Wystawa „Symbolicon” Krzysztofa Linnike

0
121

Wystawa „Symbolicon” Krzysztofa Linnike

13 marca 2016 r. w niedzielę, krótko po godzinie 17.00, w warszawskiej Księgarni Tarabuk przy ul. Marszałkowskiej 7 otwarto wystawę prac plastycznych Krzysztofa Linnike pt. Symbolicon. Prowadzący spotkanie – Sebastian Krajewski, Prezes Klubu Gnosis, sprawującego patronat nad imprezą – podkreślił, że cała twórczość autora koncentruje się na zagadnieniu duchowości. Kręgi zainteresowania artysty to buddyjska tantra, tarot, kabalistyka oraz religie prekolumbijskie i słowiańszczyzna, co zbliża go tradycji i form obecnych w dziełach Stanisława Szukalskiego (1893 – 1987). Rysowane czarno-białym i kolorowym tuszem grafiki stanowią często układy powtarzających się elementów i motywów, które Krzysztof następnie powiększa, pomniejsza albo powiela, budując z tych samych „puzzli” różne kompozycje.

32-letni twórca (z wykształcenia politolog i antropolog kulturowy) jest – co ciekawe – samoukiem, choć wiele zawdzięcza kursowi ceramiki w Państwowym Ognisku Artystycznym „Nowolipki”, gdzie zresztą zorganizowano jego pierwszą wystawę. Później kolejne prace prezentowano w Polsce i zagranicą ponad 20 razy, m.in. w stołecznym Muzeum Etnograficznym (inspiracje tybetańskie), w hanowerskim Uniwersytecie Leibniza, w pekińskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej, skąd kilka dzieł przysłano do Nowego Jorku. Różne grafiki zamieszczono też przynajmniej w 6 książkach, np. w „Encyklopedii polskiej psychodelii” Kamila Sipowicza. Więcej można było dowiedzieć się od samego Krzysztofa, który zachęcał przybyłych do indywidualnej rozmowy. To zniesienie dystansu między twórcą a odbiorcą jest bardzo cenną postawą, której również oczekiwalibyśmy w relacjach między władzą a twórcą. Zapytałem artystę o rolę podróży w powstawaniu jego dzieł. – Jest to raczej podróż wewnętrzna, do środka człowieka, w poszukiwaniu własnego mitu. Wszystkie moje prace są związane z tymi poszukiwaniami, jednak staram się nie narzucać interpretacji, gdyż interpretacja wynika z wiedzy odbiorcy, z doświadczenia życiowego. Człowiek wrażliwy, który „czuje według siebie” – zwłaszcza poeta, muzyk – może bowiem dostrzec w tych symbolach to, czego ja jeszcze nie widzę. Posługując się symbolami, mogę w istocie mniej odczytać niż odbiorca, patrzący przez pryzmat minionych zdarzeń, lektur, a często po prostu górujący nade mną wiekiem albo wywodzący się z innego obszaru cywilizacyjnego. Symbole to przecież pewne znaki umowne, które w różnych kulturach miewają różne znaczenia.

A co dostrzegłem ja? Oglądając charakterystyczne dzieła Krzysztofa Linnike – rozwieszone na ścianach, rozłożone na sprzętach i parapetach, wyświetlane na ekranie – słuchając hinduskiej muzyki i wdychając woń kadzidełek, przypomniałem sobie niepokojące doświadczenia z jogą sprzed ćwierć wieku. Z kolei postacie – inkaskie i wschodnie – o ostrych rysach i włosach-pióropuszach, skojarzyłem z wizerunkami perskich władców z dynastii Sasanidów. Chyba słusznie, skoro np. babilońska bogini Tiamat panowała na obszarach później podległych Persji. Wystawę polecam ludziom wrażliwym, a zwłaszcza twórcom, osobliwie fantastyki, których przecież w Warszawie i okolicach nie brakuje, a którzy znajdą tu z pewnością inspiracje dla nowych dzieł.

Mikołaj Juliusz Wachowicz

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko