Przeglądam nadesłane korespondencje, dużo wierszy i wierszyków, trochę prozy i dość osobliwy list pisany przez Panią Jolantę z Sochaczewa i do tego pisany mową rymowaną:
Drogi Panie Redaktorze list ten piszę w środku nocy
Gdzie za oknem lśnią latarnię niby Bogusia Lindy oczy
Wkrótce wiosna pękną pąki zazielenią się nam łąki
Tak bym chciała którejś nocy
spojrzeć Lindzie z bliska w oczy (itd.)
Pani Jolanta napisała także prośbę abym ten list przed opublikowaniem opatrzył stosowną dedykacją, że jest od miłośniczki talentu wielkiego aktora i zwraca się do mnie, abym jej pomógł zaprosić go do jej domu pełnego spokoju i radości życia oraz, ( dopisek mój) co ważne z dobrą, domową kuchnią.
No cóż, najważniejszy fragment wiersza opublikowałem z pełnym zrozumieniem potrzeb autorki, reszta w rękach, a w zasadzie w nogach Bogusława Lindy, którego gorąco namawiam i do którego apeluję – Boguś pakuj się i jedź do Sochaczewa!
Liryka liryką i wierszy o miłości przychodzi fura, zwłaszcza, że wiosna rozłożyła się szeroko wzdłuż naszej wyobraźni. To też z jej nadejściem szaleją młodzi, zrozumiałe, szaleją ci w średnim wieku, i ba, szaleją ci, którym włos już mocno pobielał.
Pani Jolanta z Gdańska przysłała mi uroczy list. Oto jego fragment:
Panie Redaktorze, jestem już osobą leciwą, ale nieprzechodzoną, mam dużo wigoru i temperamentu, jestem dobrze zadbana, dużo czytam i kocham literaturę i pisarzy. Dom zawalony książkami, z których te o miłości i dobra poezja, także miłosna, są u mnie dominujące. Jednak jestem osobą samotną i to mi bardzo doskwiera, chętnie poznam jakiegoś pisarza w wieku 65 – 70 lat, którym się zaopiekuję, tworząc mu odpowiednie warunki dla jego pracy pisarskiej. W załączeniu przesyłam leciutki wierszyk zachęcający, mając nadzieję, że Pan Redaktor łaskawie go opublikuje.
Mój pisarzu bardzo miły
Wzywam ciebie z całej siły
Abyś mnie odwiedzić chciał
Jeśli zechcesz tu został
I tak dalej i tak dalej, ten list z cudownym wierszem zachęcającym… aż mnie dreszcze pełne uniesień artystycznych przechodzą. I refleksja, że jeszcze trochę i założę biuro matrymonialne.
Pani Jolanto, choć my nie biuro matrymonialne, to co mi tam, wzruszony opublikowałem. Będzie któryś z kolegów pisarzy chciał pojechać do Gdańska, zawsze mu Pani adres udostępnię. Choć tak szczerze Pani dopowiem, że życie z pisarzem, jest życiem trudnym, trzeba znosić jego fobie artystyczne, napady melancholii, kiedy mu nic nie wychodzi i kiedy cały świat zaprzysiągł się przeciwko niemu.
Wiosną rozgorzała wojna polityczna, kłócą się politycy, widomo, jedni mają władzę, bo ich wybrano, drudzy są rozczarowani, bo ich nie wybrano, miska pusta, więc żre się między sobą to całe towarzystwo, a my w szale nieracjonalnych uniesień, stajemy się często widzami na trybunach, wydzierając swoje dzioby w jedną lub w drugą stronę. Mnie też to czasami unosi, choć obiecuję sobie, że więcej nie będę się angażował. Emocje zostawię na dobrą sztukę teatralną lub wernisaż. Tak sobie myślę, że w tym szaleństwie zaczynamy gubić to, co w ludziach powinno być najistotniejsze, otwarcie na drugiego człowieka, gubimy kulturę, nasz język staję się chropawy, argumenty zastępują wulgaryzmy, świadczące o pewnej, intelektualnej bezradności wobec rzeczywistości. Przywalić drugiemu, obrazić go, poniżyć. Nie wierzycie mi? Wejdźcie na FB i poczytajcie.
Chodzi kaczka tam gdzie trawa jest zielona
Skubie trawkę jak szalona
Tu se skubnie tam się skubnie
Aż potknęła się na gównie
Taką to fraszkę przysłał do mnie pan Jerzy M. z Ełku tytułując ją Fraszka polityczna.
I jeszcze kilka podobnych z listem, w którym napisał, że … być może Pan ma inne poglądy i w związku z tym nie opublikuje żadnej z moich fraszek, ale taki to już jest los fraszkopisarza, że go władcy zawsze cenzurują.
Zgadzam się z Panem, że taki jest los fraszkopisarza, tyle tylko, że tym razem trafił pan na łagodnego cenzora, któremu, nie będę ukrywał, zaimponował pan tym, że nazwał go władcą. A co, nie podoba się komuś? Niech nie czyta. Tylko, tak przez moment zastanawiałem się, co wspólnego z polityką ma tytuł fraszki? A może, cholera, to mi zmniejszył się aparat pojęciowy zwany mózgiem i już mało do mnie dociera?
Sprawozdawca polityczny, tak tytułuje się pan Wacław z Wesołej pod Warszawą, a może to już dziś jest Warszawa, nie wiem, pisząc do mnie w ten sposób mową wiązaną zwaną wierszem białym, jak sam nadmienił w liście.
Wszyscy politycy diabła warci
Na siebie nadają,
A żłopią piwo w sejmowej knajpce
Potem odgrywają cyrk na sali posiedzeń
To taki teatr dla maluczkich
A w zasadzie cyrk
Gdzie każdy zabierając głos jest klownem
Z doprawionym czerwonym nosem
Którego nie widać
Panie Wacławie wielce szanowny, oczywiście nie boję się żadnego z polityków jak pan raczył do mnie napisać i pański śliczniutki wiersz opublikuję, wychodząc z założenia, że strach to ma tylko wielkie oczy, a moje ślepiątka, ani wielkie ani strachliwe. Intryguje mnie i to bardzo ten czerwony nos, którego nie widać. I mam pytanie, to jak go pan zobaczył? Bo że czerwony to zgadzam się, myśląc jednak, że tylko u coraz mniejszej części politycznych zuchów. Z braku miejsca w mojej poczcie literackiej pominąłem inne pańskie wiersze, za co mocno przepraszam, mając głęboką nadzieję, że ta publikacja jednak pana usatysfakcjonuje.
Barbara z Żyrardowa, Janusz G. z Malborka, Stefania K. Mroczkowice, Paweł M. Brwinów, Joanna W. Myślenice. Grzegorz J. Szczecin. Wiesław N. Bydgoszcz. – dziękujemy za przysłanie nie skorzystamy.
Pani Barbara N. z Zakopanego i pan Zdzisław C. z Siedlec proszeni o ponowny kontakt z redakcją.
Szanowny Panie Bogdanie,
jeżeli możliwe chciałbym zosatć członkiem Grupy Pisarzy PL.
Pan publikował już moje opowiadanie. Przesyłam Panu linki do mojej strony z żartobliwymi opowiadaniami a także link do blogu OliWolumen z recenzjami. Pod spodem krótkie erotyczne opowiadanie z Cyklu “Niesamowiete i erotyczne przygody niejakiego Kowalika”
Z poważaniem
Bruno Wioska
https://www.facebook.com/Niesamowite-i-erotyczne-przygody-niejakiego-Kowalika-Zbiór-opowiadań-412464979331621
https://www.facebook.com/Oliwolumin/videos/835946253550272
Bruno Wioska
Wizyta niezupełnie Obcej Pani
ze zbioru Niesamowite i erotyczne przygody niejakiego Kowalika
– Dzień dobry – powiedział Kowalik, gdy wszedł do swego mieszkania i na kanapie zobaczył niezupełnie Obcą Panią.
– Przyszedł pan nareszcie. Proszę podejść do mnie, muszę zobaczyć, bo coś tak panu pod krawatem błyszczy – zamruczała niezupełnie Obca Pani i założyła nogę na nogę, odsłaniając gołe kolana.
Kowalik posłusznie zbliżył się i stanął tuż przed nią.
– Ach to tylko się Panu lekko rozchylił zamek w spodniach – zauważyła i wsuwając palce za pasek spodni, przyciągnęła go bliżej. – Tak się dzieje, gdy za często się rozpina spodnie – powiedziała.
– Przysięgam, że nie rozpinam częściej niż należy – zapewnił Kowalik.
– Już ja wiem, o czym mówię. Ja się znam na zamkach. Zamki kryją bardzo często tajemnice – powiedziała niezupełnie Obca i powoli zaczęła obsuwać suwak zamka. – Ogromnie lubię tajemnice – już cichszym głosem powiedziała Obca Pani. – W każdym zamku powinien być strażnik. Czyżby tutaj na warcie nikogo nie było? O, jest tu ktoś… ale chyba zasnął. Oj, nieładnie tak spać, gdy zamek stoi otworem! – zganiła go szeptem. – Wstawaj, panie rycerzu. No, obudź się. No, nareszcie jesteś. Pokaż się rycerzu, chciałabym zobaczyć, jak wyglądasz – Och, jak ja kocham rycerzy. Chodź, mój drogi, niech cię ucałuję. Poza tym zrobiłam się bardzo głodna i muszę coś wziąć do ust. Bardzo nie lubię być na czczo. A pan mógłby się czymś zająć w tym czasie. Mógłby pan na przykład pozwiedzać okolicę. Na pewno się panu spodoba. Pan przecież tak lubi ładne okolice.
– Zrobię to z wielką przyjemnością. Szczególnie, gdy są to niezupełnie mi znane okolice – drżącym głosem odpowiedział Kowalik.
– Mam nadzieję, że zaspokoi pan swoją ciekawość miłośnika natury, a także moje oczekiwania – dodała niezupełnie Obca.
– Ja tak lubię wędrować po nieznanej okolicy. Można wiele ciekawych rzeczy odkryć i przeżyć, a i wiele przy tym doznać.
– Tak, niech pan odkrywa, bardzo proszę, niech pan wreszcie odkrywa i doznaje – mówiła trochę zniecierpliwionym już głosem; choć dobrze wiedziała, że nieładnie jest mówić, mając pełne usta.
Kowalik, gdy uznał, że góry go już w pełni usatysfakcjonowały, opuścił je, ześlizgując się coraz niżej po lekko falującym terenie w kierunku niewielkiego lasku, który dostrzegł w zacisznej dolinie. – „Tam chyba jest pięknie – pomyślał”
Obca Pani zajęta czymś nie odzywała się więcej. Kowalik nie miał również ochoty na konwersacje i zanurzył się w zagajniku. W samym środku, odkrył ukryte, zacisznie położone miejsce.
– Chyba zostanę tu dużej – pomyślał. – W takich miejscach najczęściej się znajdują źródełka. Ułożył się wygodniej i zanurzył usta w zdroju.
– Jest pan bardzo zachłanny – przerwała długą ciszę niezupełnie Obca Pani. – Chce pan, jak jakiś samolub, korzystać z przyrody. Fe, a nieładnie. Proszę zrobić mi tę przyjemność i ustąpić miejsca memu rycerzowi. On także chciałby rozkoszować się jak pan i także się zanurzyć – powiedziała wzdychając nie bardzo już Obca.
– Ależ bardzo chętnie sprawię pani tę przyjemność. Ja bardzo lubię robić coś przyjemnego. Szczególnie Obcym Paniom.
– Tak też myślałam. Wiedziałam, że nie zawiodę się na panu, pomimo że jest pan niezupełnie Obcym Mężczyzną. – O właśnie… czuję, że mój rycerz jest bardzo z tego zadowolony. Już ja znam dobrze rycerzy – mówiła niezupełnie Obca.
– Jestem tego pewien. Ja znam rycerzy również i wiem, co może ich uszczęśliwić… – wzdychnął Kowalik id drgawki przeszyły jego ciało i zamilkł.
– Jak to dobrze, żeśmy się spotkali. Oboje, chociaż niezupełnie Obcy, lubimy, gdy ktoś jest szczęśliwy – powiedziała niezupełnie Obca Pani i pledem przykryła śpiącego już Kowalika.