Krystyna Rodowska rozmawia z José Angelem Leyvą

0
316

             Nie ma mnie bez drugiego człowieka

 

 

                Z José  Angelem Leyvą rozmawia Krystyna Rodowska

 

leyva-jose-angelKrystyna Rodowska – Urodziłeś się w wiosce zagubionej w górach, w rodzinie z dziesięciorgiem dzieci, borykającej się z wieloma ograniczeniami.  Myślimy najczęściej, że  dzieci, które miały trudne dzieciństwo nie są później w stanie osiągnąć życiowego sukcesu. Twój przykład podważa tego rodzaju sądy: wydaje się, że wszystko, nawet  bariery i przeszkody do przezwyciężenia, narzucone Ci przez Twój życiowy start, stały się z czasem Twoim wewnętrznym bogactwem. Mam na myśli ślad, jaki Twoje dzieciństwo odcisnęło na pamięci i wyobraźni  już dojrzałego poety, widoczny w wierszach z tomu Durangura~nos. Słowo to nie istnieje w języku potocznym, jest wymyślone przez Ciebie.Wiem, że Durango to nazwa stanu na północy Meksyku i stolicy tego stanu,  gdzie chodziłeś do szkoły średniej , a także do kina Imperio wraz z Twoją  babcią . Ty jednak bawisz się tą  nazwą, odkształcasz ją, nadajesz jej jakiś wymiar fantazmatyczny, jakbyś chciał w ten sposób nabrać nieuniknionego skądinąd dystansu do własnych wspomnień. Czy mógłbyś sam skomentować motywy tego rodzaju słowotwórstwa?  Co chcesz powiedzieć przez to nieprzetłumaczalne słowo „ Durangura~nos”?

 

José  Angel Leyva  –  W rzeczywistości urodziłem się w stolicy stanu o tej samej nazwie, w Durango. Moi rodzice mieszkali wówczas w górach Durango, w wiosce, która paradoksalnie nosiła nazwę „ Miasto”. Zachowałem wspomnienia oparte na wydarzeniach realnych, a także na fantazjach, jakie towarzyszyły mi w czasie pierwszych lat mojego życia. Można myśleć, że pewne rzeczy mi się przyśniły, ale to są wspomnienia zmysłowe i namacalne, które pozwalają mi przywołać obłok pary unoszący się nad wanną, w której matka kąpała mnie i starszą siostrę w czasie chłodów; miałem wtedy nie więcej niż cztery lata. Ognisko domowe kojarzy mi się od tej pory  z nieodłącznym ciepłem , doznaniem jakby wnętrza macierzyńskiego brzucha. Ojciec mój był nauczycielem szkoły podstawowej, z przekonania i z powołania. Kochał przyrodę i ludzi, którzy odpłacali mu taką samą miłością aż do jego śmierci. Z powodu wszystkich przejawów czułości i przywiązania, jego pogrzeb przypominał festyn. Musieliśmy wynająć trzy ciężarówki, żeby zawieźć na grób te wszystkie wieńce od przyjaciół z gór i z wielu innych miejscowości.

 Babcia, matka mojego ojca, także nauczycielka, była niepoprawną  kinomanką. Wcześnie owdowiała, zajęła się wychowaniem szóstki swoich dzieci. W mieście Durango na wieczornych seansach można było zobaczyć trzy filmy, toteż ona biegała od jednego kina do drugiego, żeby zobaczyć filmy meksykańskie i westerny, kręcone w wielu wypadkach w Durango, operujące  rozmaitymi ujęciami tamtejszych krajobrazów . Kino Imperio należało do jej ulubionych, bo było blisko domu i miało najlepszy repertuar.

   Pejzaż Durango, to głównie ziemia jałowa, pustynna, nad którą rozpościera się niebo

z odcieniem szmaragdu „ niebo które jest bardziej niebem”, jak zauważył kolumbijski

poeta Juan Manuel Roca. To olśniewające światło  i z pewnością także tania siła

robocza ściągają tutaj wielu reżyserów i producentów filmowych ze Stanów

Zjednoczonych. Tutejsi , patrząc pod światło, marszczą brwi, mrużąc przy tym oczy,

co nadaje im wygląd zagniewanych, choć w rzeczywistości  są to ludzie szlachetni i

przyjaźnie nastawieni do innych, tyle że na pierwszy rzut oka sprawiają wrażenie

podejrzliwych  ponuraków. Ta dwuznaczność przełożyła się na aliterację „ Durango –

hura~no” ( przymiotnik „ hura~no” oznacza człowieka nieokrzesanego, burkliwego,

ponuraka). Oczywiście, to tylko gra słów która jednych draźni, a drugich śmieszy.

Zauważyłem jednak, że oni sami coraz częściej mówią o sobie „ durangura~nos”.

 

      Jak to się stało, w jakim momencie i z jakiego powodu postanowiłeś związać

swoje życie z literaturą? Ukończyłeś studia medyczne, miałeś nawet zrobić specjalizację z psychiatrii. Co skłoniło cię do zmiany kierunku zainteresowań: jakieś wydarzenie? Jakaś lektura czy lektury?  Czy to był proces czy iluminacja?

 

      Nie potrafię odpowiedzieć ci precyzyjnie na te pytania. Po prostu nie mogłem

wyobrazić sobie siebie jako lekarza, kiedy już de facto nim byłem i pracowałem w szpitalu psychiatrycznym. Nagle wszystko wydało mi się aż do bólu przewidywalne, włączając w to własną śmierć, na granicy ostatecznej nudy. Poezja nie była dla mnie i nie jest zawodem, lecz formą życia bez jakiejkolwiek gwarancji  czy programowania. Po prostu wybrałem coś, co wydało mi się byciem w drodze…Literatura była ryzykiem i jest nim wciąż. Jest także dla mnie drogą zbawienia, ujścia z życiem. Mówiąc inaczej, jako lekarz przeżywałem czyjeś cierpienie w sposób aseptyczny, nie zarażając się nim, podczas gdy pracując w słowie nie tylko się żyje, lecz odzyskuje życie.

 

– Jesteś pisarzem wszechstronnym: poetą, prozaikiem, eseistą, autorem wielu

rozmów jakie przeprowadziłeś z innymi pisarzami, uprawiasz także eseistykę, związaną z malarstwem. Kierujesz pismem literackim „ La Otra” ( Inne), po doświadczeniu współ-szefowania, w ciągu jedenastu lat, pismu „ Alforja” ( Sakwa), które także było poświęcone przede wszystkim poezji. Jesteś człowiekiem wielu zainteresowań i wielu poszukiwań w labiryntach słowa. Przy tym rozpisaniu siebie na głosy, myślę, że jesteś jednak przede wszystkim poetą, dysponującym rozpoznawalną, tobie właściwą poetyką, bynajmniej nie łatwą w odbiorze. Zrobił na mnie szczególne wrażenie Twój sposób dobierania się do zagadkowej materii wspomnień w wierszach z tomów El Espinazo del Diablo, Durangura~nos i Habitantos. Każde przywoływanie cieni dzieciństwa staje się dla Ciebie jakimś szczególnym wyzwaniem, jakąś rozpaczliwa walką  o dotknięcie przeszłości palcem, ze świadomością, że jest to przecież niemożliwe. Twoje zaklinania przeszłości to nie tyle narracje, czy obrazy, lecz przede wszystkim ćwiczenia z kondensacji i odnawiania języka, sprowadzonego do napięć między wypowiedzianym a niewyrażalnym. Jakbyś skomentował tę obserwację?

 

– Z subiektywnej, wyłącznie mojej  perspektywy, mógłbym powiedzieć o potrzebie autoterapii czy psychoanalitycznej spowiedzi. Ale w tym co się udaje wyrazić , zawiera się jakieś istotne, głębokie otwarcie na innych, a zaraz potem zdziwienie tym, co się powiedziało. Zgadzam się z poetą meksykańskim Eduardo Lizalde, gdy w swoim długim poemacie „ Wszystko jest wieżą Babel” mówi o świadomości  tego, czemu nadaje się nazwę lub tego, co nas nazywa, w jaki sposób nas nazywa i kto nas nazywa. Człowiek jest kimś , kto znajduje się w trakcie permanentnej przemiany, jest językiem, jest tym podmiotem określanym przez Rimbauda jako ktoś, kto zawsze jest inny od siebie samego. Podobieństwo moje do kogoś innego staje się bardziej wyraźne w miarę jak odkrywam zmiany jakie zachodzą we mnie samym, w miarę jak zaczynam obserwować siebie z perspektywy tego innego i wtedy dopiero rozpoczyna się dialog o doświadczeniu i pragnieniach. Skończyłem właśnie czytać ksiązkę hiszpańskiego poety Antonio Gamonedy Un armario lleno de sombras ( Szafa pełna cieni). Jest to rodzaj pamiętnika z ciemnych czasów frankizmu i hiszpańskiej wojny domowej, czyli epoki jego dzieciństwa. Mogła to być biografia wspólna dla tysięcy dzieci tej wojny, dzieci głodu, biedy i śmierci, ale pod jego piórem stała się epifanią poety , który ponownie przeżywa cierpienie, okrucieństwo, takimi jakie widzą je naiwne oczy dziecka, nadające swoiste znaczenie terrorowi i poświęceniu, walce  o godność  i przezwyciężaniu strachu, miłości matki. To właśnie owa szafa pełna cieni oświetla przeszłość, ożywiając ją dla przyszłych pokoleń A przeszłość można ożywić jedynie wtedy, gdy się ją wyposaży w odpowiedni język, zdolny do odnowienia własnych zasobów i do udzielenia odpowiedzi na pytania innego czasu.  Język literatury jest dla mnie narzędziem o wielu ostrzach, jak zajęcie, odpowiadające różnym motywacjom. Nie ma czegoś takiego jak utwór w stu procentach liryczny, w stu procentach epicki czy w stu procentach dramatyczny. Poezja żywi się każdą formą języka pisanego i każdym wysłowieniem. Język mówiony jest niewyczerpanym źródłem i nieustannie się zmienia. I tutaj dziennikarstwo jest jego niezmordowanym kopistą. Ale poezja, wspólna wszystkim działaniom literackim a także intelektualnym, przekonuje mnie do pracy z wszelkimi możliwymi materiałami, aby podsycać tę nieczystą i kapryśną, buntującą się przeciw wszelkim regułom dynamikę liryczną.

 

 

 Jak doszedłeś do tej filozofii czasu i języka, którą tak fortunnie streszcza twoja zwięzła formuła: „ Jak rozlegle smakuje nicość”?

 

– Bardzo ważne dla mnie jest coś, co nazwałbym ikoniczną zdolnością języka. Gdy udaje mi się skoncentrować emocje i czas w słownym obrazie, wiem, że czytelnik zrozumie mnie, czy raczej wyczuje, dotknie. Wychowałem się w kulcie słowa , opartego na ścisłym związku z  rzeczywistością, lecz  widząc, że ów związek jest nie do zrealizowania, że rzeczywistość  rozsypuje się pod ciężarem nazwy, doszedłem do wniosku, że ona istnieje, ale w jakimś innym miejscu, w jakimś innym czasie. Niekiedy ją spotykam, odkrywam i nazywam. Literatura jest tą lub tymi rzeczywistościami , które potencjalnie istnieją.

 

 

– W twojej pracy z językiem zmierzasz równocześnie do precyzji i wieloznaczności, co wydaje się sprzeczne jedno z drugim, ale sprawia, że twoja poetyka, której awangardowe korzenie są wyraźnie wyczuwalne, jest intrygująca i atrakcyjna. Myślę, że przyswoiłeś sobie w dużym stopniu doświadczenia dwudziestowiecznej awangardy spod znaku Huidobro, Octavio Paza, może jeszcze innych poetów, których nie znam.

 

–  Tak, masz rację. Narzędzia odziedziczone po awangardowych estetykach dwudziestowiecznych przysłużyły mi się bardzo, pozwoliły zrozumieć lepiej władzę instynktu i harmonię chaosu, podświadomości, siłę wyobraźni i niezgody na konwencję. Z drugiej strony uważam, że taka jest natura języka codziennego, którym posługujemy się my, Meksykanie: jest on wieloznaczny aż do szpiku kości, ale w tej ułomności dopatruję się jego walorów semantycznych, jego potencjału ekspresji o wielkiej sile precyzji, jako że , bez przesady, potrafi on wyrazić w jednym słowie, jednej formule dwa lub trzy znaczenia jednocześnie. Sekret polega na intonacji, konotacji gestu lub głosu. Oczywiście, to czysty barok, ale o niesamowitym bogactwie ekspresji.  Ten sam efekt można osiągnąć w poezji..

 

 

– Większość poetów to osobnicy introwertyczni, zapatrzeni we własny pępek. Czasem uprawiają kamuflaż, zasłaniając się spędzaniem czasu przy piwie czy wódce. Czyżbyś stanowił wyjątek? Bo ty najwidoczniej kultywujesz zdolność otwarcia się na innych. Nawet ;pismo, którym kierujesz, nazywa się „ Inne”;  Inne, bo nastawione na słuchanie głosów innych twórców? Przypisujące wielka wagę do dialogu? Czy ten zmysł otwarcia, zainteresowania innymi zawdzięczasz upodobaniu do lektury, które tak często podkreślasz w swoich wypowiedziach?

 

 

– W moim pojęciu ja nie istnieje bez kogoś innego. Nie ma poezji , która obywałaby się świadomości istnienia tego drugiego, innego. Nie będzie przyszłości, zginie nasz gatunek, jeżeli człowiek  nie wyjdzie ze skorupy swojego egocentryzmu i zafascynowania odbiciem Narcyza w tafli wody. Każdy z nas jest indywidualnością, ale naznaczoną piętnem zbiorowości. Pismo „ Inne” zrodziło się z doświadczeń promowania  poezji i poetów w trakcie jedenastu lat istnienia pisma „ Alforja”. Dodatkowy bodziec dla jego funkcjonowania  stanowi  gotowość do współpracy jaką przejawia wiele osób , które cenię i które mi są bliskie, zainteresowanych skłanianiem ludzi do wysiłku  czytania poezji. Istnieje zasadnicza różnica między  piszącym wiersze a tym, kto uprawia poezję: ten pierwszy jest zakochany w swojej literaturze, podczas gdy ten drugi nasłuchuje pulsu człowieka w tym co pisze, nasłuchuje go w poezji, tworzonej przez innych, kocha poezję bardziej  niż własne odbicie w wierszach. Czy można uprawiać poezję, jeśli się jej nie czyta, nie słucha, jeśli się nie rozmawia z innymi, nie wchodzi w dialog „ z człowiekiem, który zawsze mi towarzyszy” – jakby powiedział Antonio Machado?

 

–  Jak widzisz rolę poety, intelektualisty w społeczeństwach latynoamerykańskich, których plagą są gangi narkotykowe, wszechwładna korupcja i trwająca wciąż marginalizacja autochtonów, czyli Indian? Czy poeta może temu przeciwdziałać? Czy poezja „ zaanagażowana” ma  rację bytu na  kontynencie, na którym słowo „ poeta” zwykło się wciąż jeszcze pisać dużą literą?

 

 

      Droga Krystyno, oto syn meksykańskiego poety, Javier Sicilia, 23-letni chłopak

został zastrzelony  wraz z sześcioma innymi osobami, na zasadzie ukartowanej zbrodni. Za co? Za nic, po to tylko, by zasiać strach i terror.  W ciągu czterech lat doliczyliśmy się już 40.000 ofiar i przewiduje się, że pod koniec rządów prezydenta Felipe Calderona liczba ta może wzrosnąć do 70.000. Strach i przerażenie panują w kraju, będącym w stanie politycznej dekadencji, gdzie organy sprawiedliwości są kpiną ze sprawiedliwości. Policja i przestępczość to jedno i to samo. Nikt nie ma zaufania ani do wojska ani do policji, ponieważ nie tylko nikogo nie bronią i nie chronią, ale to oni zabijają niewinnych ludzi. Trzeba przyznać, że my, intelektualiści, nie jesteśmy tutaj bez winy, zamykając oczy na korupcję, dla własnej wygody  lub z obawy przed ryzykiem. Brak zasad etycznych, brak zaangażowania w stosunku do własnego kraju i narodu obraca się przeciwko nam z iście dantejską furią. Nie sądzę, aby poezja mogła cokolwiek wskórać w tej sytuacji, a także w wielu innych, kiedy to może jedynie dowieść swojej praktycznej bezużyteczności .Natomiast sami poeci, jako obywatele, mają pole do działania i mogą wiele osiągnąć, pod warunkiem, że zdystansują się od beneficjów i przywilejów, jakie stwarza państwo , by uśpić umysły i sparaliżować wolę. Na szczęście ,  wciąż potrafimy oburzać się i dawać wyraz otaczającej nas grozie .Ufam, że ocali nas kultura, w której śmierć nie jest wysłanniczką przemocy, korupcji czy handlu narkotykami, lecz  po prostu toczy  swą nieuniknioną rozgrywkę z życiem.

 

 

-Jak określiłbyś relację poezji latynoamerykańskiej z europejską? A także , jak wyglądają jej powiązania, odniesienia do poezji północno-amerykańskiej, bardzo czytanej i tłumaczonej w Polsce? Z moich własnych, być może powierzchownych obserwacji, wyniesionych z uczestnictwa w rozmaitych międzynarodowych festiwalach poezji w Ameryce Łacińskiej wynikałoby, że nie ma wyraźnego, wzajemnego zainteresowania i wymiany. W epoce  kwitnącego w Europie, przede wszystkim we Francji, surrealizmu, ściągały do Meksyku takie osobowości jak André  Breton, Benjamin Peret, po klęsce Hiszpanii republikańskiej  tworzyli tutaj hiszpańscy poeci Leon Felipe, Luis Cernuda, Emilio Prados i inni. Relacja z Hiszpanią, w porównaniu z innymi krajami, jest w dalszym ciągu uprzywilejowana, choćby z powodu wspólnego języka . Ale w Twoim piśmie „ La Otra” przeczytałam niedawno, między innymi, wiersze np. Korneliusa Platelisa,  litewskiego poety, w tłumaczeniu Gerardo Beltrana – meksykańskiego poety, mieszkającego stale w Warszawie. Wyszedł numer „ Postdata, prezentujący przedstawicieli starszego i młodszego pokolenia współczesnych poetów polskich, takich jak Tadeusz Różewicz, Wisława Szymborska, Julia Hartwig, Urszula Kozioł, a także  Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki, Piotr Sommer, Andrzej Sosnowski, Bohdan Zadura, Tomasz Różycki i inni. Ciekawi mnie Twój komentarz do tych publikacji i do problemu, o którym wspominam na początku…

 

 

Już odkąd powstała „ Alforja” postanowiliśmy prezentować poezję tworzoną w wielu językach, przez autorów z różnych krajów, kultur, narodowości, grup etnicznych . W samej Ameryce Łacińskiej niektóre kraje są mi bardziej bliskie, inne  mniej. Ameryka Łacińska jest konglomeratem kultur tubylczych i napływowych, podbojów i adaptacji uchodźców,  migracji wymuszonych  także przez wojny i biedę. Natura tego kontynentu jest bez wyjątku kosmopolityczna. Każdy kraj jednak  cechuje tradycja otwierania się na innych, większego czy mniejszego. W przypadku Meksyku można mówić o długiej tradycji karmienia się europejskim dziedzictwem kulturowym. W epoce Porfiriatu [1] dominowała kultura francuska, odkąd zaś wyzwoliliśmy się spod dominacji Hiszpanii , zaczęliśmy dzielić traumatyczną granicę ze Stanami Zjednoczonymi, które są przecież światową potęgą… Nie sądzę, by Ameryka Łacińska przestała spoglądać w kierunku Europy, myślę, że wprost przeciwnie, to metropolia europejska traktuje nas jako peryferię. Młodzi poeci meksykańscy czytają zachłannie poetów europejskich, przynajmniej tych, do których mają dostęp i nie przestają czytać poetów ze Stanów Zjednoczonych.  Z kolei w Meksyku i innych krajach latynoamerykańskich  są poeci wielkiego wymiaru, zupełnie nieznani w Europie.   Toteż cieszę się, że przyjechał do Polski poeta tak wybitny jak Eduardo Lizalde i że z czasem tutejsi czytelnicy poznają być może twórczość innych  cenionych twórców meksykańskich,  takich choćby jak Ruben Bonifaz Nuno, Ali Chumacero, Francisco Cervantes, Elsa Cross, Coral Bracho,  by wymienić tylko niektórych , pozostających w cieniu wielkiej postaci Octavio Paza.

 

 

-Na koniec, rytualne pytanie: jakie masz plany, projekty na najbliższą przyszłość?

 

 

– W dalszym ciągu wydawać „ La Otra”, być czynnym na różnych planach kultury,

nie zaniedbując własnej pracy literackiej, a w szczególności poezji.

 

 

      Dziękuję Ci za rozmowę.

 

                                   2011.



[1] Porfirio Diaz  ( 1830 – 1915), prezydent Meksyku, rządził autorytarnie krajem od 1876 – 1911, z wyjątkiem czteroletniej przerwy.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko