Strona główna Proza Z cyklu miniatur Marka Ławrynowicza – Pan Pasikonik

Z cyklu miniatur Marka Ławrynowicza – Pan Pasikonik

0
97

Z cyklu miniatur Marka Ławrynowicza – Pan Pasikonik



Plaża


            Pan Pasikonik wkroczył na nadmorską plażę. Jak okiem sięgnąć wypełniały ją ciała rodaków. Pan Pasikonik niosąc parawan i nadmuchany materac dreptał wśród rozpłaszczonych na kocach pań i panów zastanawiać się gdzie by tu wykopać sobie skromny grajdołek i zalec. Z kilku miejsc dobiegała hałaśliwa muzyczka i pan Pasikonik od razu ruszył w przeciwną stronę.

Spod wydmy dotarły do niego wdzięcznie śpiewane „Godzinki” – zapewne prażyli się tam bogobojnie słuchacze Radia Maryja. I to miejsce pan Pasikonik ominął. Na widok gromady hałaśliwych staruszków z dłońmi zaciśniętymi na parasolach skręcił w stronę wody, ale tu o mało nie rozdeptała go grupa rekonstrukcyjna zmierzająca na bliżej nieokreślony bój. Pan Pasikonik pomyślał, że najlepiej byłoby wejść do morza, ułożyć się na materacu, wypłynąć jak najdalej i tam zaznać spokoju. Tylko czy aby na pewno uda się wrócić? Są oczywiście inne kraje, ale mimo wszystko nie ma to jak polskie morze, polska plaża i coraz bardziej nagrzani słońcem Polacy. Pan Pasikonik chodził to tu, to tam i ostatecznie wrócił do swojego pensjonatu. Ułożył sobie materac na balkonie, odgrodził się od świata parawanem i zaczął odpoczywać. W końcu po to przyjechał nad morze. 


*

Uszy

            Pan Pasikonik nierozważnie wybrał się na przejażdżkę samochodem w okropny upał i jak to się mówi nadużył klimatyzacji. Efekt? Ból ucha, zapalenie i ostatecznie oba uszy się zatkały, a na dodatek lekarz zabronił mu wychodzić z domu. Pan Pasikonik siedział więc na kanapie i oglądał w telewizji audycje polityczne. Widział zagniewane twarze, zaciśnięte pieści, szybko poruszające się wargi, ale nic nie słyszał. Wprawdzie na pasku pojawiały się różne wiadomości, ale choć bardzo się starał nie był w stanie ich powiązać z postaciami na ekranie. Potem było jeszcze ciekawiej, bo pan Pasikonik trafił na bezpośrednią transmisję z sejmu. Różne panie i panowie, biegali po sali, coś sobie szeptali na ucho, wdzierali się na trybunę, krzyczeli stamtąd na kogoś, wygrażali, szydzili z nieznanych panu Pasikonikowi osób, a nad tymi na trybunie siedział niczym pan Bóg pan marszałek sejmu i krzyczał na tych na mównicy, ale co konkretnie oczywiście nie słyszał. Wszystko to było niezwykle fascynujące i pan Pasikonik pomyślał, że gdyby nie nadużył klimatyzacji nigdy by nie doznał tak oszałamiających wrażeń. Wreszcie po pięciu dniach antybiotyk zadziałał i pan Pasikonik odzyskał słuch. Natychmiast pobiegł do sąsiada.

 – Co tu się działo?! – zawołał od progu. – Miałem zapalenia uszu i nic nie słyszałem.

 – A co się niby miało dziać? – zdziwił się sąsiad.

 – Nie wiem, bo nie słyszałem. Ale widziałem na własne oczy.

            Sąsiad zamyślił się.

 – Po mojemu nic się nie działo. – rzekł wreszcie. – Wszytko jak zwykle.

            Pan Pasikonik wrócił do siebie. Był niepocieszony. Czyżby niezwykłe wydarzenia, których był świadkiem okazały się tylko snem? Wszystko jest możliwe na tym świecie.

 

Marek Ławrynowicz


BRAK KOMENTARZY