Andrzej Wołosewicz
Co decyduje o wartości wiersza?
Zacznę od przytoczenia kilku ważnych opinii. Pierwsza pochodzi sprzed stu lat bez mała od Ortegi y Gasseta: „(…) poezja bez choćby ziarna tragizmu, to jedynie figura retoryczna, to jarmarczne rymy, sztuka dla rozhisteryzowanych damulek o duszach z kruchego szkła”. Druga to słowa cytowanego już w poprzednim felietonie Andrzeja Waśkiewicza o różnicy pomiędzy wartością immanentną wiersza a jego odbiorem, wartością w odbiorze ujawnioną. Trzecia, to słowa Hebbla przytaczane już w felietonie nr 3, więc tu przypomnę w skrócie samą końcową sentencję: „Pogląd poetycki obejmuje zawsze zarazem i wyobrażenie i myśl.” Czwarty cytat z Henryka Elzenberga, który kiedyś już na naszych łamach przytaczałem, ale chętnie przypomnę: „Poezja winna być głosem jakiejś myśli o świecie.”. Za Thomasem Mertonem dodaję: „Poezja nie może być zastąpieniem mowy bez treści metaforą.” Szóste przytoczenie to słowa Stevensona: „Wiersz, akt umysłu, akt odnajdywania tego, co ma wystarczyć… może być o kobiecie czeszącej włosy.” I siódme wsparcie, to cytat z Gąsiorowskiego: „Zrozumieć wiersz to znaczy lepiej lub inaczej zrozumieć siebie po przeżyciu, po od-tworzeniu wiersza, analizy krytyczne są tylko surowcem, same niczego nie mogą odkryć.”
Właściwie mógłbym na tych cytatach poprzestać, bo one dobrze wyjaśniają to, co myślę o poezji a co wciąż staram się przekazywać i mam je zawsze z tyłu głowy. Mógłbym więc poprzestać, gdyby nie to, że mi Bohdan zadzwoni, że tekst jest zbyt krótki, a przecież po pierwsze to wcale nie ja piszę na naszych łamach najkrótsze teksty (niektóre recenzje i eseje są naprawdę krótsze niż cykl moich felietonów) a, po drugie, Czechow powtarzał, że „umiejętność pisania to umiejętność skracania.” No dobrze, nie warto jednak zaczynać roku od sporów z Naczelnym, rozpiszę więc te cytaty na trochę dłuższe wywody.
Pierwsze przykazanie jakie wynika z tych wypowiedzi sprowadzić można do myśli, że poezja musi być poezją myślącą. Ten wymóg dominuje. Właściwie tylko Stevenson daje szansę na poezję tematycznie lżejszą. I dobrze. Trzeba jednak mieć świadomość, że dobra poezja o kobiecie czeszącej włosy musi być silna swoim wyrazem, sposobem opowiedzenia o tej banalnej skądinąd czynności, oczywiście przez Stevensona podanej przykładowo. Można to porównać do malarstwa, tym bardziej, że sam przekaz swoją obrazowością łatwo wzbudza takie skojarzenia. Powiedziałbym więc, że tak jak w malarstwie są doskonałe akwarele i nikt nie kwestionuje ich wartości (sam mam w domu kilka), to nie mają one takiej „siły rażenia” jak malarstwo olejne. Nie mają takiej siły rażenia ani w historii malarstwa, ani w historii handlu dziełami sztuki. Jeśli się mylę, proszę mnie poprawić, ale sądzę, że przynajmniej co do zasady, co do dominującego trendu nie mylę się. Zatem – kończąc ten wątek – jeśli temat jest błahy, to przynajmniej od wykonania oczekujemy artyzmu, który nas poruszy, zaskoczy, zaciekawi, nastroi. A to wymaga już mistrzostwa. W takich, wydawałoby się błahych tematach, łatwiej je wychwycić, tak jak łatwiej dostrzec amatorszczyznę. Tu samo wzruszenie twórcy pejzażem, jakąś czy przysłowiową martwą naturą to stanowczo za mało. Łatwe tematy łatwo wiodą poetów na pokuszenie. Naprawdę warto szczególnie tutaj, w takich tematach wziąć sobie do serca wskazanie Mertona, by nie dać się złapać na lep metafor bez treści. To dobre wskazanie do czytania wierszy w których metafora goni metaforę i widać wielki pęd autora, by nas coraz to nowymi metaforami (albo innymi środkami artystycznymi) zaskakiwać, przytłaczać. Czasami mam wrażenie, że poezją rządzi zasada, że wers bez metafory (a najlepiej kliku) jest słaby, nieważny, właściwie nie jest wersem wiersza tylko jakimś „zwykłym zdaniem”. Jeżeli metafora ma się bronić, to w sugerowanym silnie przez Hebbla złączeniu z myślą.
Warto też pisząc własne wiersze, co do których nie mamy jasności, czy nam się udały, spróbować je napisać „ciurkiem”, tak jak prozę. Wtedy dokonujemy swoistego eksperymentu współpracy z językiem, który ma przecież swoją wewnętrzną dynamikę i spójność (chociaż my poeci pracujemy na granicy tejże spójności) i może nam coś podpowiedzieć. Może z tego wyjść proza poetycka lepsza niż słaby wiersz, może nam takie ćwiczenie podpowiedzieć, ujawnić lepszy sposób wersyfikacji niż ten, który pierwotnie wierszowi nadaliśmy, choćby zmieniając pierwotne przerzutnie. Nie polecam takich eksperymentów z wierszami nie swoimi, bo po prostu chyba nie wypada. Chcielibyście żeby z Waszymi ktoś tak postąpił? Myślę więc, że nie wypada, przynajmniej dla czczej zabawy. Ale dla sprawdzenia, gdy coś nam w takim, nawet czyimś, wierszu wyraźnie nie pasuje, dopuściłbym ten eksperyment, oczywiście laboratoryjnie tzn. w ciszy własnego fotela, na swoim biurku. Ale swoje wiersz na pewno warto tak przećwiczyć, szczególnie gdy pisze się, jak ja, dość prosto, „różewiczowsko”. Złapałem się na tym, że mam czasami dylemat, czy lepiej wygląda coś jako wiersz, czy też jako proza poetycka. To ciekawe doświadczenie. Poza tym, pomyślałem (pisząc to teraz), że taki dylemat otwiera nas na poszukiwania, o których mówił Miłosz pisząc o poszukiwaniu formy bardziej pojemnej. Może takie, dopadające mnie czasami, dylematy są przejawem owej tęsknoty? Może jest ona tęsknotą języka a nie tylko prywatną tęsknotą Noblisty?
I na koniec – wartość wiersza to (za Gąsiorowskim) wartość owego wzbogacenia nas po lekturze wiersza, lepszego lub innego zrozumienia siebie po od-tworzeniu wiersza. Krzysztof chyba słusznie podkreślił ów element twórczości w zdawałoby się na pozór tylko od-twórczym akcie czytania. Szukajmy więc owego wzbogacenia. I pamiętajmy, że w jego poszukiwaniu nie warto zbytnio polegać na krytycznoliterackich analizach będących, jak pisze Krzysztof, ledwie niczego nie odkrywającym surowcem. Po takim dictum czas najwyższy kończyć te dywagacje. Tradycyjnie zostawiam wiersz do własnych już rozważań i ocen. Wiersz oczywiście własny, mój, bo skoro tyle się namądrzyłem o wartościowaniu, to wypada najpierw samemu wystawić się pod pręgierz czytelniczych ocen.
Opowieść z manuskryptu znalezionego w butelce
na manuskrypcie nie znaleziono daty
wstaw ją sobie sam
umieszczeni przez los
pośród wartkiej rzeki życia
uporczywie zatrzymujemy wzrok
na ruinach
widocznych jeszcze
na brzegu
gdy prąd
znosi nas ku otchłani
sami tego chcieliśmy
budowaliśmy ku chwale
mamiąc się iluzją
innego przeznaczenia
kładliśmy podwaliny pod most
jednobrzeżnej rzeki
mimo ostrzegawczych
głosów z wody
lekceważyliśmy prawa
znane i nieznane
i już wydawało nam się
że jesteśmy u celu
że most zaprowadzi nas
na szczyt góry
za którą słońce
nie zachodzi nigdy
gdy jeden z nas
potknął się
i uruchomił
lawinę kamieni
nikt nie podał mu ręki
taki gest nie zatrzymałby lawiny
ale nas by odmienił
a może i uratował
a teraz tylko mogliśmy patrzeć
jak mgła zasnuwa brzegi
jak wszystko znika
w jej objęciach
a z wody wypiętrzają się fale
tłocząc naszą łódź
w najszybszy nurt
wbrew wytężonej pracy rąk
– – – – – – – –
umieszczeni przez los
pośród wartkiej rzeki życia
uporczywie zatrzymujemy wzrok
na ruinach
widocznych jeszcze
na brzegu
gdy prąd
znosi nas ku otchłani…