Wojciech Boros
Dopóki są ludzie, będą i wiersze
Różewicz pisał w jednym z listów: „Kiedy siedzę w jesienne popołudnie i próbuję napisać jeszcze jeden wiersz – bardzo dotkliwie, fizycznie odczuwam niezwykłą nonsensowność tej sytuacji i myślę o tym, jak dojść do nowego wiersza…”. Jak Ty dochodzisz do swojego nowego wiersza i czy odczuwasz podobnie niedorzeczność owej sytuacji? A może w ogóle się nad tym nie zastanawiasz?
Czekam. Wydaje mi się, że to jedyne sensowne rozwiązanie. Wiersza nie przyspieszymy, nie wywołamy… Zresztą w tak delikatnej materii, jaką jest poezja, im mniej wierszy, tym lepiej. Oczywiście ważne są nowe miejsca, napotkani ludzie, wiersze innych poetów czy sytuacje, w których się znaleźliśmy… One mogą zadziałać jak katalizator, ale tak naprawdę, to dopiero my nadajemy myśli poetycki kształt i my decydujemy, czy warto wydać ją na świat. Najważniejszym zatem jest jednostkowe przeżycie, właściwe tylko dla mnie, z którym, z kolei, musi identyfikować się Czytelnik, bo poezja ma być dialogiem. Jeśli nadal ma Być.
Poezja to dla Ciebie walka o własny wyraz intelektualny, duchowy, światopoglądowy – a może jedynie artystyczna kreacja? Kto wie czy nie coś zupełnie innego, prawda?
Kreacje interesują mnie na wybiegu, od wierszy oczekuję tego, że mówiąc, powiedzą coś o rzeczywistości, tudzież nierzeczywistości. I pokażą kawałek autora/ki. Bo bajki o podmiocie lirycznym są dobre dla studentów filologii. Z wierszy wystają kawałki, tu nóżka, tam nos, a tutaj, krew. Wiersze są osadzone w języku, czasie, doświadczeniach, a więc wyrażają światopogląd, oddają ducha i mówią, co się zdarza lub nie, przeżywać piszącemu. Albo dlaczego najlepsze na świecie są pierogi z kapustą i grzybami!
„Nie ma ludzi bez płci, nawet w sferze wyobrażeń. Myśląc, poeta, wywołujemy ze zbiorowej wyobraźni obraz mężczyzny z piórem” – pytam więc mężczyznę o to, czy dokonuje podziału na poezję według kryterium gender? Bardziej cenisz sobie poetów czy poetki? Czy takie kryterium ma dla Ciebie jakieś znaczenie?
Nie myślę o twórcach w kategoriach seksualnych. Wiersz jest sam. Miewa czasami mocno określoną płeć, ale najważniejsze jest to, jak do mnie przemawia, czy mi się podoba, czy mnie uwodzi i zaskakuje. Jako czytelnik i jako redaktor zajmujący się wybieraniem wierszy do kwartalnika artystycznego Bliza, nie zwracam szczególnej uwagi na płeć tworzących, choć pewnie opublikowałem więcej wierszy poetów niż poetek, nie wiem, nigdy tego nie liczyłem… Pewnie faceci bardziej bezwzględnie realizują swoje pasje i powołania. Stąd może ich nadobecność w literaturze, ale kobiety idą pisząc dobre wiersze. Bardzo chętnie je czytam i publikuję.
Która generacja poetycka jest Ci najbliższa? Z jakimi literatami czujesz największą więź?
Awangarda Krakowska, ze względu na przewrotki w języku, rolę metafory i na to, że traktowali wiersze poważnie, ale to dawne dzieje. Tak naprawdę wszystkie epoki literackie mają swoje lepsze i gorsze przestrzenie. Zresztą poetą zostałem z przewrotności, a nie z miłości do poezji. Nasz związek jest jak dobre małżeństwo, wiemy na co nas stać i jesteśmy pozbawieni złudzeń. Nie oczekujemy od siebie niemożliwego, ale to, co sobie dajemy, wprowadza nas w dobre i złe stany. Jest nam z tym dobrze. Wiemy, że możemy na siebie liczyć, ale są punkty w których nie ustąpimy, bo cenimy własną wolność. Poezja tak, ale nie za wszelką cenę.
Twoje literackie pasje – podaj listę polecanych przez Ciebie lektur „nieszkolnych”.
Przeważnie czytuję książki historyczne i biograficzne, robię to dla przyjemności. Poezję czytam z konieczności i częściej bywam zawiedziony…
Ostatnie lektury? Londyn – Biografia Petera Ackroyda, Stalin – Dwór Czerwonego Cara Simona Sebaga Motefiorego, Umocz wargi w kamieniu – przekłady z poetów latynoamerykańskich Krystyny Rodowskiej,„Munch – Biografia Atle Nessa czy zacne Lem/Mrożek – Listy 1956-1978, prezent świąteczny od Żony.
Każdy czas ma swoją lekturę, radzę zaufać intuicji. Czytać nauczyłem się dość szybko, w wieku pięciu lat i pochłaniałem książki w ponaddźwiękowym tempie. Czytałem wszystko, co mi wpadło w ręce. Książka musi uwodzić, otwierajcie tomy i tomiki, gdzie popadnie i czytajcie na wyrywki, jeśli porywają, pożyczajcie, kupujcie, kradnijcie.
Życie kulturalne, towarzyskie i społeczne Trójmiasta zajmuje ważne miejsce w Twoim dniu codziennym? Twoje miasto wpływa na identyfikację Ciebie?
Mieszkam w Gdańsku i czuję się z tym miastem mocno związany, tu się urodziłem, ale większość przestrzeni literackich, w które jestem zaangażowany, znajduje się w Gdyni. Tam, dzięki bardzo udanej współpracy z miejscowym Centrum Kultury, współprowadzę spotkania poetyckie w kawiarni „Strych”, prowadzę Scenę Literacką w „Bohemian Clubie”, robię konkursy, koncerty i slamy. W Gdyni mieści się także siedziba redakcji kwartalnika artystycznego Bliza, w którym mam przyjemność odpowiadać za dział poetycki. W Gdańsku zaś jest siedziba lokalnego Oddziału Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Obecnie jestem jego świeżo upieczonym prezesem (od 2011). Prowadzę także w tym mieście sporadycznie spotkania poetyckie i konkursy, gdybym jednak miał określić które z miast Trójmiasta wywarło na mnie największy wpływ, będzie to niewątpliwie Gdańsk. On najczęściej pojawia się w moich wierszach.
Dekonstrukcja, łamanie stereotypów, de-molka – czy tak można opisać współczesną poezję? A może masz zupełnie inny szyfr opisujący to, co się obecnie dzieje w literaturze? Może dyskretny urok klasyki zwycięża?
Współczesna poezja polska jest bardzo różnorodna. Każdy znajdzie tu swój kawałek tortu, ciasta drożdżowego, chleba czy pszenną bułkę. W zależności od tego, na co akurat ma ochotę. Lubię, jak wiersz w niebanalny sposób opowiada pewną historię, a nie tylko ładnie wygląda, ale czasami gapię się z cielęcym zachwytem na puste, niefunkcjonalne utwory tylko dlatego, że są ładne.
Co ostatecznie zwycięża? Ano dyskretny urok rozmowy z Przyjacielem o dobrym wierszu nad kuflem jasnego i pełnego. To raczej klasyczna sytuacja… Przy czym dobrze, jeśli rozmowa o wierszu zajmuje dziesięć procent czasu przeznaczonego na gadanie. Wolę Życie.
Nie ma ucieczki przed doświadczeniem, przed dorobkiem minionych lat? Czy jednak można pisać wysokich lotów poezję nie znając klasyków? Młodzi często tak właśnie uważają.
Obecnie można wszystko – zwłaszcza w sztuce. Tak można Wszystko, że niektórzy się pogubili, a inni odnajdują się w tym genialnie. Czy trzeba kończyć akademię sztuk pięknych, by zostać genialnym malarzem? Nie. Ale nie zaszkodzi. Czy trzeba znać klasyków, by pisać dobre wiersze? Nie. Ale też nie zaszkodzi. Zresztą młodzi wiedzą lepiej, ich trzeba zapytać. Ja jestem jeszcze z tych, którzy mieli na pierwszym paszporcie napisane Polska Rzeczpospolita Ludowa.
Myślisz, że ważne dzieła powstają z trudem? Czy obecnie nastąpiły jakieś ważne wydarzenia literackie? Jakie nazwiska byś wymienił jako ważne dziś w poetyckim świecie? No i oczywiście, dlaczego właśnie te?
Trudne to jest związanie końca z końcem jak się ma 1000 PLN i trzy tygodnie do wypłaty. Albo trudno się odśnieża ulice zimą. Sposób, w jaki powstają dzieła, niezbyt mnie interesuje. Interesuje mnie Efekt. Poeci, których znam utrudzeni bywają niekoniecznie
z powodu wierszy.
Nazwiska? Drażliwy temat. Są nazwiska ładne, np. Wrzosowy. I nieładne, np. Kupek. Jakbym się nazywał Kupek, zmieniłbym na Nadmorski albo Leśny.
Mimo dzisiejszej mizerii finansowej można planować ambitne zamierzenia w dziedzinie literatury? Jak sobie muszą radzić poeci?
A kiedy nie było mizerii finansowej? Jak się czyta wspomnienia, listy czy pamiętniki artystów z różnych czasów, to jakoś trudno dostrzec tam problemy typu – czy w moim garażu zmieszczę czwarte ferrari. Zawsze są jacyś pieszczochowie systemu, którym jest lepiej i wielu innych, którzy imają się dodatkowych zajęć. Trzeba szukać swojej niszy, ale dobrze jest mieć też przyziemną pracę, np. w bibliotece, jako doręczyciel listów, nauczyciel polskiego (cóż za wymyślna tortura dla poety) albo kopacz rowów, choć w tej ostatniej profesji raczej wątło literatów widzę. Pracę, która nie absorbuje zbytnio głowy, potrzebnej do wierszy. No i ma się kontakt z ludźmi, którzy z poezji kojarzą najwyżej Brzechwę czy Mickiewicza. Ciekawe doświadczenie.
Często stajemy się konformistami, żeby utrzymać się w pracy. A czy podobnie bywa w poezji?
Poezja ma swoje ścieżki. Konformizm w poezji kończy się źle. Dla wierszy, bo dla poety może być zyskowny pod względem materialnym. Kiedyś był. Dziś bywa również. Każdy ma swój próg, którego nie chce przekroczyć. Po czym go przekracza i ma nowy próg. Ale jest ostateczna granica, taki Bałtyk, od którego odepchnąć się nie dam. Mam nadzieję, że mój Czytelnik też.
Duch czasu … najwyższa poczytność – czy tylko ona gwarantuje sukces w poezji? Jak widzisz to, że bardzo wielu pisze, a prawie nikt nie czyta?
Najwyższa poczytność w poezji byłaby podejrzana. Na wieczory Miłosza w USA przed Noblem przychodziło kilkanaście osób, po Noblu kilkaset. I co z tego? Czy nagle więcej ludzi zrozumiało jego wiersze? Zapewne zyskał kilka tysięcy nowych czytelników, ale nie czarujmy się, poezja nie trafiła pod strzechy, bo wtedy nie umieli czytać, a dziś nie trafi przed plazmy, bo oduczamy się czytać. Peiper mówił o poezji dla jednej, najwyżej dwóch dwunastek. Myślę, że się niewiele pomylił. Polska poezja reprezentuje wysoki poziom, nasza nadprodukcja poetycka ma więc uzasadnienie. I z zasady na wieczorach, liczba czynnych poetów przewyższa liczbę publiczności „nieopublikowanej”. Aż tu „nagle” się okazuje, że część z nich ma jakieś szuflady, laptopy czy zeszyty pełne literatury domowej. Większość przychodzących na wieczory czyta. I to dużo.
Pop-media, popkultura – jak na ich tle ma wyglądać sztuka słowa? Da się to jakoś „pożenić”?
W wierszu o śmierci można by umieścić reklamę zakładu pogrzebowego, a w erotyku np. reklamę bielizny! Sztuka słowa leży i żaden „Mistrz Mowy Polskiej” tego nie zmieni. Proszę popatrzeć, co się dzieje na popularnych portalach społecznościowych. Ludzie nie są w stanie sklecić porządnego zdania, używają złych zaimków, mają problem z odmianą, co rusz w telewizji nasze orły polityki i dziennikarstwa, tudzież uczestnicy sond ulicznych, błyskają intelektem. Słownictwo bardziej skomplikowane jest w zaniku. Popkultura jest niedbała, błyskawiczna i przeznaczona do natychmiastowej konsumpcji. Poezja nie. Pozostaje nam stawiać piękny opór, a w chwili, gdy Pan Hochsztapler zostanie Papieżem Literatury (może już został?), wysadzić się w powietrze ostatnim wierszem i zacząć uprawiać prawdziwe truskawki.