Ewa Maria Serafin – Literackie o-błędy… O tomie wywiadów „Bezradność wobec istnienia” Wiesława Łuki

0
139
 

 

 

Ewa Maria Serafin

 

Literackie o-błędy…

O tomie wywiadów „Bezradność wobec istnienia” Wiesława Łuki            

 

bezradnosc luka            Wracałam kiedyś ze spaceru do domu. Myśli swobodnie pląsały – raczej wokół spraw codziennych, gdy znienacka,  kilka kroków przede mną, z gwałtownym łopotem skrzydeł opadła na chodnik szaro czarna wrona. Triumfalnie zademonstrowała zdobycz, wysoko unosząc w rozdziawionym dziobie duży orzech włoski i zezując sprytnymi ślepiami na ów dowód swojej zaradności. Poczułam podziw dla jej przenikliwości i wiedzy – i zadałam sobie pytanie – Skąd może wiedzieć ptak, który nie wszystkim się podoba, bo wydaje się złowróżbny – że skorupa nie jest pusta, a zawiera w sobie wartość, owo życiodajne i oleiste ziarno?

 

 

            Jeszcze tylko musi przedrzeć się przez barierę twardej skorupy do jądra zdobyczy – istoty rzeczy. Czegoś podobnego szukamy w słowach.                                                                           

            Odbicie w lustrze pozwala spojrzeć prawdzie w oczy, lecz jest to prawda odwrócona. Jeszcze ego dokona korekty i przejrzymy się w swoim przeciwieństwie. Młodość zaprzeczy starości. Życie śmierci. Prawda kłamstwu. Fikcja rzeczywistości…

            Kłopot dodatkowy polega na tym, że nie wszystko da się sprowadzić do prostych antynomii. Jest jeszcze większy, gdy mamy do czynienia z artystami, którzy potrafią wszystko szalenie komplikować. Co począć, na przykład, jeśli mówią o bezradności wobec istnienia?

            Przed lustrem bywasz więc aktorem. Dzieje się tak znacznie częściej, kiedy owym lustrem jest większe audytorium, nie zawsze złożone z życzliwych czytelników czy kolegów-krytyków i przychodzi konfrontować się z surowym osądem nieprzyjaznej rzeczywistości. [Na szczęście, pozostaje najważniejszy probierz, którym jest historia, co udowadniają biografie artystów nie docenianych za życia, a po śmierci wielbionych…].

            Odbywające się w siedzibie Domu Literatury, jubileusze, spotkania tematyczne lub związane z promocją najnowszych utworów, mają niewątpliwie charakter teatralny [co mogło mieć wpływ na decyzję, by udostępnić salę widowiskową profesjonalnemu teatrowi]. Swego rodzaju ekshibicjonizm jest również niejako wpisany w konstrukcję osobowości każdego artysty – w swoich dziełach w mniejszym lub większym stopniu wyraża siebie. To zresztą jest jednym z powodów, dla których pewne książki lubimy bardziej, inne mniej.

         Książka Wiesława Łuki „Bezradność wobec istnienia” także zdaje się być swego rodzaju spektaklem, tylko w kilkunastu odsłonach, chociaż autor w przedmowie próbuje złagodzić nieco takie wrażenie: W kilkunastu rozmowach niniejszego tomu szukałem bogactwa treści i formy twórczości kolegów [i koleżanki] ze Związku. Aby utrudnić te poszukiwania, starałem się ich niebanalnie pytać nie tylko o to, co napisali, ale także – po co napisali i czego dokonali [oraz dokonują] ponad często puste intelektualnie i zaskakujące formalnie zabawy polskim słowem, tak irytujące i męczące w czytelniczym odbiorze.

            Tytułowa „bezradność wobec istnienia” została zapożyczona przez autora z wypowiedzi jego przedostatniego rozmówcy [kolejność wywiadów wyznacza zgodnie z alfabetem pisownia nazwisk ich bohaterów] Marka Wawrzkiewicza, prezesa Związku Literatów Polskich: […] zawsze będzie nam doskwierać poczucie bezradności wobec naszego istnienia, bo „jest to istnienie, na które wciąż nie ma lekarstwa”. Śmierć jest jednym z dwóch najczęściej poruszanych tematów poezji.

             W innym miejscu tej rozmowy dowiemy się, że zdaniem poety:

            […]poezja jest raczej od stawiania pytań, a nie udzielania odpowiedzi. I, powtarzam, ona nadzwyczaj rzadko bywa uznana za wielką w chwili swego powstania. Tylko czasami udaje się jej powiedzieć coś wielkiego, a przy tym bardzo prostego.

            Każda z tych rozmów prowadzona jest w sposób partnerski i na podobnych, najczęściej wysokich diapazonach, naturalnie literackich. Widać także, że autor rzetelnie się przygotował, udowadniając znajomość biografii swoich interlokutorów oraz ich utworów. Zręcznie tę wiedzę wykorzystuje ripostując niektóre wypowiedzi fragmentami ich własnych wierszy czy prozy.

            Męczymy się więc wspólnie, ale nie tylko męczymy się – Wiesław Łuka napisał w przedmowie do tomu i wydaje się to zrozumiałe. Niełatwy jest dyskurs o literaturze, która tonie wśród zjawisk zachodzących w otaczającej nas rzeczywistości, tak niejednoznacznej i trudnej do zdefiniowania, gdy dla jednych zmiany te są przykre, dla innych – długo oczekiwane i pożądane.

            Niewątpliwą wartością tomu jest to, że Wiesławowi Łuce udało się postawić swoich rozmówców przed lustrzanymi odbiciami ich własnej, literackiej i czasem nie tylko literackiej – egzystencji. Wspólnie się im przyglądali, wykazując wzajemne zrozumienie – choć odnosi się wrażenie, że autor mimo widocznej empatii, w pewnym stopniu – może dlatego, że jest również cenionym reportażystą – pozostał outsiderem. W tych rozmowach dominowała przeszłość, aczkolwiek w sposób wybiórczy, na co wpływ mógł mieć nie tylko wiek niektórych spośród rozmówców. Odnosi się również wrażenie, że teraźniejszość stała się dla nich znacznie mniej przyjazna i także dlatego wydają jej oceny niekiedy druzgocące. Dzieje się tak w sytuacji, gdy istnieją dwie organizacje literackie, uważające się za spadkobierczynie przedwojennego – Związku Zawodowego Literatów Polskich, który utworzono w 1920 roku z inicjatywy Stefana Żeromskiego.

            Prezes ZLP o wzajemnych relacjach obu organizacji wypowiada się nadzwyczaj oględnie:

            […]Choć między nami, kolegami po piórze, istnieją poprawne, a w wielu przypadkach koleżeńskie relacje, to ciągle jesteśmy organizacyjnie podzieleni.[…] Odnoszę wrażenie, że powstałe po stanie wojennym Stowarzyszenie jest nieco milej widziane i bardziej doceniane przez władze resortowe.

            Jak wiadomo, prawdę można oglądać z różnych stron. Ciekawie wyraził się na ten temat Stanisław Nyczaj, tłumacząc „niesłychane skomplikowanie naszej współczesności” tym: […]iż „naginając świat, każdy do siebie, nieobliczalnie komplikujemy Einsteinowską krzywiznę przestrzeni”[…]

            Jak wobec tego sobie radzi Nyczaj w tym życiu i w świecie, skoro nie można mieć innych?

            […]osiągam pewien konsensus trudnej zgody ze światem, starając się ów „kosmochaos” zrozumieć i budować w sobie własny, intymny wszechświat.

           Wielogłos z „Bezradności wobec istnienia” jest próbą przełamania taktownego milczenia w dobie modnych ostatnio narzekań z powodu „załamania się stanu bieżącej literatury”, braku krytyki wartościującej, rzetelności redakcyjnej i wydawniczej. W szerszej perspektywie – braku autorytetów, które w okresie tak zwanej transformacji albo się swej istocie sprzeniewierzyły, albo zostały z różnych powodów odrzucone.

            Kłótnie wewnętrzne, podważanie autorytetów i upolitycznienie środowisk literackich sprawia, że traci na tym sama literatura. Tę wartościową zabija również komercja i 

triumfują autorzy książek „wydmuszek”, które wizerunkowym przepychem chcą zrekompensować niski poziom merytoryczny. 

            Niewątpliwie, książka Wiesława Łuki stanowi dokumentalny zapis świadomości części środowiska i jest bezcennym materiałem dla socjologa literatury. Ale jest to także interesująca lektura dla tych, którzy rozumieją poezję i zdarza im się odczytać w niej to, co kryje pomiędzy wierszami.

            Z tego wielogłosu wyłaniają się nie tylko sylwetki artystyczne lecz ogólniejszy obraz – na pewno subiektywny i, jak wspomniałam, niepełny – literackiej rzeczywistości, która wydaje się nieco „oczyszczona” z  kontekstów, rzec można, wyalienowana i – jak przyznają sami rozmówcy – bezradna… A ta  bezradność wiąże się nie tylko ze stanem emocjonalnym, który niejako wpisany jest w egzystencję artysty. To wyraz sytuacji samego Związku Literatów Polskich, który od dekad tkwi zawieszony w próżni – stając się klatką, która niczym nadopiekuńcza matka – chroniąc odgradza od świata zewnętrznego zamknięte w sobie literackie orły [także i nieloty, które, jak wszędzie, i tutaj mają swoją reprezentację].

            Jest, co prawda, trochę stroszenia piór, świergotania, czasem złowróżbnego krakania – różnic i wewnętrznych sporów, które ucisza strach przed rzeczywistością na zewnątrz, na którą to środowisko straciło wpływ. Zdaniem niektórych – z własnego wyboru.

            Za często jednak przystrzygamy sobie skrzydła w imię hiperostrożności przed posądzeniami, domniemaniami… [Stanisław Nyczaj]

            Bliskie jest mi rozumienie Absolutu jako Boga. On jest Dobrem, do którego dąży człowiek, i Prawdą – źródłem wszelkiej prawdy ludzkiej… Jednak nie wiem, czy stanę z Nim twarzą w twarz, bo możliwe jest nie tylko wieczne obcowanie, ale także wyobcowanie lub wysłanie na pewien czas na duchową rehabilitację. [Kazimierz Burnat]

            Powyższe uwagi i refleksje czynione są jednak z zachowaniem dobrego mniemania o sobie, aczkolwiek w pełnym „poczuciu skromności”. Powie Kazimierz Burnat cytując Paula Cezanne`a – […]skromność jest cnotą wypływającą ze świadomości własnej mocy.                                           

           Położona w zabytkowej kamienicy nieopodal Kolumny Zygmunta i Zamku Królewskiego siedziba, którą dzielą dwie darzące się powstrzymywaną, choć szczerze odwzajemnianą niechęcią organizacje literackie – przypomina dzisiaj warownię, w której zamknięto dwóch o-błędnych rycerzy, walczących pod wrogimi sztandarami nie tylko ze sobą, lecz i z rzeczywistością. Trwając w swoim szaleństwie, niektórzy zdają się zapominać o tym, że przyszłość potrafi być

nieprzewidywalna. Utożsamiając się z romantycznym Don Kichotem, nieoczekiwanie można stać się odpowiednikiem… Nie Sancho Pansy – ten, mimo braku inteligencji wykazywał się pewnym rozsądkiem – lecz jego „rumaka”.

            Powyższa konkluzja odnosi się do znacznie szerszego kontekstu, nie tylko literackiego.                                                                       

Nie ma takiego grzechu, którego Bóg by nie przebaczył… – usłyszałam kiedyś z ust pewnego kleryka. Dodam do tego własny sąd, który być może zabrzmi jak aforyzm.

            Poczucie winy nie zawsze z niej samej wynika.

__________________          

 

Wiesław Łuka – „Bezradność wobec istnienia”, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2017

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko