Krzysztof Lubczyński
Faszyzm codzienny
Przypadek Hansa Fallady, pisarza, który wszedł w konflikt z faszystowskim reżimem Hitlera i który pozostawił jedne z najciekawszych literackich świadectw tamtego czasu wymyka się jednoznacznym, tyrtejskim, heroicznym schematom. W przypadku autora „Każdy umiera w samotności” nie mamy bowiem do czynienia ze spiżową postacią w rodzaju zgładzonego przez hitlerowców bohaterskiego pastora Bonhoeffera ani kimś posobnym do młodych, idealistycznych straceńców z kręgu „Białej Róży”, lecz z człowiekiem – by użyć terminologii religijnej – głęboko grzesznym i niedoskonałym.
Fallada był człowiekiem niedostatecznie zrównoważonym umysłowo, alkoholikiem, nie stroniącym też od narkotyków, mającym za sobą próby samobójcze we wczesnej młodości, defraudantem, a jego życie osobiste było dalekie od godnego polecenia wzoru. Gdy hitlerowska administracja zamykała go w 1944 roku w szpitalu psychiatrycznym po desperackiej próbie postrzelenia żony, decyzja ta – jakkolwiek by to w tym kontekście zabrzmiało – nie była pozbawiona podstaw. Fallada nie był też – jak sławny antyhitlerowski emigrant Tomasz Mann – pisarzem wielkim, ani być może nawet wybitnym. Sporą część swój pracy literackiej poświęcił pisaniu zarobkowemu książek zaliczanych do nurtu literatury popularnej. Ba, miał na swoim koncie okresy dobrej, harmonijnej współpracy z hitlerowcami, jak ten z roku 1937, gdy po okresie konfliktów z nimi, nawiązał współpracę z samym Goebbelsem i przymierzył się pod wpływem jego inspiracji do napisania, w duchu prohitlerowskim, „historii niemieckiej rodziny od 1914 do 1933 roku”. Apologetyczna wymowa przedsięwzięcia była jednak ponad siły psychiczne Fallady i jego hitlerowscy protektorzy są zmuszeni do zmiany zakończenia historii. Pisarz okazuje się organicznie niezdolny do wzorcowego konformizmu.
„Dziennik więzienny 1944. W moim obcym kraju” powstał w celi zakładu zamkniętego, przeznaczonego dla psychicznie chorych przestępców kryminalnych. Opanowany gorączkową wolą pisania, Fallada, narażając się na represje a być może nawet na śmierć, pisze w tych warunkach oskarżycielskie wspomnienia z życia Niemiec hitlerowskich. Tytuł „Dziennik” jest tu o tyle zwodniczy, że zapiski te nie były dziennikiem pobytu Fallady w zakładzie, lecz zapisem retrospektywnym z pamięci, obrazem życia minionego spoza celi w Neustrelitz-Strelitz. Fallada ukazuje, z autopsji, życie Niemiec hitlerowskich z zupełnie innej perspektywy niż ta, do której jesteśmy w Polsce przyzwyczajeni, jednostronnej, postrzeganej przez pryzmat administracyjno-policyjno-wojskowej machiny hitleryzmu. Fallada pokazuje codzienność hitleryzmu nie przez pryzmat marszów mundurowych formacji, nie przez czerń mundurów SS i brunatny kolor koszul, nie przez nieludzką precyzję hitlerowskiej machiny terroru, lecz przez pryzmat najtrywialniejszej codzienności. Niemiecki faszyzm jest tu pokazany w zachowaniu „szarego człowieka”, dozorcy domu, sklepikarza, drobnego urzędnika, wydawcy, poprzez zachowanie osoby bliskiej, poprzez nastrój ulicy, klimat życia w jego na pozór najbardziej nawet odległych od polityki przejawach. Jest to faszyzm nie epicki, a nawet nie faszyzm groteskowo-groźny, jak z „Jaja węża” Bergmana czy „Kabaretu” Fose’a. To faszyzm małego realizmu, faszyzm ulokowany w banalnych drobinach codziennego życia. Fallada nie udawał bezstronności, pisał z pasją, żółcią, krwią i szyderstwem. Wszystko to czyni te zapiski, rozpoczynające się od brawurowego opisu pożaru Reichstagu, dziełem pasjonującym i unikalnym. (KL)
Hans Fallada – „W moim obcym kraju. Dziennik więzienny 1944”, przekład Bogdan Baran, opracowanie i przypisy Jenny Williams i Sabine Lange, Czytelnik, Warszawa 2011