W pierwszym wydaniu rubryki teatralnej portalu pisarze.pl zwracam uwagę na kilka pozornie „skromnych” zdarzeń. Bo oto w Teatrze Narodowym, w tunelu technicznym między sceną główną i magazynami odbyło się 5 kwietnia dwusetne (!) przedstawienie Duszczyczki Tadeusza Różewicza w inscenizacji Jerzego Grzegorzewskiego. W tej nietypowej przestrzeni widzów mieści się tutaj zaledwie czterdziestu, Fenomen tego przedstawienia polega jednak na tym, że grane jest w niezmienionej obsadzie od 15 lat! I nawet przy tak ograniczonej warunkami pojemności widowni przez te lata obejrzało Duszyczkę około ośmiu tysięcy widzów. Co więcej, jest to już ostatnie z dokonań teatralnych Grzegorzewskiego, które można wciąż oglądać na żywo.
Już to samo zasługuje na szacunek – Jan Englert, dyrektor Teatru Narodowego, trwając przy tym tytule daje wyraz nie tylko swojego szacunku dla poprzednika, ale dowód artystycznej dzielności – zachować w tak doskonalej kondycji ten spektakl bez pomocy reżysera (Grzegorzewski zmarł w roku 2005) to nie lada sztuka. Oglądałem to przedstawienie po wielu latach, ostatni raz widziałem Duszyczkę podczas premiery, która inaugurowała przegląd twórczości artysty Planeta Grzegorzewski – wtedy jeszcze na afiszu Teatru Narodowego znajdowało się wiele inscenizacji wybitnego reżysera. Dzisiaj pozostała już tylko Duszyczka – warto się więc pospieszyć, bo Jan Englert zapowiedział, że będą grali Duszyczkę dopóty, dopóki będzie w stanie nosić na rękach Magdalenę Warzechę (to jedna ze scen w tym spektaklu).
Korzystam zatem z okazji, aby przypomnieć moją – już historyczną – recenzję po premierze Duszyczki (z roku 2004). Dopisać do niej tylko muszę, że nie zwróciłem wtedy uwagi na filmowy nawias spektaklu, bardziej zafascynowany wówczas magią miejsca i poezją Różewicza. Grzegorzewski jednak, jak to miał w zwyczaju, nadpisał nad tekstem scenariusza dodatkowy nawias czy klamrę – całość bowiem została umieszczona w rygorach planu filmowego – jeżdżący wózek jak z operatorem, światłomierz, stary model kasety z taśma filmową, zdjęcia próbne, ekran, „duble” sytuacji scenicznych – słowem cala rekwizytornia planu filmowego z rozrzuconymi kostiumami, pozostałościami już niepotrzebnych przedmiotów. Filmowy obrys Duszyczki nie jest tu tylko zabiegiem formalnym, ale nawiązaniem do wysiłku odtwarzania przeszłości. Z tym przecież zmaga się bohater, pytając: „Jak to się stało”, z całej swojej przyszłości wspominając jakieś zlepki, strzępy, chwile erotycznych fascynacji o seksistowskim zabarwieniu, ale zaraz wziętych w ironiczny nawias („To nie ja/ to moje ciało”).
Przedstawiam też drugi powrót, skromniejszy, ale pełen urody – mam na myśli Taniec z dusiołem Grzegorza Walczaka, który kiedyś z Wojciechem Siemionem, a po dziesięciu latach z Barbarą Dziekan rozbiera scenicznie swój poemat.
I na koniec również kameralny, ale ważny spektakl ze Śląska (koprodukcja Teatru Śląskiego i Teatru w Opolu). To spektakl Wątpliwość Norberta Rakowskiego – doskonały przypis do otwartej już szeroko debaty o pedofilii w Kościele katolickim. Spektakl pokazany w ramach festiwalu Nowe Epifanie.