Spektakl kończy się wspólną kolacją z aktorami, Agnieszką Radzikowską i Dariuszem Chojnackim. Wcześniej trzydziestka widzów ogląda ich małżeńskie zmagania w autentycznej przestrzeni hotelowego apartamentu. Podczas pokazów w trakcie warszawskiego „Przystanku Śląsk” był to Westin Hotel, w Katowicach jest to Hotel Diament Plaza.
Taka przestrzeń sprawia, że aktorzy grają dosłownie o krok, na wyciągnięcie ręki od publiczności, która od czasu do czasu przemieszcza się z salonu do sypialni i z powrotem, a czasem pozostaje na miejscu i tylko przysłuchuje się dźwiękom dobiegającym z sąsiedniego pomieszczenia.
Dobrze sytuowane małżeństwo o średnim stażu przeżywa kryzys po rodzinnej tragedii, dopada ich trauma, z którą próbują sobie radzić, ale nie potrafią. Emocje buzują, w powietrzu wisi rozstanie. Oprócz wspomnianej tragedii i dość typowych małżeńskich kłopotów, u spodu ich relacji pojawia się śląskość jako potrzeba samookreślenia, zwłaszcza jego potrzeba i jej odpychana potrzeba. Tak czy owak, w „Godej do mnie” dochodzi do głosu język śląski i to jest istotna nowość: bo tym razem nie chodzi o porachunki historyczne, rozliczenia z polskością, śląskością, niemieckością ani też o korzenie ludowe, ale o sprawy intymne, rodzinne, codzienne, które może unieść język śląski, kto wie, czy nie udatniej niż polski służący porozumieniu, przynajmniej komuś, kto język śląski pragnie kultywować. A że pragnie, świadczy o tym obecność w salonie dwóch książek Szczepana Twardocha.
Rzecz została inteligentnie skrojona przez Roberta Talarczyka (scenariusz i reżyseria), zagrana bez trzymanki, warta obejrzenia, choć pewnie nie będzie to łatwe. Grywana jest rzadko, a przy tym dla tak niewielkiej liczby widzów.
Tomasz Miłkowski
GODEJ DO MNIE, tekst i reż. Robert Talarczyk, scenografia Dagmara Walkowicz-Goleśny, video Piotr Trzęsowski, oprac. muz. Dariusz Chojnacki, Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego, premiera 5 kwietnia 2024..