ANTOLOGIA POETÓW POLSKICH 2017: Jarosław Perkowski, Marek Petrykowski, Ewa Pilipczuk, Anna Piliszewska, Mirosław Pisarkiewicz

0
916

Jarosław Perkowski
 
 
***
 
Tamte pudełka spod szafy
tyle samo w nich wspomnień
co kurzu kiedy je otwieram
jest tak jakbym bał się zmarszczek
a przecież zaprzyjaźniłem się
z nimi przez lata
to kwestia akceptacji nie wyboru
 
pożółkłe zdjęcia i stara pleśń
i tak mieszkają z nami
oddychają wygodnie
kiedy przesuwam je głębiej
omijam przyklejają się do rąk
śladu po nich wymazać
nie mogę
 
dalej noszę jeansy
i zwiewne koszule
odczulanie na kurz daje
chwilowe efekty nie sposób
odczłowieczyć się do końca
za ścianą w nieładzie łóżka
jest coś czego do dzisiaj
szczę?liwie okre?li? nie umiem
 
codziennie?to?powtarzam
tamto zosta?o
ju? po?nas
śliwie określić nie umiem
 
codziennie to powtarzam
tamto zostało
już po nas
 
 
Weselnym szkiełkiem
 
Bronowicka chata nowa
klasycystyczny kicz złocenia
kryształowe żyrandole
z plastiku
a miało być inaczej
nowocześnie
mówią że ładnie bo elegancko
po polsku
kolorowe baloniki i sukienki
dziewcząt frywolne
dziewczyny
się nie zmieniają
 
Orkiestra z przesterowanym
nagłośnieniem mordująca
nieśmiertelne disco polo
chocholi śmiech
łyse głowy chłopców
z grzebieniem włosów
na czubku czapka z piór
starsi przy stołach…
 
Do białego rana tańce i zabawa
„przez te oczy te oczy zielone…”
tu widać że nowoczesność
różne ma odcienie
 
 
Kakofonia
 
Przybyli ułani pod okienko
stukają pukają
panienka nie wpuszcza
obrusów na stoły
nie dzierga poematów
nie czyta
nikt już wierszy patriotycznych
nie pisze ułani też dziwni
z wygolonymi głowami
w obcisłych podkoszulkach
malowanych w symbole
ani to piechota hołota
ani kawaleria
 
panienka barwy narodowe
na sznurkach wzdłuż balkonu
rozwiesza
Barwy Szczęścia ogląda
wierząc w miłość prawdziwą
niebanalną taką która
przychodzi i odchodzi
bo przecież nic nie jest
dane na zawsze poza
przeszłością a tą
i tak każdy rozumie inaczej
w przerwach
warto być wolnym
od grzechu ugotować
zupę na jutro
 
 
***
 
Zanim przyjdzie noc lub ty
wrócisz jak ptaki
(liczenie godzin nie jest
konieczne w miłości
może to być dniówka albo
etat) zrobię herbatę z liści
szałwii pomaga w powstrzymywaniu
laktacji musimy wejść
w dojrzałość obiema nogami
potem brodzić brzegiem
z dala od miejsc
gdzie prąd zabiera śmiertelnych
mówią że muł skrywa szczątki
pechowych piskląt nasza
linia brzegu biegnie tam
gdzie tatarak zarasta meandry
 
Kraków żegna Kardynała
niebawem nadejdzie jesień
koniec alergii
której nigdy nie miałem
 
05/08/2016 r.
 
 
Chromosomy
 
forma organizacji materiału genetycznego wewnątrz komórki
Obieram lipcowe jabłko
nigdy ich nie lubiłem
z bezmyślności albo z przyzwyczajenia
to robię zawsze po raz ostatni
kwaśne cierpkie zęby
szczypią jak na mrozie
dzielę się z tobą
serdecznie
to co najpiękniejsze
czyli skórka opada na talerz
znowu powierzchowność zdecydowała
o wspólnym losie
uśmiecham się czyniąc najlepszą
receptę
dojrzałość nie przychodzi
przedwcześnie
kolor i ciało
u gatunków może być różne
 
 
 
Marek Petrykowski
 
 
święte deski
 
w spróchniałym pniu święty
jest próg lasu i święte
jego sosnowe miecze połamane wiatrem
 
pochwalone bądźcie liście gontów
cerkwi w Uluczu święte krokwie
pastoforia i nawy
 
klękam przed wami na Dębniku
pod każdym skrzyżowaniem desek
z żołędziami różańca
 
pochwalony niech będzie Chrystus
na północnej ścianie i choćby
wzniesienie jednej modlitwy
 
 
W ogrodzie czasu
 
Tam, gdzie nie ma zegara, są jego części opisane
na kształt paznokci, ale ani kształt, ani ostrość
nie wyprzedzą nawet o sekundę Słowa,
jego pierwiastka, ani rzeczy z niego.
 
Jedynie tarcza podążająca za żywym celem,
bliskim nieporuszalności może sklejać sekundy,
wiązać godziny we wzory zdolne do ruchu,
budować abstrakt czasu, odgrywać misterium.
 
Tylko czy zdąży na czas kwitnienia?
 
 
Modlitwa do wody
 
Przyglądam się tobie
Wodo Płynąca
która łagodnie uginasz się
przed każdą przeszkodą
 
Proszę o kroplę chłodu
Wodo Gorąca
bo wypełniasz mnie
jak dymiącą górę
 
Podziwiam cię
Wodo Silna
kiedy skupiona w zmarzlinie
rozrastasz się ponad miejsca
 
Ufam twojej czystości
Wodo Poniżona
niszczona przez brudy miast
nie bądź pamiętliwa
 
Mów do mnie szeptem
Wodo Cicha
bym nie umarł z pragnienia
słysząc ledwie grzmoty wodospadów
 
Przychodź do mnie
Wodo Sprawiedliwa
która podmywasz mury
jako znak nieustannego ruchu
 
Modlę się do ciebie
Wodo Boska
odkąd pojąłem sens świętości
przez twojego wysłańca
 
 
bieszczadzkie podniesienie z ciemności
 
przyszła tu do spowiedzi
jeszcze młoda tylko moje lata
rosną pod cerkwią
w dawno zatopionej dolinie
 
przyniosłem z łodzi
łemkowską chustkę z chmurnych liści
zarzuciła ją okrywając ramiona
 
podeszliśmy pod płomienie
nie dowierzając naszej samotni
 
zdumiona ciemność
przylgnęła do sowiego skrzydła
patrzyła na nas idących w podartych trzewikach
linią brzegu
do góry rozjaśnionej pochodniami świerków
cerkiew czekała
 
już nas dojrzeli z ikon
a ona w mokrej sukience
nawet w wierszu niezmienna
nieosiągalna
 
 
Bratysława
 
wiosną pod twoim oknem wiśnie
wdziewają białe koszule
z pagórka w dół pędzi wiatr
potem wraca
coraz bardziej stromo
po piórko ciepłego maja
które dmuchawiec śle spomiędzy
desek płotu
 
nasłuchuję szelestu i tanecznych rytmów
szukam dziedzińca
pachnącego starym winem
 
za płotem spodziewałem się
twojej obnażonej szyi
w chwili sekretnej kiedy lekko
zwinęły się od podmuchu gorąca
jeszcze niegotowe listki
 
 
 
Ewa Pilipczuk
 
 
Pejzaż przed horyzontem
 
Tak niewiele
gdy chmurny dzień
nalewa kawę do filiżanki
a na ulicę wyszedł pośpiech
w szarym płaszczu trosk
 
podróże po zaspanych myślach
sklejanych w wiersz
z przymiarką czasu
co dzień krótszą
 
ze słowem-pacierzem
na pamięć chwili
w rozchwianych kłosach
gdy zieloną sonatiną
chwalą zaranie lata
 
z okruszkiem nieba
i koncertem maków
w corocznej frazie
dojrzewającego czerwca
 
pościel mi dłonie
delikatną beztroską
gdy młodość burzliwie wykipiała
z garnka niespełnień
 
10.06.2016 r.
 
 
Chwytając w biegu
 
W olchowym łęgu lgną kolory
do jasnej wstążki starej rzeki;
świat z monochromu wyszedł, ożył,
drzewom koszule tka seledyn.
 
W świeżości źródeł mruczą echa
dzieciństwa, w nim kaczeńców zaprzęg
z lejcami brzóz, na peryferiach
– dzisiaj z betonem w mezaliansie.
 
Wiekowej lipie konar trzeszczy,
zbierając w próchno pieśń pokłosia.
Czas łąkę do minimum streścił
i na dywanie z mniszków osiadł.
 
Chodź, zanurzymy się przez chwilę
w pachnących świeżą miętą darniach,
by złapać w biegu prędkie życie
tak niecierpliwe umierania.
 
17.04.2016 r.
 
 
Wariacje zimowe
 
Deszcz wygania styczeń
na pobocza roku
brąz cierpnie na drzewach
pod zimnym podmuchem
spleen ogarnął pejzaż i w kalosze obuł
załzawione noce i dni
coraz dłuższe
 
W świetle lamp ulicznych
rosną krzywe cienie
granatowy fartuch noc rzuca na miasto
w przemarzniętych strofach
nie chce wschodzić zieleń
kogucik na wieży
ze zmęczenia zasnął
 
Pomrukuje zegar
w półsennym letargu
cichym responsorium poza wrzawą świata
napełnia się ciepłem nasz zimowy diariusz
gdy spod twoich dłoni
mknie najczulszy pasaż
 
20.01.2017 r.
 
 
Przyzwyczajenie pachnie jak historia
 
W uliczce drzemie brązowa cisza
niczym wystygła herbata
po bruku chodzi jesień
w kapturze z łaskawych cieni
 
wyblakłe promienie
liżą parchaty mur
gdzie przeszłość świeci
przymgloną latarnią
 
za późno na letnie blaski
na miłość-niemiłość
to tylko przyzwyczajenie
jak znoszony szalik
dobry na wszystko
 
pachnie jak historia
w starym kamieniu
nie porwie go wiatr
z ostatnim liściem
 
zostanie na portrecie
dobrze upozowanym
na ścianie z rutyną codzienną
chimery – proszę nie grymasić –
tragikomedię pisze czas
 
07.10.2016 r.
 
 
Róża roratnia
 
Introit w mgłach
miękko otula płatki
listopad podaje zimowe „a”
smyczkom zszarzałych łodyg
krople wtórują pacierzem porannym
 
próbuję podeprzeć chmury
zatrzymać czas na granicy
pieśni niedokończonej
rorate caeli… 
 
zagraj mi staccatem w jesiennym finale
na myśli niepokorne
obietnice umarłe w niespełnieniu
lustra z puklem melancholii
obrazy patrzące z wyrzutem
za niewiarę w raj
i święty spokój
 
a potem ze starej kantyczki
wybierz kolędę najbielszą
z safianowym refrenem
oprawną w grudniową łaskę
na czas przyszły niedokonany
na wieki wieków
z miłością
z koloraturą śmiechu
mamy
 
27.11.2016 r.
 
 
 
Anna Piliszewska
 
 
głowa muchy
 
mój kot poluje na muchę. podobno wszystkie koty
polują. co dzieje się w głowie muchy,
kiedy polują koty?
 
mucha uderza skrzydłami do trzydziestu trzech razy
na sekundę, ma spory kąt widzenia i dostrzega
w kolorach.
 
mój kot poluje na muchę – a ja patrzę
i nie wiem
co dzieje się w głowie muchy,
jeśli ktoś na nią patrzy.
 
póki co w jednym pokoju – oddychamy powietrzem.
obydwie coraz bliżej, bliżej
wyzwolenia
od łupiny materii. [nie znam ksiąg, w których pisze,
że muchy będą zbawione.]
 
obydwie po jednej stronie
dnia, mimo każda w innej
matni
dziejącego się świata.
 
obie
śmierci podległe.
 
 
ślimaki bezmuszlowe
 
ziemia pożera progi – czołga się ciasną kuchnią, gdzie stół
z pękniętym blatem, krzesło bez jednej nogi i kredens w okruchach
próchna. mierzy izbę: dwie szafy, krzywe łóżko, urynał. próbuje
starych mebli, zardzewiałych przedmiotów; liże, wącha,
przełyka – i zmieniają się w ziemię.
 
spłowiały, skórzany trzewik z wywalonym językiem, szczotka
zupełnie łysa, żółte strzępy bielizny – życia nietrwałe znaki
jutro staną się ziemią. [ktoś tu był? czy
rzeczywiście?]
 
tam, gdzie mokra murawa i zielenie gazonów
długie, czarne, oślizgłe
bezmuszlowe ślimaki zjadają perz i tymotkę. wszystko
będzie strawione, nic nie przeoczone. przez materię
ślimaków przesuwają się szczątki
roślin – i one, i ślimaki jutro staną się ziemią.
 
ziemia
pożera ziemię…
 
 
przezroczystość
 
co podzwania? – sen, czy te pożyczone od stryjenki Konstancji
onyksowe kolczyki? – masz ażurową
suknię, przestrzeń – zapach ozonu; miasto kwitnie
jak kąkol i należy do Hanzy.
 
ojciec twój – szczwany kupiec nosi srebrne binokle,
czyta Biblię, zamyśla
posłać wełnę do Lübeck, jednak zżyma się, wietrząc
 
mór; głodowe powietrze – mówi, że coś
mu mówi: strzeżonego Bóg strzeże – żydzi
seplenią w karczmach: czas jest
 
klepać pacierze, strzyc
leniwe zwierzęta, wiarę oskrobać z błota – zyski krzyżem
przeżegnać; runo posłać
 
do Flandrii, lecz to cię nie podnieca – marszczysz piegi
na czole, tupiesz białym obcasem
na gniewnego kochanka, który czcił twoje pukle, zanim stał się
jastrzębiem – znów śnisz
 
swój dziki, drapieżny sen w tej łatwopalnej,
przezroczystej sukience…
 
 
puszka Pandory
 
głośno wyłam, gdy babka czesała mi włosy – czarne zęby
grzebienia szarpały i syczały, rosnąc
w nieskończoność; uciekałam. w ogrodzie,
gdzie mieszkała szeptucha, krety i moje koty, falował
gorzkawy chłód – dwumetrowe łopiany, bicze
pokrzyw i osty. w owym czasie, pamiętam,
sen miał barwę wrotyczy. lewitowałam bosa
nad gardzielą studni. faun
 
miał lokum w kurniku
– drżałam, kiedy wychodził; cyrklem
ostrego światła zakreślała się przestrzeń.
 
przybywali popatrzeć, szeroko stawiając stopy;
ciągnęli za sobą tłuste
cienie i miałką sól. w obcej mowie nazwali
miejsce. było inaczej – duszno
od ich ostrych zapachów i obcego powietrza.
 
puszka była ukryta w szczelinie;
w spróchniałym pniu – słyszałam grzechotania
i stłumione chichoty. odkąd
zwinęli w rulon żywą mapę ogrodu, czas się stał
linearny –
 
przedmioty
zachodzą rdzą; zaczynają krwawić.
 
 
umarli
 
czasem im opowiadam moje zmarłe zwierzęta, neony
supermarketów, termitiery bloków.
 
śnią się raczej nieostro – tylko ruch jest istotą
animy.
i przezroczystość.
 
nie pytałam ich nigdy
o nic – bo przecież podlegamy
surowym prawidłom snu.
 
budzę się
i odchodzą. nie wiedzieć czemu potem
szperam w szpargałach, w pudłach.
 
myślę
w plusquamperfectum.
 
uczę się lewitować –
moje ciało jest lekkie.
 
i ciężkie. boję się śmierci…
 
 
 
Mirosław Pisarkiewicz
 
 
Pacierz
 
w trzcinę mnie zamień
wiatru pełną
złam ją
i rosę strząśnij chłodną
wbij ją pomiędzy grudki
spodlonej dłonią ziemi
niemym spojrzeniem
daj być pokornym przez chwilę
i chwilę z głową do góry
weź wycie gardła ciche
i grube kolczaste mury
 
w trzcinę mnie zamień
wiatrem zwiewną…
 
 
Kafka
 
Anioł Śmierci
nie zabiera tych
co piszą księgę
 
tworzyłem Amerykę
Zamek i Proces
starając się nie postawić
ostatecznej kropki
 
ale Anioł
nie dał się zwieść
i przyszedł po mnie
 
teraz moje książki
będą żyć
bez końca
 
 
Camille Claudel
 
Spaceruję po łące z moim Jednorożcem
w ustach smak świętojańskiego chleba
w oczach oczy i… Fala
którą chciałaś odpłynąć od Rodina do siebie
 
Jednorożec nie pozwala na rozmarzenie
opowiadając o wszystkich latach nierzeźbienia
Asile de Montdevergues – domu dla obłąkanych
w Montfavet koło Awinionu
 
Domu bez skrzydeł
 
Jednorożec opisuje rzeźby
które nie przybyły na czas
gdy kończy opowieść o ostatnim dźwięku
ociemniałego dłuta
zaczyna płynnie od nowa
 
Zacięta płyta jego historii
biegnie przez każdą godzinę
dziesiątek lat szaleństwa i kolejną i jeszcze jedną
aż do wyczerpania światła fałszywego azylu
 
Biel szarzeje i czerń szarzeje
ale szarość można pokryć kolorami oczekiwań
na powrót własnej woli i cień matczynej troski
pasji – bez której człowiek umiera
 
przez zbyt wiele lat
 
 
Poświatowska
 
Kalendarz straszy na biurku różową muszlę z nieznanego morza
 
pocztówka burzeje na słońcu w jej pobliżu
jak ciągle niewysłany obraz niepamięci
może siedzimy jeszcze na tej ławce na skwerze i jemy czereśnie
może tamte ptaki kołują nad nami
chwilami kątem oka przemykają cienie
może na tamtej ścianie nadal są widoczne
cienie rąk i cienie zapachów
 
czytasz jeszcze czasem dzień dzisiejszy?
w tamtym roku sfrunąłem na świat
podobno była zima stulecia…
wiersze rozgrzewają
tylko do czego?
do spacerów pod Wały
podróży w okolice Smith College w Northampton
po alejkach św. Rocha
 
miłość i śmierć przeplatają się wzajemnie
jak planety różańca
 
mówisz że lubisz swoją samotność
ale czy ona o tym wie?
 
czereśnie smakują
jak czereśnie
i książki smakują jak książki
 
i tylko ludzi coraz więcej
nieznajomych
 
 
Beatrycze wznosi się
 
wchodzi po drewnianych schodach o smaku kurzu
stopnie są strome jak grzech
pnie się po nich do swojego nieba
podtrzymując ciało o ściany stare
gotyckie
o napisy na cegłach
o piórka gołębie
włosie anielskie
tchnienia wiatru w niewielkich okienkach
wchodzi pod sercem dzwonu
wchodzi pod błyskiem trąbki
wznosi się ponad miasto i siebie
na szczycie rozpina skrzydła
i patrzy od spodu na wszystkie obłoki
skrzydło urywa swój dźwięk
 
przez mgnienie jest wolna
jak cudzy sen
 
 
 
 
Jarosław Perkowski
Rocznik 1961, urodził się i mieszka w Warszawie. Debiutował na łamach tygodnika „Radar” w latach 80-tych. Do pisania powrócił po długiej przerwie kilka lat temu. Wiersze publikował w „Angorze”, na portalu „Pisarze.pl” (2014 r., 2015 r., 2016 r.), „Zeszytach Poetyckich” (2014 r.), „Poezja Dzisiaj” nr 102, „Migotaniach” nr 41, „Nestorze” nr 26, 30, „Gazecie Kulturalnej” 11/2014, 05/2015, 01/2016. W 2014 roku wydał nakładem Wydawnictwa Miniatura tomik wierszy pod tytułem „Odczuwanie”. Wiersze publikuje również w Internecie.
 
 
Marek Petrykowski
Urodzony w 1965 roku w Krośnie, gdzie mieszka i pracuje. Zawodowo związany z budownictwem. Debiutował w antologii „Las w karpackim śnie” wierszem „na Smereku”. Laureat wielu konkursów ogólnokrajowych i międzynarodowych. Debiutancki tomik „Cytrynowo” (2012) został nagrodzony Statuetką za najlepszy debiut Podkarpacia 2012 przez Związek Literatów Polskich O/Rzeszów. Jego wiersze drukowane były w pokonkursowych almanachach w Polsce i zagranicą. W 2015 roku ukazał się tom wierszy „Muzeum Złotych Rybek”. Jest członkiem Klubu Literackiego Regionalnego Centrum Kultur Pogranicza w Krośnie.
 
 
Ewa Pilipczuk
Urodzona w Lublinie, w latach 50. ubiegłego wieku. Ukończyła Wydział Prawa Uniwersytetu Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Autorka tomiku wierszy „Impresje codzienne”, wydanego w 2014 r., współautorka kilkunastu antologii i almanachów, w tym „Antologii Poetów Polskich 2016” oraz „Antologii Limeryków Kosmatych”, „Seks w pewnym mieście”, wydanych przez Wydawnictwo „Pisarze.pl”. Zdobyła III miejsce w Ogólnopolskim Turnieju Jednego Wiersza „Mosty Słów” II Zlotu Poetów w Łodzi, zorganizowanego pod auspicjami Związku Literatów Polskich. Jej wiersze drukowane są również w periodykach literackich, m.in. w e-Tygodniku „Pisarze.pl.”, „Nowe Myśli” i „Dominik Turobiński”. Jest członkiem Stowarzyszenia Autorów Polskich. Publikuje swoje wiersze w internetowych grupach poetyckich, m.in. w „Ogrodzie poetów”, gdzie pełni funkcję jednego z administratorów i na stronach literackich portali, m.in. „Golden-Line Ludzie wiersze piszą”. Kilka jej wierszy zostało wykorzystanych jako teksty piosenek wykonywanych przez zespół Piotra Rogali „Rogalika”, piewcy Bieszczadów. Od 2010 r. prowadzi blog „Impresje codzienne”. W przygotowaniu drugi autorski tomik wierszy.
 
 
Anna Piliszewska
Pisarka, poetka, kulturoznawca. Urodzona w 1966 roku w Krakowie, mieszka w Wieliczce. Interesuje się filozofią, literaturą, historią starożytną, malarstwem oraz muzyką klasyczną. Ceni nad wyraz poezję Bolesława Leśmiana. Ponadto jest miłośniczką zwierząt i wielkim przyjacielem przyrody. Laureatka licznych konkursów literackich o zasięgu ogólnopolskim oraz międzynarodowym; między innymi Międzynarodowego Konkursu Liberum Arbitrium, Międzynarodowego Konkursu „O Wstęgę Orzyca”, Międzynarodowego Konkursu „Die deutsch – polnische Zweisprachigkeit in meinem Leben”, Międzynarodowego Konkursu im. G. Hauptmanna, Międzynarodowego konkursu Poetyckiego „O Złote Pióro Papuszy”, Ogólnopolskiego Konkursu im. C.K Norwida, Ogólnopolskiego Konkursu im. W. Broniewskiego, Ogólnopolskiego Konkursu Poetyckiego „O Laur Sarbiewskiego”, Ogólnopolskiego Konkursu „Struna Orficka” i innych. Jest autorką następujących książek poetyckich: „Perszerony jesienne” (2005), „Prywatna korespondencja” (2005), „Dziejba człowiecza” (2010), „Południe o barwie marengo” (2012), „Gdy zamszowieje ligustr” (2015) i „Z popiołu i pneumy” (2016).
 
 
Mirosław Pisarkiewicz
Urodził się w 1963 r. w Zgierzu. Poeta i prozaik, członek Związku Literatów Polskich (oddział w Słupsku), badacz zabytkowych cmentarzy. Ukończył historię na Uniwersytecie Łódzkim, studia podyplomowe z historii najnowszej i wiedzy o społeczeństwie na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu, studia podyplomowe z zarządzania w oświacie i dydaktyki przedsiębiorczości na Akademii Ekonomicznej w Katowicach oraz The International School for Holocaust Studies w Instytucie Yad Vashem w Jerozolimie. Wydał kilkanaście zbiorów poezji, m.in.: Dom nad Bzurą, Złodziej tataraku, Wiersze wybrane – Wyjście, Księga powtórzonego istnienia, Błękit bywa zielony, Finisaż, Po drugiej stronie tłumu, Obłok w paski, Pamiętnik z wiatru (wybór wierszy). Jest autorem tomów opowiadań: Chłopiec z ulicy Żydowskiej, Św. Icek, Zapiski z każdej strony okna, Legendy Rodowa (fantasy) – pięć wydań w latach 2016–2017. Opublikował wybór recenzji i esejów – Szkice deszczem. Wydał autorskie książki o dziejach gmin żydowskich, o cmentarzach wojennych z 1914 roku oraz o grobach szlacheckich i ziemiańskich na polskich cmentarzach. Współautor ponad 20 książek o historii Łęczycy. Należy do Towarzystwa Naukowego Płockiego i Stowarzyszenia Prasy Lokalnej. Mąż malarki Ewy Golińskiej-Pisarkiewicz. W latach 1963–2008 był mieszkańcem Łęczycy. Obecnie mieszka w Sieradzu.
 

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko