Tomasz Miłkowski – Gajewski po latach zagrał opowieść o buntowniku-zbójniku

0
4
fot. Jacek Świerczyński

Spektakl Jarosława Gajewskiego OPOWIEŚĆ O OKRUTNYM ZBÓJNIKU FOLSZTYŃSKIM I NIESZCZĘSNYM KACIE HOLUSZCE, pokazany po 34 latach od prapremiery (1989), a od pięciu lat w ogólne nie grany, utracił swoją wywrotową polityczną siłę – jak mówił aktor po spektaklu w Instytucie  Teatralnym, 13 lutego 2023 roku. To właściwie spektakl zrekonstruowany po latach. Kiedy podczas prapremiery wycierał twarz czerwoną szmatką, wydawało mu się wówczas, że przewraca ustrój w połowie Europy. Dziś usłyszał jedynie lekki empatyczny szmerek na widowni. Czas robi swoje. Tak więc Gajewski dał rodzaj premiery wznowieniowej.

W roku 1989, tak przecież znamiennym dla historii Polski i Europy, tekst wybrzmiewal wyraźnie mocą politycznych aluzji. Dzisiaj ten doraźno-polityczny akcent zbladł, przypominany jedynie w momentach, kiedy rozbłyskało nagle ostre światło, rażące aktora, nasuwając skojarzenia z pokojem przesłuchań. Tym razem idzie o inny poziom refleksji nad urządzeniem świata, w którym narzucone czy też przyjęte role decydują o ludzkim losie. I o tym, jak trudno się wyplątać z tych uwikłań.

Spekatkl pod względem formalnym urósł, spotężniał – choć aktor uznaje formę za rzecz mniej ważną od istoty teatru jednego aktora, który jest spotkaniem z widzem, to jego warsztatowa maestria, doskonałe dopracowanie wykonania zaplanowanych szczegółów daje w efekcie spektakl mistrzowski, zagarniający widza w krąg opowieści snutej przez aktora.

Charakter tego spektaklu określa najskromniejsza z możliwych dekoracja – to po prostu zwykłe krzesło pośrodku przestrzeni scenicznej. Aktor zjawia się w białym prochowcu z parasolem, w kapeluszu i w okularach (do zbójnickiego stroju mu daleko), ale to dość, aby z pomocą tych kiku elementów garderoby wyczarować cały świat, zbudować kilka soczystych postaci, które odróżniać będzie postawa, gest, modulacja głosu i charakterystyczny sposób bycia. Szczupłość zestawu środków wcale nie oznacza ich ubóstwa. Parasol bywa tu maczetą, a nawet sznurem szubienicznym, a roztańczone jak w stepowaniiu nogi oznaczają nadawany właśnie pilny telegram. Mnóstwo tego rodzaju przetworzeń, nadawania zaskakujących znaczeń użytym rekwiztom i częściom garderoby. Pod płaszczem aktora kryją się pokazane w odpowiednim momencie wywrotowe hasła, odpowiedzi na wyzwania króla.

Ogląda się i słucha tę opowieść w napięciu i jednocześnie z pewnego rodzaju rozkoszą, że aktor tak wspaniale cyzeluje użyte środki i ukazuje metamorfozy, pozwalajace wniknąć w naturę powoływanych na mgnienie oka postaci.

Doprawdy koronkowa robota, która przecież nie przesłania istoty opowieści o człowieku strzegącym swej niezależności, ale skazanym na klęskę w świecie lekceważacym potrzeby zwykłych ludzi, a zapatrzonym ulegle w lustro władzy. Przy czym ważne są zaskakujące ostatnie słowa umierającego Folsztyńskiego, który doznawszy na koniec tylu upokorzeń, nie wyrzeknie się swej miłości do życia.

Tomasz Miłkowski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko