Lech Brywczyński – Interakcja

0
936

 – Kobiety cię nie lubią. Taki już twój los, nic na to nie poradzisz. Byłeś frajerem, jesteś i zawsze nim będziesz – oznajmił mu na odchodne Plażuk, zaśmiał się kpiąco i poszedł. Krok miał nieco chwiejny, widać było, że trochę już wypił.

 – Daj mi spokój. Odczep się, pustaku! Spływaj! – zawołał za nim Tomek, żeby jakoś odreagować złość, jaka go ogarnęła z powodu przypadkowego spotkania z Plażukiem. Tamten i tak nie usłyszał słów Tomka, bo zginęły one w ogólnym hałasie, jaki panował w klubie.

„Co za pech! Że też musiałem znowu się natknąć na tego buca! W podstawówce ciągle mi dokuczał, ośmieszał przed całą klasą. Potem w liceum był na szczęście w innej klasie, ale i tak robił ze mnie bekę przy każdej okazji, udało mu się zepsuć mi opinię w całej szkole. Teraz nie mam z nim nic wspólnego, pracujemy przecież w różnych firmach, ale i tak czasem go spotykam, akurat w takich chwilach, kiedy najbardziej mi to przeszkadza. Za każdym razem odbiera mi spokoj i pewność siebie” – złościł się Tomek, patrząc, jak Plażuk rozmawia ze swoimi kolegami, żywo gestykulując, a potem idzie z jakąś dziewczyną na parkiet i zaczyna tańczyć.

„Taki prostak, a nie ma problemu z podrywaniem kobiet. Jak to możliwe? A ja zawsze sam, ciągle się miotam. Bezskutecznie próbuję znaleźć sobie kobietę, ale nic mi nie wychodzi. Tak jak dziś. Co ze mną nie tak, czego mi brakuje? Plażuk ma rację, chyba naprawdę jestem frajerem. Skoro nie mam nawet kolegów, to jakim cudem mógłbym mieć kobietę?” – katował się myślami Tomek. – „A może jestem zbyt wybredny, może trzeba brać to, co jest, zamiast szukać ideału? Nie, to tylko wymówka… Wiele razy jest tak, że dziewczyna mi się podoba, ale nie mam odwagi do niej podejść i zagadać…”

Miał już tego dość. Postanowił ostatni raz przespacerować się przez klub, a po zakończeniu tej rundki wrócić do domu. Wszedł na chwilę do bufetu, ale nie było tam akurat tego barmana, z którym lubił gadać, kiedy chciał choć trochę rozładować stres; zajrzał na palarnię, ale nie zauważył tam wymarzonej przez siebie, stojącej na uboczu, pięknej a nieśmiałej dziewczyny, do której mógłby zagadać; okrążył parkiet, kłębiący się od pogrążonych w konwulsyjnym, chaotycznym tańcu ludzi, a potem mijał kolejne loże. Szedł coraz szybciej, bo nie liczył już na nic, przekonany, że i tym razem nic ciekawego się nie zdarzy, nie napotka kobiety swoich marzeń. Jeszcze tylko bowling, gdzie zostawił w depozycie saszetkę z dokumentami i wreszcie będzie mógł stąd wyjść.

 – Przepraszam, masz może papierosa?

Zatrzymał się, choć nie miał pewności czy te słowa były skierowane do niego. Obejrzał się. W loży, obok której właśnie przechodził, siedziała piękna, młoda kobieta o długich, falistych, kruczoczarnych włosach, która – co wprawiło Tomka w niemałe zdumienie – nie dość, że patrzyła na niego, to nawet się lekko uśmiechała. Poczuł, że się czerwieni.

 – Tak, oczywiście! Mam – odpowiedział drżącym głosem, a serce zabiło mu mocniej.

 – Poczęstujesz mnie? – zapytała, mrużąc filuternie oczy.

 – Jasne, chętnie! – przytaknął gorliwie, sięgając do kieszeni kurtki po paczkę papierosów. Dopiero teraz zauważył, że obok kobiety siedzą jacyś dwaj mężczyźni.

 – Zróbcie mu miejsce, dobrze? – poprosiła kobieta swoich towarzyszy. A potem powiedziała poufałym tonem do Tomka: – Siadaj! Nie przejmuj się nimi, to tylko moi koledzy z pracy.

 – Ładnie nas traktujesz, nie ma co! – zaoponował żartobliwym tonem mężczyzna, siedzący po prawej ręce kobiety. – Kolegów z pracy trzeba szanować. 

 – Dlatego was szanuję. I to bardzo! Ale romansować z wami nie chcę. Poza tym nie palicie, więc nie macie papierosów – zaśmiała się kobieta.

Mężczyzna przesunął się, żeby zrobić Tomkowi miejsce i wyciągnął rękę na powitanie.

 – Jestem Norbert.

 – Tomek, miło mi.

 – A to jest Zenek.

 – Cześć! – powiedział Tomek, wymieniając uścisk dłoni z drugim mężczyzną, a potem usiadł obok kobiety.

 – Chyba tylko ja się jeszcze nie przedstawiłam. Mam na imię Dorota.

 – Cieszę się. Piękne imię. Zawsze mi się podobało. A teraz podoba mi się jeszcze bardziej.

 – Teraz to znaczy kiedy?

 – No… Kiedy się poznaliśmy.

 – Miły jesteś. Ale ja nie uważam, że już się znamy. Coś w ogóle o sobie wiemy?

 – Ja wiem na przykład, że jesteś piękna. Bo to widać.

 – No, no… Teraz to ja z kolei wiem, że jesteś niezłym podrywaczem i kobieciarzem.

Tomek bezwiednie wykrzywił twarz w kwaśnym uśmiechu.

 – Pozory mylą. Niestety, jest zupełnie inaczej. Jeden zero dla mnie. To ja teraz podwyższę wynik: wiem, że lupisz palić papierosy – oznajmił, podsuwając Dorocie otwartą paczkę.

 – Tym razem to ty się mylisz, jestem niepaląca.

 – Jak to? Przecież zapytałaś mnie o papierosa…

 – Pytałam czy masz papierosa, nie mówiłam że będę palić. Jakiś opener sytuacyjny trzeba było zastosować, żeby rozpocząć interakcję.

 – Opener? Interakcja? O czym mówisz?

 – O tym, że trzeba było jakoś nawiązać rozmowę.

 – Myślałem, że chcesz zapalić. Bardzo to mnie ucieszyło, bo zawsze mam przy sobie papierosy.

 – Nie wiem czy wiesz, ale palenie szkodzi zdrowiu, powoduje liczne choroby, raka i w ogóle… Tam jest wszystko napisane na opakowaniu, radzę przeczytać. 

 – Żartujesz sobie ze mnie?

 – Mówię prawdę. Schowaj tę paczkę, a najlepiej to całkiem rzuć palenie. Wyjdzie ci to na dobre – dorzuciła pocieszająco, a potem delikatnie położyła dłoń na jego ramieniu. – Czujesz się przeze mnie oszukany?

 – Trochę… Ale to, co zobaczyłem w twoich oczach, było tego warte.

 – Umiesz powiedzieć. I wiesz co powiedzieć. Niewielu jest takich mężczyzn.

 – Kim ty jesteś? Nigdy nie spotkałem takiej kobiety!

 – To znaczy jakiej?

 – Niezwykłej… Zaskakującej… Śmiałej… Błyskotliwej…

 – Sypiesz komplementami jak kałasznikow. Mówiłam, że to podrywacz? – spojrzała pytająco na swoich kolegów.

 – Prawdziwy amant. Powinien występować w filmach – potwierdził Norbert.

 – Albo w cyrku – dodał Zenek, za co został zgromiony wzrokiem przez Dorotę.

Ale zauroczony kobietą Tomek w ogóle nie słyszał tego, co mówili obaj mężczyźni. Wpatrzony w jej twarz, miał jakąś dziwną, tunelową wizję, która obejmowała tylko ją; reszta świata nie istniała, podobnie jak cała przeszłość i przyszłość. Liczyła się wyłącznie chwila obecna, która powinna trwać w nieskończoność albo być ostatnią chwilą istnienia świata.

 – Dlaczego chciałaś ze mną porozmawiać. Czemu? – wyszeptał w końcu.

 – Źle zrobiłam? Nie podobam ci się?

 – Ależ skąd! Podobasz mi się i to bardzo. To najszczęśliwszy dzień w moim życiu.

 – Zobaczyłam takiego twardziela, to od razu poczułam, że warto z nim pogadać

 – Twardziela? Nigdy tak o sobie nie myślałem.

 – A powinieneś. Sam w klubie, bez kolegów, bez dziewczyny? To rzadki widok. Tylko mocnego, pewnego siebie faceta na to stać.

 – Albo kogoś kto nie ma ani kolegów, ani dziewczyny.

 – Na pewno nie mówimy o tobie. Ty już masz kolegów.

 – Jakich?

 – Norbert i Zenek są moimi kolegami, niech więc będą także i twoimi. Masz coś przeciwko nim?

 – Nie mam, skąd! Ale z dziewczyną to gorsza sprawa.

 – Raz jeszcze zapytam: nie podobam ci się?

 – A ja powtórzę to, co już powiedziałem: bardzo mi się podobasz. Naprawdę!

 – Więc ten drugi problem też masz już z głowy.

 – Jak to? Czy to znaczy…

 – Znaczy.

 – Ale ty jesteś…

 – Jestem.

Przez chwilę milczeli, patrząc sobie w oczy. Potem, jakby wiedzeni instynktem, wolno pochylili się ku sobie, aż ich usta się zetknęły. Pocałunek był długi, soczysty, z gatunku takich, które zostawiają po sobie krew na wargach i płomień w sercu. 

„Ja chyba śnię! To się dzieje naprawdę?” – pomyślał Tomek i dopiero teraz przypomniał sobie, że przecież znajduje się w publicznym miejscu, gdzie jest mnóstwo obcych ludzi, którzy mogą go widzieć. Z niepokojem rozejrzał się wokół, by przekonać się, że w ogromnym, pulsującym życiem klubie nikt nie zwraca na niego uwagi, a jego romans jest tylko kroplą w morzu wydarzeń, jakie się tu dzieją.

Dorota jakby odczytała jego myśli, bo powiedziała mu półgłosem na ucho:

 – Sam widzisz, że tu nie ma warunków, żeby spokojnie pogadać. Jedźmy do mnie.

 – Do ciebie? To znaczy…

 – Do hoteliku, w którym się we trójkę zatrzymaliśmy. Jest taki kameralny, położony na uboczu. Bez luksusów, ale ma swój klimat.

 – We trójkę?

 – Pracujemy w tej samej firmie, jesteśmy w tym mieście służbowo, można powiedzieć, że w delegacji. Wzięliśmy w tym hotelu dwa pokoje. Jedźmy tam wszyscy, oni pójdą do swojego pokoju, a my dwoje do mojego. Tam nikt nie będzie nam przeszkadzał. Prawda, chłopaki, że zostawicie nas w spokoju?

 – Oczywiście! – potwierdził Norbert, a Zenek milcząco skinął głową.

 – Możemy od razu jechać, nasz samochód stoi pod klubem – dodał Zenek. 

 – Wspaniały pomysł! – zapalił się Tomek. – Tylko najpierw poszedłbym na chwilę na bowling, tam zostawiłem w depozycie saszetkę z dokumentami.

 – Dokumenty to ważna rzecz – przytaknął Norbert.

 – Lubisz kręgle? – zdziwiła się Dorota. – Musisz mi kiedyś pokazać, jak się w to gra.

 – Pokażę. Z przyjemnością. Teraz pędzę po saszetkę i zaraz wracam – zapewnił Tomek, a potem spytał z niepokojem: – Będziesz tu na mnie czekała?

 – Na pewno. Wracaj szybko, mój rycerzu.

Tomek uśmiechnął się do Doroty, szarmanckim jak mu się wydawało gestem ujął jej dłoń, pocałował, a potem raźnym krokiem ruszył w stronę kręgielni. Przepełniała go radość granicząca z euforią, dlatego czuł się lekki jak dziecięcy balonik, idąc miał wrażenie, że niemal unosi się nad podłogą. Szybko załatwił sprawę w kręgielni i już miał wracać do Doroty, gdy nagle poczuł, że musi najpierw odwiedzić WC.

„Przeklęta fizjologia! Zawsze daje o sobie znać w najmniej odpowiedniej chwili. Chyba od tych przeżyć tak mnie skręciło” – pomyślał, wchodząc do ubikacji.

Zamknął się w kabinie, szybko się załatwił, spuścił wodę. Poczuł się trochę zmęczony.

„Co za emocje! Co za kobieta!” – pomyślał o Dorocie.

Rozsiadł się wygodnie na sedesie, oparł się o ścianę. Zastygł w bezruchu, regenerując siły. Cieszył się na myśl o tym, że za chwilę znów zobaczy Dorotę, a potem spędzi z nią noc w hotelu.

Już miał wstać, kiedy usłyszał, że jacyś ludzie weszli do ubikacji, a później zaczęli rozmawiać. Nadstawił uszu; zrobił to instynktownie, bo wcale go nie obchodziło, kto wszedł. Od razu jednak poznał po głosie, że rozmówcami są świeżo poznani przez niego koledzy Doroty. W pierwszym odruchu chciał wyjść z kabiny i dołączyć do nich, ale powstrzymał się, bo zaniepokoiła go dziwna, niemal konspiratorska tonacja ich przyciszonych głosów. Wytężył sluch, żeby dowiedzieć się, o czym rozmawiają.

 – Nareszcie! Musiałem zapalić, żeby choć trochę wyluzować.

Tak, to był na pewno głos Norberta.

 – Ja umiem wyluzować i bez papierosów. Ale w takim momencie  to i ja zapalę…. Czemu nie poszliśmy na palarnię? – dziwił się Zenek.

 – Tam zawsze ktoś jest, nie dałoby się pogadać. Tutaj jest pusto.

 – Na pewno? Może sprawdzę.

– Daj spokój, przecież widać, że pusto. Co będziesz latał po kabinach.

„Oni palą? Dziwne, przecież Dorota mówila, że nie mają przy sobie papierosów i nie palą” – pomyślał Tomek. Zastygł w bezruchu, żeby nie zdradzić swojej obecności.

 – Denerwujesz się?

 – Dziwne? Przecież ja odpowiadam za tę transakcję. Nie mogę zawalić – oświadczył stanowczo Norbert. – Szef wciąż mi pamięta stare błędy. Choćby tego faceta ze Szczecina, który w ostatniej chwili nam uciekł.

 – A ten dzisiejszy? Niczego się nie domyśla?

 – Gdzie tam. Jak zobaczył naszą Dorotkę, to zgłupiał. Tak się napalił, że zrobi wszystko, co ona zechce. Mamy go w garści, niech tylko znajdzie się w naszych progach. 

 – Zdrowy?

 – Na to wygląda. Młody, silny. Kamicy na pewno nie ma. Zresztą nasz lekarz przed operacją wszystko sprawdzi.

 – Dorotka to dziewczyna z klasą, niezawodna – zachwycał się Zenek. – Pamiętasz, jak owinęła sobie wokół palca tego poprzedniego?

 – Aż mi go szkoda.

 – Niestety, nasz doktorek spartolił operację. Tyle szmalu przepadło.

 – Dzisiaj wszystko ma pójść bez zarzutu. Klient czeka, nerka musi pojechać do Niemiec.

 – Lepiej chodźmy, może ten nasz frajer wrócił z kręgielni. Ja już gaszę.

 – Masz rację. Jeszcze raz się zaciągnę i też zgaszę.

 – Chciałbym, żeby już było po wszystkim.

 – Ba!

Zdrętwiały ze strachu Tomek usłyszał plusk wody, a później cichy trzask zamykanych drzwi. Nie ulegało wątpliwości, że obaj rozmówcy wyszli.

Przez dłuższą chwilę nie mógł dojść do siebie, nie był w stanie uwierzyć w to, co usłyszał. Wciąż siedział nieruchomo, mimo że jego psychiką miotały gwałtowne emocje. Dominowało poczucie zagrożenia, ale nie mniej bolesna była świadomość, że zainteresowanie, jakie okazywała mu Dorota, było fałszywe, pozorowane. A już zaczął budować na postawie zachowania Doroty jakieś skromne początki swojej męskiej dumy!

„Co teraz robić? Dzwonić na policję? Nie, przede wszystkim muszę wyjść z klubu, uciekać stąd!” – bił się z myślami Tomek. – „Jeżeli zostanę, ale powiem, że nie chcę jechać do niej do hotelu, to od razu się zorientują, że wiem o wszystkim albo czegoś się domyślam. Wtedy zaszantażują mnie użyciem siły, pewnie mają jakąś broń. A potem wywiozą na tę swoją melinę, zaaplikują środek odurzający i… Żywy z tego nie wyjdę, bo przecież wiem, jak cała trójka wygląda, mógłbym ich wydać.”

Wstał, otworzył drzwi kabiny, ostrożnie wystawił głowę. Rozejrzał się, podbiegł do zlewu, obmył twarz zimną wodą, potem wytarł papierowym ręcznikiem. Miał wrażenie, że resztki zmęczenia w jednej chwili wyparowały mu z głowy, był teraz zmobilizowany do działania. Jednym susem dopadł do drzwi, wyszedł z ubikacji. Zdążył jednak przejść zaledwie kilka kroków, gdy natknął się na Plażuka. Próbował wyminąć swego odwiecznego prześladowcę, ale bez powodzenia.

 – Co u ciebie, znowu porażka? – zapytał Plażuk, chwytając Tomka za ramię. – Mówiłem ci już, że kobiety cię nie lubią.

 – Tak twierdzisz? A widziałeś tę dziewczynę, z którą siedziałem w loży? Laska, prawda?

 – Nie przyglądałem się jej. 

 – Leci na mnie.

 – Niemożliwe. Jeżeli tak, to tylko dlatego, że nie poznała do tej pory prawdziwego faceta.

 – Takiego jak ty?

 – Chociażby jak ja. Każdy byłby lepszy od ciebie.

 – To spróbuj! Poderwij ją. Idź do niej, pogadaj. Zobaczymy, czy mi ją odbijesz. Nie przejmuj się tymi dwoma facetami, którzy z nią siedzą, to tylko jej koledzy z pracy.

 – Naprawdę tego chcesz? Upiłeś się?

 – Jestem bardziej trzeźwy niż kiedykolwiek, tego możesz być pewien – powiedział z naciskiem Tomek, a potem spojrzał na zegarek. – Daję ci na to pięć minut. No, może nawet dziesięć.

 –  Przecież to twoja jedyna szansa! Następną kobietę znajdziesz za kilka lat.

 – Nie martw się o mnie. Lepiej przyznaj, że strach cię obleciał. Boisz się, że ona cię spławi, że będzie wolała zostać ze mną.

 – Ale śmieszne, naprawdę… Pójdę. Czuj się, jakbyś już ją stracił. Jeżeli mi się uda, to będziesz mi winien dwie stówy.

 – Zgoda. Do dzieła, bo czas upływa – Tomek puknął palcem w swój zegarek.

 – Przekonasz się, jak działa mistrz. Przetoczę się przez tę lożę jak tsunami, które wszystko z sobą porywa. Kiedy przyjdziesz za dziesięć minut, loża będzie pusta. 

Podekscytowany Plażuk żwawo ruszył w stronę loży, a tymczasem Tomek krokiem pozornie luźnym i niedbałym ale szybkim poszedł ku wyjściu. Po schodach już biegł, nie zwolnił także na zewnątrz. Gnał co sił, dopóki nie znalazł się na postoju taksówek. Zdyszany wsiadł do samochodu, stojącego na czele kolumny i zamknął drzwiczki.

 – Jedziemy! – zakomenderował.

 – Gdzie? – zapytał beznamiętnym głosem kierowca.

 – Bo ja wiem… Na obwodnicę. Jak okrążymy miasto, to zadecyduję, co dalej.

 – Nie ma sprawy. Mnie w tym fachu nic nie zdziwi.

Ruszyli. Tomek zapiął pas i rozparł się wygodnie na siedzeniu. Kilka razy głęboko odetchnął, a potem sięgnął do kieszeni po telefon.

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko