Krystyna Konecka prezentuje wiersze poetów z Podlasia

2
1489
Ryszard Tomczyk


MICHAŁ CIRUK

PÓŁ-PRAWICZEK, LAT 16

budowałem miłości
na kruchych patyczkach
Stelażach z piór
i niby-portykach

jakoś to będzie

łaskotałem miłostki
samolubną empatią
lub jak kastrat
stradałem popęd
bo się bałem odciąć głowę
wciąć główkę  

odkrywałem namiętność
w niedokończonym krzyku
tańcząc jak kretyn
na czubku synapsy
prawie dotknięcia
na niby klapsy

jakoś to będzie ?

a leżała krągła i pachnąca
ciało starodawnie blade
błagająca, chcąca, drżącą
FRYMUŚNA KACHNA DOKAZUJE ZADEM

FIRANKI

Wczoraj znowu widziałem twoją twarz
ukrytą w firankach
mrugałaś do mnie na zgodę
okiem bez powiek
ubrana nago
w woale i tiule
falbany i furie
migdały i śmierć

PRZEPRASZAM

Przepraszam
że piję czarną wodę
i gryzę słońce
drwię z życia jak z ochłapu
bo szukam krzty ciepła
zapominam o pamięci
bo wrzeszczy we mnie goły dzieciak
nagi malec wyśmiany przez życie

Przepraszam
że wczoraj nie dostrzegłem
Twego smutku
minąłem Cię jak błahy zefir
całkiem zatroskany swoim sobą

Przepraszam – jestem tylko
obrazkiem Nikifora
krzykiem za pół darmo
i naiwnym końcem

Nazywam się Michał Ciruk i wkrótce skończę 37 lat. Muzycznej  publiczności jestem znany jako Cira, Cirson, C do P, Obibok, Cirrodeo czy Mike Skiller. Jestem tekściarzem i raperem, chociaż bardziej by pasowało określenie “twórca”. Hip-hopowe ramy są dla mnie za ciasne. Od lat piszę wiersze, fraszki, tworzę różne wygłupy językowe jak np. alfabetony. 
Poza tym maluję obrazy, rysuję niepokojące rysunki, tworzę kolaże, robię posklejane rzeźby. Kreatywna ekspresja jest dla mnie naturalna i niezbędna do zrównoważonego życia.
Mam na koncie różne nagrody, wystawy i złote płyty, ale zamiast się tu chwalić, wyślę po prostu pokój i moc do wszystkich “ludzi słowa”.


MAREK DOBROWOLSKI


*    *    *

trawa żyje
choć nie widać
czuć tu poezję
która wzorem polnych myszy
niewidocznie opanowała łąkę
płodzi się i rozłazi
po lesie
po polach
czasem wejdzie pod strzechy nieproszona
a gdy już zagości
to nie do wypędzenia
nie pomoże pułapka z serem
ani straszenie dymem

poezja
jak myszy i trawa
jest wieczna

*  *  *               

i
ignorantów
zapach poezji
przyciąga

rozdziera taki szaty
i odżegnuje się całą mocą
nieświadomy
że tylko zapach
wielokroć rozpyla

przypomina muchę
na lep złapaną
nie ma wyjścia
w poezji zatopi się
po uszy

niechybnie
od niej
zginie

*  *  *               

pozornie
rozsypane

słowa

nie mogą
bez siebie żyć
dobierają się
w wersy
zwrotki
w wiersze

muskają się
i szepczą

nie śpieszcie się
kochać poezji
ona tak szybko
nie odchodzi


Marek Dobrowolski. Urodził się w 1962 roku w Białymstoku. Z wykształcenia ekonomista, z zawodu bankowiec, z zamiłowania poeta. Członek Nauczycielskiego Klubu Literackiego w Białymstoku. Swoje życiowe doświadczenia i przemyślenia przedstawia w wierszach, tekstach satyrycznych oraz w aforyzmach i fraszkach.
     Laureat I nagrody w Czerwcowym Konkursie Jednego Wiersza, Łomża 2010 za wiersz ***pomiędzy mną a śliwą.
     Samodzielnie zadebiutował tomikiem wierszy Między ziemią niebem a mną (2010). Następnie ukazały się tomiki: „To nie my wymyśliliśmy raj” (2012) oraz „Jestemniewielką ścieżką” (2016). W najbliższych planach wydawniczych  jest publikacja fraszek i aforyzmów.


REGINA KANTARSKA-KOPER   


* * *

co było na początku  –
próżnia?
bezmiar możliwości?

czy Bóg się lękał
czy tak kochał bezkreśnie
że samotność galaktyk
zapełnił mnogością…?

poplątały się byty
zazębiły wolności
materia skaziła
subtelną ideę
a sprzeczność każdej rzeczy
stwarza ją i niszczy
zabija i rodzi…


*   *   *
Dzisiaj mógłbym, naprawdę mógłbym
Spotkać Śmierć, dzisiaj mógłbym
Z nią odejść

                        Wojciech Kass. Pieśń uciszenia

Szło mi na cztery lata
gdy Hania z piaskownicy najadła się blekotu
i teraz leżała w minitrumience

a ja nagle pojąłem
że w każdym jest to wstrętne umieranie –
w mojej mamie też

odtąd bałem się jej brązowej sukni
w kolorze trumien pod których wiekiem
na wieki zasypiali pomarszczeni starcy

potem wiele razy spotykałem Śmierć
na swojej drodze

czaiła się za każdym zakrętem
w ciemnościach błyskała upiornym uśmiechem
nagłym przeczuciem zatruwała
słodki kielich młodości

dziko wołała o przyjaźń
chociaż chciała odebrać mi wszystko

próbowałem oswoić nieuniknioną
zaklinałem zwlekałem żebrałem o czas
który coraz bliższy coraz mniej łaskawy
przestał goić rany potęguje bóle

a Ona obiecuje uleczyć wszystko

Dzisiaj mógłbym, naprawdę mógłbym
Spotkać Śmierć, dzisiaj mógłbym
Z nią odejść


* * *

Czy w wieczności nadal
będę pojedyncza?
Czy tylko nierozdzielną cząstką
fali tchnienia?
Ja – nie Ja
bez własnego kształtu?
Czy ostanie się kwant pamięci
niepowtarzalnego losu
w mojej świadomości?
Jeśli nie, jakaż to
nieśmiertelność!?
Czy kropla w oceanie
czuje swą odrębność?


Regina Kantarska-Koper
. Emerytowana nauczycielka, poetka, melomanka. Uprawia poezję, prozę, krytykę literacką i amatorsko malarstwo. Członek Związku Literatów Polskich i Nauczycielskiego Klubu Literackiego w Białymstoku. Wydała osiem indywidualnych tomików i trzy jako współautorka w serii „Kajety Starobojarskie”. Liczne publikacje w prasie, w około stu wydawnictwach zbiorowych: pokonkursowych, antologiach, almanachach, w tym w języku angielskim w Wielkiej Brytanii i USA oraz w Indiach w języku telugu. Redaktor antologii dla dzieci „Czarowny świat wierszy”, w latach 2010-2018 współredaktor serii poetyckiej – rocznika „Kajety Starobojarskie” oraz kilkunastu antologii i tomików poetyckich. Zajmuje się także pracą korektorską i jurorowaniem konkursów literackich. Wydane indywidualne książki: Między tak i nie (1992), Niech nie ogarnie mnie ciemność (2000), Krople tęczy (2002), Odrobina piołunu (2011), Muzyka Moje Pragnienie. Music My Desire ( 2012), Czas księżyca (2017), Łyżka miodu, beczka dziegciu. Aforyzmy i fraszki (2017), Boży rok z matczynymi przysłowiami (2020).


JANINA OSEWSKA

* * *

1.
Zakupy. Spodnie z lnu i bawełniane koszule, które przydadzą się w upalnych Tebach.
Jest smutno, jak na balu manekinów. Nie cieszą kolory, fasony i uprzejmości.
Nie udaje się odnaleźć radości tamtego chłopca. Tamtej kobiety. A przecież
nie jest to pierwsza śmierć, a druga, która tę pierwszą tylko przypomniała.

2.
Z holu widać wnętrze sklepiku i twój smutek oparty o poręcz schodów.
Odbity od błyszczących kafli podłogi ogromnieje. Pochyla sylwetkę
i dłoń wbija w kieszeń. Przypominasz trzcinę zastygłą w bezruchu. Robisz rachunki.

3.
Trzeba wyrażać wdzięczność. Zawsze i natychmiast. Zanim śmierć bliskich
odciśnie znamię zaniechania.

Konteksty umierania

1.
Widzę w jaki sposób przekraczasz swoją ziemskość. W każdej sekundzie
odrywasz się po kawałku od ciała. Najpierw oddech z trzewi, głośny i dramatyczny,
potem coraz płytszy, aż do zaniku.
Ciało od stóp staje się topograficzną mapą granatowo-fioletowych linii.
Przez dwie godziny, sto dwadzieścia minut, siedem tysięcy dwieście sekund.
Cierpienia? Ulgi? Nadziei? Rozpaczy? Radości? Zdziwienia? Światła?
Ciemności? Nieskończoności?

2.
Każdy ma własną listę rzeczy ważnych. Dla jednych jest to drabinka
do suszenia bielizny, dwa haftowane krzyżykiem obrazki, mały gobelinek,
koronkowe serwetki, buty w czarno-białe ciapki, maszyna do szycia,
telewizor, lodówka.
Dla innych pamięć słów, szeptów i dotyków konającej dłoni.
Zapachy i stygnące łzy gromnicy, ostatni grymas pierwszej zmarszczki.
Zdziwienie, że już i że tak. I pytania. Bez odpowiedzi.

3.
Bezduszność w przeciwieństwie do wrażliwości jest ciężka i uprzedmiotowiona.
Trzeba mieć wagę w sercu, by obie położyć na szalach. I rozpoznać.


Grób po dwóch tygodniach

1.
Przypomina kontener na odpadki. Kwiaty pochyliły głowy.
Zapach rozpadu przebija się przez sterty plastikowych róż,
orchidei, chryzantem i igliwia. Sztuczne ma przewagę.
Nie zamienia się w gnój, a na wysypisku jest widoczne z daleka.
Żywym kwiatom i ludziom kolor dano na jedno życie.

2.
Zbutwielina lepi się jak pamięć.
Zielona maź, igiełki asparagusa, resztki płatków lilii.
Z celofanu wylewa się wczorajszy deszcz. Strużką.
Na nogawkę spodni, na duży palec u nogi, na niedawne ślady żałobników.
Wszystko trzeba zabrać i umieścić w śmietniku.
Całą powierzchowność i blichtr. Odsłoni się ziemia, z której człowiek.

Wiersze z tomu Tamto, Pogranicze, Sejny, 2015

Janina Osewska. Poetka, autorka tomów wierszy: W stronę ciszy (2003),  Do czasu przyszłego (2007),  Do czasu przyszłego=Until the time to come (2019), Tamto (2015), Usiądź ze mną na łące (2017), Niebieska chwila (2017), który był nominowany do Ogólnopolskiej Nagrody Literackiej im. Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego „Orfeusz” w kategorii „Orfeusz Mazurski” oraz Jaśnienia (2020). Tłumaczona na język angielski, niemiecki, ukraiński, litewski, czeski, mongolski, hiszpański. Publikowała w polskich i zagranicznych pismach literackich oraz antologiach. Laureatka międzynarodowego konkursu poezji w USA (2004, 2006) oraz w Naji Naaman Literary Prize w Libanie (2019), finalistka Stokestown International Poetry Prize w Irlandii (2015). Otrzymała drugą nagrodę od The World Academy of Art & Culture  i World Congress of Poets (2019) oraz Foro Mundial De Arte Y Literatura PUENTE DE PALABRAS 17  w Argentynie (2020), stypendystka Marszałka Województwa Podlaskiego (2017, 2019) oraz Burmistrza Miasta Augustowa (2017) w zakresie twórczości artystycznej oraz upowszechniania kultury i sztuki, dwukrotna beneficjentka programu „Kultura polska na świecie” (2017, 2019) realizowanego przez Instytut Adama Mickiewicza w Warszawie. Należy do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich, Academia Europaea Sarbieviana, The World Academy of Art and Culture, jest członkiem honorowym Maison Naaman pour la Culture. Urodziła się i mieszka w Augustowie.


IRENA SŁOMIŃSKA


OBCOŚĆ

Mówisz: dziękuję. Porzucasz realny świat.
Wynosząc z niego… co? Wdzięczność, rozczarowanie, przesyt?
Zdradę i obcość? Połatałeś go, jak umiałeś. Resztką swego ciepła.
Mówisz: dziękuję. I odchodzisz. W nierealne, imaginację, chorobę?
Czy też wyśnioną smugę światła? Tworzenie subtelnej kanwy bytu,
prawie bezcielesnej.
Obraziłeś się na świat? Jak można uczuciem żywym jak kwiat
otoczyć obojętne, byt bez właściwości. Niesprawiedliwy? Dlaczego
sądzisz, że jest choć trochę ludzki?
Nie domykaj furtki. Poza nią coś zostało. Cień przedmiotu.
Może piłka… Może lalka… Może człowiek.
Nic nie sprawdza się do końca. Ani w złym, ani też w dobrym.
I obcość świata nie zawsze bywa bytem samym w sobie.
Mimo swych właściwości weszła w interakcję z tobą.
I już nie może się wyzwolić. Zniewolona.


PIĘKNO

Uczono nas w szkole piękna. Poza pożytecznym: przedmiotami
wiedzy i rachunków. Recytowaliśmy wiersze, język polski puszczał
pąki. Wyczulono nas na magię słowa.
Rzemieślnicy – nauczyciele cyzelowali uczniów – wytwory sztuki.
A co, gdy omsknęło się ostrze dłuta? My, rzeźby z poranioną
duszą. Z poranionym i poronionym rzeźbiarzem – twórcą.
Wrażliwość biegła własną ścieżką, płynęła cichym strumyczkiem
między posągami. Odkrywała i  porzucała monumenty.
Szukała duchowej niszy. Próbowała się wyzwolić.
Najlepiej, gdy rodziła w nas dialektykę
piękna.


KRZYWDA

Przejmujesz się czystą bielą papieru. Tak bardzo
nie chciałabyś jej pokalać pismem. Chcesz, by emanowała
światłem słów, zrodzonych w twojej ułomnej prawdzie.
Choć bywa ułomna, niesie ciebie w przestwór rozpoznania,
więc zadbaj o nią, dopieść myślą, odpowiedzialnością za wewnętrzny
krajobraz.

Ktoś kiedyś przestrzegł: nie rzucaj słów na wiatr, siewco.
Bo przyniosą niespodziany plon. Nie rozpoznasz w nim
swojej twarzy.
Słowo jest naszym zobowiązaniem, bo roznieca płomień.
Co więc mruga na Wojtusia z popielnika? Jakie pogubione
iskierki malują czas blasku? Jaki popiół osiada na duszy?
Smuga jakiego brudu zasnuwa biel kartki?

Igramy sensem, bawimy się, powołujemy żywiołowy taniec,
nasycamy energią zdania, beztroscy.
A przecież w naszym pierwotnym marzeniu winny być
niepokalane.
Utopia? Przecież świat naprawdę skrzywdził mnie
i ciebie.

Irena Słomińska. Urodziła się w 1948 r. w Siemiatyczach. Ukończyła filologię polską na Uniwersytecie Gdańskim. Poetka, autorka recenzji, współredaktorka tomików. Debiutowała w 1975 r. („Głos Szczeciński”). Opublikowała arkusz poetycki Stopa za stopą (Szczecin 1976) oraz w Białymstoku tomiki: Granice (1990), Powracają ogrody (1994), A przecież jest jeszcze miłość (1999), W błękicie odnajdziemy się o zmierzchu (2001), Przebaczyć sobie dzień (2003), A w kruchej skorupce dusza (2004), Smak istnienia (współautorka, 2009), Pogranicza (2011), Przydrożnym różom nie brak wyobraźni (2012), Doznania (2016), Tożsamość (2018), Jestem (2019), Nieskończony wiersz (2019). Związana z Nauczycielskim Klubem Literackim w Białymstoku. Jest członkiem Związku Literatów Polskich. Mieszka w Białymstoku.


ARTUR JAN SZCZĘSNY

Bywasz jaszczurką jesteś ćmą

Jesteś dżdżownicą lecz i ptakiem też
lwem i szakalem wilkiem
który sam się karmi

każdego błogosławi cień
ochłodę niesie
mimo upalnych pragnień

jest w nas borsucze tłuste szczęście
i dłonie w cętki
i paski na twarzy

bywasz jaszczurką jesteś ćmą
wszystko czym jesteś płonie w dzień
z bocianim kręgiem słońca
lecz

nie podnoś w górę oczu zwierza
światło oślepi cię
wzleć!


*  *  *

w knajpie posiedzieć i ważyć sobie lekce
te sprawy ciężkie – męskie i kobiece

bo nic nie ciąży bardziej niż kwas z żył
tłoczony z życia choćbyś tylko pił

niewiele więcej niż każe sumienie
gdy dobra wódka może dać wytchnienie

no i modlitwa gdy umiesz do Boga
zagadać prosto

bo wtedy zrozumiesz
że ten co zwykle powiedzieć nie umie

nic prócz słów prostych
tworzy arcydzieła

których nienawiść a nawet ironia
nie zniszczy choćby z geniuszu się wzięła


Z życia nietoperzy

dobrze wieczorem polecieć na spacer
by kosić niebo ciasnym ciemnym lotem
przeciskać się przez stawi rechot
odcisnąć ślad na księżyca tarczy
lgnąć do latarni które jak złote guziki
na granatowym szynelu carskiego żandarma
równym szeregiem zapinają wieczór

noc zapada jak szept z dawnych ruin
rozwarstwiają się minione sny
można chwytać pasemka parnego lata
i zwijać warkocz z niegdysiejszych zim
można musnąć skrzydłem sekrety salonów
i mroczny bandaż już zaschniętych ran
lub dotknąć aksamitki cienia pelargonii
roztańczyć się wpaść w wir
bo kręci się świat
już gaza pajęczyny pojaśniała mgłą
roztańczyć ciemność opatulić mrok
twardą nadzieją że wszystko jest wciąż
a to co kusi nie szkodzi nie boli

wszystko w obrazach zrodzonych ze słowa
które nadzieję niesie na trwałość ulotną
nieba i ziemi i zapachu ziół
i lekko butwiejącej galaretki bagien
która jak błotna limfa goi suche łzy

w mieście wylecieć można nad płynący asfalt
przeciąć dopływy ulic i odległy krzyk
przebić się przez sny dziecięce przez pot
wcierany w ciała równomiernym ruchem
poczuć otwartych okien zapach i wznieść się
ponad dachy na skrzydłach wieczornych
modlitw i złorzeczeń
i runąć między spękane mury
trwałe nad warstwami uporu i grzechu

nie zatrzymywać się – lot jest tworzeniem
ścieżki przez bezkres gwieździstego puchu
nie zatrzymywać się – każdy ruch jest trwaniem
materii ciemnej mokrej i słodkiej jak krew
pędzić przed siebie – lot szaloną modlitwą
być każdą cząstką każdym darem losu
trwać we wszystkim co żyje we wszystkim co płynie
w oddechu myśli ciszy i szeleście
w dotyku woni wierze i nadziei
być ciepłą lekką wieczorną miłością


Artur Jan Szczęsny. Białostocki poeta rodem z Krakowa (ur. 1964). Wydał dotychczas sześć tomików wierszy. Laureat konkursów poetyckich, m.in. zdobywca Brązowej  Buławy Hetmańskiej. Zasłużony Działacz Kultury. Pracował jako redaktor m.in. w miesięczniku reporterów „Plus” i piśmie literackim „Kartki”. Wiersze pochodzą z tomiku „Wiersze, które leczą” (2017).


LEONARDA SZUBZDA


W rocznicę ślubu

poprowadziłeś mnie
w niezwykłe życie
zwyczajne

zmyliłam czujność serca
poprowadziłam cię
drogą do gwiazd

ja ptak
firanka w oknie

ty ściany domu
na rzece most

ulepione z tej samej gliny
dwa światy
                         


* * *

stałam się z twojego żebra
twojego czasu i przestrzeni
żebyś nie był samotny

jesteś z moich słów i dotyku
jesiennej ciszy chmurnych spojrzeń
wyrzekłam się dla nich siebie

oswoiliśmy okna stół światło lampy
kalendarze rozstań i powrotów
dzień po dniu
zszywamy je cierpliwie
w życie

* * *

wciąż o pierwszej
dlaczego nie o ostatniej

już nie płomiennej
ale cierpliwej

z kubkiem herbaty
zamiast wyznań

wiernej
bez słów

zatroskanej o czyjś sen
i czyjąś zadyszkę na schodach

zapomnianej przez poetów
żywej na przekór życiu
srebrnowłosej miłości


* * *

kiedyś mieliśmy niebo
miało ściany dach
stół pośrodku

przypinaliśmy skrzydła
unosiły nas ponad chmury
jakie to było łatwe

nie wiem kiedy
rozsypało się niebo

nie wiem gdzie
pogubiliśmy skrzydła

po co skrzydła
gdy brakuje powietrza


Leonarda Szubzda – absolwentka Wydziału Filologii polskiej na Uniwersytecie Warszawskim   oraz Rewalidacji umysłowo upośledzonych w Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Pracowała jako nauczycielka języka polskiego i pełniła funkcję dyrektora w szkole średniej. Obecnie na emeryturze. Mieszka w Sokółce. Jest przewodniczącą białostockiego Oddziału Związku Literatów Polskich.
Autorka ośmiu tomików poetyckich: Jeszcze idziemy 1992, Żałuję lasów i róż 1994 (nominowany do literackiej nagrody „Głosu Nauczycielskiego”), Tylko sady nas pamiętają 1996, Ile życia 1998, Między milczeniem a krzykiem 2001, Zwyczajne obcowanie 2006, CDN… 2013, Dziewczyny 2017 („Książka  roku 2017”  według czytelników w Plebiscycie czytelników Nagrody Prezydenta Miasta Białegostoku im. Wiesława Kazaneckiego).
Laureatka wielu konkursów literackich – w 1996 r. uhonorowana Złotą Buławą Hetmańską w ogólnopolskim konkursie poetyckim. W roku 2012 otrzymała Nagrodę Marszałka Województwa Podlaskiego w dziedzinie twórczości artystycznej, upowszechniania i ochrony dóbr kultury. Amatorsko zajmuje się twórczością plastyczną, ilustruje książki, pisze wiersze dla dzieci.

Oprac.
Krystyna Konecka

Reklama

2 KOMENTARZE

  1. A kiedy reszta Podlaskich Poetów? Liczę na to, że niedługo,, bo mamy ich przecież ich wielu. Wybór Pani Koneckiej pozostawia niedosyt.

  2. Z radością odkryłem w powyższej małej antologii, że wiersze te ukazują szeroki krajobraz poetycki, spełniając rygory moich nadziei na poezję. Dziękuję autorom Dziękuję twórcy wyboru – Krystynie Koneckiej.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko