Dariusz Pawlicki – Krótki, nieco liryczny traktat o wietrze

0
225

DARIUSZ PAWLICKI

KRÓTKI, NIECO LIRYCZNY TRAKTAT O WIETRZE

      Siedzę w pokoju na poddaszu i słucham wycia wiatru. Wieje prosto w okno wychodzące na południe.

      Nim kwadrans temu położyłem dłoń na klamce u drzwi wejściowych, patrzyłem długo na pobliski las; wyglądał wręcz groźnie. A to za sprawą świerków i sosen, których wierzchołki poruszały się na tle ciemniejącego nieba. Słyszałem ich głośny szum będący zwiastunem opadu śniegu bądź deszczu. Ze względu na panującą temperaturę, w grę wchodził wyłącznie ten pierwszy. 

      Przebywaniu w lesie, gdy wieje silny wiatr, towarzyszą wyjątkowe wrażenia. Przy tym im on jest silniejszy, tym one – odpowiednio intensywniejsze. Ale jeśli o nie chodzi, należy raczej mówić o wysuwającym się na plan pierwszy niepokoju przechodzącym, wolniej bądź szybciej, wręcz w strach.

      Byłem kiedyś w lesie, gdy dosyć niespodziewanie zerwał się wiatr. Miało to miejsce późną jesienią. Gdy zaczęło wiać, a wiało coraz mocniej, do przejścia miałem jeszcze około 5 kilometrów do skraju lasu. Dobrze, że drogę, która pozostała do przejścia, dobrze znałem. Obserwowanie poruszających się gwałtownie koron drzew i równoczesne wypatrywanie właściwej drogi pośród duktów, jeszcze powiększałoby bowiem uczucie dyskomfortu.

      Raz po raz, poprzez głośny szum, dobiegał do mych uszu wyraźny trzask łamanych gałęzi i konarów. Byłem, wręcz przygotowany na to, że w jakimś momencie zwali się na mnie pień złamanej sosny bądź wyrwanego z korzeniami świerka. Nic takiego, na szczęście, jednak nie nastąpiło. Ale droga przez jesienny las, przed kilkunastu laty, utkwiła w mej pamięci.

*

Słownik języka polskiego pojęcie wiatru definiuje następująco:

 „Poziomy ruch powietrza powstający wskutek nierównomiernego rozkładu

 ciśnienia atmosferycznego na powierzchni Ziemi”*.

      Tyle, w bardzo dużym, ale rzeczowym skrócie, na ten temat ma do powiedzenia nauka. Tak więc według niej wiatr jest czymś jak najbardziej prozaicznym, żeby nie powiedzieć: banalnym. Natomiast w czasach nie tak znowu odległych, w zjawisku wiania widziano przejaw działania boskiego. A mówiąc dokładnie – jednego bądź kilku bogów spośród ich, mniej bądź bardziej licznego, grona kojarzonego z jakąś religią czy systemem wierzeń. I tak, dla przykładu, u Greków starożytnych był nim Eol (początkowo – jednak demon wiatru. To w znacznej mierze za sprawą poetów zaczęto uważać go za boga); u Germanów za wiatry, ale nie tylko za nie, odpowiadał Odyn (zresztą najważniejszy spośród bogów germańskich); u Słowian bogiem wiatru był Stribog (Słowianie Wschodni uważali, że odpowiada także za burzę). Natomiast aztecki bóg Ehecatl (przejaw Quetzalcoatla) poza tym, że władał wiatrami jako takimi, to jeszcze dmuchając na Księżyc i Słońce sprawiał, że znajdowały się one w ruchu.

      Bogów wiatru, to znaczy „powietrza w ruchu”, cechuje na ogół zmienne  usposobienie, są przy tym drażliwi. Nie obca im jest zazdrość, mściwość, bywają też okrutni. Czego przykładem może być grecki Zefir, bóg wiatru zachodniego. Otóż urażony do żywego odrzuceniem swoich zalotów przez Hiacynta, pięknego młodzieńca, spowodował jego śmierć. Sprawił bowiem (podmuchem), że dysk rzucony przez Apollina, którego Hiacynt był ulubieńcem, zmienił tor i uderzył młodziana w głowę.

      Władcy/bogowie wiatrów odgrywali ważną, a nawet bardzo ważną rolę. Co wynikało z tego, że jeszcze dwa i pół wieku temu, wiatr był czymś niezmiernie ważnym (może tak ważnym, jak współcześnie energia elektryczna i jądrowa, ropa naftowa, gaz, węgiel kamienny, razem wzięte). Widać to zwłaszcza na przykładzie żeglugi: statki i okręty były bowiem żaglowe, co najwyżej żaglowo-wiosłowe. O roli tej mówią, między innymi, mity, jak też utwory literackie. A zarówno te pierwsze, jak i drugie, jakby nie było, są przejawem ówczesnych wyobrażeń, przemyśleń, wiedzy ludzi. Przykładem tego, to znaczy roli bogów, jak i samych wiatrów, jest wspomniany Eol (Ajolos). Będąc władcą Wysp Eolskich (obecnie Wyspy Liparyjskie) gościł u siebie Odysa i jego towarzyszy. Przy pożegnaniu wręczył bohaterowi spod Troi worek, w którym uwięzione były wszystkie wiatry, które mogłyby przeszkodzić w jego powrocie do Itaki. Jednak gdy okręt znajdował się już u brzegów rodzinnej wyspy żeglarzy, a Odys spał, jego towarzysze, przekonani, że otrzymał on od Eola jakiś skarb, zajrzeli do worka. Uwolnione w ten sposób wiatry sprawiły, że okręt został przygnany z powrotem do Wysp Eolskich. Lecz ich władca nie obdarzył Odysa po raz drugi niezwykłym prezentem (wręcz przeciwnie – nakazał natychmiastowe opuszczenie swych włości). Dlatego musiał jeszcze błąkać się przez kilka lat po morzu, nim ujrzał Penelopę.

      A jeśli mowa o żegludze i żeglarzach starożytnych, to aby zapewnić sobie bezpieczną podróż, składali ofiary bogom. I tak, zebrane w Aulidzie/Aulisie nad zatoką Euripos wojska greckie oczekiwały pomyślnych wiatrów, aby wsiąść na okręty i wyruszyć ku Troi. Czas oczekiwania przedłużał się coraz bardziej. W końcu okazało się, że za przymusowy postój odpowiada Artemida, bogini lasów i zwierząt. A wiatry przeciwne dopóty miały wiać, dopóki Agamemnon, wódz zjednoczonej armii greckiej, nie złoży w ofierze swej… córki Ifigenii. Artemidę rozgniewało bowiem to, że ów śmiertelnik, cóż z tego, że król, zabił jej ulubioną łanię. Do tego chełpił się jeszcze, że jest lepszym myśliwym niż ona, bogini sprawująca także pieczę nad łowami.

owietrze1

Ifigenia, fresk pompejański z I w. n. e.

      Artemida okazała się być jednak bardziej litościwa od Agamemnona, który gotów był poświęcić córkę. Sprawiła bowiem, że Ifigenia zniknęła z ołtarza, dosłownie spod noża kapłana-ofiarnika. Równocześnie niekorzystne wiatry przestały wiać i wielka flota grecka pożeglowała ku Ilionowi.

      Wiatr, to znaczy „poziomy ruch powietrza”, miał wielokrotnie wpływ na historię. Tak jak, przykładowo, w V w. p.n.e. I to nie raz. Otóż w 492 r. połowa okrętów tworzących flotę wysłaną przez króla perskiego Dariusza I na podbój Grecji, została zatopiona przez sztorm u przylądka Athos. Spowodował go czczony przez Greków Boreasz, władca wiatru północnego (odtąd Grecy mieli go jeszcze w większym poważaniu). Ambitny plan zakończył się więc niepowodzeniem za sprawą porywistego i bardzo silnego wiatru będącego sprawcą powstawania wysokich fal. Kserkses, syn i następca Dariusza, miał te same ekspansywne zamiary wobec Grecji. Tym razem wielka armia perska miała dotrzeć na półwysep Bałkański po dwóch mostach spinających brzegi Hellespontu. Do ich skonstruowania (480 r.) wykorzystano okręty. Uczyniono to jednak nazbyt pośpiesznie – bez należytej staranności. Wkrótce sztorm rozczłonkował obie konstrukcje. Rozłoszczony tym faktem Król Królów, jak tytułowali się władcy Persji, nakazał wychłostać trzystoma uderzeniami żelaznych łańcuchów wody Hellespontu, aby zmusić je do pokory. Nakazał też zatopić w nich parę kajdan. Następnie, według projektu inżyniera greckiego Harpalosa, przystąpiono do budowy kolejnych dwóch mostów. Tym razem zakotwiczone okręty stały zwrócone do siebie burtami. Połączono je grubymi linami, na których ułożono deski. Na nich zaś położono gałęzie, które zostały przysypane ziemią. Siły perskie były tak wielkie, że mimo sprawnego przebiegu przemarszu, dotarcie na brzeg europejski zajęło im siedem dni i nocy. 

      Batożenie odniosło zamierzony cel (to, że wojna zakończyła się zwycięstwem Greków, to już inna sprawa). I to pomimo tego, że chłostano wodę, a nie powietrze. A przecież, o czym była już mowa, przyczyną powstawania sztormów jest właśnie wiatr.

*

 

      Z racji podobieństwa do oddechu bądź tchnienia mającego moc ożywczą, wiatr uważano za pierwszy żywioł. Rola wiatru wynikała też z powszechnej wiary, że jest on, między innymi, dającym życie tchnieniem bóstwa/bogów/Boga. Tak jak zostało to, chociażby, opisane w Księdze Genesis (2,7) następującymi słowami:

           „Pan tchnął w oblicze pierwszego człowieka duch żywota – i stał się

            człowiek istotą żywą”.

 

     Na temat niezwykle istotnego znaczenia wiatru (żadna definicja naukowa bądź popularnonaukowa tej ważności nawet nie sugeruje) Juan Eduardo Cirlot pisze tak:

           „W skrajnej postaci najaktywniejszy wiatr rodzi huragan, syntezę i związek

            Czterech żywiołów, któremu przypisuje się moc zapładniającą i

            odnawiającą życie”**.

 

      A Małgorzata Sacha-Piekło na temat wiatru wypowiada się i tak:

           „Wiatr, wiecznie ruchliwy i trudny do uchwycenia żywioł, kojarzy się z

            poczuciem zmienności, niepokoju i niedosytu, niemożności zaspokojenia

            ciągle nowych pragnień. Goethe, ustami podstarzałego Fausta (Faust, II

            cz., V akt), z goryczą oświadcza: «Biegłem jak biegnie wiatr po świecie.

            Do każdej chętki byłem prędki… Tylko pożądam, żądzę zaspokoję i znów

            pożądam…»”***.

 

      Nie dziwi chyba nazbyt, że wiatr symbolizuje, wręcz uosabia, gwałtowność, porywczość, ruch, szybkość, przestrzeń, niestałość, zmienność. Ale jest on także „symbolem czasu, nicości, pustki, przemijania, niepokoju, aktywności, zniszczenia, zamieszania, odrodzenia; (…), głosu bożego, potęgi bóstwa, pośrednika pomiędzy niebem a ziemią, posłańca bogów; łaski, grzechu, gniewu bóstwa, niebezpieczeństwa, kary bożej; życia ludzkiego, duszy, ducha twórczego, sił żywotnych, namiętności ludzkich, szaleństwa, wojny, porywczości; męskości, chuci, płodności; cierpienia; pieśni; ekstazy; wolności, natchnienia poetyckiego i wróżebnego, (nie)pomyślnej żeglugi, traktu (gościńca); daremności, nietrwałości; roznoszenia plotek, próżności, niewdzięczności, kaprysu”****.                           

      Natomiast bezwietrzność bywa symbolem przemijania, braku nadziei, końca czegoś, na przykład życia. Brak wiatru może być zobrazowany alegorycznie. Jeśli chodzi o sztuki plastyczne, poprzez, chociażby, przedstawienie żagli zwisających, nie wypełnionych wiatrem bądź zwiniętych.

owietrze2

Caspar David Friedrich, Etapy życia, 1835 r.

*

      Odnosząc się do użytkowej roli wiatru, oprócz wspomnianej żeglugi, należy wspomnieć o wiatrakach. A krajem najbardziej z nimi się kojarzącym, jest Holandia. O ich roli w rozwoju tego kraju w XVII w., tak napisał Johan Huizinga:

           „Holenderski dobrobyt był wspierany przez klimat, gdyż to zachodni wiatr

            sprawił, że Holandia stała się krajem wiatraków – wiatraków, które więcej

            przepompowały wody, niż zmełły zboża, i które jeszcze do niedawna

            stanowiły typowy element holenderskiego krajobrazu. Bez wiatraków

            Holandia nie miałaby ani polderów, ani też sił, by kultywować stare

            rzemiosła i podejmować nowe wyznania gospodarcze”*****.

      We wspomnianym okresie niewielkie Zjednoczone Prowincje były największą potęgą morską, jak też handlową świata. Żaden inny kraj nie miał bowiem tak licznej floty, na którą składało się kilka tysięcy, różnej wielkości i różnego typu, statków przewożących rozmaite towary do wszelkich zakątków znanego Europejczykom świata. A za wszystkimi tymi osiągnięciami, obok zalet Holendrów jako narodu, stał wiatr… Owo zjawisko, za którym współcześni ludzie nie widzą już niczego poza „poziomym ruchem powietrza powstającego wskutek nierównomiernego rozkładu ciśnienia atmosferycznego…”. Przyziemność ma się dobrze; wręcz triumfuje…

 

*

 

      Odnośnie wiatru i jego związków z człowiekiem, na zakończenie przytoczę takie oto wypowiedzi:

      Michela de Montaigne’a –

           „Wiatr jeno i dym mamy na własność”.

      Octavio Paza –

           „Jeżeli ludzie to proch, to to, co wiatr rozwiewa na polach, to są ludzie”.

 

 

  * Słownik języka polskiego, PWN, Warszawa 1981.   

     .   ** J. E. Cirlot, Słownik symboli; Znak, Kraków 2006. 

       *** Estetyka czterech żywiołów, pod red. Krystyny Wilkoszewskiej; Universitas, Kraków 2002.

     **** W. Kopaliński, Słownik symboli, Oficyna Wydawnicza Rytm, Warszawa 2006.

   ***** J. Huizinga, Kultura XVII-wiecznej Holandii; Universitas, Kraków 2008.   

____________________________________________________

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko