Wstrząsający monodram „Ocalone” Piotra Rowickiego w reżyserii Mai Kleczewskiej, wykreowany przez Agnieszkę Przepiórską to coś więcej niż spektakl.
To znaczące dokonanie moralne, społeczne i artystyczne. Akt przywracania pamięci o ofiarach zapomnianej zbrodni, dokonanej na kobietach stłoczonych przez oprawców z SS RONA na Zieleniaku przy Grójeckiej, w pierwszych dniach powstania warszawskiego. Teatr się o nie upomina. Udręczone kobiety, gwałcone godzinami i dniami aż do utraty życia, zabijane, wyrzucane na stos śmieci, odchodziły w poniżeniu i bezbrzeżnym cierpieniu. Matki na oczach córek, córki na oczach matek. Niektóre ocalały i nie chciały o tym pamiętać. W powojennym procesie zbrodniarzom, właściwie się upiekło. Do dziś nie wiadomo, ile kobiet zgwałcili, ile zamordowali.
*
Wchodzi w przydługim płaszczyku, skurczona w sobie, w niewielkim kapelusiku. Rozgląda się i nieśmiało pyta, czy może się przysiąść. Może. Prawie nikt jej nie zauważa. Pewnie jedna z wielu zaciekawionych, które przyszły na premierę „Ocalonych” Agnieszki Przepiórskiej.
Dom Spotkań z Historią zaprosił gości do budynku PAST-y, na piąte piętro. Niecodzienna to przestrzeń: sala wybebeszona jak na czas remontu. W powietrzu unoszą się drobiny tynku, czuć świeżo położone wapno, widać gołe cegły. Na frontowej ścianie wiszą prowizoryczne ekrany, na których wyświetlany jet ogromny, zakryty czarną materią obiekt: obelisk, pomnik, bunkier, kryjówka? Stoi też mównica, a w głębi po lewej stronie wisi huśtawka.
W pewnej chwili do mównicy podchodzi młoda dziewczyna, wita zgromadzonych, cieszy się obecnością pani Ireny, która przeżyła masakrę na Zieleniaku przy Grójeckiej. I prosi ją o zabranie głosu. Pani Irena ma odsłonić pomnik ofiar masowej zbrodni.
I wtedy z krzesełka podnosi się krucha postać starszej pani w kapelusiku. Podchodzi do mównicy drobnymi kroczkami, ale w ostatniej chwili, kiedy już ma zacząć przemawiać, wypadają jej z rąk papiery. Zbiera je z trudem i po chwili jest gotowa. Tłumaczy się, że nie nawykła do wystąpień, zwłaszcza w obecności tylu ludzi, że długo zastanawiała się, czy przyjść i odsłonić ten pomnik. Ale w końcu podjęła decyzję i jest tutaj, aby opowiedzieć o tym, co się tutaj wydarzyło. O czym nie chciała mówić przez całe życie
Tak to się zaczyna. Niebawem Agnieszka Przepiórska przeistoczy się młodą dziewczynę, która kryć się będzie przed oprawcami, grać z nimi w chowanego na śmierć i życie, uciekać i umierać ze strachu.
*
Bodaj po raz pierwszy na kartach literatury zbrodnia na Zieleniaku pojawiła się w „Kieszonkowym atlasie kobiet” Sylwii Chutnik (2008). W opowieści o mieszkankach pewnej kamienicy przy Opaczewskiej na warszawskiej Ochocie: Marii vel Czarnej Mańki, pani Marii, pana Mariana i Marysi, zbrodnia na Zieleniaku to zaledwie niewielki epizod. Okrucieństwo brygady Russkoj Oswoboditielnoj Narodnoj Armii pod wodzą Bronisława Kamińskiego nie miało granic. Nawet Niemcy nie mogli tego znieść i obóz przejściowy na Grójeckiej zwinęli, a Kamińskiego potem rozstrzelali.
Do traumatycznych przeżyć na tym „Umschlagplatz dla cywilnej ludności Ochoty”, jak określa tę ranę na mapie Warszawy pisarka, wraca w powieści pani Maria, była łączniczka AK, uciekinierka z getta, która całe życie ukrywa żydowskie pochodzenie. Sylwia Chutnik zwięźle i sugestywnie kreśli sceny krwawej przemocy przy Grójeckiej. „Czas uwięzienia na „Zieleniaku” – pisze Chutnik – to tak, jakby ktoś wziął czarny flamaster i mazał nim kartkę, aż do zrobienia czarnej dziury”.
Wkrótce po publikacji adaptacja powieści Chutnik w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza znalazła się na afiszu warszawskiego Teatru Powszechnego. Nie jestem pewien, czy w monologu Marii, granej w tym przedstawieniu przez Joannę Żółkowską, znalazł się wątek Zieleniaka, ale pozostał i tak ślad z lektury. Bolące miejsce, nieopowiedziana rana.
*
Teraz ta rana zyskuje należną miarę w monodramie Piotra Rowickiego napisanym dla Agnieszki Przepiórskiej. Artystka od wielu już lat tworzy w swoich spektaklach jednoosobowych portrety kobiet upominających się o swój głos – ostatnio portrety silnie zakotwiczone w polskiej historii, choć pozostające na uboczu, jak Simona Kossak („Simona K. Wołająca na puszczy”, reż. Anna Gryszkówna, 2020, prod. Fundacja Kultura nie Boli), Zuzanna Ginczanka („Zuzanna Ginczanka. Przepis na prostotę życia”, reż. Anna Gryszkówna, koprod. Teatr na Plaży w Sopocie i Teatr Łaźnia Nowa w Krakowie, 2020) czy Barbara Sadowska („W maju się nie umiera. Historia Barbary Sadowskiej”, reż. Anna Gryszkówna, 2023, Dom Spotkań z Historią). Bohaterka monodramu „Ocalone” wpisuje się na tę listę heroin, idących swoją drogą, często wyboistą, a nierzadko bolesną. Bohaterka tej opowieści nie ma nazwiska, uosabiając setki innych kobiet, bezimiennych męczenniczek, którym odmawiało się obecności w gronie bohaterów powstania.
Autorem tych monodramów, nazywanych przez aktorkę „bioteatrem”, jest od lat Piotr Rowicki, poczynając od ich pierwszego wspólnego dokonania „I będą święta” w Teatrze Konsekwentnym (reż. Piotr Ratajczak, 2012). Mimo tylu wspólnych doświadczeń tym razem Rowicki miał ogromne wątpliwości, czy uda się znaleźć zrozumienie dla bezimiennej w gruncie rzeczy bohaterki, do której z takim trudem przyznają się muzea i stowarzyszenia chroniące pamięć powstania. Podjął się jednak tego zadania, tworząc tekst, w którym nie ma ani jednego zbędnego słowa. Na sukces tego przedsięwzięcia Agnieszki Przepiórskiej zapracowało wiele osób, przede wszystkim zaważyła ręka Mai Kleczewskiej, dzięki której całość zyskała odpowiedni rytm i zwartość mimo wielkiej różnorodności sposobów opowiadania i zastosowanych środków.
Najpierw do odległych w czasie przeżyć wraca Agnieszka Przepiórska jako starsza pani, wciąż z lękiem dotykająca bolących wspomnień, aby potem przeistoczyć się w dziewczynę. Jako dziewczyna umyka oprawcom, wykrzykuje swoje lęki, chowa się, ale do czasu. W końcu i ona, zostanie umazana męczeńską krwią. Twórczynie spektaklu nie oszczędzają tego widoku – twarz, sukienka, ciało aktorki pokrywają czerwone plamy krwi. Ta krew mentalnie zostaje na zawsze. W przejmującym monologu wraca ofiara zapomnianej zbrodni, nareszcie odzyskuje głos. Mówi po świecie, który się zawalił, o pękniętym na zawsze losie. Kiedy ma już nastąpić kulminacyjny moment odsłonięcia pomnika ofiar pomijanych bohaterek, młoda Irena biegnie z białą wstęgą wokół sali ze zgromadzoną widownią, bierze przybyłych na świadków i wprowadza w ten sposób w sam środek opowieści. I wtedy nastąpi jeszcze jedna przemiana.
*
Teraz Agnieszka Przepiórska nie jest już ani starszą panią, ani dziewczyną z Zieleniaka, ale naszą współczesną, świadomą swojej misji aktorką. Z jej ust padają okrutne tezy obrońców zbrodniarzy z Zieleniaka tak zapisane słowami Piotra Rowickiego:
„Na Zieleniaku?Jakim Zieleniaku? Obrońca miał bardzo piękną mowę, o tym, że to nie była wina tych, co to robili. Że to koszty wojny. Nie używał żadnych brzydkich ani obraźliwych słów, mówił zgodnie z duchem i literą prawa. Gwałt w czasie wojny to przestępstwo, ale to też instytucja i nagroda, zwłaszcza po zdobyciu długo broniącego się miasta po przełamaniu trudnego odcinka frontu”.
Pozostanie jeszcze aktorce wymienić niektóre nazwiska zamordowanych. I ocalonych. Większości nazwisk nie udało się ustalić.
*
Obok opowieści przedstawianej przez aktorkę osobnym nurtem, choć jednocześnie scalonym z całością, toczy się akcja zarejestrowana na video. Krzysztof Garbaczewski skomponował obrazy ulegające zaskakującym deformacjom I metamorfozom. Pojawiają się w nich wątki mityczne, boginie greckie, niczym anioły opiekuńcze, pojawiają żołnierze, twarze powalonych kobiet, pojawiają się też migocące wizerunki Agnieszki Przepiórskiej – świat malowany na obrazach wideo Garbaczewskiego jest płynny, jakby celowo pozbawiony konturów, grząski, Buduje to niepokojące tło „Ocalonych”.
* Czy naprawdę ocalonych? Zofia Posmysz pisała i powtarzała to wielokrotnie, że z Auschwitz nigdy się nie wychodzi. Także z getta, a więc i z Zieleniaka, jeszcze niedawno wymazywanego z pamięci. To dobrze, że wreszcie zawisła przy Zieleniaku tablica upamiętniająca setki a może i tysiące ofiar trwającej tu rzezi. Ale do pomnika droga jeszcze daleka I do trwałego włączenia tego krzyczącego o pamięć dramatu do powstańczej pamięci.
*
Monodram „Ocalone” łączy formy właściwe teatrowi faktu z teatrem kreacyjnym, realistyczną narrację z metaforą. Powstała na wskroś nowoczesna, przejmująca opowieść o bolesnej, wciąż słabo rozpoznanej ranie. Jest w tym geście artystów coś z Żeromskiego rozdrapywania ran, żeby nie zarosły błoną podłości. I jest wiara w ozdrowieńczą siłę teatru.
Tomasz Miłkowski
{ramka:}
„Monodramem Agnieszki Przepiórskiej „Ocalone” na podstawie tekstu Piotra Rowickiego w reż. Mai Kleczewskiej przywołujemy historię tysięcy kobiet i dziewczynek z Zieleniaka. Bez tej historii opowieść o Powstaniu jest niepełna, a apel poległych ułomny. Część ich pamięci”.
OCALONE Piotra Rowickiego, reżyseria Maja Kleczewska, kostium Konrad Parol, muzyka Cezary Duchnowski, wideo Krzysztof Garbaczewski, choreografia Anna Krysiak, konsultacja merytoryczna Sylwia Chutnik, dr Wiola Rebecka, Joanna Rolińska, w roli Ireny K. Agnieszka Przepiórska, producent Dom Spotkań z Historią, premiera w dawnej siedzibie PAST-y [Polskiej Akcyjnej Spółki Telefonicznej] przy ul. Zielnej 37/39 w Warszawie na piątym piętrze, 30 września 2024.