Krzysztof Gąsiorowski – Wstęp do antologii

0
547

Krzysztof Gąsiorowski


Wstęp do antologii



Bohdan Wrocławski z Krzysztofem Gąsiorowskim Foto: W Hybrydach


       Zatelefonował do mnie Juliusz Bolek z prośbą abym dostarczył mu zdjęcie, na którym jestem z Zbyszkiem Jerzyną. Rzecz dotyczyła publikacji mojego materiału o Zbyszku. Obiecałem, zaczęły się poszukiwania w starej szafie gdańskiej z przepastnymi szufladami. I przez zupełny przypadek z pliku papierzysk wypadła koperta z charakterystycznym pismem Krzysia Gąsiorowskiego. W środku koperty płyta i kartka z bardzo krótkim i wzruszającym listem. Otworzyłem płytkę, to była cała książka, antologia zatytułowana „Bez – sen” , którą Krzysztof przygotował dla Wydawnictwa Kanon w 2008 roku, a która była dedykowana Ewie.

Dziś pozwalam sobie przypomnieć Państwu wstęp do tej antologii.

 

                                                                                      Bohdan Wrocławski

 

xxx

 

przepaście życia pod płytkimi słowami

 

Wprowadzenie

 

        Niedługo, zapewne niebawem, zamienię się miejscami ze światem; miejsce na mnie zamieni się w miejsce po mnie, oby. Chodzi mi już tylko o to, aby jakoś uporządkować i ustanowić to, co mi się w życiu zdążyło przydarzyć lub nie-przydarzyć (!), z większym lub mniejszym moim udziałem, i co zdołałem opisać. Mit ostrzega, ale ja postanowiłem się obejrzeć, chcę wiedzieć kim byłem lub byłbym; czy Eurydyka w ogóle istniała. ( To zależy od … nastroju.)

        Habend sua fata libelli. Książki mają swoje losy ( nawet wtedy, kiedy się ich nie doczekały.)Tu nie powinienem narzekać, nakład tylko jednej mojej książki wyrzucono na makulaturę., innych tylko nie zauważano. A przecież ten, kto odważa się być, czy też bywać, poetą – stara się, aby jego Los miał swoje książki. I pisząc je, czy też je żyjąc, ćwiczy się – jak to ujął był T. Mann – w umiejętności posiadania Losu. Życio- pisanie. Losy książek są Losem autora.

        Zebrałem w tym zbiorze większość tych swoich wierszy, z którymi – choćby dopiero w drugim czytaniu, dzięki wspomnieniu po wspomnieniach – nadal, jak powiadają egzystencjaliści – „pozostaję w sytuacji”.

        Ograniczyłem się do liryki. Zrezygnowałem zatem z retorycznych poematów ( z tomów „Małe rapsody” oraz „Pod powierzchnia pogody i Historii”) oraz kilku dywagacji metafizycznych z tomu „ Czarne śnieżki”. Odłożyłem kilkanaście wierszy, zwłaszcza z dwóch pierwszych tomików. Sądzę, że posiadają one nie tylko jakieś historyczno- literackie znaczenie, bo byłem w nich na tropie czegoś istotnego i uniwersalnego, nie mniej , mimo wciąż intrygujących obrazów i podszeptów, których mi trochę szkoda, zdają się być dzisiaj, bez przywołania współczesnego im kulturowego kontekstu poetycko raczej niedostępne, nie udało mi się ich zaktualizować bez naruszania ich olśnień.

        Kilkanaście wierszy wycyzelowałem. Kilka ma nowe wersje – zachowując obrazy inicjacyjne rozbudowałem w nich , nazwijmy to, scenerię egzystencjalną, do której niegdyś jeszcze nie miewałem dystansu. Dołączyłem też do tego zbioru nieco wierszy nowych. Dwa czy też trzy wiersze powtarzają się. Właściwie to niemal wszystko, co zdołałem dotychczas zamknąć w poetyckiej formie. Proszę nie sięgać do pierwodruków, uważam ten zestaw za kanoniczny !

        Dużo tego. Chyba za dużo. Nie umiałem sobie siebie odmówić. Ale kto przez to przebrnie ? Zwłaszcza, że te wiersze nie mają wykładni krytycznej i czytelnik pozostaje z nimi sam na sam, jak wobec żywiołu. A to są trudne i wymagające wiersze. Nie tylko dlatego, że ich poetyka balansuje na granicy hermetyczności, że jest tu tyle odwołań kulturowych, nie tylko do humanistyki, także do przyrodoznawstwa, aż po science – fiction. Ale dlatego, że poetyckie odczytanie tych wierszy zazwyczaj wymaga swoistej odwagi intelektualnej i … cywilnej, albowiem tutaj raz po raz naruszane są potoczne oglądy i poglądy, estetyczne i etyczne obyczaje, tym wierszom raczej daleko do poprawności. Moralizatorska i zpolitykowana polska krytyka literacka jest wobec takich wierszy raczej bezradna. Od dawna zdawałem sobie z tego sprawę. Oto jedna z moich „ notatek do pytań”: „ Wytrwać, sprostać rosnącemu poczuciu obcości wobec niemal całej cenionej poezji polskiej – katastrofa. Przystosować się, do tej formuły kondycji ludzkiej, na którą się ona powołuje… – katastrofa. 2:0 .” Jednego jestem pewien, jeśli te wiersze mają być coś warte, należy je czytać tak jakby mogły być coś warte; albo albo. Wciąż nie tracę nadziei, że ktoś zaryzykuje.

        Debiutowałem kiedy jeszcze trwał „ wiek estetyki”,w czasach kiedy jeszcze obowiązywało awangardowe przeświadczenie o niezbędności samowiedzy estetycznej ( dopiero utwór i jego krytyczna wykładnia stanowią semantyczną, artystyczną całość). Być może zatem i zdołałbym napisać jakieś wprowadzenie teoretyczne, zaproponować jakąś interpretację do swoich wierszy. Ale, po drugie, kogo to dzisiaj, po za kastą zawodowych polonistów, interesuje. A, po pierwsze, nie chciałbym aby lektura tych wierszy sprowadzała się do sprawdzania ich zgodności z poetyką sformułowaną dyskursywnie. Powtórzę za Stevensem : „ Wiersz , akt umysłu, akt odnajdywania tego co ma wystarczyć … może być o kobiecie czeszącej włosy…”

Kilka jednak wstępnych uwag wydaje się tu być przydatne. Otóż moje rozumienie poezji wykracza poza sztukę słowa. M. Kutner, bardziej co prawda zajmujący się hermeneutyką niż literaturoznawstwem, ujął to tak : „ …celem tej przygody poetyckiej – równoważnej tu z przygodą życia, a jest to sensacyjny moment w powojennych dziejach naszej poezji – jest nastawienie na byt, podjęcie dialektyki ludzkiej egzystencji w całej jej złożoności: udręki, bólu, narodzin, śmierci.” Tak, poezjowanie to nie tylko wysławianie się, głoszenie jakichś poglądów, to także , jeśli nie przede wszystkim, swoista czynność egzystencjalna. Przypuszczam, że moje wiersze czytane z innej perspektywy nie sprawdzają się poetycko. Czynność egzystencjalna ? To znaczy , że w wierszu mamy do czynienia z czymś pojęciowo nierozstrzygalnym. Poezja nie jest językiem drugiego stopnia, jest raczej wypowiedzią pierwotną, dąży w aktach podobnych do redukcji ejdetycznej do języka w stanie zero, do prefenomenu samoświadomości, która jest, wedle Junga, nie obrazem ale realnością. Realnością poddaną jedynie kryterium oczywistości. „ Wiersz jest wyspą oczywistości na oceanie rzeczywistości”. Samotną wyspą. Obraz poetycki jest sub – realny. Poetyckość nie jest tylko kategorią artystyczną, ale jak tragiczność kategorią antropologiczną. Wciąż nie umiem wyzbyć się przeświadczenia, że na początku lat sześćdziesiątych w poezji polskiej dokonała się ukryta zmiana paradygmatu. Coś się skończyło, coś się zaczęło, chociaż nie zostało zauważone , no i poezję zagłuszyła publicystyka a ostatnio kultura masowa.

Ta zmiana paradygmatu miała swoje fizyczne przyczyny. Skończyła się epoka wielkich narracji. Nigdy nie zaznałem wydawałoby się naturalnej zgody na przyrodzony ład ludzkiej kondycji. Na próżno próbowałem się odnaleźć w promiskuitystycznym ekscesie o romantycznej proweniencji – wśród kobiet i wódki .Prędzej czy później przeradzało się to w doświadczenie metafizyczne: „ śmierć jest kobietą”. I tu pojawiał się kolejny problem: organiczna niemożność wyobrażenia sobie nieistnienia Boga ( wiara negatywna, piekło ateisty). Tak czy owak rzeczywistość poetycka moich wierszy zdaje się konkretyzować tylko w dwóch sytuacjach przywołanych słowami:„ pomiędzy” oraz „ wobec”, ale to już temat dla filozofów. Dopiero od wierszy dowiaduję się o co mi w życiu chodzi.

        Innym problemem jest usytuowanie tych wierszy w Historii politycznej. W Polsce niemal nie sposób się od niej wymigać. Ale należę do pokolenia dzieci wojny, „nieobecnego pokolenia” bez politycznego ethosu. I z konieczności , i z wyboru. Wszystko bowiem co było dla mnie ważne dokonało się wcześniej, nawet nie wiem co straciłem. Oglądałem pożar mojego mitologicznego miasta z za jednobrzeżnej rzeki. Urodziłem się na ruinach, nie wiem czego; ale ruina jest całością”, pisał Norwid. I nigdy się już w Historii politycznej nie odnajdywałem, w żadnej z jej ideologicznej wersji. Mam uraz ale i kompleks kombatancki. Jeśli miałbym się tu

jednak pokusić o jakąś definicję krytyczną moich wierszy, to oczywiście przywołałbym A. Waśkiewicza z jego koncepcją formulizmu ( synkretyzmu , już wtedy we wczesnych latach sześćdziesiątych zapowiadającego post- modernizm zamiast kontr-kultury), ale przede wszystkim chyba należę do post- katastrofistów ( z ich ciemną tonacją) , co by to nie miało znaczyć. „ Kto mówi o zwycięstwach, przetrwać oto wszystko”, pisał Rilke.

Pozwolę tu sobie przytoczyć cytat z bliskiego mi A.Wata : „ … autor nie jest politykiem, to znaczy tym, co Historię czyni. Ani historykiem, to znaczy tym, który opisuje czyny historyczne. Jest poetą…, a to znaczy że w pewien specyficzny sposób przeżywa wszelkie przeżycia, a więc także dzianie się Historii, że w pewien specyficzny sposób wiąże zjawiska, fakty i rzeczy oraz wyraża je specyficznie.” Przywołałem tu Wata, chociaż nasze życiorysy są nieporównywalne, miałem dużo łatwiejsze życie, ale przecież „ kiedyś też umrę, mam więc prawo myśleć o wszystkim.” I to by było na tyle.

Wiersze w tym zbiorze ułożone są w zasadzie w porządku chronologicznym. Co jakoś odsłania tzw. proces indywidualizacji ! ( Tytuły kolejnych tomików są poniekąd mottami interpretacyjnymi i , co zauważył J. Rogoziński, układają się w wiersz.) Nie wydaje mi się jednak, że należy te wiersze czytać od początku, jeden po drugim. Sugerowałbym, drogi czytelniku, mój bliźnie, mój bracie, abyś najpierw zdał się na przypadek i dopiero wówczas, gdy natrafisz na kilka wierszy z którymi nawiążesz emocjonalny kontakt , już po uprzytomnieniu sobie (jak to określił Gadamer) właściwego dla tej poezji „ horyzontu rozumienia , przedzierał się przez ten gęsty i ciemny las.

 

                                                                           Krzysztof Gąsiorowski

    

 

 

 

002

 

 

Marksistowska teoria literatury

 


Czyta Rilkego, miotając się

w bezsilnej zazdrości. Tego mu brakowało.

Ten Rilke. Mogący już milczeć

Mężczyzna po czterdziestce. Kiedy to

       co wiedzą kobiety – aby być, być należy

bogatym i sławnym. Ba !

 

Schludny, zadbany, o nienagannych manierach

( nie musi, jak Cyprian N., codziennie prać jedynych

białych rękawiczek), wyniosły egotyk, pomiędzy

posilnym śniadaniem a wystawną kolacją przy

świecach spacerujący całymi godzinami

po morskim wybrzeżu, gdzie zamieszkiwał w wieży,

nie płacąc czynszu, nasłuchujący

w ciszach, które otwiera skwir mew

       czy ktoś doń nie zawoła z ordynków anielskich…

 

Czyta Rilkego, myśląc

jednocześnie o tych nieszczęsnych szaleńcach,

co w rozprężeniu zmysłów: narkotyki, alkohol,

kobiety, piękne choroby…, pod przewodem gruźlicy

i kiły, w halucynacjach z głodu, bezdomnych

( „… gdy zmierzch zapada, przez otwarte okna słychać,

jak kolację jedzą obcy ludzie..”* – próbują dotrzeć tam,

gdzie ryb niemota uzyskuje brzmienie

niektórych fragmentów z Norwida.

 

Cytat z Z. Jerzyny

 

( Pisane w latach osiemdziesiątych )


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko