Tadeusz Matulewicz – dwa wiersze

0
92
Tadeusz Matulewicz


Cień Artemidy

Przyszła nocą
dostrzegłem ją w poświacie
dziewczyna niosąca spokój
z obrazu Jacka Malczewskiego
Przyjrzałem się jej dokładniej
I zadrżałem:
To była moja pierwsza miłość!
Łagodnie lecz stanowczo powiedziała:
wejdziesz we mnie i popłyniemy….
Przez Styks.
Nie mogę-szepnąłem- nie mam obola.
Trzynastka okazała się feralna.
Zaplątany w codzienność
Omijam teraz księgarnię i teatr.
Spójrz dokoła :wiosna!
Nie odurza cię zapach hiacyntów?
Nie zachwyca muślinowa biel śliw?
Odsunęła głową skraj nieba,
Ukazał się księżyc.
-Odszukaj obola- rzekła odchodząc-
Ja wrócę , zabiorę cię,
na zawsze.


Ja –ryba

Ja ryba,- jedna z dwustu ton
zatrutych w rzece,
nim uśpiono mnie na wieki
Wodnym iperytem, słyszałam:
najpierw śmiertelną ciszę w eterze,
jakby ludzie nagle posnęli,
potem-głosy zatroskanych wędkarzy
o umierającej Odrze,
wyjmujących nas martwych z wody
i wrzucających do czarnych worków,
a także wypowiedzi jakby obudzonych:
niedorzeczną posłanki o przydusze w rzece,
ministra, który może się w tej wodzie wykąpać,
tylko musi się przebrać,
kogoś z rządu zapewniającego nagrodę
w wysokości miliona złotych za wskazanie truciciela.
Dotarł do mnie nawet śpiew kibica piłki nożnej:
„Polacy, nic się nie stało!”
Ja to wszystko słyszałam, nic nikomu nie mówiąc,
Bo ryby głosu nie mają.
Płynęłam dalej już martwa jak tysiące moich sióstr i braci,
By rozpłynąć się w morskiej fali.

            

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko