Strona główna Felietony Piotr Wojciechowski – FORMA – OSTATNIA LINIA OBRONY

Piotr Wojciechowski – FORMA – OSTATNIA LINIA OBRONY

0
363

 

Piotr Wojciechowski

na Biesiadę Literacką 27 lutego

 

FORMA – OSTATNIA LINIA OBRONY

 

 

      Tydzień temu w bardzo kameralnym gronie spotkali się uczestnicy promocji ważnej, dojrzałej literacko i dopracowanej naukowo książki pani profesor Zofii Zarębianki. W Centrum Myśli Jana Pawła II w Warszawie przedstawiła ona tom esejów zatytułowany „Spotkanie w Słowie; O twórczości literackiej Karola Wojtyły.” Ta książka to nie kolejny przyczynek do przykościelnej działalności hagiograficznej.

   Książka pokazuje twórczość jednego z ważniejszych poetów współczesności jako dzieło zakorzenione w biografii historycznej i kulturowej. Wykazuje, że literatura służyła twórcy jako laboratorium myślowe i językowe, laboratorium przygotowujące prace na polu filozofii, teologii, duszpasterstwa. I dopiero na trzecim miejscu można widzieć tę twórczość jako ekspresję wyjątkowej osobowości – poety i dramaturga, kapłana, niekoronowanego monarchy Polaków, męża stanu, świętego.

 

Współczuję ludziom z wykształceniem humanistycznym, szczególnie polonistom, bo pewnie nie jest im dostępne całe bogactwo książki Zofii Zarębianki – za łatwo czyta się im tę książkę. Ja muszę się przedzierać przez to, co jest aparatem naukowym, językiem profesjonalnym – dlatego idzie mi to powoli, ale ze smakiem. Smakuję więc to, że autorka nie próbowała pisać łatwo, popularnie. Temat i czytelnika potraktowała ona pełną powagą, pokazała, co to znaczy być wiernym zarówno nauce jak i pięknu. Co więcej, obdarowała czytelnika tym, co wynika z jej doświadczenia poetki z dorobkiem siedmiu tomów poezji – subtelnym wyczuciem języka.

Rozważając treść i formę książki krakowskiej humanistki myślę, jak rzadko cenimy osobliwości, wirtuozerię formy, koncept literacki, intelektualną przewrotność. Coraz więcej prozy uproszczonej, odwołującej się tylko do doświadczeń elementarza z podstawówki. Czytająca publiczność ulega stałej degradacji, bo karmiona jest nachalnością i dosłownością promocji i reklamy, karmiona jest naiwną prostotą moralistów i chamskim prostactwem realizmu. A realizm współczesny próbuje dogonić literaturę faktu, upodobnić się do niej i tak zyskać większą poczytność. Często dla większej „prawdy” wprowadza demoralizujący słownik wulgaryzmów i brutalizmów. Obrońcy tej metody twierdzą, że „prości ludzie tak mówią” w milczeniu przyjmując założenie, że jeśli ktoś w mojej obecności klnie, obowiązany jestem pokornie wysłuchać wszelkich brudów i okropieństw. Inaczej nie dotrę do prawdy życia. Demagogiczny przekaz musi być prosty. Rozrywka musi być łatwa. Polityka historyczna ma być masowo dostępna, bez niuansów, kawa na ławę. Wzruszenie uzyskuje się szczegółową prezentacją drastyczności – w erotyce, martyrologii i biografiach. Pewnie przesadzam, pewnie zatęskniłem czule za ową formalną finezją, która prowadziła twórców secesji i Młodej Polski – zatęskniłem za poszukiwaniem ekspresji, które potem prowadziło w całkiem inną stronę twórców awangardy. Smutno mi, gdy sobie uświadamiam jak rzadko poezja – a poezja u nas ma się nieźle – jak rzadko poezja traktowana jest jako boisko treningowe przez piszących literaturę popularną, kryminał, scenariusze filmów i seriali. Jak wiele jest u Miłosza, Hartwig, Pasierba czy Barańczaka wierszy, które są jak nakręcone sprężyny, jak koncentraty sytuacji egzystencjalnych, jak esencje refleksji. Dam przykład: Oto wiersz Czesława Miłosza, z tomu „To” – wydanego przez „Znak” w Krakowie w roku 2000.

Miłosz opatrzył wiersz   „O!” krótką notką o źródle inspiracji: Edward Hopper, Pokój hotelowy Thyssen Collection, Lugano

O, jaki smutek nieświadomy, że jest smutkiem!

Jaka rozpacz nieświadoma, że jest rozpaczą!

Kobieta kariery, obok jej walizki, siedzi na

łóżku, półnaga, w czerwonej halce, uczesanie jej

nienaganne, w ręku ma kartkę z cyframi.

Kim jesteś – nikt nie zapyta, sama też nie wie.

Wiersz tak bardzo narracyjny – a jednocześnie plecionka z wieloznacznych obrazów i symboli. Z takiej poezji wyprowadzać narrację powieści czy eseju – cóż za pokrzepiające wyzwanie. Myślę tedy, że skoro tak się nam zmieniła publika czytająca, trzeba jej kuracji wstrząsowej. Chciałoby się wrócić do baroku i awangardy. Chciałoby się namawiać pisarzy: Musimy być bardziej niezrozumiali, dziwni, kunsztowni, wyrafinowani. Może taka jest potrzeba chwili?

 

BRAK KOMENTARZY