Rekomendacje książkowe Krzysztofa Lubczyńskiego
Kto się boi (esejów)Virginii Woolf?
„Myśl swoje myśli (…) i wyrażaj tak jasno, jak, jak to tylko możliwe. (…) w eseju nie ma miejsca na literackie brudy. W taki czy inny sposób, czy to przez natężenie pracy czy hojność natury, czy obu naraz – esej ma być czysty jak woda, jak wino, ale też nieskalany nudą, martwotą i osadami materii zewnętrznej”. (…) „Zasada, która rządzi esejem, jest prosta: powinien sprawiać przyjemność, pragnienia, które nami powodują, gdy bierzemy tom z półki, to pragnienie przyjemności. Wszystko w eseju musi być podporządkowane temu celowi. Esej powinien od pierwszego słowa rzucać na nas czar, a po ostatnim powinniśmy się budzić odświeżeni. W tym czasie będziemy mogli poddać się najróżniejszym doświadczeniom rozbawienia, zdumienia, zainteresowania, oburzenia. Będziemy mogli wzlatywać na skrzydłach fantazji z Lambem lub nurkować w głębiny z Baconem, lecz przenigdy nie wolno nam się ocknąć. Esej ma nas otulić i zaciągnąć zasłonę nad światem” – tak pisała Virginia Woolf o sztuce eseju w tekście „The Modern Essay”, co w swoim posłowiu przytacza Roma Sendyk, także tłumaczka „Esejów wybranych” amerykańskiej pisarki, które ukazały się nakładem krakowskiego wydawnictwa „Karakter”.
Czy jako eseistka, Virginia Woolf spełniała przez siebie samą sformułowane postulaty? Odpowiedź na to jest zależy, rzecz jasna, w ogromnej mierze od subiektywnego odbioru czytelniczego, acz nie można nie mieć na uwadze wybitnej pozycji, jaką Woolf zajęła na firmamencie literatury światowej w pierwszej połowie XX wieku. Jak nietrudno zauważyć z zacytowanej wyżej próbki, oddany przez tłumaczkę styl może być przez współczesnego czytelnika odebrany jako cokolwiek egzaltowany, fragmentami nawet pretensjonalny, ale należy pamiętać, że wczasach gdy te słowa były pisane, taki styl był odbierany zupełnie inaczej i na ogół nie raził. W gruncie rzeczy dopiero kultura literacka, czy szerzej, piśmiennicza po drugiej wojnie światowej uznała nadmierne stylistyczne zdobnictwo, grandilokwencję, egzaltację za grzechy główne literatury i publicystyki oraz za oznakę złego smaku. Za życia Woolf było jeszcze do tego dość daleko. Dlatego wypada nad pewnymi wykwitami jej stylu przejść do porządku dziennego, jako nad znakiem tamtego czasu.
Od razu uprzedzam też uprzedzam – eseje Virginii Woolf (1882 – 1941) są na tyle mocno osadzone w literackiej kulturze anglosaskiej (choćby odwołania do Lamba czy Bacona w zacytowanym wyżej fragmencie), i tej jej współczesnej i tej dawnej, sięgającej nawet średniowiecza, że czytelnik nie mający biegłości w owej materii tematycznej nie może liczyć na lekturę nie tylko łatwą, ale choćby na taką, w której jego wiedza o kontekstach szybko i skutecznie uruchomiłaby sieć asocjacji. Lektury nie ułatwia też bardzo migotliwy, niespokojny, kalejdoskopowy, elitarny z założenia styl Woolf, styl o silnych rysach impresyjnych, zmysłowych i poetyckich, styl w którym pragnienie wyrażenia siebie jest czasem silniejsze niż wola komunikatywnego kontaktu z odbiorcą. O jego mankamentach z dzisiejszego punktu widzenia napisałem na wstępie. Dlatego, aby uniknąć pierwszego, szybkiego zniechęcenia, trzeba rozpocząć lekturę od przyjęcia postawy cierpliwości własnej, bez liczenia na szybkie i łatwe efekty. Dopiero ta cierpliwość w przedzieraniu się przez tkankę esejów Woolf może przynieść nagrodę. Zbiór rozpoczynają dwa eseje o czytaniu, potem jest o pisaniu i recenzowaniu, ale ten akurat wybór esejów Woolf nie jest stricte „literacki”, lecz obejmuje rozległe zainteresowania pozaliterackie i społeczne pisarki, jak choćby kwestie emancypacji, praw i roli kobiet czy naturę zwierząt, do których ma Woolf stosunek pełen uznania i miłości, do tego stopnia, że krytykuje nawet pobłażliwie protekcjonalny stosunek jaki mają ludzie do swoich zwierząt. Jest też mowa o Londynie, motoryzacji, wreszcie liczbe uwagi natury egzystencjalnej, o życiu, śmierci, przeszłości, naturze przemijania, możliwościach i granicach wyobraźni etc.
Bardzo cenne jest świetne posłowie Romy Sendyki, która interesująco i kompetentnie sytuuje wagę i miejsce Virginii Woolf w polu światowej kultury. W gruncie rzeczy każdy nieco „postronny” czytelnik może czuć się wdzięczny autorce przekładu i posłowia za ułatwienie kontaktu z tą wybitną postacią kultury XX wieku, jaką jest autorka esejów.
A poza wszystkim, parafrazując formułę wielkiego Cycerona, powtórzę: PiS rządzić będzie Tysiąc Lat. Jak Trzecia Rzesza.
Virginia Woolf – „Eseje wybrane”, Wyd. Karakter, Kraków 2015, przekł. Magda Heydel, wybór i opracowanie Magda Heydel, Roma Sendyka, posłowie Roma Sendyka, str. 491, ISBN 978-83-62376-97-1