Józef Waczków urodził się 1 marca 1933 w Żyrardowie, zmarł 15 grudnia 2004 roku w Warszawie. Był poetą i tłumaczem oraz niedoścignionym redaktorem „Literatury na Świecie”. W dwudziestą rocznicę jego śmierci, pozwoliłem sobie na osobiste wspomnienie o nim, wielkim orędowniku przekładów poetyckich na język polski.
Wspomnienie – swoim tytułem „Być tłumaczem” jest parafrazą do tomu wierszy Jaroslava Seiferta (1901-1986) „Być poetą” („Býti básníkem” 1984). Czeski twórca, to laureat Nagrody Nobla w 1984 roku i ulubiony autor Józefa Waczkowa. Dlatego tytuł „Być poetą”, znalazł się w jego książce tłumaczeniowej z 1997 roku nad którą pracował przez szereg lat. Te przekłady, stały się przyczynkiem do rozmów o poezji i naszej korespondencji z Józefem Waczkowem. Wybór wierszy Seiferta, był ważnym dziełem tłumaczeniowym w polskiej translatoryce drugiej połowy XX wieku.
Józef Waczków był wspaniałym tłumaczem. W 1998 roku wydał książkę „O sztuce przekładu”, która była zbiorem jego filozoficzno-literackich przemyśleń na tematy translatorskie. W redakcji „Literatury na Świecie” pracował w latach 1974–1993. Należał do Stowarzyszenia Pisarzy Polskich. Opracował i wydał szereg cennych książek tłumaczeniowych z literatur europejskich. Poznałem go osobiście w redakcji „Literatury na Świecie” w 1986 roku, gdzie pewnego dnia zawitałem z moimi tłumaczeniami. Kierował wówczas działem literatur słowiańskich. Zaproponowałem do druku utwory poety i dysydenta ukraińskiego Mykoły Worobjowa (1941), z „Kijowskiej Szkoły Poezji” oraz wiersze Ałły Pawłenko. Rok później, wiersze ukraińskiego poety Wołodymyra Swidzinskiego (1885-1941) z emigracyjnego tomu „Medobir” („Miodobranie” 1975). Józef Waczków umieścił moje tłumaczenia na łamach „Literatury na Świecie” w 1986 i 1987 roku. Siedząc w redakcji rozmawialiśmy o losach poezji ukraińskiej drugiego obiegu. W Polsce istniała wówczas cenzura, a jednak jako redaktor nie zawahał się opublikować poetów ukraińskich, których zaproponowałem. Byłem wtedy młodym poetą i debiutującym tłumaczem, a on doświadczonym redaktorem najważniejszego czasopisma w Polsce, prezentującego tłumaczenia z literatur światowych.
Po publikacji utworów Wołodymyra Swidzinskiego, Waczków zaprosił mnie do swojego mieszkania, gdzie piliśmy koniak z herbatą wśród książek, szczelnie umieszczonych na półkach – jak w labiryncie. Był to okres kryzysu lat osiemdziesiątych i w domu nic nie było do jedzenia. Koniak działał i Józef Waczków, przechylając się przez fotel, prawie twarzą w twarz, wyszeptał – „Obiecaj, że będziesz tłumaczył wiersze Seiferta”. Jak miałem nie obiecać, przyrzekłem, ale losy obietnicy potoczyły się inaczej. Po jego śmierci w 2004 roku, poprosiłem tłumacza literatury polskiej z Ołomuńca Františka Všetičkę, by przywiózł dla mnie oryginalne tomy poetyckie Saiferta. To był początek mojego wgłębiania się w język czeski. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłem, że na stronach tytułowych podarowanych książek, widnieją autografy czeskiego noblisty. František Všetička znający osobiście Seiferta, przekazał na zbożny cel tłumaczeniowy, własne tomiki wierszy, podarowane mu przez poetę.
Józef Waczków był dobrym znawcą literatury ukraińskiej, tłumaczył wiersze Wołodymyra Sosiury, Mykoły Winhranowskiego, czy Wiktora Korduna. W bibliotece miał książki ukraińskie, głównie tomiki w których znajdywały się jego tłumaczenia. Na półce stało jedno z najważniejszych osiągnięć polskiej translatoryki poetyckiej „Antologia poezji ukraińskiej” Floriana Nieuważnego i Jerzego Pleśniarowicza z 1976 roku, której Waczków był współautorem. Półki uginały się od tomików wierszy polskich poetów współczesnych z dedykacjami, słowniki, oryginalne książki pisarzy ze świata. Oddzielny dział stanowiła literatura czeska, słowacka i francuska. Widząc moje zainteresowanie biblioteką, Waczków podarował mi „Wybór wierszy” Wiktora Woroszylskiego. Po latach zrozumiałem dlaczego to zrobił. Łączyły go z Woroszylskim wspólne projekty tłumaczeniowe z literatury rosyjskiej.
Z punktu widzenia moich pierwszych kroków translatorskich, znajomość z Józefem Waczkowem była ważna dla mnie. Jego uwagi i porady były życzliwe i trafne. Chociaż byłem już autorem tłumaczeń z poezji ukraińskiej, białoruskiej i rosyjskiej, jego dorobek mnie zadziwiał. Dlatego pochwaliłem się moim tłumaczeniem wierszy na język ukraiński, polskiej poetki Mirosławy Niewińskiej mieszkającej w Paryżu, z warszawskiego tygodnika „Nasze Słowo”. Waczkowowi podobało się to tłumaczenie i zachęcił mnie do dalszej pracy. Wtedy także pomyślnie zdałem „egzamin” tłumaczeniowy z utworów białoruskiego poety Maksima Tanka w lubelskiej „Kamenie”. Piszę świadomie, że był to „egzamin”, bo zgodę na publikację dawał sam redaktor naczelny Marek Adam Jaworski.
Nazwisko przedwojennego twórcy ukraińskiego Wołodymyra Swidzinskiego zapewne niewiele mówi czytelnikowi polskiemu. Jednakże gdyby szukać porównań, to jego życie i twórczość, było podobne do losów Józefa Czechowicza. Te same świadectwa poetyckie, ta sama śmiałość, wersy pełne świeżości i odwagi wobec epoki i tak samo tragiczna śmierć w otchłani wojny. Śmierć spotkała Józefa Czechowicza w 1939 roku na początku wojny w rodzinnym mieście Lublinie. Swidzinski zginął pod Charkowem w 1941 roku, gdy Niemcy wypowiedziały wojnę sojuszniczemu Stalinowi.
Józef Waczków był tłumaczem pracowitym. Interesował się fenomenem największych zjawisk literackich Czech, Słowacji, Rosji, Francji, czy Portugalii. W swojej twórczości translatorskiej był autorem kilku antologii. Prezentację jego dzieła należałoby rozpocząć od literatury czeskiej, bo ona stanowiła dla niego najważniejsze ogniwo translatorskie. Otwiera ją prześmiewcza powieść Jaroslava Haška o nieprzeciętnej treści: „Dole i niedole dzielnego żołnierza Szwejka podczas wojny światowej” („Osudy dobrého vojáka Švejka za světové války” 1991). Kontynuują tłumaczenia takich autorów jak Bohumil Hrabal, Ota Pavel, Pavel Kohout, Karel Hynek Mácha, František Halas, Vladimir Holan, Vladislav Vančura i oczywiście wielki czeski noblista Jaroslav Seifert. Dla laika, ilość przytoczonych nazwisk, może wydać się w pewnym sensie dyskursem abstrakcyjnym. Lecz gdy rozsupła się wyżej wymienionych autorów z kłębka czeskiej literatury, to powstanie fantastyczny świat dobrej poezji, bezinteresownie tłumaczonej przez Waczkowa i pełnej subiektywnych splotów. Czyli tego, o czym mówił do mnie na spotkaniach w redakcji „Literatury na Świecie”: „Proces literacki jest subiektywnym ciągiem w literaturach narodowych, ale z perspektywy czasu świeci się tylko kilka nazwisk”. Doradzał uważnie kreować swoją pracę translatorską. Mówił: „Dobrych pisarzy w literaturze czeskiej jest dużo, ale najważniejsza jest poezja Jaroslava Seiferta, i nie dlatego, że to jest poezja noblisty, ale dlatego, że to jest wybitna poezja”.
Józef Waczków był w Polsce, w drugiej połowie XX wieku, nieformalnym twórcą szkoły translatorskiej z literatury czeskiej. Należeli do niej m.in. Leszek Engelking, Marian Grześczak, Andrzej Czcibor-Piotrowski i Adam Włodek. Ten ostatni, jako poeta i tłumacz krakowski, mąż Wisławy Szymborskiej, autor „Antologii poezji czeskiej i słowackiej XX w” (1971) z posłowiem Józefa Waczkowa. Miejscem prezentacji tłumaczeń była „Literatura na Świecie”, czasem redakcja miesięcznika „Poezja”. W 1997 roku Waczków opublikował w Państwowym Instytucie Wydawniczym dzieło swojego życia. Był to zbiór tłumaczeń wierszy Jaroslava Seiferta „Być poetą” z własnym gruntownym i wielowątkowym wstępem na trzydziestu stronach. Tutaj znalazły się przedwojenne tłumaczenia Józefa Czechowicza, cenne z historycznego punktu widzenia oraz tłumaczenia Józefa Waczkowa, Mariana Grześczaka, Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego i Adama Włodka. (Patrz: Jaroslav Seifert „Być poetą”, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1997).
Józef Waczków znając dobrze język czeski, był tłumaczem z pokrewnej literatury słowackiej. Jego zainteresowania translatorskie ogniskowały się wokół romantycznej poezji Andreja Sládkoviča oraz Petra Jaroša, pisarza, dramaturga i scenarzysty. Bliska była dla polskiego tłumacza literatura rosyjska, a jego przekłady, to poezja Aleksandra Błoka, autora srebrnego wieku, twórczość Borisa Pasternaka oraz Giennadija Ajgi – czuwaskiego poety, pisarza i tłumacza, piszącego po czuwasku i rosyjsku. Giennadij Ajgi był popularny w Polsce, zwłaszcza poprzez tłumaczenia Józefa Waczkowa i Wiktora Woroszylskiego. Dlatego warte przywołania są książki tłumaczeniowe poety na język polski „Noc pierwszego śniegu”, w przekładzie Józefa Waczkowa i Wiktora Woroszylskiego (Warszawa 1973), „Pola – sobowtóry”: wiersze 1954-1994, także w przekładzie Józefa Waczkowa i Wiktora Woroszylskiego (Warszawa 1994) oraz „Zeszyt Weroniki” w przekładzie Józefa Waczkowa (Warszawa 1995). Giennadij Ajgi nie był dłużny za promocję swojej twórczości i był autorem antologii poezji polskiej w języku czuwaskim „Poeci Polski” – «Польша поэчӗсем» («Поэты Польши») wydanej w 1987 roku. Twórczość Giennadija Ajgiego za sprawą Józefa Waczkowa znalazła się także na łamach „Literatury na Świecie” w nr 5-6/1989 (214-215) i była ważnym przyczynkiem do prezentacji twórczości czuwaskiego twórcy w Polsce.
Józef Waczków zajmował się tłumaczeniami z języka francuskiego. Byli to znani twórcy francuscy: Comte de Lautréamont, poeta XIX wieku, jeden z pierwszych symbolistów i mistrz późniejszej szkoły surrealistów, André Breton, pisarz, poeta, eseista i krytyk sztuki, teoretyk surrealizmu, Romain Gary, pisarz pochodzenia żydowskiego i rosyjskiego, scenarzysta i reżyser filmowy, dyplomata i katastrofista, Jean-Paul Charles Aymard Sartre, filozof francuski, powieściopisarz, dramaturg, eseista oraz Louis Aragon, powieściopisarz i poeta, przedstawiciel francuskiego surrealizmu. Nad tłumaczeniami z literatury francuskiej należałoby zatrzymać się dłużej, bo Waczków tłumaczył nie tylko dobre wiersze, ale również dobierał autorów o ciekawych losach i życiorysach.
Interesowała także warszawskiego tłumacza literatura portugalska. Dlatego sięgnął do największego pisarza w literaturze portugalskiej, wielokrotnie okrzykiwanego „księciem poetów” Luísa Vaz de Camõesa (ok. 1524 w Lizbonie (?), zm. 10 czerwca 1580 w Lizbonie) – renesansowego poetę i portugalskiego prekursora baroku. (Patrz: Józef Waczków: „Największy poeta portugalski” [w:] Luís de Camões: „Luzjady”. Kraków: Wydawnictwo Literackie, 1995, s. 337).
Jako ważną ciekawostkę translatorską należy traktować tłumaczenie przez Józefa Waczkowa „Hymnu Węgier”: „Isten, áldd meg a magyart” („Boże zbaw Węgrów”), znany również jako „A magyar nép zivataros századaiból” – („Z burzliwych wieków węgierskiego ludu”). To tłumaczenie świadczyło o niszowych zainteresowaniach tłumacza, a tutaj przy hymnie Węgier nawiązywało do historycznej maksymy „Polak, Węgier, dwa bratanki, i do szabli, i do szklanki „.
By ukazać moc translatorską Józefa Waczkowa, chciałbym przytoczyć trzy tłumaczenia wierszy Jaroslava Seiferta z tomu „Być poetą”. Prezentację tę otwieram krótkim wierszem „Pociecha” o charakterze epigramu medytacyjnego. Utwór mówi o deszczu i długości życia głównych jego bohaterek, „Cóż to, chmurzy się panienka” w opozycji do jednodniowego życia stawonogiej jętki. Wnikliwa puenta, wyznacza filozoficzny sens utworu i nadaje mu cechy, które niwelują schematy myślowe. Dla kogoś deszcz pada przez cały dzień (panienka), a dla kogoś przez całe życie (jętka):
Cóż to, chmurzy się panienka,
bo przez cały dzień padało?
A cóż powiedzieć ma ta jednodniowa jętka?
Padało przez całe jej życie.
Inny utwór „Wiersz najpokorniejszy” opowiada o samym Seifercie, jako bohaterze lirycznym. Przepojony jest odwieczną prawdą o przemijaniu i zastanowieniu się, dokąd zmierza życie „pokornie na łaskę tłumu zdane”:
Na górze wielkiej i ku miastu się chylącej
stojąc z rękoma rozkrzyżowanymi,
jestem jak prorok drogę wskazujący,
szlak, którym pójdą w jasne jutro biedni,
jam mędrzec, co nie szczędzi dobrych przepowiedni,
i ten, co z kwiatem nieśmiertelnym w ręce
pierwszy wystrzeli podczas rewolucji,
i ten, co pierwszy padnie, walcząc najgoręcej,
i ten, co pierwszy klęknie, by opatrzyć rannym rany,
cudotwórczy jak bóg
i potężny jak bóg,
jestem czymś więcej,
jestem czymś znacznie więcej,
a przecież jestem tylko
pokornie na łaskę tłumu zdany
poeta Jaroslav Seifert.
Wreszcie utwór o wymowie egzystencjalnej, trudny do interpretacji, ze względu na archetypiczną zawiłość treściową. Jego bohaterką jest kobieta, a to oznacza w utworze zwiewność, psychologię, zmienność. Tytuł wiersza brzmi „Nocne motyle. Pieśń o rozplecionych włosach”:
W pantoflach miękkich, bez obcasów,
Idą kobiece nogi.
Oczom się nie chce przecież jeszcze spać
Doszła do okna i usiadła
w pantoflach miękkich.
Chowa chusteczkę o parę łez cięższą
tam gdzie ukrytą miała przedtem.
Ile łza waży? Śmiechu warte!
Ale to ciężka samotność nocy
cięższa o parę łez!
Zapach jej włosów na gołębią
owalność ramion cicho mży,
a grzebyk uniesiony dłonią
zanurza się z powrotem w źródle
włosów tego zapachu.
A skroń swojego piękna kryje
przegubem ręki. I luźno zaplata
na noc warkocze
teraz niemal rozplecione
na skroni piękna.
Zwraca uwagę fakt, że Józef Waczków potrafił przetłumaczyć lirykę Seiferta, tylko sobie znanym kluczem emocjonalnym. Szukając odpowiedników słownych w języku polskim, znajdywał je i zastosowywał w swoich tłumaczeniach. W pracy translatorskiej, pochłaniało go i w pewnym sensie fascynowało, czeskie myślenie poetyckie, tak inne od romantycznego myślenia w polskiej poezji XX wieku. Zdominowane prawdopodobnie poprzez twórczość Jaroslava Haška. Podobną postawę wykazał wobec trudnej do tłumaczenia twórczości Giennadija Ajgi. Wielkie zdolności lingwistyczne Waczkowa, niwelowały zawiłości w przekazaniu treściowym. oznaczającym co innego w języku czuwaskim i polskim. Był także odważny w poglądach i dążył do doskonałości w tym co robił.
Józef Waczków był tłumaczem wielostronnym. Poprzez to zaniedbał własną poezję. Pozostawił po sobie ogromne dzieło translatorskie oraz szlachetny przykład skromności, który wyraził w spotkaniu ze mną, gdy przeszliśmy na ty „Józek jestem”. To zdrobnienie imienia wydało się wówczas dla mnie czymś serdecznym i mitycznym.
(Szerzej na ten temat: https://pisarzeibadacze.ibl.edu.pl/haslo/3670/waczkow-jozef).
Grudzień 2024