Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
233

Wacław Holewiński



Mebluję głowę książkami


mebluje-glowe


Zgnieść w sobie stereotyp

 

ach-te-czeszkiCoraz częściej zastanawiam się ile my wiemy o naszych sąsiadach – Czechach, Niemcach, Ukraińcach, Słowakach, Litwinach. I coraz częściej mam poczucie, że nader rzadko potrafimy wyjść poza schematy, niewiele mające wspólnego z rzeczywistością przekonania, że są tacy, a nie inni.

Czesi? Tchórze! Prawda, że tkwi w nas poczucie wyższości? Oddali swój kraj Niemcom bez wystrzału. W ogóle, w całej swojej historii, nie potrafili bronić ojczyzny (no dobrze, ci którzy ociupinę znają historię wiedzą, że niewiele w tym prawdy, ale kto dziś zna historię). Co jeszcze? Że piwo i knedliki. Że humor, za Haškiem, rubaszny. Że Praga europejska i piękna. Coś tam jeszcze… Nie mam wątpliwości, że i Czesi mówiąc o Polsce mają w głowach wyłącznie stereotypy. Może być inaczej? Pewnie nie, ale warto przybliżyć tych sąsiadów, choćby naskórkowo próbować zrozumieć, znaleźć jakiś klucz do ich duszy.

Jak więc się do tej duszy „dobrać”? Może tak, jak proponuje Surosz? Przez ludzkie losy. To klucz dobry choć pewnie też zawodny. Bo czy nie da się, w każdym, absolutnie każdym narodzie, znaleźć kilku bohaterów, ludzi dalece odbiegających swym zachowaniem, poświęceniem, cierpieniem, od reszty społeczeństwa? Pewnie że się da. I żadne uogólnienie nie wyczerpie przecież tematu. Opisać, jak Surosz, czyniąc wyznacznikiem płeć? Jeszcze bardziej ryzykowne. Ale, powtórzę pytanie: czyż jest lepszy sposób, lepszy klucz niż ludzkie losy? Zwłaszcza, gdy tyczą czasów trudnych, niejednoznacznych, takich, w których rzadko kiedy dobro było ponad złem?

Osiem sylwetek: Adina Mandlová, Věra Čáslavská, Trudie Rose, Petra Šáchová, Miloslava Žáková, Elżbieta Rusnokowa, Růžena Vacková, Zdena Kolečková. Nie znały się, nie spotkały, ich losy się nie przeplatały. Co więcej, trzy z nich nie urodziła się ani w Czechach, ani w Czechosłowacji, równie dobrze mogły być Ukrainkami, Polkami, Angielkami. Czwarta… czwarta mogła być Niemką.

Były dzielne? Pewnie. Urodzić się na Wołyniu, spędzić tam czas wojny, przeżyć rzeź Polaków, być mistrzynią olimpijską, która nie wyparła się swoich sympatii politycznych z ’68 roku, przeżyć zabójstwo byłego męża przez syna, walczyć o pamięć męża lotnika zamordowanego przez komunistycznych siepaczy, być kapłanką Czechosłowackiego Kościoła Husyckiego, kościoła przenicowanego przez czeską bezpiekę w prawo, lewo po przekątnej i pozostać wiernym i wierze i prawdzie, być najpiękniejszą dziewczyną Pragi, wielką aktorką oskarżoną o kolaborację z Niemcami i wyjść z tego z podniesioną głową? Albo Polką z Cieszyna, odnajdującą w sobie, w dzieciach podwójną tożsamość? Wielkim autorytetem naukowym, który nie uległ lewicowym mgławicom?

Kilkadziesiąt lat najnowszej historii Czech. Trudnej. Znaczonej wojną, waśniami narodowymi, powrotami, komunistycznym bezprawiem, oddechem Praskiej Wiosny, oporem, trwaniem, budowaniem niezależności, stawaniem w poprzek, ale też chodzeniem na kompromisy, oddawaniem pola, cofaniem się. Czym była dla nich Czechosłowacja, a później Czechy? Dla jednych rajem, wyśnioną ojczyzną przodków, dla innych krajem prześladowań, nieprawości, wyzucia z majątku. Krajem, w którym można było zniszczyć największą sławę, odebrać jej prawo wykonywania zawodu, krajem, który najchętniej pozbyłby się kłopotu.

Surosz, tak myślę, wpadł na pomysł rewelacyjny. Kazał nam się uczyć historii. Bo te losy dalece wykroczyły i poza granice, i – to może znacznie ważniejsze – poza etniczną przynależność. Tak, wszystkie były Czeszkami, pół-Czeszkami, ćwierć-Czeszkami, nie-Czeszkami, a jednak to Czechy stały się ich ojczyzną, ich miejscem życia i pochówku.

„Grozili. Mówili, że moje dziecko nie wróci kiedyś ze szkoły. Byłam przerażona. Wciąż przyjeżdżali. Miałam paranoję, wszędzie widziałam agentów. W desperacji to ja im zagroziłam. Powiedziałam, że nie będę się już z nimi spotykać i że nagrałam nasze rozmowy. Jedną taśmę ma mój prawnik, a druga jest w Niemczech. Jeśli coś mi się stanie, nagrania zostaną ujawnione.” (Šáchová) Broniły się. Każda na swój sposób. Czasami się cofały. To wstyd? Sposób na przetrwanie? Nie, nie poddały się, ze spokojem mogły patrzeć w lustro.

Wracam do wcześniejszego pytania: jak wiele wiemy o naszych sąsiadach? Kto z nas wie, że w przedwojennym państwie Czechów i Słowaków, to nie ci ostatni ilościowo byli drugą narodowością? Kto z nas wie, że przez lata emigrowali nie tylko do Ameryki, ale też znacznie bliżej, na Ukrainę, że były tam wsie i powiaty zaludnione w ogromnej mierze przez Słowaków? Kto z nas wie cokolwiek o podziemnym czeskim Kościele, nie tylko katolickim? O tym, jak bardzo, nieporównanie bardziej niż u nas, próbowano zbudować przeciwwagę dla katolików i że ten kościół husycki miał dziesiątki tysięcy wiernych? Kto z nas wie jak prześladowano, w jak strasznych warunkach katowano i zabijano czeskich bohaterów?

Tak, te kobiety miały ojców, mężów, synów. Tak, można było zbudować tę książkę pokazując kilka pokoleń tej samej rodziny, wybrać inne postaci, może jeszcze bardziej heroiczne lub zwykłe. Surosz wybrał taki, a nie inny wariant. Zbudował swoją narrację oddając głos kobietom. Pięknym. Niecodziennym. Szczególnym. Napisał podręcznik losów naszych sąsiadów. Nic tylko się uczyć, zagłębić, próbować zrozumieć. Zgnieść w sobie stereotyp.

 

Mariusz Surosz – Ach te Czeszki, WAB, Warszawa 2015, str. 400.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko