Jan Stanisław Kiczor – Bernard Ładysz – nie tylko o zażywaniu tabaki

0
6849

Jan Stanisław Kiczor

 

Bernard Ładysz –  nie tylko o zażywaniu tabaki

 

 

 Bernard Ładysz

Bernard Ładysz prywatnie  fot: Aleksander Ładysz

 

W jednym z wywiadów, Bernard Ładysz wspomina: „- Jestem szczęśliwy i dumny, że młodość przeżyłem w Wilnie; piękną młodość, jakiej życzyłbym wszystkim: śpiewy, zabawy, wódeczka, przyroda… Nie ma nic wspanialszego na świecie. Ale w ostatecznym rozrachunku warto także przeżyć nawet chwile trudne, tragiczne… Potem jest o czym opowiadać. Ja, niestety, mówić nie umiem: dla mnie istnieje tylko wypowiedź przez muzykę, przez śpiewanie. Mama kiedyś mi powiedziała: “śpiewaj synku dla wszystkich, o wszystkim – tylko śpiewaj sercem”. I to prawda: nienaganna technika wokalna, artystyczny warsztat są nieodzowne, konieczne, ale nie zastąpią szczerości, emocji, zaangażowania. Matka była zresztą na ogół najlepszym komentatorem moich występów. Kiedyś, pamiętam, zaszyłem się na parę dni daleko od cywilizacji, ale i tam mnie odnaleźli, bo następnego dnia musiałem zaśpiewać w Teatrze Wielkim partię Borysa w operze Borys Godunow. Na wczasy wyjechałem z miłą dziewczyną, nie miałem w głowie ćwiczenia głosu. Po spektaklu zapytałem mamy, jak wypadłem. “No, byłeś taki Borysik” – oświadczyła. Nic dodać, nic ująć: strzał w dziesiątkę…”

     Urodził się w Wilnie, dnia 22 lipca 1922 roku w domu przy ul. Potockiej, pod numerem 1, mieszkania 16.  Ojciec z zawodu był kamasznikiem i miał swój warsztat, matka zajmowała się domem. Miał dwóch starszych braci (jak sam żartobliwie wspomina – nosił po nich ubrania). Najpełniej swoją młodość wspomina w wywiadzie z Alicją Dołowską, odpowiadając na pytanie, czy głos odziedziczył po kimś z rodziny: „…tego nie wiem. Pamiętam jednak, że zarówno ojciec, jak i matka mieli nadzwyczaj piękne głosy. Matka – sopran. Ojciec śpiewał tenorem. Jeden ze starszych braci grał na pianinie, drugi na skrzypcach. Byliśmy bardzo biedną rodziną. Oni nie mieli czasu ani warunków, by szkolić głosy. Wspólnie z matką, ojcem, braćmi, wujem i ciotkami występowaliśmy w chórze „Hasło”, prowadzonym przez prof. Jana Żebrowskiego w wileńskim kościele Ojców Bernardynów. Brat śpiewał basem, wuj natomiast śpiewał w chórze basem partie solowe. W 1935 r. nasz chór zdobył na konkursie w Warszawie pierwsze miejsce ex aequo ze stołecznym chórem „Harfa”. Musieliśmy być naprawdę dobrzy, skoro „Hasło” postawiono na równi z „Harfą”,  – najlepszym chórem w Europie. W Wilnie istniał wtedy jeszcze drugi świetny chór – „Echo”. Chór Żebrowskiego skupiał środowisko rzemieślnicze: krawców, szewców, piekarzy. „Echo” nazywaliśmy chórem pańskim, bo w nim śpiewali dyrektorowie, szeroko pojęta inteligencja. Ale to nasz był lepszy…”. W innym wywiadzie, wspomina„...w domu byłem wychowywany po katolicku. Chodziłem do kościoła, a wracając, bywało, że pograłem jeszcze w piłkę z kolegami, pośmiałem się, to było życie! Kochałem Polskę, kochałem ojca, matkę. Nam nikt nie musiał mówić o Ojczyźnie, wiedzieliśmy, czym ona jest. Dlaczego wszyscy kochali Piłsudskiego? Przecież nie było telewizji, nikt nie czytał tylu gazet. Tę rolę pełniło prawdziwe wychowanie, jakie się odbierało w domu. Mój tata był biednym chłopem, a za Polskę duszę by oddał. A kto go tego uczył? W domu słyszał o tym od swoich rodziców. A co dzisiaj robi z młodymi ludźmi telewizja, jak ich wychowuje. Wychowywano nas w polskim duchu. Dla mnie była i jest Polska. Reszta mnie nie interesuje. Jak i religia. Nieważne, czy ksiądz dobry, czy zły. Jest Bóg. I koniec…”

     Nauki pobierał w Gimnazjum Mechanicznym na Kopanicy. Potem, w czasie wojny, w konspiracji. Uczęszczał na tajne komplety. – Chudy byłem jak patyk – wspomina. – Ale oprócz szkoły pracowałem w piekarni, do której wstawałem o piątej rano. Na początku 1940 roku, siedemnastoletni Bernard wstąpił do AK. – Na naszym podwórku były dwie panie, które działały w konspiracji – mówi. Za ich „pomocą” – poszło…/ “Bas niepokorny” Tomasz Gawiński/ . Niestety, działalność w AK zakończyła się aresztowaniem i zesłaniem do Kaługi

gdzie na robotach przymusowych spędził dwa lata przy wyrębie lasów. Jak wspomina: „… to malutko, bo ludzie siedzieli tam po dziesięć, piętnaście lat. Dwa lata wystarczyły, żebym stracił zębya wcześniej miałem takie bardzo zdrowe. Na miejscu śpiewałem w zespole pieśni, rosyjski oficer przygrywał mi na bajonie, ktoś wystukiwał rytm dwoma kuchennymi chochlami..”.

     Po uwolnieniu, do Wilna nie miał już po co wracać, powrócił do Warszawy. Tak to zatem wspomina: „…Było ciężko. Po wojnie też, bo Wilno nie było już po polskiej stronie. Zakochałem się w Warszawie, gdy wróciliśmy z Rosji. Wjechaliśmy do miasta gruzów. I ono nas przyjęło, bo byliśmy partyzantami i wróciliśmy stamtąd. Ta biedna Warszawa oddała nam serce. Oddała 20-metrowy pokój dwudziestu osobom, chociaż miejsca było tylko dla czterech. Pamiętam: siedzieliśmy w kawiarni „Maxim” i gdy zaczęliśmy śpiewać, ludzie płakali. Płakaliśmy wspólnie nad polskim losem. Dlatego kocham Warszawę…”

    Małgorzata Kosińska w Culture,pl tak opisała Jego karierę: „…po wojnie – w latach 1946-48 – odbył studia wokalne w Wyższej Szkole Muzycznej w Warszawie. Od 1946 do 1950 był solistą Centralnego Zespołu Artystycznego Wojska Polskiego, z którym występował również poza granicami kraju. W 1950 zaangażowany został do Opery Warszawskiej. Zadebiutował tu rolą Griemina w Eugeniuszu Onieginie Piotra Czajkowskiego. Najświetniejszą kreacją artysty w tym pierwszym okresie jego występów na scenie operowej była rola Mefista w Fauście Charlesa Gounoda, która dała mu możność ukazania w pełni zarówno niepospolitych walorów głosu, jak i temperamentu oraz talentu scenicznego. Zwrotnym momentem w karierze Bernarda Ładysza stał się konkurs śpiewaczy w Vercelli we wrześniu 1956. Odniósł tam triumf zdobywając I nagrodę i zyskując międzynarodową popularność. Dało mu to później możliwość występów we Włoszech z artystami tej miary co Victoria de los Angeles, Antonietta Stella, Anita Cerquetti, Tullio Serafin. W 1959 nagrał w Londynie Łucję z Lammermoor Gaetano Donizettiego wspólnie z Marią Callas ( wystąpił z nią, jako jedyny polski śpiewak) pod dyrekcją Tullio Serafina dla firmy Columbia. Ta sama firma zaprosiła go również do nagrania całej płyty długogrającej z ariami operowymi Giuseppe Verdiego i kompozytorów rosyjskich.

    Wielkim sukcesem artystycznym w karierze artysty była kreacja roli tytułowej w Borysie Godunowie Modesta Musorgskiego w Operze Warszawskiej (1960), a także w nowej inscenizacji tej opery w Teatrze Wielkim w Warszawie (1972). Nie brakowało w repertuarze Bernarda Ładysza miejsca dla twórczości rodzinnej. Występował w operach Stanisława Moniuszki i śpiewał jego pieśni. Wziął udział w nagraniach opery Król Roger Karola Szymanowskiego oraz opery radiowej Usziko Tadeusza Paciorkiewicza. Występował na wielu festiwalach, również na “Warszawskiej Jesieni”. Brał udział w prawykonaniach Pasji według Św. Łukasza i Jutrzni oraz w prapremierze opery Diabły z Loudun (w roli Ojca Barré) Krzysztofa Pendereckiego, która została później nagrana przez firmę Philips.   Występował w filmach, m.in. w Ziemi obiecanej (w reżyserii Andrzeja Wajdy), Znachorze (w reżyserii Jerzego Hoffmana), w musicalach, m.in. w roli Tewiego w Skrzypku na dachu Josepha Steina i Jerry’ego Bocka oraz na estradzie piosenkarskiej.

 

 

 Bernard Ładysz

Z filmu: Dolina Issy 1982 r. Brak danych o autorze zdjęcia

 

 

    A jednak wielu twierdzi, że Bernard Ładysz, nie zrobił kariery na miarę swoich możliwości. W artykule „Znane pary” Iza Kraft usiłuje dać obszerniejszą odpowiedź: „…Mimo iż słynny śpiewak był jedynym polskim basem, który wystąpił z Marią Callas, oszałamiającej kariery nie zrobił. Powód? Odpowiedzi trzeba szukać w tym, jak o sobie mówi: „Ja nie jestem jakiś wielki artysta, tylko normalny człowiek, którego Bozia obdarzyła głosem i – na całe szczęście – dała trochę serca”. Przez długi czas najważniejszą kobietą w życiu Bernarda była matka. Ta kobieta, kierująca się prostolinijnym systemem wartości, nie wyobrażała sobie życia poza Polską. A syn liczył się z jej zdaniem, była najsurowszym krytykiem jego dokonań. Musiało upłynąć wiele lat i dojść do drugiej warszawskiej premiery „Borysa Godunowa”, by usłyszał od niej o swojej popisowej roli: „Dotąd byłeś Borysikiem, teraz jesteś Borysem”. Młody Ładysz sprawiał wrażenie artysty niefrasobliwego. Nie dbał o sukcesy, które przychodziły mu zbyt łatwo. Najważniejsze było to, że mógł cieszyć się życiem.

 

 Bernard Ładysz

Z filmu „Karate po polsku” zdjęcie: Włoch Henryk

 

 

    Dla kogoś, kto w wieku 24 lat próbował ucieczki z sowieckiego łagru, został złapany i cudem uniknął śmierci, miało ono wartość najwyższą. Artyście coraz bardziej ciążył reżim śpiewaka operowego. Gdy jego koledzy troszczyli się o swoje zdrowie, owijali gardło szalikiem, pili rozgrzewające napary, on dawał ujście swoim słabościom. – Uważajcie z seksem, bo to bardzo przeszkadza w śpiewaniu – wyznał kiedyś ze śmiechem. Był prawdziwym koneserem kobiet. – Każda ma swój zapach, nawet bez perfum – mawiał ze znawstwem. Uwielbiał się dobrze zabawić, a one wielbiły jego. Czasami były to znajomości na jedną noc, czasami dłuższe. Przyjaciele zgodnie twierdzą, że Casanova mógłby się od niego uczyć sztuki uwodzenia. Jednak do ożenku artyście się nie spieszyło. Nie zmieniły tego nawet narodziny syna Aleksandra (56), który był owocem jego związku z dziennikarką Zuzanną Czajkowską. Znajomi artysty wspominają, że rozpierała go duma, gdy chłopak przyszedł na świat, ale na bycie ojcem Ładysz zwyczajnie nie miał czasu.

 

    Lata biegły przeplatane występami na scenach w Polsce i za granicą oraz gorącymi romansami. Każda wybranka serca śpiewaka miała nadzieję, że to ona okaże się tą jedyną i zdoła go usidlić. Ta sztuka udała się dopiero jego rodaczce, wybitnej sopranistce, Leokadii Rymkiewicz. Krewki charakter Bernarda omal nie zniszczył uczucia. Gdy na świecie pojawił się ich syn Zbigniew (49), wiele się zmieniło.  – To dobra, mądra kobieta – mówi dziś o żonie, choć przyznaje, że długo się docierali. Oboje na artystycznej emeryturze uwili sobie skromne gniazdko w podwarszawskich Otrębusach. Tam w spokoju cieszą się niewielkim domkiem z ogrodem, który wspólnie pielęgnują. On kosi trawę, ona podlewa kwiaty. Czasem, gdy czas pozwala, zaglądają do nich dorośli już synowie. Każde ich odwiedziny są wyczekiwane, a potem długo wspominane…”

    Synowie, to oczywiście Aleksander Czajkowski-Ładysz – bas  i  młodszy Zbigniew Adam Ładysz – baryton

 

Sławomir Pietras, polski działacz kulturalny, dyrektor naczelny polskich teatrów operowych, popularyzator opery i baletu, z wykształcenia prawnik, nadto m.in. dyrektor Teatru Wielkiego w Warszawie (1991 – 1995), tak o tym opowiada: „Tak jakoś się złożyło, że mało kto wie o potomkach Bernarda Ładysza. Ten wielki polski śpiewak ożenił się stosunkowo późno, ale został ojcem dwóch udanych synów. 
    Starszy – Aleksander – był owocem wcześniejszego związku z Irmą Czajkowską. Matką młodszego – Zbigniewa – jest Leokadia Rymkiewicz, jedyna żona Bernarda Ładysza, również śpiewaczka. Przez te wszystkie lata udanego i szczęśliwego małżeństwa kontynuowała u boku męża karierę wokalną, śpiewając mnóstwo koncertów, duetów z małżonkiem, dokonując wielu nagrań, z których szczególnie piękne są cykle polskich kolęd.
W tej rodzinie śpiewają wszyscy, nie dorównując jednak genialnemu ojcu. Obaj synowie, obdarzeni również głosami basowymi, po rodzicielu odziedziczyli nie tylko rejestr, ale również piękną barwę. Aleksander mieszka obecnie w Krynicy i oprócz śpiewania zajmuje się impresariatem. Zbigniew, wyposażony w dwa dyplomy warszawskiej PWSM (śpiewak i organista), wyjechał do Kanady, tam założył rodzinę i kiedy tylko to możliwe, odwiedza rodziców w ojczyźnie.

 

Bernard Ładysz

Bernard Ładysz, fot. fot Darek Redos / Reporter / East News

 

    Bernard Ładysz ukończył właśnie 94 lat. Los podzielił jego życie na piękne dzieciństwo i młodość w rodzinnym Wilnie, lata wojny z bronią w ręku w oddziale AK, a potem na zsyłce w lasach Kaługi. Po wojnie kształcenie głosu i śpiewanie w Reprezentacyjnym Zespole Wojska Polskiego, a następnie kilkadziesiąt lat na scenie Opery Warszawskiej i Teatru Wielkiego. Wreszcie teraz, jakże aktywne pozostawanie w tzw. stanie spoczynku”.

 

 

 

    W uznaniu wybitnych zasług artystycznych Bernard Ładysz został uhonorowany wieloma nagrodami i odznaczeniami, m.in. w 1964 otrzymał Order Sztandaru Pracy II klasy, w 2000 – Krzyż Komandorski z Gwiazdą Orderu Odrodzenia Polski, w 2001 – Nagrodę Ministra Kultury, w 2006 – Złoty Medal “Zasłużony Kulturze Gloria Artis”, w 2009 – Nagrodę m.st. Warszawy. W 2008 Akademia Muzyczna w Warszawie przyznała artyście tytuł doktora honoris causa.

 

 

 

Korzystałem z:

 

1. Małgorzata Kosińska, Polskie Centrum Informacji Muzycznej, Związek Kompozytorów    Polskich, grudzień 2002, aktualizacja: listopad 2009. – Culture.pl

2. Wacław Panek „BERNARD ŁADYSZ- opowieść o zażywaniu tabaki”

3. Siedząc na ganku. Bernard Ładysz | Bohdan Kezik – NINATEKA

4. WP wiadomości „Wybitny polski śpiewak Bernard Ładysz kończy 90 lat” – Wiadomości WP.pl

5. Ładysz – sukces, któremu przeszkodziły amerykańskie skarpetki… /Polskie Radio/Dwójka 26.07.2012 godz. 13.20

6. Bas nad basy – wywiad Alicji Dołowskiej

7.Sławomir Pietras „Stara operetkowa nomenklatura

8. Tomasz Gawiński  „Bas niepokorny”

9. Przemówienie Prof. Ryszarda Cieśli –  Promotora w postępowaniu o nadanie Tytułu Doktora Honoris Causa Bernardowi Ładyszowi

10. Wikipedia

11. Jerzy Skrobot, Tylko śpiewaj sercem, „Kraków” nr 6, czerwiec 2011

12. Iza Kraft „Znane pary”


Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko