Władysław Panasiuk – …Pomiędzy dwiema rzekami

0
260

Władysław Panasiuk



…Pomiędzy dwoma rzekami


Ryszard Tomczyk„Gdy byłem chłopcem chciałem być żołnierzem” i jak mało które młodzieńcze marzenia całkowicie się spełniły. Ubrany w białą bluzę i szerokie spodnie zamiatałem pokład, nad którym łopotała biało – czerwona bandera. Zgrana lecz surowa załoga nauczyła mnie wszystkiego, co niezbędne do poruszania się po zdradliwej i groźnej wodzie. Wrosła we mnie dyscyplina w tym i punktualność. Z czasem stałem się jednym z nich i mogłem dzielić się wiedzą z tymi, którzy przychodzili po mnie. Pływałem po morzach i rozsławiałem polskie imię, które miało zawsze dla mnie szczególne znaczenie. Jeszcze dzisiaj słyszę łomot rozbijających się fal o burtę mojego okrętu. Wystarczyło mi czasu, by w pełni zrozumieć morze i ludzi z nim związanych. Ich stalowe nerwy nie przerywają się z błahych powodów, choć rozwścieczona woda potrafi złamać każdego. Sztorm jest potrzebny człowiekowi, by mógł pojąć wiele rzeczy, obok których dotychczas przechodził obojętnie. Podczas sztormu prędkość myśli może być zadziwiająca.

Dumny jestem z mojego kraju, choć niekiedy dzieją się w nim rzeczy dziwne, a często nawet niezrozumiałe. Dzisiaj w inny sposób rozsławiam imię mojego kraju, maluję je piórem i rozsyłam po świecie. Tak czy inaczej trwam w swoich postanowieniach. Jeśli człowiek lubi to co robi, staje się to jego pasją, rytmem serca.

Mój kraj jest piękny, są w nim takie zakątki, że dech w piersi zapiera. Nie potrzebne są Hawaje, Jamajki i inne zakątki świata, tyle piękna i uroku mieści się w granicach pomiędzy Odrą, a Bugiem.

Obce chwalimy, swego nie znamy… A tam piękno rzuca się łanami, rzeki płyną do morza jak na całym świecie. Falują jeziora, góry dotykają chmur wysokimi szczyty, w kołysce płacze zapomniane dziecię. Jesienne drzewa liście swe rozdają, statki się kołyszą jak kaczki na wodzie. Wierzba się przygląda w starym, rdzawym stawie, dziki gołąb w skrzydła srebrzyste uderzy. Bóg tak samo czeka zapatrzony w ludzi, a ty już nikomu nie wierzysz.

Okłamujesz oczy nieznanym obrazem i serce poisz obcymi słowami.

Tam jest najpiękniej gdzie groby zostały i gdzie wspomnienia krążą jak sokoły, gdzie dzwoni gryka, gdzie konopi rzędy wichrem kołysane – zapachem się dzielą. A życie jak pamięć powoli umyka, idzie w zapomnienie.


Nasza kultura nie ma sobie równej, a ludzie? Jak wszędzie. Są dobrzy i źli, piękni i wulgarni. Każdy z nas ma więcej wad niż zalet, ale o tych drugich rzadko wspominamy. Nikt o wady nie zabiega, nie wiedzieć czemu same się rodzą, ale z drugiej strony czy dałoby się żyć z samymi zaletami? Owszem dobrze mieć kilka zalet, lubimy komuś czymś zaimponować, ale i z tym należy być ostrożnym. Coraz trudniej drugiemu wcisnąć ciemnotę, dzisiaj naród jest wykształcony, wędruje przez otwarte granice we wszystkie strony świata. Pchany ciekawością Zachodu podziwia obce rzeki nie zastanawiając się, że płyną do tego samego zbiornika. Globalizm opanował wszystko, nawet naturę. Cały świat jest podobnie zbudowany, choć różnie rozmieszczony. W każdym niemal zakątku żyją ludzie, którzy pokochali ten skrawek ziemi wraz z całym pięknem. Mają swoje rzeki, łąki, góry i lasy, mają „swój ciasny, ale własny kąt” Są też ludzie przeganiani z kąta w kąt z rozmaitych powodów, niekoniecznie uzasadnionych. Co gorsza zdarza się to nawet w rzekomo najbogatszych krajach. Lichwa odbiera domy, a u godnego gospodarza nawet pies ma swoją budę. Człowiek stał się przedmiotem, który można wyeksploatować, a potem wyrzucić na śmieci.

Miejsce narodzin dla każdego z nas staje się punktem wyjścia, lecz i powrotu. Nie każde drzewo przesadzone potrafi owocować, choć żyć może.

Zabrakło w ludzkim sercu miejsca na uczucia, na zwyczajne gesty. Rozpędzone koło świata nie może się zatrzymać, pędzimy w kierunku Marsa, choć nie potrafimy zagospodarować własnej ziemi. Niszczymy, co dotychczas zostało zbudowane, burzymy ludziom domy pod byle jakim pretekstem. Podnosimy ceny żywności, by powiększyć grono zmarłych, przedłużamy wiek emerytalny, by uniknąć wypłacania emerytur. Cygaństwo na światową skalę, a wszystko po to, by zwiększyć fortuny rządzących.

Mało spotykamy dzisiaj pięknych tekstów, większość stron zabiera obrzydliwa polityka, która już nie przebiera w słowach. Rekiny połykają płotki i gromadzą zapasy na długi spokojny żywot zaczynający się po upływie kadencji.

Przejeżdżają ogromnymi furami pośród łanów falującego jęczmienia, wijących się wstęgą rzek widząc tylko czubek własnego nosa.

Kto znajduje czas na zachwyt bogactwem natury, kto chce oglądać dzieła boże. Wielkość widzi się w człowieku, który rzuca na kolana poddanych.

A wokół palą się w jesiennym słońcu czerwone liście, spaceruje ruda jesień przez oniemiały park, omija uśpione łąki. Jeszcze w powietrzu wisi dym z łodyg kartoflanych, a czarne wrony połykają gniew ludzki. Ze spuszczonymi głowami maszerują ludzie do resztek fabryk, do przerzedzonych poczt. Tłusty właściciel banku na banknocie  przygasza kubańskie cygaro. Młode policjantki nieudolnie kierują ruchem bawiąc się wyszukanym paragrafem. Bogate wystawy zagranicznych sklepów kłują w oczy przechodniów, a zapach kiełbas drażni opuszczone nosy. Lżej przechodziło się obok pustych wystaw z groszem w kieszeni.

 Ludzie do dzisiaj nie mogą pojąć, co oznacza powiedzenie, że – po złym następuje dobre.


Władysław Panasiuk


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko