Andrzej Walter
Moje dłonie muszą umieć więcej
Czy warto być poetą?
Otóż w naszym środowisku jest fascynująca grupa poetów niewidomych. Poetów, którzy widzą więcej. Poetów, którzy czują inaczej, jakby mocniej, pełniej, intensywniej. Poetów, którzy widzą to, czego my nie potrafimy dostrzec …
I to pytanie, pytanie nie bójmy się słów – bolesne, nabiera w ich przypadku jakby nowych znaczeń, nowych treści i zupełnie innego smaku. Czy warto być poetą? A może to dojmujące kalectwo właśnie w ich przypadku otwiera przed nimi zupełnie nieznane światy, wizje i perspektywy. Może właśnie oni – ludzie tajemnych dla nas zmysłów – widzą prościej, wyraźniej i piękniej?
Czytam dziś słowa Krzysztofa Galasa z jego ostatniego, przyznajmy – bardzo dobrego tomu „Modlitwa o błękit”, które brzmią wyraziście:
na drodze do celu
Uznać właściwy czas i miejsce
Te słowa stanowią bodaj najwłaściwszą odpowiedź na pytanie – czy warto być dziś poetą? Na drodze do celu … Cóż jednak jest naszym celem? Zapisanie tysięcy kartek, szukanie metafor, poszukiwanie cudów języka ukrytego w lapidarium koncentracji poezji i oddziaływującego silniej niż jakikolwiek inny tekst? A może ów cel jest bardziej ukryty niż nam się wydaje i jest czymś pomiędzy walką z przemijalnością i lękiem, że jednak kiedyś nas już tu nie będzie, a zostanie po nas tylko pamięć i te właśnie z bojaźnią pisane słowa – o miłości, o pięknie, o uczuciach – o wierze, nadziei i stawaniu pod prąd na przekór rzeczywistości? I do tego jeszcze sami do końca nie wiemy, czy to jeszcze poezja, czy już tylko kochanie – życia i słów, dotyku i namiętności, zachwytu i goryczy. Bo być może bez goryczy nigdy nie ma poezji, bo poezja – jak wszystkie ze sztuk – rodzi się prócz zachwytu i z bólu, który nie przemija, który musi być przypisany do bytu, gdyż jest li tylko bólem istnienia i bólem wędrówki do mało istotnej, bezsensownej śmierci. Poeci mają zawsze ze śmiercią za pan brat, ale i śmierć jest dla nich śmiechu wartą kategorią, którą zawsze usiłują okiełznać na przekór prawidłom i wszelkim prawom: fizyki, liczb oraz wydumanych teorii nauki.
I tutaj jest chyba ich właściwe miejsce. W tańcu ze śmiercią i tańcu z życiem. W kozackim, szaleńczym tańcu z burzami i przeciwnościami, które skutkują czekaniem i cierpliwością – ba, poddaniem się – na drodze do celu, i uznaniem – właściwego czasu i miejsca.
Ale „Modlitwa o błękit” widzi o wiele więcej. Krzysztof Galas przekroczył próg egzystencji i jego wiersze wkraczają w obszary przeznaczenia, w światy patrzące na życie z perspektyw filozoficznych, w światy chwytające życie za twarz oraz śmiełe weń spojrzenie i nie poddające się: marazmowi, niechęci, wszelakim konfliktom i sporom, które potrafią nas tylko skutecznie podzielić i rzucić w wir wojen … o nic. Gdyż chyba wszelkie wojny są tak naprawdę o nic. O zatknięcie flagi na Mount Evereście – pytanie tylko: po co?
Po lekturze „Modlitwy o błękit” jakoś tak cieplej się człowiekowi robi w duszy. Jakoś tak więcej otuchy i sensu, więcej czułości i wiary, jakoś tak więcej optymizmu i nadziei. Skąd Autor to zobaczył? Jak to dostrzegł? Skoro nie mógł. A jednak – stało się, jak byśmy górnolotnie powiedzieli – dokonało się. Dlatego warto poczytać Galasa. Warto się z Krzysiem Galasem czytelniczo zaprzyjaźnić i wydrążyć w jego tomie drogę do własnej duszy. Warto sięgnąć po tę jego indywidualną poezję, w której ból i zniechęcenie do świata przeplatają się z tym niesamowitym pozytywnym instynktem, w tej jego namiętnej pazerności na życie i jego objawy na przekór wszelkiemu poddaniu się oraz w tej jego impulsywnej wręcz wierze w siłę miłości.
Że miłość jest odpowiedzią, i że to banalne? A cóż to szkodzi znów, ale inaczej, świeżej i bardziej intymnie wejść w wiersze wodospadów miłości i pogodzenia się ze wszystkim, co dane nam jest przeżyć i doznać? Zwłaszcza, iż Krzysztof Galas proponuje nam szlachetną formę swojej opowieści, oferuje nam łagodność, mądrość i spokojny dryf w krainę odpowiedzi i sensów w tym naszym świecie pełnym dezintegracji oraz samotności.
I wtedy. Wtedy właśnie. Ogromne wzruszenie nas ogarnia, kiedy czytamy:
„Moje źrenice zapominają barwy
niebezpieczny świat
poznaję przy pomocy rąk
palce suną łapczywie
po szczegółach kształtów
Moje dłonie muszą umieć więcej
(…)
Cenię to życie wydrążone ze światła
z każdym dniem mocniej”
Jaką trzeba mieć siłę, aby to napisać? Kim trzeba być wewnętrznie, aby tak odważnie zadeklarować się wobec tego świata? Warto się nad tym zastanowić …
Andrzej Walter
Krzysztof Galas „Modlitwa o błękit”. Związek Literatów Polskich Oddział w Poznaniu. Seria Wydawnicza LIBRA. Poznań 2016. ISBN 978-83-61412-43-4. Stron 48.