Agnieszka Moroz
Poeta, który nie rozrzuca słów
Stylistyka utworów zawartych w debiutanckiej książce Sawy upodabnia je do wierszy amerykańskich poetów konfesyjnych, takich jak Sylvia Plath czy Anne Sexton. Występujący w nich podmiot liryczny wypowiada się bowiem zawsze w pierwszej osobie. Nie przybiera obcej postaci czy imienia. Nie przywdziewa nawet żadnego specjalnego kostiumu, co zaznaczone zostało także na zdobiącej okładkę grafice Magdaleny Szumkowskiej, wyobrażającej kobiety, które właśnie zdjęły maski. Co więcej, podmiotowi mówiącemu zdarza się świadomie przyjmować ton, który z pewnością nie jedna mu sympatii adresata. Jest to szczególnie wyraźne we fragmentach, takich jak:
umarłaś
no cóż zdarza się
(powtórzenie),
nie rozumiem jak możesz twierdzić że kochasz
na podstawie kilku listów wspomnień
(fundament)
czy
po tamtym biegu był taki moment
że cię nie poznałem
chyba do teraz jest dla mnie zagadką
dlaczego było mi z tym tak dobrze
(końcówka)
i wskazuje na szczerość wyznania. Od amerykańskiej poezji zwierzenia twórczość Sawy odróżnia jednak zbyt szeroka mapa zainteresowań autora, który nie respektuje podziału na tematy lepsze i gorsze. Podczas lektury Ślepca można nawet odnieść wrażenie, że autor miał pewien problem z konceptualizacją kategorii organizującej narrację książki. Jest to jednak typowe dla poetów składających pierwszy tom. Umieszczone w debiutanckiej książce wiersze, pisane w ciągu kilku lat i naznaczone poetyckimi poszukiwaniami, niemal zawsze różnią się pod względem tematyki oraz stylu. Są także dość nierówne. W przypadku Sawy pojedynczych słabszych utworów prawie się nie zauważa. Ich głos ginie pośród głośnego echa doskonałych tekstów, które długo jeszcze odzywa się w pamięci odbiorcy. Sawa jest bowiem prawdziwym mistrzem trafnych spostrzeżeń i przemyślanych mocnych puent. Oto zaledwie kilka z nich:
po deszczu świat wydaje się mały
jakby miał tylko jedno okno
z którego ciągle ktoś wyskakuje bez przyczyny
(minęło lato)
pamiętasz jak raz udało ci się złapać motyla
nie myślałaś co będzie jeść
(powiązania)
to bylby fajny rok gdyby nie koniec świata
(końcówka)
pamiętasz po tamtym biegu leżałem
a ty porównałaś mnie z Jezusem
nie miałem siły wstać ale nie mów proszę
(…) że tak właśnie kończy się zabawa
(końcówka (2) ).
Co więcej, spostrzeżeń tych nie zakłóca rozgadanie, które tak często obserwuje się u współczesnych poetów. Sawa operuje wycyzelowaną frazą, tworząc idiomatyczny styl, dzięki czemu jego wiersze stanowią czystą esensję empirii, odczuć i wspomnień. W wierszu powtórzenie poeta stwierdza: dookoła inni rozrzucają słowa. Jemu samemu „rozrzucanie słów” jest obce. Moim zdaniem po tym właśnie rozpoznaje się prawdziwych poetów. „Krzycząca” powersowana proza nie jest w stanie zastąpić subtelnych, acz wielowarstwowych poetyckich szeptów. Sztuką jest mówić wiele, wypowiadając niewiele.
Słabszą stroną wierszy Sawy są ich tytuły. Przypominają skróty myślowe autora i niekiedy trudno powiązać je z treścią konkretnych utworów. Jest to jednak zapewne kwestia kształtującego się warsztatu poety, który dopiero uczy się otwierać przed czytelnikiem, dawać mu mapy i stawiać drogowskazy tak, by ten nie pogubił się w gąszczu nieznanych sobie kontekstów.
Zarówno w wierszach Sawy, jak i w zamieszczonym na stronie czwartej biogramie, niczym mantra powtarzają się słowa: „nie jestem poetą”. Otóż pragnę z radością oznajmić: Damianie, nie masz racji! Jesteś poetą i stwierdzam to nie jako krytyczny autorytet, dysponujący prawem do pasowania kandydatów na wieszczy, lecz jako czytelniczka lubiąca otwierać sekretne pudełka ze słowami, oglądać każde z nich pod światło i nasłuchiwać jak dźwięczą.
Damian Sawa „Ślepiec”, Wydawca: Związek Twórców Ziemi Zakrzeńskiej w Mławie, Ustrzyki Dolne 2013, ISBN 978-83-62500-14-7.