Wiersze tygodnia – Rena Marciniak-Kosmowska

0
220
Bogumiła Wrocławska
Bogumiła Wrocławska

ANIOŁY I

obrazy z widzialnego
i niewidzialnego świata
mieszają się przenikają

kontury postaci
zwężają się chyboczą wydłużają
zaludniając pustą dotąd
przestrzeń pod sufitem

by po jakimś czasie
bezszelestnie zniknąć
w ścianie działowej

czy to projekcja zaspanej wyobraźni
czy byty równoległe
które kołyszą do snu
potrzaskane skorupy marzeń
osłaniając miłosiernie skrzydłami
las conocnych wątpliwości
i codzienne znaki zapytania

a może to tylko litościwy
performance anioła stróża

 
JAK STADO PTAKÓW…
                    Zdzisławowi Antolskiemu

twój wiersz o dziadku
obudził wspomnienia
przyleciały gromadnie
jak stado ptaków
powracających z ciepłych krajów
na wiosnę

obsiadły wszystkie drzewa
w ogrodzie moich dziadków
a te które nie znalazły wolnych gałęzi
pofrunęły natychmiast
do powykręcanego ze starości
sadu za domem

trzepot ich skrzydeł
zbudził obrazy i
dawno niesłyszane słowa
śpiewne frazy zawieszone
w gęstym i lepkim powietrzu
przesyconym zapachem kwitnącej lipy
i dojrzewających soczyście owoców
dobijały się do uszu

niespodziewanie ujrzałam
dziadka józefa siedzącego na pieńku
do rąbania drewna
gładzącego pomarszczoną dłonią
spłowiałe wąsy
i snującego niespiesznie a barwnie
opowieści o budzie i peszcie
o wyspie świętej małgorzaty
i parszywym losie żołnierza – polaka
w czasie pierwszej światowej
bez pomijania drastycznych szczegółów
i zapierających dech w piersiach
momentów

jakby z mlecznej mgły
wyłoniła się babcia aniela
pochylona nad rozpaloną
z bólu kuchnią i ocierająca
rąbkiem fartucha załzawione oczy
na wieść o wypadku wujka władka

zaskrzypiał przeciągle
wiklinowy fotelik czekający
na mnie cierpliwie
na werandzie u dziadków
a pogryziony przez czas
konik na biegunach
ruszył z kopyta w przeszłość

towarzyszył mu wiatr
wygrywający tkliwie
zapomniane melodie czułości na
wyszczerbionej jak uśmiech siedmiolatki
furtce do sadu
ukrytej w gęstwinie pomarszczonych
konfiturowych róż

poderwane przez niego
skrzydełka klonu wzbiły się w górę
szykując się do dłuższego lotu
w zakamarki dzieciństwa


* **
                  Marii Wollenberg-Kluza

myślałam że anioły
opuściły na zawsze
 błękitną planetę

a tu niespodziewanie
jeden wprost
z twojego płótna
wylądował nad ranem
w samym środku
męczącego snu

potem rozpostarł skrzydła
i niczym parasol
na opuszczonej w czasie
sztormu plaży załopotał
nimi głośno
by po chwili zniknąć w morskiej toni

z piany wynurzyło się tylko
jedno białe pióro
i zamknęło nieboskłon snu

otworzyła się cicho
niemal bezszelestnie
furtka wspomnień


NIESPODZIEWANA TRANSFORMACJA       

zielona roleta z powojników
szczelnie zasłania widok z balkonu
słychać tylko stłumiony warkot samolotów
które zmieniły dzisiaj trasę wylotu z okęcia
wszak lotnisko jest tak blisko domu

oczy atakuje szarość która przycupnęła
znienacka w ogródku
jak kuropatwy na miedzy
i przepłoszyła niespodziewanie lato
które pomyliło kartki w kalendarzu

zwarzone zimną nocą
główki kwiatów smętnie próbują
spojrzeć w niebo

gdzie szybują dusze
przyjaciół które opuszczają
w pospiechu ziemię
jedna po drugiej bez żadnego znaku

odlatuje moje pokolenie
już coraz mniej aktywnych telefonów
i tych z którymi razem
próbowaliśmy znaleźć
receptę na życie i literaturę

tegoroczny przełom marca i kwietnia
potwierdził zapowiadane
przez astronomów wieszczów
i astrologów wielkie zmiany

24 kwietnia 2024


***
                   Pamięci Leszka Bugajskiego

kiedy opuszczasz ziemię
wszystko toczy się dalej
jak koła samochodu po asfaltowej
jezdni

tylko najbliższych twoja nieobecność
wybija z rytmu codzienności
i żaden plaster nie osłania duszy
nasłuchują twoich kroków
i ciągle wyczekują że otworzą się
drzwi i staniesz w progu
zmęczony dzienną porcją obowiązków
z naręczem książek w ręku
zamiast kwiatów
które zostały na biurku w redakcji

poza tym wszystko toczy się
jakby nic się nie stało
jakby z trybów wszechświata
nie ubył żaden istotny element

6 kwietnia 2024


     ***
znów trójkami poszli do nieba
tydzień po tygodniu ewakuowali się
z ziemi
jakby się dawno temu umówili
na tę wyprawę w zaświaty

taki pomór wśród ludzi
czy zwierzyny
nie wróży nic dobrego
ostrzegała przed laty
szeptucha spod orli

zwłaszcza jeśli odchodzą
jeden po drugim
tęgie głowy lub potężne samce

wtedy trzeba uważnie
patrzeć i słuchać
jak ziemia rozmawia z niebem
bo idzie niewiadome


PEŁNIA KOŹLEGO KSIĘŻYCA

lipiec schnie na balkonie
z tęsknoty za deszczem
i roni pożółkłe listki
pnączy oplatających szczelne
metalowe pręty

opadają jak niespodziewane łzy
na rozpaloną taflę posadzki

niebo przecinają samoloty
spieszące się na okęcie
by zdążyć usiąść bezpiecznie
na płycie lotniska
nim pełnia koźlego księżyca
wypełni się w samo południe

podobno ta pełnia
ma taką moc
że odsłonią się niebawem
rozmaite tajemnice
w gabinetach polityków i biznesmenów
oraz w zaciszach domowych

trzeba uważnie czekać
czy i kiedy spełni się
ta surowa prognoza
astrologów

i spokojnie wypełniać
co komu pisane
odliczając paciorki
swego przeznaczenia


PRZEKROPNY DZIEŃ

zaprzyjaźniona sroka
kołuje nad ogródkiem
spoglądając łakomie
na nieczynną o tej porze roku
ptasią stołówkę

zamknięta mówi mąż
a ona z wyrzutem przysiada
na balkonowym stoliku
i patrzy w nasze okna

deszcz zacina miarowo
niespiesznie
pożółkłe liście rdestówki
szykują się do lotu w dół
choć to dopiero
początek sierpnia

bure chmury zasłaniają
nowiowy sierp księżyca
to dobry dzień na medytacje
i modlitwy w ważnych intencjach
a także rozpoczynanie projektów
podpowiada mistrzyni feng shui
na facebooku

krzewy i zioła w ogródku
rozchylają wargi
liści i kwiatów
połykając krople z wdzięcznością
łaszą się do wilgoci
zatrzymującej się na zrudziałej
trawie
a ja próbuję po dłuższej
chorobie
przygotować się do
spotkania z rzeczywistością


OSWAJANIE PRZEZNACZENIA
                                              Kasi Greli

niby wiemy
że po śmierci
nasi bliscy nadal
są obecni
tylko w innym stanie
skupienia

czujemy ich obecność
czasem oddech bądź zapach
otula nas
w chwilach niemocy

a jednak łzy
bywają nieposłuszne
naszej woli i biegną
własną ścieżką
i swoim rytmem
drążąc kanaliki cierpienia
wzdłuż twarzy

czepiamy się kurczowo
pamięci i okruchów wspomnień
rozwijamy niedokończone rozmowy
wygładzamy zmarszczki
na starych fotografiach

rozsądek sobie
a ból sobie
przemykają obok
i szukają własnego miejsca

nie można się przed nimi
ukrywać

trzeba nauczyć się żyć
z pamięcią
                       5 września 2024

Wiersze tygodnia redaguje Stefan Jurkowski
stefan.jurkowski@pisarze.pl

Reklama

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Proszę wprowadź nazwisko