Krzysztof Lubczyński rozmawia z ROMANEM OSTROWSKIM, laureatem tegorocznej Nagrody Kallimacha za promowanie książki edukacyjnej

0
103

Krzysztof Lubczyński  rozmawia z ROMANEM OSTROWSKIM, laureatem tegorocznej Nagrody Kallimacha za promowanie książki edukacyjnej

 

epitafium-kallimachaNa początek poproszę o kilka słów o nagrodzie Kallimacha. Kto ją przyznaje i za co?


– Stworzyła ją redakcja i środowisko skupione wokół „Magazynu Literackiego Książki” z redaktorem naczelnym Piotrem Dobrołęckim na czele. Adresatem tej przyznawanej od kilkunastu lat nagrody są przede wszystkim autorzy książek edukacyjnych.


Patron nagrody, to postać historyczna z XV wieku, humanista, poeta, nauczyciel i pedagog, Filip Kallimach…


– Tak, nota bene Włoch z pochodzenia, który część życia spędził w Polsce, położył tu wielkie zasługi dla kultury i tu zmarł, w Krakowie w 1496 roku. Do tej pory laureatami tej nagrody byli autorzy wybitnych książek mieszczących się w szeroko rozumianej formule edycji edukacyjnych, bądź zespoły autorskie. Ja akurat nie jestem autorem książek, ale w cyklu przyznawania tej nagrody zrobiono dwa wyjątki: dla Andrzeja Pieniaka, twórcy Warszawskich Targów Edukacyjnych, z którym współpracowałem jako dyrektor „Domu Książki” oraz, w tym roku, dla mnie.


Za co Pana uhonorowano?


– Za promocję książki edukacyjnej, w tym za współtworzenie i kierowanie przez dwadzieścia lat targami edukacyjnymi, jako jedną z imprez targów w Kielcach, drugiego po Poznaniu ośrodka targowego w Polsce. Wcześniej dostałem też Nagrodę Ikara, od środowiska autorsko-księgarskiego. Przypomnę tylko, że targi kieleckie trwają, podczas gdy Warszawskie Targi Edukacyjne niestety upadły. Moją pasją jest łączenie promocji książki edukacyjnej – nota bene bardzo trudnej do wypromowania –  z różnymi dziedzinami sztuki. I tak na przykład książki o charakterze encyklopedycznym przedstawiałem w otoczeniu treści artystycznych, jako zaczyn wydarzenia artystycznego. Promując encyklopedię fizyki i astronomii prezentowałem chóry gregoriańskie, wprowadzające w klimat przestrzeni, przybliżając odbiorców do nieba, do nieboskłonu. Pokazywałem też filmy przedstawiające środki komunikacji „do nieba”, a więc statki  kosmiczne typu Apollo, Sojuz i inne. Udało nam się zainteresować tym zarówno publiczność jak i media. Album „Zabytki architektury polskiej” promowaliśmy w miejscach, w których te zabytki się znajdują. O albumie zaś nie opowiadał autor, ale gospodarze tych obiektów, we współpracy z przedstawicielami różnych dziedzin sztuki, architektury, rzeźby, malarstwa. Wspólnie z Polskim Radiem realizowaliśmy liczne audycje prezentujące różne dziedziny edukacji, począwszy między innymi od tych pod hasłem „Jak nie zwariować w szkole”, o procesach wychowawczych, a skończywszy na podróżach i metodach nauczania języków obcych, w kontekście Warszawy o nauczaniu języka polskiego, a w kontekście Paryża o nauczaniu francuskiego. W podróży do Moskwy prezentowaliśmy tradycyjną piosenkę rosyjską, przede wszystkim stare romanse. Na tym polegało, w dużym skrócie, prezentowanie książki edukacyjnej.


Dziś książki edukacyjne muszą coraz mocniej rywalizować z nowymi technologiami…


– To także uwzględnialiśmy, uważnie śledząc ich rozwój w innych krajach. Naszym wydawcom książki dziecięcej, wystawiającym swoją ofertę na największych targach z tej dziedziny w Europie, w Bolonii,  podpowiadaliśmy jak tworzyć grafikę odpowiadającą percepcji młodego pokolenia.


Co wydawca książki edukacyjnej powinien szczególnie brać pod uwagę?


– Powinien zostawiać autorom maksymalną swobodę, nie ograniczoną starymi szablonami. A to dlatego, że odbiorca jest coraz bardziej różnorodny, podlegający coraz bardziej różnorodnym oddziaływaniom, bodźcom no i coraz bardziej wymagający, w obliczu rozwoju różnorakich mediów. To sprawia, że zmienia się model edukacji.


W jakim kierunku powinna pójść edukacja? Czy przez porzucenie w całości modelu tradycyjnego, w tym tradycyjnego modelu książki?


– To między innymi pytanie o to, czy narzędziem edukacji będzie nadal pachnąca i szeleszcząca książka czy nowe technologie, w tym tablet. To jest pytanie o to, czy będziemy edukowali ludzi renesansu, orientujących się w postawach nauk ścisłych, języków obcych, literatury, sztuki i myśli polskiej i obcej oraz w zakresie szerokiego oglądu świata, ludzi umiejących poszukiwać wiedzy w warunkach jej geometrycznego przyrostu i w warunkach przyrostu liczby technik będących źródłami wiedzy. Jej selekcjonowanie, to jedna z podstawowych umiejętności niezbędnych współczesnemu człowiekowi, choćby tylko dla higieny umysłowej, bo serwisy i aplikacje bombardują nas informacjami od samego rana, a właściwie przez całą dobę. Ja jednak jestem gorącym zwolennikiem modelu „head and shoulders”, „dwa w jednym”, czyli także tradycyjnej książki. Tylko bowiem ona spełnia rolę inspiratora refleksji przez duże „R”. I tylko w  dziedzinie zwykłej informacji mogą ją całkowicie zastąpić nowoczesne środki medialne.


Niedawno przeczytałem informację, że dzieci największych światowych magnatów medialnych z poziomu właścicieli Microsoftu czy Google, są w elitarnych szkołach, do których chodzą, nauczane metodami tradycyjnymi, z użyciem kredy, tablicy, patyczków, plasteliny oraz tradycyjnych podręczników…


– Uznano, że dla rozwoju wyobraźni tych dzieci lepsze są tradycyjne metody niż najlepsze superoprzyrządowanie komputerowe. I że nie można tych młodych ludzi wyizolowywać od świata, bo w życiu człowiek sprawdza się tu i teraz w ciągle nowych sytuacjach, na ulicy, w instytucji, w sklepie, w domu. Nie można stawiać na superelitarne szkoły, dla absolwentów których zderzenie z normalnym światem, które może im się przydarzyć, będzie szokiem poznawczym nie do przezwyciężenia i klęską. My już dziś na znacznie szerszej populacji możemy obserwować zjawisko wyizolowania młodego człowieka od życia, spowodowane uzależnieniem od nowych technologii medialnych…


Powstało nawet określenie: „Pokolenie pochylonych”. Nad komputerami, smartfonami, tabletami rzecz jasna….


– I wyizolowanych od innych ludzi, zamkniętych w skorupie, anonimowych. Internet nie sprzyja zatrzymaniu się i refleksji. A skoro świat się zmienia, to i człowiek musi się zmieniać,  Ado tego jest potrzebna refleksja a nie tylko klikanie. Dlatego musimy dać młodym ludziom alternatywę, mającą źródło w dobrej tradycji, której zachowanie jest podstawą kultury . Jednym ze składników tej tradycji jest właśnie papierowa, bo jest już także elektroniczna, czytana na czytnikach. Dzisiejszy humanizm polega na łączeniu refleksji z technologią. O tęsknocie za dobrą tradycją świadczy choćby ciągłe czytelnicze powodzenie starego, wznawianego wciąż, choć nie używanego już w szkołach, „Elementarza” Falskiego. Jest w nim język, który może łączyć pokolenia wychowane na Falskim z kolejnymi generacjami.


Dziękuję za rozmowę.


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko