Krzyże w mych stronach z ziemi wyrastały
Same – jak dęby wyobraźnią boską
Rozsiane. Ramion mocą ogarniały
Zacność, niewinność, krzywdę – niemą troską.
Kiedyś pradziadek-powstaniec tu klękał,
Dziadek odchodził spod krzyża w legiony,
Ojciec przychodził po siłę, gdy lękał
Się o los dzieci chorobą złożonych.
Pod krzyż zaniosłam pierwszy w życiu bukiet,
W który to matka wetknęła dorodny
Kłos zboża. Grajek wędrowny grał nutę
Rzewną i czystą. Taki był pogodny…
Zanurzeni w błędach – uwielbiamy winić.
Trudno obecnym znak krzyża uczynić…
Sierpień 2010