Wyzwolicielom uciemiężonych zwierząt
Jako ostatni zwiedzający
wchodzi do zoo Wieczór.
Kłania się oczekującym jego nadejścia
od bezmiaru upalnego popołudnia
(w którym woda usychała z pragnienia)
lwom, tygrysom, lampartom, pumom,
stającym przy ocienionych z lekka prętach klatek
do chóru a capella.
W tym moim ulubionym, choć dalekim, ogrodzie
nadaje ton dostojny złotogrzywy lew Reza.
Mocny bas jego królewskiego ryku,
piękny zawsze jak nigdzie,
porywa do kontrapunktu wszystkie zwierzęta.
I rozbrzmiewa wokół melodyjna fuga,
jakiej nuty mógłby przenieść bezbłędnie
w zapamiętanie tylko ktoś… No właśnie,
jakże śmiem się poważyć!
A jednak próbuję
temu sprostać zamieniony w słuch absolutny.
Pomiędzy pięciolinie wszystkich prętów
rozedrgane polifonią cichnącego chóru
te wolne od nut napowietrzne pola
dopełniam za wybrańców mojego serca
ich oddechem niewypowiedzianej wprost wdzięczności.