamięć, a jednak czają się wokół okolicznych krzaków i wbrew tym, co to rozpychają się dziś celebryckimi łokciami, a jutro też odejdą w niesławie.
Pozostaję z pytaniem, czy to dobrze, że tak wiele osób pisze dziś wiersze? Odpowiadam sobie, że dobrze, gdyby jeszcze tylko oprócz pisania zechcieli poczytać tych ciut, ciut lepszych od siebie, uznanych już i zdobyli się na moment refleksji, że droga do dobrego wiersza, tak jak droga do prawdy, jest drogą niezwykle trudną i pracochłonną. I do tego drogą wymagająca odrobiny samokrytycyzmu zanim wyśle się wiersze do niżej podpisanego.
No tak, ale o czym ja wtedy miałbym pisać, gdybym tych wierszy nie otrzymywał?
Mariusz N. z Głogowa, Arleta B. z Poznania, Iwona D. z Polnej Wsi. Grażyna O. z Izabelina, Wiesław A. Z Miłomłynów. Bożena W. z Krakowa, Jerzy P. z Krasnegostawu, Andrzej P. z Lublina, Teresa P. z Wiednia. Grzegorz R. z Wilna, Mariusz M. z Komorowa, Bożena W. z Nowego Dworu Gdańskiego, Patrycja U. z Garwolina, Mateusz Z. z Londynu – dziękujemy za przysłanie, nie skorzystamy.
Beata W. z Białegostoku, Dariusz S z Ustki, Paweł M. z Torunia – przekazano do publikacji.
Elżbieta U. z Przemyśla w sprawie wydania książki proszę o kontakt z redakcją
podoba mi się to o Tusku częściowo bo połączenie z Leninem-fryzjerem, który z brzytwą do dzieci, zazgrzytało jak zepsuta skrzynia biegów.