Otworzył się widnokrąg,
zajrzało nieznajome,
dziwnie nie nieśmiałe;
jakby wypadło coś z rąk,
nice zmieniły stronę,
stałe się stało niestałe.
W deklinacji rozgardiasz,
w bezładzie wstyd się gubi,
jasne nieprzejrzyste;
w pasjansie – o dziwo – mariaż,
więc kogoś ktoś poślubi.
To wróżby oczywiste.
Gnębi cię środek koła
– tak pętla ciśnie szyję –
rzucasz szkic na papier;
chciałbyś by ktoś zawołał,
ale to pies wyje,
bo pora wyjść na spacer.
Rozgardiasz pozostał w deklinacji, a wiersz, na teraźniejszy czas? Tak, na dzisiaj, bo na zawsze!