Igor Wieczorek
Tajemnica istnienia
Był niezbyt inteligentny, tchórzliwy, próżny, bezwolny, wyzuty z wszelkich ambicji i pożałowania godny. Miał jednak pewną zaletę, czy – ściślej rzecz biorąc – wadę, która w jego mniemaniu była jakąś zaletą i dzięki której mógł znosić swoje psychiczne kalectwo. Był niesłychanie ciekawy prawdziwej natury nicości. Sam fakt istnienia nicości, czy raczej jej nieistnienia, nie tylko go obezwładniał, ale również podniecał i w pewnym sensie zachwycał. Nicość była wyzwaniem, którego nie chciał odrzucić – być może po prostu dlatego, że jego żałosna osoba była dziurawa, czy przeniknięta nicością, a może raczej dlatego, że nic tak bardzo jak nicość nie wpływa na sposób myślenia nowoczesnego człowieka. Faktem jest, że Niebylski był oczarowany nicością, a jego jedynym pragnieniem było jej zrozumienie. Zrozumieć coś, czego nie ma, a jednak w tym swoim niebyciu jest niezaprzeczalnie realne, nie można, rzec jasna, bez trudu, a zdaniem większości ludzi (w tym wielu poważnych badaczy) jest to wręcz niemożliwe.
Nicość wymyka się myśli, bo według jednych badaczy jest tylko zwykłą iluzją, a według innych badaczy jest pewnym sposobem istnienia materii, bądź samej myśli. Chociaż nieszczęsny Niebylski nie był zbyt oczytany, to jednak nie obce mu były poglądy owych badaczy i wcale się z nimi nie zgadzał.
Złowieszcze przejawy nicości, które, jak już wspomniałem, wypełniały mu życie, rzec można, po same brzegi, były zbyt oczywiste, głupie i niematerialne, by mógł je uznać za fikcję, czy pewien sposób istnienia materii, bądź samej myśli. Gotów był raczej przypuszczać, że nicość jest jakimś ukrytym wymiarem rzeczywistości, a jeśli wierzył w możliwość poznania tego wymiaru, to przede wszystkim dlatego, że nie mógł pogodzić się z faktem, iż ludzkie władze poznawcze mogą być ograniczone przez coś niepojmowalnego. Poza tym odnosił wrażenie, że w samym słowie „ukryty” pobrzmiewa już obietnica jakiegoś wielkiego odkrycia.
Zamiast wypełniać swe życie realną, konkretną treścią, ten ekscentryczny nieborak jął ogałacać je z treści. Już w wieku dwudziestu lat przestał spotykać się z ludźmi, bo sądził, że sens wszelkich związków sprowadza się zawsze do walki o prawo do panowania jednego człowieka nad drugim, a on nie umie panować, ani być opanowany. Mniej więcej w tym samym czasie zaniechał wszelkiego udziału w światach kultury, nauki, religii, sportu i sztuki. Twierdził, że sens owych światów zasadza się w gruncie rzeczy na ukrywaniu nicości, a nie na jej odkrywaniu, jak gdyby to dziwne zjawisko powinno być jeszcze dziwniejsze i jeszcze głębiej ukryte.
Wiódł życie tępego odludka, pogrążył się w swej indolencji i umarłby pewnie za młodu, gdyby ciekawość nicości nie postawiła go z czasem w obliczu pewnego Hindusa, który przemierzał kosmos w poszukiwaniu ofiary. Ten niegodziwy myśliwy przedstawił się Niebylskiemu jako znany indolog, który we wczesnej młodości również był indolentny, ale dzięki lekturze indologicznych rozpraw pokonał zjadliwą niemoc, został wybitnym uczonym i – co szczególnie ciekawe – przejrzał nicość na wylot.
Przez blisko dwadzieścia lat oczarowany Niebylski słuchał jego zapewnień o tym, że nicość jest czysta, nieważka, przejrzysta, bezkształtna, a jednak ze wszech miar prawdziwa i niesłychanie istotna. Ta pusta wykładnia nicości i próżna osoba Hindusa tworzyły przedziwny związek, w którym i jedna i druga stwarzały się i niszczyły, więziły i uwalniały, jawiły się jako realne i nierealne zarazem, a jednocześnie na przemian.
Zawiły, niejasny związek Hindusa i jego urojeń nie był czymś określonym, ani autonomicznym. Nie był też samym Hindusem, zespołem jego urojeń, ani – tym bardziej – nicością – przynajmniej nie taką nicością, którą jego spojrzenie przeszywało na wylot. To było coś całkiem innego i bardzo zaraźliwego, bo Maksymilian Niebylski doszedł nagle do wniosku, że tak, jak w słowie „ukryty” pobrzmiewa już obietnica jakiegoś wielkiego odkrycia, tak w samym nazwisku „Niebylski” czai się nieobecność człowieka we własnej osobie. I wcale się nie pomylił, bo wkrótce po prostu zniknął. Niestety, nikt nie zna sensu tej niezrozumiałej historii, ponieważ jej główny bohater nigdy się nie urodził, nie żył, ani nie umarł.