Jacek Bocheński
JAZDA PO PIJANEMU
Znana rzecz: Polakowi się śpieszy, pijanego to jeszcze bardziej nakręca, a więc nabuzowany mówi kurwa, siada za kierownicą i po pijanemu jedzie. Nie każdy, oczywiście, ale wielu. Można w skutek tego stracić życie, ostatnio też więcej pieniędzy albo prawo jazdy.
Polakowi śpieszy się do zmiany politycznej, nie każdemu natychmiast i do byle jakiej, ale wielu trochę tak jak pijanemu w samochodzie. Nabuzowany zwłaszcza kampanią wyborczą, którą media pokazują głównie jako zawody w sztuce oszustwa i miotania oszczerstw, mówi: kurwa, K. ma zostać? Nie, kurwa, zamiast K. wybieram, kurwa, D., niech będzie, kurwa, zmiana. Wszystko jedno, czym się skończy, może rąbniemy w drzewo albo utopimy się w rzece, może trzeba będzie tylko wybulić kasę albo stracić prawo jazdy. Politycznej. Razem z demokracją, która dostanie łupnia. Ale na razie fajnie, kurwa, zapieprzamy!
Zdaje mi się, że Polska jedzie nowoczesną, komfortową autostradą po pijanemu. Być może, nie jedna Polska. Być może, cała demokracja zachodnia jedzie już podobnie. Po idiotycznych kampaniach wyborczych ludzie mają absolutnie pomącone w głowach, niczego nie są pewni i wielu gotowych jest podejmować decyzje, jak pijany kierowca.
21.05.2015
KARTA INFORMACYJNA
Szpital Powiatowy w Zakopanem. Karta informacyjna szpitalnego oddziału ratunkowego. Wywiad. Cytuję: “Chory, lat 89, osunął się do potoku podczas spaceru Doliną Białego. Twierdzi, że w pełni pamięta przebieg zdarzeń. Widoczne rany mnogie w zakresie ok. ciemieniowo-potylicznej. Chory leżał w potoku. Wychłodzony, odzież przemoczona, nie usunięta… W SOR przytomny, w pełnym logicznym kontakcie. Zgłasza dol. bólowe głowy, bez nudności i wymiotów. Źrenice równe, systematycznie reaktywne… Sztywności karku nie stwierdza się… Skarży się na ból barku lewego oraz ok. łopatkowej lewej. Widoczne otarcia naskórka grzbietu dłoni lewej. Oraz krwiaki i otarcia kolana lewego – pow. boczna”.
A ja miałem pomyśleć nad urealnieniem Drugiej Justyny. Myślę. Jednak chcę przede wszystkim podziękować turyście Łukaszowi z Rzeszowa. Podał mi także nazwisko na moją prośbę, ale, przepraszam, z oszołomienia zapomniałem. Łukasz z Rzeszowa w niedzielę 14 czerwca zszedł do potoku i udzielił mi pierwszej pomocy. Dźwignął i przytrzymał, żebym mógł stać, bo wolałem, niż leżeć na kamieniach w wodzie, wypiął mi ręce z kijów do Nordic walking’u i wezwał komórką ratowników GOPR, a ci już mnie jako tako opatrzyli, wyprowadzili z potoku, i niemal biegiem znieśli do ujścia Doliny, następnie przez las do miejsca, gdzie mogła dojechać karetka.
Po pięciu dniach bań i obserwacji w szpitalu wypisano mnie do domu z kartą informacyjną, której początek przytoczyłem. Żadnych poważnych obrażeń poza krwiakami nie stwierdzono. Wróciłem do “Astorii”, domu pracy twórczej, gdzie się tym razem zatrzymałem.
Ale muszę jeszcze przeprosić moją tutejszą publiczność. Do Zakopanego przyjechałem, aby odbyć spotkanie autorskie, organizowane przez Fundację “Zakopiańczyków w poszukiwaniu tożsamości” i Muzeum Tatrzańskie. Mieliśmy się zejść w Karczmie “Żabi Dwór” na Żywczańskiem, blisko “Osy”, domu mojego dzieciństwa. Po wypadku w Dolinie Białego zdążyłem wprawdzie spotkanie odwołać i podobno ukazało się odpowiednie zawiadomienie w “Tygodniku Podhalańskim”. Mimo to, jak powiedział mi przez telefon główny organizator imprezy, pan Janusz Bazydło, przyszło kilka niezorientowanych osób, a jakaś pani przyniosła teksty z “Gazety Wyborczej” i mój biogram z Wikipedii. Tej pani szczególnie współczuję, bo biogram z Wikipedii zawiera mnóstwo błędów i w zasadzie nie wygląda na aktualizowany od kilkunastu lat. Ja swoich biogramów nie piszę.
– Czym organizatorzy wytłumaczyli moją nieobecność w “Żabim Dworze”? – zapytałem.
– Niedyspozycją.
Rzeczywiście. Co innego mogli powiedzieć? Jeden z nich, zakopiański pisarz, kronikarz i działacz, w niedawnej rozmowie prywatnej odezwał się do mnie tak:
– Co to właściwie jest? Kończy pan blog mocno manifestując, że to koniec. I niemal natychmiast zaczyna pan drugi. Jakieś “nowe życie” niby. W tym wieku? Nowe życie?
W Dolinie Białego śmierć miała dobrą okazję, żeby załatwić ze mną sprawę. Wystarczyło inaczej uderzyć głową o kamień. Z okazji jednak nie skorzystała. Może to znak? – powiedziałaby Druga Justyna, która ciągle przebywa w strefie magicznej. Mam już dla niej pierwszy pomysł. Od tego zaczniemy. Stworzę nowe życie Drugiej Justyny.
22.06.2015
TWARZ
Zamienić abstrakcję, złożoną ze spisu niezwykłych zbiegów okoliczności i zagadkowych znaczeń, w realną, fizyczną kobietę. Współczesną, jakich tysiące chodzą wokół. Może ze słuchawkami w uszach, a tabletem w dłoniach, z którego ona jedna wysyła sentencję Junga albo wyznanie miłosne do Boskiego Juliusza, czyli do mnie.
Nie, chyba nie. Zacząć trzeba od ciała, nie od aparatów.
Takie są rozmyślania mojej z lekka rozbitej głowy w Zakopanem. Właśnie! Od głowy Drugiej Justyny trzeba zacząć. Dać jej głowę. To znaczy, dać twarz. Bo jest zjawiskiem bez ciała i twarzy.
Wiem, jak to zrobić. Powszechnie przyjętym sposobem, którym ludzie się dziś wobec siebie do pewnego stopnia materializują. Do pewnego stopnia, oczywiście, ale tego niewielkiego deficytu materii przeważnie się nie zauważa, bo różnica między bytem realnym a wirtualnym jest ogólnie w świecie zatarta. Niektórym to wcale nie przeszkadza, a niektórzy egzystencję częściowo wirtualną wręcz wolą. Na przykład na forach społecznościowych. Nie wiadomo, co woli abstrakcyjna Druga Justyna.
Otóż mój pomysł jest taki: zaprosić Drugą Justynę do grona znajomych na Facebooku, wtedy ona tam wejdzie, jak sama nazwa wskazuje, z twarzą. Bo czymże jest Facebook, jeśli nie księgą twarzy? Ludzie mieli obcować face to face, widzieć nawzajem swoje twarze. Wchodząc do “fejsa” tak zwany użytkownik przedstawia automatycznie własną fotografię. To się nazywa zdjęcie profilowe. Druga Justyna zyskałaby więc twarz i zrównałaby się pod tym względem z Pierwszą Justyną, która ma twarz na Facebooku i jest w moim gronie znajomych.
Byłby to krok do realności dla niej i dla mnie sceptyka jeszcze jeden dowód, że Druga Justyna, kobieta fizyczna, istnieje.
Chociaż, chociaż… W rozbitej głowie, która ostatecznie ma prawo trochę majaczyć, już rodzą się wątpliwości. Nie wszystkie twarze na Facebooku są faktycznie twarzami. Pewni ludzie zamiast własnych twarzy umieszczają na zdjęciach profilowych sosnę, wenecki Ponte Rialto, chryzantemę albo królika. Jeszcze inni pokazują twarz pozbawioną rysów, czyli nie wiadomo jaką i nie wiadomo czyją, sam kontur głowy, a w nim bladą jednostajną, matową taflę. Co zrobi Druga Justyna?
Zobaczymy. Na razie wyślę do niej zaproszenie.
24.06.2015
Źródło: http://blogii.blox.pl/2015/06/KARTA-INJFORMACYJNA.html#comments