Andrzej Lam – Dopełnienie poezji Stefana George po polsku

0
69

Dlaczego Hymny? W tym cyklu George przedstawia swoje olśnienia, które biorą się znikąd, jak epifanie, albo są przypomnieniem dziecinnych rojeń, będącym kapitałem na całą przyszłość. Nie są to jedynie motywy kojące. W Spojrzeniu wstecz królestwo ogrodów pogrąża się nie tylko w rosie kwiatów, ale – nieoczekiwanie w tym sielankowym pejzażu – też w smole. Scenę Na tarasie rozświetlają błyskawice, które grzebie noc, jak nagły upadek z piedestału.  Rozmowa, obopólne kształtowanie się w związku, nie pozwala wyjść z matni między pożądaniem i odmową.

A dlaczego Pielgrzymki, tytuł następnego cyklu? To już nie są sytuacje, lecz przemiany w czasie, nakładające się na siebie doświadczenia, także wyzwania heroiczne i apele perswazyjne. Oto pustelnik wyszedł z eremu i wśród wątpień poszukuje właściwej drogi: namiętności czy wyrzeczenia, dążenia naprzód czy bezpiecznych powrotów. Przez wszystkie wiersze cyklu snuje się motyw porzucenia kwietyzmu, skargi i dekadencji w imię postawy otwartej i zdobywczej (w Polsce dopiero Sny o potędze Staffa dokonają tego przełomu). Aby się znaleźć w nowej przestrzeni, trzeba iść przez pustynie i stepy, dokonać czynu bohaterskiego, jakim w tradycji niemieckiej było zabicie smoka, wraz z tego następstwem: obnażeniem słabego miejsca i przekleństwem ciążącym na pozyskanym skarbie. Namaszczenie krwią w Nowym błogosławieństwie nie pozwala już na powrót do pielgrzymstwa, staje się nakazem przełomowych decyzji, które przez apogeum młodzieńczych uniesień w Roku duszy doprowadzą do monumentalnej surowości  Siódmego kręgu i budowania nowej wspólnoty przemienionego ducha w Gwieździe Przymierza i Nowym Królestwie. Trzeba przejść z Georgem tę drogę, aby wczuć się w wolę mocy, głosy przestrogi i syrenie śpiewy XX wieku.

Jest to poezja obrzędu, na który składają  się świątynie z kolumnami, ofiarny stół, dymiące świece, zapachy szlachetnych ziół, orgiastyczne uczty i tańce, kult ciała w zapasach, wyrzeczenie i pokuta, pałace i blanki wież, ale też misteria przyrody widziane od małego listka po rozległy horyzont, chmury, roziskrzone gwiazdy – i co za nimi.

Nie jest łatwa. Używa wyszukanych, nierzadko archaicznych słów, a wśród tych zwyczajnych szyfruje treść metonimiami.  Operuje nie zawsze od razu czytelną składnią ze skrajnie zredukowaną interpunkcją. Olśniewa niespodziankami, trudno przewidzieć, co znajdzie się za zakrętem kolejnego wersu, czy zachowany będzie ciąg logiczny i spójny, czy nagle objawi się sens przeciwstawny, jakby w nieustannym dialogu znaczeń. I nieoczekiwane pointy.

Przedstawione przekłady, wraz z tymi z poprzedniej odsłony Pisarzy, dopełniają książkowe wydanie tomu Hymny – Pielgrzymki –Algabal, w którym zdecydowałem się zamieścić te dwa debiutancie cykle w wyborze. Ale potem zrobiło mi się żal tych pominiętych, choć może są i słabsze. Ponieważ zamykają one całość poezji Georgego po polsku, niech świadczą o sobie takie, jakie są.


Z „Hymnów“

SPOJRZENIE WSTECZ

Raz jeszcze wspomnę za kurtyną – utkane nocą chorągwie mgły –
I gałęzie platanów – osobliwe w tkaninę wciśnięte plany –

Cel od niedawna wierny mojemu berłu · i oto już łąka cudowna ·
Staw Tyru i królestwo ogrodów grążone w smole i rosie kwiatów.

Gdzie na wybrzeżu korony buków wieś i śmieszne wille się dzielą
i z szumem stado łań uskrzydlonych biegnie leśną polaną.

O statki · dumnych łabędzi zaprzęg co mnie barwami darzy
O morze co mi jak matka wiary w moje pieśni przydajesz.


NA TARASIE

Wzgórza sypią przed szeroką balustradę
Gładki wylew niebieskozielonego szkła ·
Zwichrzone wierzchołki i chaty szczęścia.
Cień bogini spoczywa na wazie.

Spieszę naprzeciw gorącego kręgu.
Błyskawica: dla nas magiczne pałeczki
Natychmiast pochwycone przez wysoką łaskę ·
Lecz potem pogrzebane w ciągłej nocy ..

Szukam znowu powikłanych szlaków.
Cień bogini spoczywa na wazie.
O czyżbyś rzeczywiście był tak wielki i mądry?
A ja się dręczę w błazeńskiej ekstazie.

Triumf! to jesteś ty · z wieczornej zorzy
Dobytych spojrzeń czytałem mą żałość ·
A przecież z wiarą przyszedłeś posłańcze
I dumne było naszego związku małe trwanie.


ROZMOWA

Nigdy nie zaznam radości z zimnego wielbienia:
Kiedy królewsko wzbraniasz swego ciała
Niskim dziewczynom, co chcą go zuchwale,
A ty im z westchnieniem odmawiasz jedynie.

Daremnie jednak będziesz łamać ręce
Prosząc o zbawczy napój z górnej sfery ·
O żebym po to, żeby ci go przynieść,
Żebym po to tylko był z matki zrodzony!

Władczo albo błaganiem możesz mnie zaprosić ·
Na lica mi głęboka czerwień nie wypłynie ·
Ja bym cię kąpał w jedwabistych falach
Na ciężkiej purpurze · według twojej woli.

Tak cieniem pocałunku mogę się pocieszyć
Dziecko w lekkim obłoku i jasnej przestrzeni:
W chaosie pytać · wolnością się cieszyć
I cierpieć, kiedy wspomnę na twoje cierpienie.


Z „Pielgrzymek”

SZLAK PUSTELNIKA

Tak grot promienny go nie omamił:
Te co się z flagrum wywinęły z lodu
Z każdej ścieżki go przepędzić potrafiły ·
Wiatry łagodnie muskały mu czoło.

»Eremie przez czas jakiś bądź niezamieszkały.
Nigdy mnie w twoim cieniu nie nagrodzisz
Jak bielą i czerwienią lśniący biały zasiew.
O jak mój zmysł zasypia w jego spokojności«

Umysł mu mącą cicho barwne znaki słońca ·
Za jasnymi drzewami bezpowrotnie idzie
Nieświadom jeszcze surowego końca.
Tak stanął na powrót w swej dawnej dolinie.

»Tam one tańczą z szarfą purpurową.
Stopa w pląsie! i ciężki wybór świta ·
Zimną hubę do tlenia przywiodły ·
Nienawidzę ich i płonę by je schwytać.

Cóż jednak patrzę w horyzont za wzgórzem!
Luk schodów a na nim postacie świetliste ·
Szlachetni w drodze kroku nie wstrzymują.
Przed nimi nic mi głosu nie uciśnie.

Dawniej kształtowałem (skrzętnie zemsta biegła)
Wzrost oko i wargę na własne życzenie ·
W radosnej rodzinie w szyderstwie wołałem:
Jest-że co piękne tak małe? I się śmieję.

Teraz się na każdą zżymam bladą minę ·
Przez jakąś brew dziś stoję oślepiony ·
Przez jakąś rzęsę duch mój się odwraca ·
Przez jakieś ramię strojne w turmaliny«

Jak mam dziś porzucić to miejsce udręki
Gdy eteryczne kwiaty stoją w rosie całe?
Wplątany w taniec pań czerwonych
Bezwiednie popaść w głośne świętowanie?

Czy chce on raz jeszcze ich dary rzucając
Z powrotem iść gdzie się na jawie żegnał:
W to dawne życie wiernych pergaminów
Aż go w cichej ustroni sen ukoi wreszcie?


PORZUĆ ŁZY

Porzuć łzy
Za niebogą ·
Rojeń fałsz ·
Zostań sobą!

Patrz czy na ziemi
Taje już śnieg ·
Czy budzi grzędy
Ciepły wiew!

Na swoje święto
Czerwca pląs ·
Czy bez zasłony
Widzisz ją?

Porzuć łzy
Za niebogą ·
Rojeń fałsz ·
Zostań sobą!


MŁODOŚĆ

Młodość
(Tak ci się wydawało)
Napędza gorący związek ·
Lecz dzień za dniem blakła
Gdym rozluźniony przy tobie szedł i stałem.

Ty mówiłaś!
Ja się niemal przeraziłem ·
Jak! – mogę odgadnąć
Tak wiele żaru i impetu
Pustka śpiewała · dziecięcoradosny śmiech!

A potem
(Wierz mi cierpiałem)
Jeszcze tylko słabo twój palec prządł ·
Twoja stopa tak słabo jeszcze stąpała ·
Tylko znużonej służyło moje uznanie.

O siostro!
Nie podoba ci się to wołanie?
Bądź kiedy odejdę
Na nigdy niewprawnej stopie
Zagadką poręką dla nas obojga.


Do dawnych krain proszą łukowe sklepienia

Do dawnych krain proszą łukowe sklepienia
Smukłe kolumny
I światło w którym miarowe strofy dźwięczą ·
Tam piłem słońce
Po ucieczce z wilgotnych szponów smoka.

Na skraju ogrodów raniła mnie igła ·
Róża herbaciana · żółta róża!
Z syconą glazurą i bez mądrej przygany
Władcza bezlitosna
Już kropla rosy zakłóciłaby jej spokój.

Za wcześnie jeszcze .. chcę się miłą wonią
Pierwszych fiołków ożywić:
W gorących domach ledwo je znajduję ·
By w JEJ bliskości się znaleźć
Wywabiłem przyjazny zapach z mej chusteczki.


OBLICZA, cz. I

Kiedy z gondoli wstąpiła na schody
Dała swobodnie szatom się układać
By jak po z urazą uznanym zwycięstwie
Polubić laskę szlachetnego Starca.

Żaden łagodny ton jej ucha nie dochodził ·
W czas świąt lodowato na salach siedziała ·
Tylko na plafonie chór aniołów płowych
Potrafił jej coś o radościach opowiadać.

Ciężkim aksamitem suknię nastroszyła ·
Pierwszy ładunek z niesłychanych frachtów
I olejkiem kosztownym się oszołomiła,
Który indyjskie statki przywiozły ostatnio.

A teraz w zasłoniętej kotarą komnacie
Nieniosącą chwały wieść wypowiedziała:
Ogłoście na rynku wszystkim moją hańbę ·
Leżę przed tobą nisko załamana cała.


Rynki są pustsze i struny milczą i śpiewacy

Rynki są pustsze i struny milczą i śpiewacy
Jak na gorąco to wyśledziłem
W kościołach pałacach na uroczystych świętach korowodach
I łzy roniłem
Które mi zawsze uciekały!
Tu także! a przecież mogę dokładnie sobie przypomnieć:
Jak mi na wędrówce znak dawały już od dawna te blanki
I z tak radosną obietnicą!

Muszę z miejsca gdzie żadna łaska nie była mi dana
Uciekać dalej przez pustynie
Po drodze w górę i w dół kaleczą mnie włochate osty
I nabrzmiewające liście jak węże pełzają po ziemi.

U krawędzi tej wyżyny
Odkryłem na jej wierzchołku zieleniącą się wyspę
Stała tam wyniosła tuja ·
Z boku zarośla się pięły ·
Z góry jakby spod pędzla dziecięcego mistrza
Piętrzyły się wieże i mosty i miasta i kraje ·
Jak niejeden nowy cel!
Wieczór w ochrowobarwnych światłach upływał ·
Kielich zimowitu zapachniał nim się zamknął
I biała manna padała.


Zamilcz skargę

Zamilcz skargę!
I co zazdrość
O dobrach czuła.
Szukaj i nieś
I ponad bólem
Zaśpiewaj pieśń!

Tak chce nauka
On czynił to szczerze
Już znowu rok.
Wschód jak Południe
Zwiodły go wkrótce
Znużyły go.

U dębu stóp
Urządził grób
Dla płaszcza i laski ·
Martwe się stały:
Na drogę się zbroję
W weselszym sposobie.

Potem pękła tama
Wstrzymanych źródeł bieg
Jęczał .. zdaje się
Że winienem o pień
Roztrzaskać mą lirę.


Porzuć smutku strój i minę

Porzuć smutku strój i minę
Gdy od pociechy nowej stronię:
Tak zapadałeś w to cierpienie
Ze się wprost szyderstwem zowie.

Ale zmagać się ze smutkiem
Gdy ludzi spaja jedność bliska
Po co? Gdy tryskają źródła
Wiecznie płakać do księżyca?

Czy się burza właśnie sroży
Lub o zimie gwiżdże piosnka:
Patrz, kiełkuje jeszcze róża
Jeszcze ziarno plonu czeka.

Nie sprawiają-ż chłodne palce
Cichej radości swym mrozem? ..
Bądź śpiewakiem ścieżek dawnych
By nie rdzewiał drut dźwięczący!


NOWE BŁOGOSŁAWIEŃSTWO NA DROGĘ

Gdy obietnica w drogę mnie jeszcze wysłała ·
Ja narzeczoną w jasnych snach wyśniłem
Pewnego dnia tyś na wygnanie mnie skazała
Jako jej wysłanniczkę wtedy cię ujrzałem.

A że gorące pożądanie dławiło się z wolna ·
Ja w wyrzeczeniu niemal pokój uzyskałem ·
Mów czy zwać można dobrym takie rozwiązanie
Że po raz wtóry na dół się zwróci twe oko ..

Kroczę przez katedrę do tronu pośrodku ·
Na złotej stopie olej i żywica dymi ·
Mój głos rozbrzmiewa jak organów tony ·

Do namaszczenia ciekła · moja wrząca krew!
I gdzie odnajdę mój pielgrzymi płaszcz?
I gdzie kapelusz mój pielgrzymi?


Że na dalekiej skalistej ścieżynie

Że na dalekiej skalistej ścieżynie
Kąpał się sam w ożywczym świetle ·
By czegoś u liścia i wody podsłuchać
I by dźwięk skargi żałosnej przeszumiał ·
By podczas burzy przybierać na sile
I by swobodnie wybierać ojczyznę!

Ale przez czyje przekleństwa i jakie
Podstępy znalazł się nocą na bagnie?
Na lekko kłoniącej się łodydze
Wychyla się lilia z sitowia ·
W mlecznobiałym kielichu skrzydła się ważą.
Zły anioł · uwodzicielski anioł!

Wędrowiec się chwieje na równej drodze ·
W trzcinie ożywiły się szepty ·
Długi pochód cieni zbrojnych
Śledzi wolny od wszelkiej ochrony ·
Oczy mu błyszczą w ciemności ·
Wiatry wichrzą mu włosy.


Wczesne słońce całuje jeszcze bez ognia

Wczesne słońce jeszcze całuje bez ognia
Żwir który z wolna swą wilgoć oddaje
W domu co jest coraz droższy jego pani
Gdy tylko ona ceni chłód i spokój wokół.

Wychodzi z drzwi niebiesko oplecionych
Idzie przez swe goździki astry i rezedy
– Wiew jak dawniej jej bez przerwy wionie:
Jesteś królową w kwiatowym edenie? –

Jej zwiewna wstążka wypłasza motyle
i obie palmy drżą na ostrym wietrze ·
Markotna czuje wokół dumę rzeczy,
Które wyrosły tylko aby kwitnąć.


DAWNE WĘDROWANIA

Pośród lasów przez doliny
Z poważnym słowem Idziemy ·
Mnożyły z dziecięcym rumieńcem
Naszych grzechów obraz niemy
Chciały nas z naszej niedoli
Ratować w miejscu zbawiennym.

Cicha nadzieja wzniosłe wskazania
Osładzały trudy drogi
Byśmy o z jakim wzruszeniem
Witali wieże święcone!

I klękaliśmy w milczeniu ·
Poważni gdy łagodny wieczór
Płonął w oknach kolorowych ·
Na marmury wśród skupienia
Jeszcze nie przed Matką Bożą
Lecz przed obrazem Zbawiciela.


II
Żaden krok żaden dźwięk nie budzi  ogrodu ·
Leży na wyspie jak pałac w cudownych snach ·
Żaden strażnik nie wznosi wzniosłego sztandaru ·
Uciekł książę i ksiądz i graf.

Bo z rzeki wioną gorączkowe opary ·
Ogień pada · ogień wzbija się wysoko
A u roślin ozdobnych zwiędłego czaru
Szara flora się przędzie · u wszystkich kolorów.

Ale Przybysz się trwoży w oczekiwaniu ·
Idzie ścieżką przy cisowym żywopłocie ..
Ani śladu po modrej jedwabnej kapocie
Po dziecięcym buciku z safianu?


III
Pędzimy przez białe stepy
Ból rozstania sczezł od razu ·
Szybkie koła co nas niosą
Do wiosny przecie prowadzą.

Noc wirujących myśli pełna
Wiem .. i jak po późnym śnie
Gdy mgły zanikały w świetle
Matowy promień w szyby biegł ·

Gdzie paproć trawy młode palmy
Całe z kryształu mienią się wraz
Z kłosami mchami skrzypami ·
Przecudowny roślin świat!

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko