Krystyna Konecka – Śladami islandzkiego noblisty – Halldóra Laxnessa

0
354

Krystyna Konecka

 

ŚLADAMI ISLANDZKIEGO NOBLISTY – HALLDÓRA LAXNESSA

 

Reykjavik Laugavegur 32. W tym domu urodził się Halldór Laxness. Fot. K. Konecka

 

     W marcowy dzień AD 2017 lecę z podlondyńskiego Heathrow do Islandii – bo kraj, i na Islandię – bo to przecież wyspa. Intrygujący kawałek lądu oparty o koło podbiegunowe, skąd najbliżej do wschodnich wybrzeży Grenlandii. „Wyspa ognia i lodu”, jak Islandię nazwała Anna Marciniakówna w swojej książce, wydanej w 1985 roku. Ultima Thule – „kraniec świata”, tak brzmi nazwa mityczna.

 

      Kraina o przebogatej historii i kulturze, szczycąca się posiadaniem największej ilości pisarzy w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Literackie dziedzictwo przysparza Islandii międzynarodowej sławy, począwszy od nieśmiertelnych średniowiecznych sag, poprzez twórczość jedynego noblisty – Halldóra Laxnessa, aż po szczególnie aktywną obecną generację autorów książek kryminalnych z Arnaldurem Indridasonem oraz Yrsą Sigurdardottir w ścisłej czołówce.

     Nie lecę sama: moją przewodniczką jest Ewa Sherman, recenzentka skandynawskiej (więc i islandzkiej) literatury kryminalnej tłumaczonej na język angielski, od kilku lat uczestniczka literackich festiwali Iceland Noir w Reykjaviku. W podręcznym (bo innego nie mam) bagażu wiozę polskie edycje kilku książek Yrsy Sigurdardottir z nadzieją na zdobycie dedykacji (oczywiście, tak się stało). W pamięci – echa dawnej lektury „Dzwonu Islandii” Halldóra Laxnessa oraz zapamiętane słowa brytyjskiego noblisty Seamusa Heaneya z okładki nowego wydania „the Sagas of icelanders” (proszę nie poprawiać) ze wstępem Jane Smiley: „To poezja Północnego Atlantyku… świadectwo możliwości ludzkiego ducha nie tylko znoszenia tego co może przynieść los…”.

 

Wydanie islandzkie biografii Halldóra Laxnessa na targowisku. Fot. K. Koneckax

 

     Nie opowiem w tym tekście o emocjach towarzyszących mi w trakcie lotu nad oceanem i w każdej minucie wędrówek po tym tajemniczym kraju elfów i trolli, które okazały nam przecież wiele zrozumienia. Ani o pierwszych, sfotografowanych z samolotu skrawkach lądu, które istnieją w książce Indridasona, a która jakiś czas temu wytyczyła trasę wędrówki uczestników  festiwalu Iceland Noir, konfrontujących miejsca akcji.

     Tutaj zwykle chodzi się po jakichś śladach. W latach 30. XX wieku poeta angielski Wystan H. Auden odbył wraz z przyjacielem Louisem MacNeice swoją twórczą przygodę, opisaną w „Podróży do Islandii”. Wiele lat później, w roku 1994, ich drogę powtórzyli dwaj młodzi wysłannicy BBC – Simon Armitage i Glyn Maxwell, którzy po powrocie złożyli z reportaży i wierszy książkę, zatytułowaną „Moon Country”. Polacy? Owszem, też bywali: podróżnicy, geografowie, glacjolodzy czy dyrygent orkiestry symfonicznej w stolicy kraju, Bohdan Wodiczko. Od dawna islandzka Polonia skupia najbardziej aktywne osoby, w ramach emigracji zarobkowej przebywa tu obecnie ponad dziesięć tysięcy Polek i Polaków.

     A teraz – my. Na krótko, bo cóż to jest ten tydzień z okładem. Po śladach i – nie. Po sięgających gór na horyzoncie polach lawowych. Po czarnych popiołach z kraterów, poszarpanych bazaltowych wybrzeżach oceanu. Po turystycznych atrakcjach z wodospadami, gorącymi źródłami i gejzerami, z widokiem na lodowce i wulkany, z których erupcją należy się liczyć zawsze. Po niewielkich miejscowościach, do których zimą można nie dojechać. Po stołecznych ulicach, gdzie zawsze jest coś do odkrycia: ważne budowle, interesujące pomniki herosów dawnych sag, estetyczne akcenty nowoczesnej urbanistyki (jak chociażby przeszklona hala koncertowo – konferencyjna Harpa), no i porozrzucane zarośnięte wzgórza, które omija się przy wytyczaniu dróg, bo a nuż są to siedziby trolli czy elfów, i gdy naruszy się ich spokój, mogą zaszkodzić…

     Nam sprzyjają. Chcemy mieć dobrą pogodę na nasze eskapady? Oczywiście, marcowe i kwietniowe słońce zagwarantowane (chociaż – do czasu). Chcemy coś szczególnego z literatury? Proszę bardzo.

     Pierwszy spacer, kilkuminutowy, nad zatokę Atlantyku z panoramą masywu górskiego Esja. 

Następny – ulicą Laugavegur, przy której stoi nasz hotel. To główna i jedna z najdłuższych ulic (vegur) w śródmieściu, w najstarszej, jednokierunkowej części, zabudowana pod koniec XIX wieku. Pierwsza część jej nazwy wiąże się z ciepłymi źródłami. W  niewysokich domach mieszczą się restauracje, bary, puby (ożywione do nocy zwłaszcza w weekendy) i sklepy. W wyższych, także nowoczesnych – hotele.

     Przechodnie śledzący witryny nie zwracają uwagi na to, co nad nimi. My też gapimy się na sklepy ze słynnymi swetrami z owczej wełny z charakterystycznymi wzorami, robionymi na jednym okrągłym drucie, których ceny zwalają z nóg. Na sklepiki z pamiątkami, wśród których przeważa lundi, czyli zabawny maskonur w różnych wielkościach i wyobrażeniach. Nad wejściem do sklepu z T-shirtami zachęcająca nazwa – zbitka słowna: idontspeakicelandic. (nie mówię po islandzku). Super. Tutaj wszyscy i tak porozumiewają się z obcokrajowcami po angielsku. Kupujący otrzymają reklamówki z wersją islandzką: eg tala ekki islensku.

 

Thingvellir. Jedno z miejsc gdzie toczy się akcja Dzwonu Islandii. Fot. K. Konecka

 

     Przed witryną ustawiono pięknie wymalowane postacie wikinga i wikingowej z otworami na twarze. Właśnie roześmiana para pozuje do zdjęcia, a ja potykam się na chodniku o drobną przeszkodę: to obramowana czarnym metalem kamienna płyta, wypełniona wtopionym islandzkim tekstem. Pierwsze, co zauważam w tej krótkiej chwili, to data: 23 april. Skąd tu dzień urodzenia Williama Szekspira?!

     Kolejnych słów, zwłaszcza dłuższego zdania na dole, nie odczytam, ale na początku jest nazwisko: Halldór Laxness. I rok: 1902. Nietrudno domyślić się, że w tym domu z numerem 32 przy Laugavegur urodził się jedyny islandzki laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury. Cóż za zbieg okoliczności z tą szekspirowską datą… Czy pisarz był tego świadom? Cóż za zbieg okoliczności dla nas… Mieszkamy w sąsiedztwie, zaledwie o pięć budynków dalej. Za parę tygodni przypada 115 rocznica urodzin Halldóra Laxnessa.

     Co dzisiaj wiedzą o tym pisarzu Polacy? Jego dorobek zdefiniowany encyklopedycznie zachęca do poznania: „autor pełnych epickiego rozmachu cyklów powieści, łączących tradycje sag islandzkich z aktualną problematyką kraju, w których dominuje ton gorzkiej krytyki społecznej, obrona i współczucie dla uciskanych”.  Bohaterowie książek, często postacie z otoczenia pisarza, kiedy zdejmie się z nich maskę nędzy, zamieniają się w opowiadaczy, filozofów i poetów. W ciągu kilku lat od uzyskania sławy noblisty, wydano w Polsce kilka najważniejszych jego dzieł: powieści „Salka Valka”, „Niezależni”, tetralogię „Światłość świata”, trylogię „Dzwon Islandii” (w tym – „Jasnowłosą dziewczynę” i „Pożar w Kopenhadze”), powieść „Sprzedana wyspa”, wybór opowiadań „Flecista” i inne. Wznowiono tylko „Dzwon Islandii”. W bibliotekach trudno o książki sprzed ponad pół wieku…

     W żadnym z folderów nie ma zdjęcia ani wzmianki o domu rodzinnym noblisty. Fotografuję zatem ten niewielki, z pięterkiem pod spadzistym czerwonym dachem, charakterystyczny dla dawnej architektury miasta budynek z numerem 32, obity dla ocieplenia białą falistą blachą, jak wiele innych. Jeszcze na początku obecnego wieku mieszkał tutaj optyk, prowadzący swój sklep, ale najwyraźniej stał się jedną z ofiar kryzysu gospodarczego w roku 2008. Teraz wszyscy kupują tu koszulki, cztery w cenie trzech, z konturami Islandii lub upamiętniające Leifura Eirikssona, odkrywcy Ameryki na pięćset lat przed Kolumbem.

     Późniejszy noblista właśnie w tym domu nauczył się chodzić. Miał zaledwie dwa lata, kiedy ojciec, robotnik budowlany o imieniu Gudjon, zabrał stąd rodzinę na farmę Laxness w dolinie Mosfellsdalur, kilkanaście kilometrów na wschód od Reykjaviku. To tam Halldór Gudjonsson uczył się grać na skrzypcach i wczytywał się w islandzkie sagi, pisując pierwsze własne opowieści w tajemnicy przed rodziną.

     Zgodnie z islandzką tradycją, nazwiska powstają od imienia ojca. Dlatego np. dwie pisarki: Yrsa i Lilija oraz jedyna kobieta premier (do niedawna) islandzkiego rządu, Johanna, wszystkie noszą nazwisko Sigurdardottir, czyli – córka (dottir) Sigurdara, chociaż każdy Sigurdar był zupełnie inną osobą. Halldór Gudjonsson (syn Gudjona) dorastał w swojej luterańskiej rodzinie w Laxness. I tę właśnie nazwę uznał za swoje nazwisko. Stało się to kiedy po śmierci ojca, w wieku dziewiętnastu lat, nie ukończywszy z powodu biedy szkoły średniej, opuścił Islandię. Z krajów skandynawskich dotarł do klasztoru w luxemburskim Clervaux, gdzie uległ głębokiej fascynacji katolicyzmem.

Zamienił ją po latach wędrówek po świecie na… socjalizm (i entuzjazm wobec ZSRR), potem przeszedł fazę materializmu, by wreszcie zwrócić się ku rdzennej historii i kulturze oraz trudnym losom swojego narodu. Wszystkie etapy życia i gromadzenia doświadczeń znalazły swój wyraz w bardzo bogatej twórczości pisarza, poety i dramaturga (w ciągu 61 lat powstało ponad 60 dzieł), a trylogia „Dzwon Islandii” przyniosła mu w1955 r. Nagrodę Nobla – za wprowadzenie życia do tradycyjnej islandzkiej narracji.

     Dobre elfy czuwają. Oto jedziemy z Reykjaviku samochodem Birgira trasą na północny wschód, w kierunku Thingvellir – Równiny Zgromadzeń, gdzie od X wieku obradował Althing – najstarszy parlament w Europie. Niebawem zobaczymy miejsce, w którym toczy się część akcji „Dzwonu Islandii” – świętego dzwonu, zerwanego z wieży w Thingvellir, pociętego i wywiezionego do Danii, pod której panowaniem w wiekach XVII – XVIII znajdowała się Islandia. Sprawca świętokradztwa ginie sprawiedliwie w nurtach rzeki, ale o zamordowanie go zostaje oskarżony Bogu ducha winien islandzki patriota, jeden z głównych bohaterów dramatycznej akcji powieści, który długo i daleko będzie dochodził sprawiedliwości….

     Kilkanaście kilometrów za stolicą, wciąż w pejzażu ośnieżonych gór, dojeżdżamy do niewielkiej miejscowości Mosfellsbaer. To znaczy, ona gdzieś tu jest, a my zatrzymujemy się na drodze przed tabliczką z nazwą Gljufrasteinn. Pisownia (i wymowa) tych wszystkich nazw to dla obcokrajowców poważny problem. Nie mamy liter islandzkich, dlatego zapisujemy je w sposób możliwie najbardziej zbliżony, żeby podobnie (chociaż z trudnością) wymawiać słowa.  W tym oto skomplikowanym  dla nas języku pisał swoje książki Halldór Kiljan Laxness (Kiljan to pamiątka po katolickim świętym). Większość powstała właśnie w Gljufrasteinn – wzniesionej przez pisarza w 1945 r. pięknej białej willi, gdzie wraz z żoną Audur i rodziną mieszkał przez ponad pół wieku.

Z biografią Halldóra Laxnessa pióra Halldóra Gudmundssona na targowisku w Reykjaviku. Fot. E. Sherman     Jakbym trochę znała topografię… Kilka lat po międzynarodowym sukcesie noblisty odwiedził go wiceprezes Towarzystwa Przyjaźni Polsko – Islandzkiej, prof. Stanisław Helsztyński, który potem opisał swoje wrażenia. Zatem, znowu trochę – po śladach. I jest nadal tak samo. Jedyne ogrodzenie stanowią okoliczne wzgórza i rwący strumień między bazaltowymi skałami. Islandzko – angielskie informacje z fotografiami na drewnianej tablicy przed posesją wprowadzają w prywatność dawnych mieszkańców. Chcieliśmy zajrzeć tu już wczoraj, z aktorką i pisarką Solveig Palsdottir, ale zamieniony na muzeum dom był zamknięty, bo dobiegał końca remont przed 115 rocznicą urodzin noblisty. Dzisiaj za to, w pierwszy dzień po renowacjach, zwiedzający są wpuszczani za darmo.

     W staromodnych szmacianych kapciach nakładanych na własne obuwie, i z zakazem fotografowania, oglądamy wnętrza zachowane jak za życia pisarza. Gabinet z biurkiem, gdzie powstawały na maszynie kolejne powieści. Regały biblioteczne z bogatym księgozbiorem oraz wielojęzyczne wydania własnych książek. Antyki, ryciny i egzotyczne statuetki z dalekich podróży. Drewniany okrągły stojak z zawieszonymi fajkami. Ulubiony fotel przy oknie wielkości ściany, z widokiem na nieodległe góry z pasmami śniegu oraz na domowy basen, pilnowany przez kamienną rzeźbę konia (islandzkie wytrwałe i przyjazne koniki to temat odrębny). W sypialni przy wąskim łóżku – książki i statuetka Matki Boskiej. Na ścianie odkrywam solidnych rozmiarów dyplom za szkłem opatrzony kolorowym wizerunkiem Jana Pawła II, i ze stylizowanym, angielskim tekstem informującym, że papież udziela ojcowskiego błogosławieństwa w dowód bożej łaski z okazji 90. rocznicy urodzin Halldóra Laxnessa w dniu 23 kwietnia 1992 r. Pisarz przeżył jeszcze sześć lat, zmagając się, niestety, z chorobą Alzheimera…

     Zapewne Ojciec Święty pamiętał wieloletnią fascynację katolicyzmem starszego „kolegi po piórze”, który ponadto nie ukrywał swojej sympatii do naszego kraju. W trzy lata po otrzymaniu Nagrody Nobla, autor „Dzwonu Islandii”, już wtedy wydanego po polsku, gościł nad Wisłą po raz pierwszy, na zaproszenie Związku Literatów Polskich. Warto poczytać o tej pierwszej wizycie na stronie Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Islandzkiej (szkoda, że od dziesięciu lat nie przybywa tu tekstów).  

     W nieoczekiwanie okropnie wietrzną i deszczową niedzielę (a deszcz leje nagle z każdej strony, poziomo) wybieramy się do portu, gdzie w zadaszonym budynku Kolaportid odbywa się weekendowy pchli targ. Wszystko jest tu tańsze, nawet sweter z owczej wełny można kupić za połowę ceny, czyli za… 50 euro (!). Szukamy książek Laxnessa po angielsku. Wykupione. Jest tylko opasły egzemplarz biografii noblisty z jego wizerunkiem na grzbiecie. Autor, Halldór Gudmundsson, został za to dzieło uhonorowany kilkoma znaczącymi nagrodami. Niestety, jest ono wydane w oryginale, a cena równowartości swetra. Gratis fotografuję grzbiet książki, i pozuję z okładką do zdjęcia wraz z sympatycznym właścicielem stoiska, zaświadczającym posturą, iż wiarygodnie reprezentuje najbardziej otyły naród w Europie. No, ale skoro sam przyznaje, że jak inni rodacy pożera non-stop polskie prince polo…

     Czas islandzkiej przygody dobiega końca. Na lotnisku Keflavik zaglądamy z Ewą obowiązkowo na anglojęzyczne stoiska z książkami. No, jest Halldór Laxness, cała seria. „Dzwon Islandii”, „Niezależni”, „Światłość świata” i inne. Niech się dzieje, co chce. Rujnuję pieczołowicie ułożoną ekspozycję, do jednakowych niebieskich dokładam żółte i czerwone. Fotografuję. I uciekam…

     Ale może wrócę. Także do tematu. Bo warto wspomnieć o tylu innych, współczesnych islandzkich pisarzach i poetach. Yrsa Sigurdardottir. Ragnar Jonasson. Solveig Palsdottir. Jónina Leosdottir. Gerdur Kristny – laureatka literackiej nagrody im. Halldóra Laxnessa… Może wrócę…

Krystyna Konecka

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko