Wacław Holewiński – Mebluję głowę książkami

0
373

Wacław Holewiński

 

Mebluję głowę książkami

 

mebluje-glowe

 

 

 

Niemieckie spojrzenie na Powstanie… Nie ma zgody!

 

powstanie warszawskie hTa książka z całą pewnością wzbudzi w wielu Polakach odruch niechęci, czasami zrozumiałego gniewu, złości na autora.

Zanim przejdę do jej omówienia, muszę wyjaśnić dwie kwestie.

Pierwsza: „Powstanie warszawskie 1944”, bardzo obszerna książka Hansa von Krannhalsa ukazało się w Niemczech Zachodnich pięćdziesiąt pięć lat temu. Co więcej, ukazało się w niewielkim, nic nieznaczącym wydawnictwie i nie wywołało wówczas żadnych emocji. Ale dla uczciwości należy dodać, że to jedyna książka niemieckiego autora (bo są jeszcze trzy obcych autorów) na niemieckim rynku, dotycząca Powstania Warszawskiego.

Druga: kim jest jej autor? Urodził się w 1911 roku w Rydze, w wieku trzech lat (po śmierci ojca) zamieszkał w Gdańskiu. Od 1921 roku w NSDAP. Studia w Królewcu, Kilonii i Fraiburgu, w wieku 26 lat doktorat. Główny przedmiot zainteresowań – niemiecka mniejszość etniczna w Polsce. Płynna znajomość polskiego, rosyjskiego, angielskiego, francuskiego, jidysz. Zdecydowany wróg Polski („propagandowa tuba Alberta Forstera”). W czasie wojny w Wehrmachcie w stopniu podporucznika – oficer polityczny. Po wojnie dziwna przemiana, biegły sądowy, jego misją stało się doprowadzenie (bez skutku) generała SS i policji Heinza Reinefartha do oskarżenia o zbrodnie wojenne.

„Powstanie Warszawskie 1944” jest książką ciekawą. Denerwującą, ale ciekawą. To pierwsze na naszym rynku całościowe (a więc nie przyczynkarskie, pamiętnikarskie) omówienie Powstania od strony niemieckiej.

Dlaczego denerwujące? Może najbardziej dlatego (na co zwrócił uwagę w radiowej rozmowie ze mną Piotr Gursztyn, że z jakąś niebywałą butą Krannhals dziwi się, że słabsi (Polacy) mają czelność bić się z silniejszym (Niemcy) o swoją wolność. Po co? Jest też drugi powód. Niewątpliwie autor „Powstania…” stara się wybielić Wehrmacht, obciążając zbrodniami na ludności cywilnej Warszawy SS i formacje nieniemieckie. Co więcej, nawet z gubernatora Hansa Franka czyni niemal obrońcę Polaków.

Popełnia też w swej pracy niemiecki autor błędy wręcz kuriozalne i nie do przyjęcia dla kogoś, kto operuje aparatem naukowym. Wmawianie czytelnikom, że Brygada Świętokrzyska NSZ walczyła wspólnie z Niemcami przeciwko Sowietom jest nie tylko nadużyciem, jest po prostu powtórzeniem sowieckich i PRL-owskich haseł propagandowych. Można zresztą znaleźć więcej błędów, np. pomylenie stopnia wojskowego Okulickiego w 1942 roku.

Dlaczego więc ta książka jest jednak ważna? Ano dlatego, że mamy szczegółowe relacje oparte na wojskowych dokumentach z poszczególnych etapów walk (a wcześniej omówienie tła wojny polsko-niemieckiej w 1939 roku, powstania i rozwoju konspiracji, akcji „Burza” na wschodzie). To szczegółowy opis walk, także przyczyn, dla których Powstanie, wbrew wszelkiej logice, trwało aż 63 dni. Krannhals stawia tezę, że mogło ono – i powinno – zakończyć się znacznie wcześniej, a jego wydłużenie było skutkiem strasznych zbrodni, popełnionych na ludności cywilnej Woli. Masowe rozstrzeliwanie kobiet, dzieci, mężczyzn, którzy nie brali udziału w walkach wzbudziło w reszcie ludności ogromny strach i straszliwą determinację. Z drugiej strony, autor pokazuje bezwzględny cynizm Rosjan i… i chyba równy im cynizm zachodnich aliantów (propozycja przerzucenia z Włoch do Polski całego korpusu Andersa – jak? gdzie?).

Krannhals pokazuje szacunek sił. To też zdumiewa, np. siedmiu tysiącom obrońców Starówki przeciwstawia… siedem tysięcy żołnierzy niemieckich. Siedem na siedem… Zapomina tylko dodać, kto miał jakie uzbrojenie, kto miał artylerię, czołgi, samoloty…

Czasami jednak mamy do czynienia z dokumentami wstrząsającymi. „Mam mniej amunicji niż cywilów” mówi 5 sierpnia 1944 roku kat Warszawy generał policji Heinz Reinefarth dowódcy 9 Armii generałowi Nicolasowi von Vormannowi. A potem na pytanie o straty wroga (Polaków): „Razem z rozstrzelanymi 10 000”.

Warszawa po Powstaniu… Obóz w Pruszkowie… Warunki? Więcej niż znośne. Łatwość zwalniania z obozu. Żywność. Jakże inaczej wygląda to we wspomnieniach, relacjach więzionej tam ludności cywilnej.

Wstrząsające są też statystyki zniszczeń popowstaniowych. Miasto, które przed Powstaniem, nawet po nim, według wszelkich klasyfikacji było średnio zniszczone… Po nim, a przed wejściem armii sowieckiej uległo całkowitej zagładzie.

Co boli w tej książce? Zwalanie winy na innych – Dirlewanger, Kamiński, jednostki azerbejdżańskie. Armia niemiecka? Oszczędzała przeciwnika.

Nie, nie ma szans, aby połączyć narrację niemiecką i polską na temat Powstania. Bo choć pisze Krannhals o zbrodniach, to jednak… jednak inaczej, niż Polacy. Jakby strzelanie do okupanta (według niego „mordy skrytobójcze”) było niczym nieusprawiedliwione… Jakby walka o swój kraj nie miała sensu. Ma jednak rację autor w jednym. Nikt na świecie nie będzie specjalnie roztrząsał sprawy Powstania. Bo wszyscy – Niemcy, Rosjanie, Brytyjczycy, Amerykanie, wszyscy mają w tej sprawie sporo na sumieniu.

 

Hans von Krannhals – Powstanie warszawskie 1944, przekład Barbara Lulińska, Daniel Luliński, Bellona 2017, str. 608.

 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko