Tomasz Miłkowski – Niepokój albo pytania Warlikowskiego o korzenie zła

0
33

Czterogodzinny spektakl Krzysztofa Warlikowskiego „EIizabeth Costello” wg tekstów Coetzee’ego w Nowym Teatrze jednych zachwyca, drugich rozczarowuje.

Jedni zarzucają Nowemu Teatrowi, że się zestarzał, a choć stary jeszcze nie jest, to nowy już też nie. Skarżą się, że w tym spektaklu wciąż się gada, gada, gada. Jak cesarz austriacki w „Amadeuszu” Petera Shaffera, powtarzający opinię Salieriego, że w utworach Mozarta jest „za dużo nut”, powiadają, że u Warlikowskiego jest za dużo słów. A więc do tego już doszło: intelektualiści wybrzydzają na literaturę i na słowa. Nudzą się niemiłosiernie, już słów im nie chce się słuchać, już ich nie przejmują.

Inni widzą to inaczej – w spektaklu Warlikowskiego dostrzegają duchowe rozdarcie ludzkości, szukającej swojej drogi, zmęczonej dezorientacją w podzielonym, niszczejącym świecie, w którym człowiek stał się katem zwierząt i natury. Nie podzielają zastrzeżeń tych, którzy wyrzekają, że Warlikowski elegancko przypomina o tym, o czym wszyscy przecież wiedzą. To jednak pozór, że wiedzą, ostrzegają oponentów. Tylko im się wydaje, że wiedzą, ale to wiedza nieprzyswojona.

Skoro spektakl budzi sprzeczne odczucia, to znaczy, że jest kontrowersyjny, a skoro tak, daleko mu do sklerozy.

Nie pierwszy raz sięga Krzysztof Warlikowski po sojusznicze słowa Johna Coetzee’ego. Nie pierwszy raz pojawia się w jego teatrze wykreowana przez Noblistę Elizabeth Costello. To fikcyjna postać sławnej australijskiej pisarki, autorki 9 powieści, nagradzanej i zapraszanej przez prestiżowe uniwersytety na wykłady gościnne, która bywają zaczątkiem sporów i skandali.

Costello pojawiła się już w spektaklu „(A) polonia” (2009), inaugurującym Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego. Wygłosiła wówczas wykład, w którym rzezie dokonywane na zwierzętach hodowlanych przyrównywała do Holocaustu. Już w tamtej założycielskiej (pierwszej) premierze Nowego pojawiała się charakterystyczna scenografia Małgorzaty Szcześniak z ruchomym mansjonem-akwarium, w którym rozgrywały się niektóre sceny, z toaletą-świątynią zwierzeń i ekranem, zamykającym scenę, a na którym  wyświetlano obrazy video. Ten zarys przestrzeni uniwersalnej, poniekąd anonimowej, bo możliwej do wyobrażenia pod każdą szerokością geograficzną, doskonalony i nieco tylko modyfikowany obowiązuje w spektaklach Warlikowskiego do dziś.

Wykład w „(A) polonii” pochodził ze zbioru Coetzee’ego „Żywoty zwierząt” – co więcej został naprawdę wygłoszony, ale nie przez nieistniejącą przecież Costello, ale przez jej kreatora na Uniwersytecie Princeton. W wykładzie tym posłużył się pisarz pewną mistyfikacją, a mianowicie przywołał w nim inny, fikcyjny wykład fikcyjnej pisarki Costello, prezentując ją  jako osobę istniejącą. Pod tym podwójnym przebraniem, jakby stosował znany chwyt „teatru w teatrze”, przedstawił ryzykowną tezę przyrównując eksterminację zwierząt rzeźnych do eksterminacji Żydów.

Ten realnie wygłoszony(a zarazem fikcyjny) wykład wywołał żywe reakcje. Pisarz spotkał się z krytyką i uznany został za głosiciela nader kontrowersyjnych tez. Na niewiele zdała się więc mistyfikacja.

Po co więc Coetzee’emu ta cała przebieranka, skoro i tak  nikt nie dał sobie wymówić, że tę tezę głosi Costello, że to ona napisała, a nie on. A jednak jest ona mu potrzebna. Dzięki wprowadzeniu na salony, a ściślej: sale wykładowe, tchnięciu życia w fikcyjną postać, która zaczęła poruszać się swoimi drogami po prozie pisarza, zyskuje on swego rodzaju dystans do własnych tez czy idei, których do końca nie jest pewien. Wystawia je na widok publiczny i czeka, jak zostaną przyjęte, także przez niego samego. Podaje pod rozwagę, do zastanowienia, unikając wrażenia, że to stwierdzenia niepodlegające dyskusji, „ostateczne”, a więc podzielane w pełni i bez zastrzeżeń przez niego samego. Innymi słowa, Costello jest potrzebna  Coetzee’emu, aby budzić niepokój, niecić wątpliwości, stawiać trudne pytania.

Podobnie wykorzystuje figurę Costello Krzysztof Warlikowski w spektaklu o barokowym tytule „Elizabeth Costello. Siedem wykładów i pięć bajek z morałem”, który swoje niepokoje i niepewności powierza  sprawstwu scenicznemu postaci starszej pani z książek Coetzee’ego. Ten ambiwalentny stosunek do tez głoszonych przez Costello wyraża także za pośrednictwem prostego zabiegu – figura Costello występuje w jego spektaklu w wielu wcieleniach, mistrzowsko grana w poszczególnych scenach przez kilka aktorek (Jadwiga Jankowska-Cieślak, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Maja Ostaszewska, Ewa Dałkowska), a nawet aktora (Andrzej Chyra). Dzięki temu namnożeniu postaci Costello – staje się ona bardziej znakiem, czy nosicielką pytań, wątpliwości abo gwałtownych zarzutów formułowanych przez wiele osób, poniekąd niezależnie od siebie, których wspólna tożsamość nie jest najważniejsza, choć  uchodzą za tę samą postać.

Ważne jest zadawanie pytań i budzenie uśpionej wrażliwości. Kiedy syn zadaje pisarce pytanie, czy chce wyleczyć ludzkość, bezradna Costello odpowie: „John, ja nie wiem, co chcę zrobić. Ja po prostu nie mogę siedzieć i milczeć”. Na tym polega jej udręka i wielkość – nie boi się przyznać do swego zagubienia.

Część pytań zadawanych przez Costello, poznaliśmy już wcześniej, w poprzednich spektaklach Krzysztofa Warlikowskiego. Powtórzone raz jeszcze nie stają się jednak matrycą czy zgraną melodyjką, ale przypomnieniem, że odpowiedzi nadal nie znamy albo że nie ma  jednej odpowiedzi. Ale część pytań pojawia się po raz pierwszy i to z dużą intensywnością.

Kiedy Costello – kreowana sugestywnie przez Maję Ostaszewską – zadaje najpierw pytania, a potem oskarża innego pisarza Paula Westa (tym razem to postać autentyczna), autora powieści „Godzinki hrabiego von Stauffenberga”, o przekraczanie dopuszczalnych granic ukazywania przemocy, w pewnym sensie nawet rozkoszowania się mściwością okazywaną zamachowcom na Hitlera w jego książce, brzmi to zasadniczo i wcale nie o tę książkę tu chodzi, ale o prawo artysty do tak otwartego brutalizmu, ingerencji w najbardziej intymne strefy ludzkiego cierpienia, do tak dalece posuniętych przekroczeń etycznych.

Czasem pozwala sobie Warlikowski na żart, choć na ogół trzyma się pewnej powagi w swoim spektaklu-eseju o pogubionym artyście i równie zdezorientowanym jego odbiorcy. Znakomicie to demonstruje Ewa Dałkowska jako Costello upozowana na starzejącą się pisarkę z pretensjami, aby zatrzymać czas i nadal podobać się jako atrakcyjna kobieta i stroić jak na zabawę w remizie. Szybko potem rezygnuje z tego widowiskowego autoironicznego pokazu, ale daje to okazję to żartów i kąśliwych uwag całej rodzinie.

Pojawia się na koniec pytanie o tym, co jest za drzwiami. W obrazie nawiązującym do noweli Franza Kafki „Przed prawem” (a Kafka jest u boku Costello dodatkowym strażnikiem tajemnic człowieka) Costello-Maja Komorowska pyta o to, co jest za drzwiami. Tym razem drzwi do prawa wyglądają na drzwi do nieznanego, może do wieczności, może do nieskończoności, albo może do nicości. Costello tego nie wie, ale wybiera coś w rodzaju zakładu Pascala, pozwalając bogu na istnienia, nawet jeśli go nie ma. W tej scenie, ukazując nieszczelną granicę między paniką a ukojeniem Maja Komorowska osiąga szczyt aktorskiej empatii – jej nastroje, wibracje, najdrobniejsze gesty oddziałują z ogromną siłą na widza.

Te dwie sceny: polemiki z prawem pisarza do poniżania bohatera i oczekiwaniem na przekroczenie drzwi do nieznanego, nie lekceważąc wagi całości, zapowiadają być może zwrot w teatrze Warlikowskiego, który dotyka boleśnie sfery mroku, metafizycznej trwogi. Kto wie, jaka Costello objawi się w jego kolejnym spektaklu.

Na razie żegnamy się z nią z niepokojem, tak ja ona niepewni przyszłości. Syn, opiekuńczy anioł, próbuje ukoić cierpienie matki – role się najwyraźniej odwróciły, to dziecko kołysze, ale nie jest kołysane do snu, kiedy mówi: „No, już, już – szepce jej do ucha. – Niedługo wszystko się skończy”. To dziwne słowa. Nie wiadomo, czy to pociecha, czy świadomość nieuchronnego kresu.

Tomasz Miłkowski

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko