Strona główna Felietony Jacek Bocheński – Felietony ( Modelka, Wałęsa)

Jacek Bocheński – Felietony ( Modelka, Wałęsa)

0
273

Jacek Bocheński



Felietony (Modelka, Wałęsa)



Była na szkoleniu z autoprezentacji. Co to takiego? Chodzi o zachowanie, dobre lub złe, od którego zależy, jak człowiek jest widziany, na przykład pod względem słynnej mowy ciała. Decydująca obecnie umiejętność w polityce, i to na samych szczytach. Wynalazek współczesnej cywilizacji, wizerunek, zręcznie zrobiony, wpływa na to, kto wygra wybory i będzie kształtował los milionów ludzi. W dodatku podczas robienia pokazuje się “od podszewki”, jak się go robi, jakimi trikami, krytykuje się, dobra robota, zła robota, wszystko jest wygarnięte, wszystko widać, wszystko wiadomo, a jednak atrakcyjny wyrób powstaje i ludzie na niego głosują, potem dopiero miliony są wściekłe. Nawet miliardy, gdy przypadkiem wybiera się kogoś takiego, jak prezydent USA.

W życiu prywatnym autoprezentacja kojarzy się najczęściej ze staraniem o pracę i sprawianiem dobrego wrażenia na szefie. A jak jest z autoprezentacją kobiety wobec mężczyzny? Dla każdej chyba sprawa istotna.

Otóż Justyna była na szkoleniu z autoprezentacji. Wykonywano jedno z ćwiczeń. Wszystkie uczestniczki miały się przejść kilka razy po sali krokiem modelki.

– To na rozruszanie ciała – powiedziała prowadząca zajęcie.

Aha, pomyślałem, pewnie też jakaś pani coach, ale specjalistka w swojej dziedzinie. To znaczy, w czym? Jak się nazywa taka specjalność? Body coaching? Z pewnością po angielsku, bo wszystko nazwane po angielsku brzmi bardziej imponująco, ciało oczywiście też.

Trenerka włączyła muzykę jak na pokazie mody. I zaczęło się.

Wchodzą pojedynczo na zaimprowizowany wybieg. Także męscy modele występują, ale mgliście ich widzę. Prawdę mówiąc, nie widzę wcale. Widzę Justynę.

Idzie prosto na mnie. Ma nogi. Bardzo je ma, kiedy tak idzie krokiem modelki. Oni ją widzą i ona ich widzi. I one, te różne uczestniczki szkolenia, też ją widzą, a to jest nie mniej ważne, choć ta ważność działa inaczej niż ważność tamtych. Ale wszyscy patrzą. I po kolei każdy, każda idą. Wszyscy dostają po przejściu gromkie oklaski. Ja nie słyszę. Tylko te po Justynie słyszę. I ona słyszy, chociaż nie wiadomo, czy głośniejszy nie jest szum wewnętrzny, który w niej przez cały czas drży i z każdym wejściem na wybieg uderza do głowy. Bo chodzenie powtarza się kilka razy. Idzie następna osoba, i następna, i jeszcze, i jeszcze, i znowu Justyna z tym szumem w głowie, cała gorąca, czuję to ciepło, czuję miarowy rytm kroku, obrót, na pewno ma nogi.

I tak w kółko.

– Niesamowite uczucie – mówi Justyna spokojnie już, na kozetce.

– Tak, tak, Justyno – odpowiadam, a może nawet nie odpowiadam. Muszę wykonać pilną czynność twórczą: na planie figury kobiecej umieścić nogi. Nie jakąś bolącą stopę z otarciami, ale zwinne nogi modelki. Fizycznemu ciału Justyny, które tworzę, przybył nie byle jaki element. Ale jeszcze to ciepło koniecznie chciałbym dodać. Ciało musi być ciepłe. Tylko jak to zrobić? Ach, coś chciałem powiedzieć Justynie, która czeka.

– Nie masz pojęcia, Justyno, co różni wybitni mistrzowie pokazu, showmani albo wielkie aktorki wyrabiają, zanim wyjdą do publiczności i pozwolą na siebie patrzeć. Zdarzało mi się być świadkiem, jak prawdziwą tremę mają, jak histeryzują i panikują, że nie podołają i nie mogą. A potem wlatują na swoje sceny i estrady niczym motylki, tak jakoś mają rozruszane ciała. I potrafią wszystko, co powinni. Z drugiej strony, nie dokonują autoprezentacji. W ścisłym sensie odgrywają role przewidziane w jakichś scenariuszach. Ale wielkim aktorom wierzymy, że są postaciami, które przedstawiają, chociaż wiemy, że postacie nie są autentyczne. A jednak prawdziwe. Odwrotnie niż kwity na Lecha Wałęsę.

                                         *          *          *

Jacek Bocheński – Wałęsa

Znaleziono i wystawiono na widok publiczny w Polsce kolejne tak zwane kwity na Lecha Wałęsę, mające tym razem pogrążyć go ostatecznie, bo wyniesiono je z mieszkania zmarłego generała Kiszczaka, ostatniego ministra spraw wewnętrznych PRL, i uznano za autentyczne, choć, jak się też zgodzono, niekoniecznie prawdziwe.

Założę na chwilę , że Lech Wałęsa zrobił rzeczywiście to, o co oskarżają go od dwudziestu kilku lat tropiciele agenta “Bolka”. Przyjmę, że było, jak oni chcą, nie wchodząc w spór o szczegóły. Był Wałęsa tym “Bolkiem”, dobrze. W grudniu 1970, wzięty w obroty przez Służbę Bezpieczeństwa, podpisał, zgodnie z “kwitami”, zobowiązanie do tajnej współpracy, a potem składał wymagane meldunki. Oczywiście, brał pieniądze. A dlaczego nie? Przecież nie działał z motywów idealistycznych, tylko pod przymusem. Z czasem jednak, zgodnie z “kwitami”, odmówił wykonywania funkcji TW, wskutek czego w roku 1976 został definitywnie skreślony z listy tajnych współpracowników.

Rozpoczęła się jego powszechnie znana walka z reżimem PRL. Stanął na czele historycznego strajku w Stoczni Gdańskiej, stworzył NSZZ “Solidarność”, został przewodniczącym dziesięciomilionowego związku, był nieprzejednanym przywódcą w warunkach stanu wojennego, i tak dalej… Tego nikt nie neguje. Wszyscy wiedzą. Po “Bolku” nastąpił zdumiewający dalszy ciąg, fenomen w skali światowej, zakończony przekształceniem Polski w wolny, demokratyczny kraj z Wałęsą, prezydentem kraju.

Zadaję sobie pytanie, czy ten fantastyczny dalszy ciąg byłby możliwy w przypadku człowieka, jakim jest Lech Wałęsa, bez potężnego impulsu emocjonalnego płynącego z głębi jego drażliwego “ja”, czymś boleśnie dotkniętego. Inaczej mówiąc: czy niesamowity dalszy ciąg miałby się z czego wziąć , gdyby nie było przedtem traumatycznego przeżycia z “Bolkiem”, skoro zakładamy, że był “Bolek” .

Nie jestem historykiem, ani psychologiem, ani nawet dziennikarzem. Wydaje mi się tylko, że potrafię wyobrazić sobie nadzwyczajne emocje miotające człowiekiem i pobudzające do czynów szalonych.

Trzeba było być w pewnej mierze szaleńcem, żeby porwać się na działania, jakie wszczął Wałęsa w heroicznym, dalszym ciągu życia. Normalni, rozsądnie myślący ludzie nie decydowali się na wojowanie gołymi niejako rękami z komunistyczną przemocą. Nawiasem mówiąc, wśród kombatantów z tamtego czasu nie brak skończonych wariatów, niekiedy głęboko nieszczęśliwych.

Jeśli jednak Wałęsa zrobił tajemniczy “błąd”, o którym sam półgębkiem napomyka, jeśli po masakrze robotników na Wybrzeżu w grudniu 1970, sterroryzowany przez SB, “coś” podpisał, to psychiczna potrzeba odreagowania tego, co z nim zrobiono, musiała być dojmująca i przemożna, a z biegiem czasu prawdopodobnie przybierała jeszcze na sile, jak zdarza się często ludziom po doznanych urazach. Bo to przecież jemu, twardzielowi Wałęsie, zadano straszliwa ranę, jego niezłomne, nikomu nieposłuszne, pewne siebie i od wszystkich chytrzejsze “ja” zniewolono, ujarzmiono, upokorzono, jak najmarniejszego palanta i ostatniego frajera. A czegoś takiego nigdy przenigdy nie mogło być! W “Bolku” narastała więc burza, gorycz, ból, wściekłość, żądza zemsty. Stopniowo gromadziła się z tego energia zdolna przenosić góry. W jego języku i myśleniu mogło to wyglądać tak: o kurwa, tego ja tym skurwysynom nie daruję, ja im, kurwa, jeszcze przypierdolę, ja ich, kurwa, zniszczę, o Matko Boska, łaskiś pełna, Pan z Tobą, pomóż!

Słowem, pytanie, które sobie zadaję, brzmi w sumie jak następuje: czy bez “Bolka” byłby doszedł do skutku dalszy ciąg Wałęsy i byłaby wolna Polska, a w niej siedziałbym ja przy komputerze i pisał to, co piszę.

Ale jeśli tak się miała sprawa z “Bolkiem” i takie są jej implikacje, dlaczego Wałęsa mówi o tej sprawie niejasno, raz to, raz owo, niekiedy sam sobie przeczy? Dlaczego bohater narodowy i światowy idol walki o wolność kręci?

Widzę kilka powodów. Po pierwsze: bo to jest niezwykły w swoim rodzaju krętacz, zwłaszcza językowy, który krętactwo, odwieczne narzędzie obronne uciśnionych, na przykład niewolników albo upośledzonych chłopów, przyswoił sobie jako środek uniwersalny, niezawodny i oczywisty w każdej sytuacji, zarówno kiedyś w relacjach z komunistyczną dyktaturą, jak i dzisiaj w wywiadach medialnych na trudne tematy.

Po drugie, Wałęsa wyparł zapewne z pamięci niektóre uwierające go przeżycia z przeszłości. Takie wyparcie, znane z psychologii, nie bywa na ogół całkowite. Pozostawia po sobie mętne “coś” , nie wiadomo dobrze co. Coś jeszcze innego może człowiek sam sobie wmówić, stworzy jakieś surogaty wypartej rzeczywistości i samemu w nie uwierzyć, ale też nie całkiem. Fakty mylą mu się z własnymi urojeniami. Wtedy kręci, być może w dobrej wierze.

Po trzecie, Wałęsie właściwa jest i zawsze była osobliwa logika, reprezentowana takimi emblematycznymi wyrażeniami, jak sławne “plusy ujemne” lub “jestem za, a nawet przeciw”.

To właśnie jest szczególny umysł i szczególna osobowość Wałęsy. Mieszanina geniuszu, prostoty ducha, determinacji, bohaterstwa i cwaniactwa. Absolutnie wyjątkowy człowiek: z prostego robotnika demiurg procesów, które zapoczątkowały transformację ustrojową w połowie Europy i zafascynowały świat osobą niezwykłego Polaka. Większość ludzi na na świecie, jeśli wie o coś o Polsce, to przede wszystkim lub wyłącznie to, że pochodzi stamtąd nadzwyczajny człowiek, Wałęsa. On uosabia wizerunek Polski. Można uważać to za śmieszny stereotyp, ale tak jest.

O wizerunek Polski troszczą się aktywni bardzo obrońcy jej dobrego imienia. Troska ta jednak polega głównie na oburzaniu się, gdy jakiś cudzoziemiec napisze gdzieś albo powie “polskie obozy koncentracyjne” mając na myśli obozy w Polsce, przeważnie dlatego, że na gruncie swojego języka nie czuje różnicy znaczeń między tymi dwoma wyrażeniami. Pomyłka nie ma wielkiego wpływu na rzeczywisty wizerunek, większy mają głośne sprostowania, które jednak, obawiam się, zwracają głownie uwagę publiczną na drażliwość Polaków w tej sprawie, nie na istotę rzeczy. Lepiej więc, żeby obrońcy dobrego imienia Polski nie prostowali oskarżeń Wałęsy o agenturalność. Ale chyba nie mają takiego zamiaru, raczej wprost przeciwnie. Niestety o “Bolku” poinformowano cały świat w sposób jasny i zrozumiały dla świata. Jaka będzie reakcja? Zobaczymy. Może Wałęsa obroni się w oczach świata, może nie. Możemy jednak usłyszeć: Co? Wielki Wałęsa to szpicel? Czyli Polska nas oszukała? No to już dziękujemy Polsce.

Jacek Bocheński Blog II


BRAK KOMENTARZY