Spektakl Jarosława Gajewskiego OPOWIEŚĆ O OKRUTNYM ZBÓJNIKU FOLSZTYŃSKIM I NIESZCZĘSNYM KACIE HOLUSZCE, pokazany po 34 latach od prapremiery (1989), a od pięciu lat w ogólne nie grany, utracił swoją wywrotową polityczną siłę – jak mówił aktor po spektaklu w Instytucie Teatralnym, 13 lutego 2023 roku. To właściwie spektakl zrekonstruowany po latach. Kiedy podczas prapremiery wycierał twarz czerwoną szmatką, wydawało mu się wówczas, że przewraca ustrój w połowie Europy. Dziś usłyszał jedynie lekki empatyczny szmerek na widowni. Czas robi swoje. Tak więc Gajewski dał rodzaj premiery wznowieniowej.
W roku 1989, tak przecież znamiennym dla historii Polski i Europy, tekst wybrzmiewal wyraźnie mocą politycznych aluzji. Dzisiaj ten doraźno-polityczny akcent zbladł, przypominany jedynie w momentach, kiedy rozbłyskało nagle ostre światło, rażące aktora, nasuwając skojarzenia z pokojem przesłuchań. Tym razem idzie o inny poziom refleksji nad urządzeniem świata, w którym narzucone czy też przyjęte role decydują o ludzkim losie. I o tym, jak trudno się wyplątać z tych uwikłań.
Spekatkl pod względem formalnym urósł, spotężniał – choć aktor uznaje formę za rzecz mniej ważną od istoty teatru jednego aktora, który jest spotkaniem z widzem, to jego warsztatowa maestria, doskonałe dopracowanie wykonania zaplanowanych szczegółów daje w efekcie spektakl mistrzowski, zagarniający widza w krąg opowieści snutej przez aktora.
Charakter tego spektaklu określa najskromniejsza z możliwych dekoracja – to po prostu zwykłe krzesło pośrodku przestrzeni scenicznej. Aktor zjawia się w białym prochowcu z parasolem, w kapeluszu i w okularach (do zbójnickiego stroju mu daleko), ale to dość, aby z pomocą tych kiku elementów garderoby wyczarować cały świat, zbudować kilka soczystych postaci, które odróżniać będzie postawa, gest, modulacja głosu i charakterystyczny sposób bycia. Szczupłość zestawu środków wcale nie oznacza ich ubóstwa. Parasol bywa tu maczetą, a nawet sznurem szubienicznym, a roztańczone jak w stepowaniiu nogi oznaczają nadawany właśnie pilny telegram. Mnóstwo tego rodzaju przetworzeń, nadawania zaskakujących znaczeń użytym rekwiztom i częściom garderoby. Pod płaszczem aktora kryją się pokazane w odpowiednim momencie wywrotowe hasła, odpowiedzi na wyzwania króla.
Ogląda się i słucha tę opowieść w napięciu i jednocześnie z pewnego rodzaju rozkoszą, że aktor tak wspaniale cyzeluje użyte środki i ukazuje metamorfozy, pozwalajace wniknąć w naturę powoływanych na mgnienie oka postaci.
Doprawdy koronkowa robota, która przecież nie przesłania istoty opowieści o człowieku strzegącym swej niezależności, ale skazanym na klęskę w świecie lekceważacym potrzeby zwykłych ludzi, a zapatrzonym ulegle w lustro władzy. Przy czym ważne są zaskakujące ostatnie słowa umierającego Folsztyńskiego, który doznawszy na koniec tylu upokorzeń, nie wyrzeknie się swej miłości do życia.
Tomasz Miłkowski