Dostaję tak po jajach, kiedy tylko słówko powiem o Bogu… Kto wie, może od samego Boga…
Tak zwany rozwój, oparty na przyroście wiedzy, doprowadza do wyjałowienia, polegającego na kompletnym braku spontanicznych odruchów – w tym przede wszystkim śmiechu. Albowiem, skoro wiem, co jest śmieszne, już się z tego nie śmieję; najwyżej wtóruję innym, nieświadomym, którzy jeszcze zachowali szczęśliwą niewinność – to owszem, poprawia humor – ów współśmiech, jakby zapominający o tym, że w środku jest się niebywale ponurym od rana do wieczora.
Od kilku dni nieustająco klepię pytę z myślą o Wiktorii Bauer.
Kiedy sobie uzmysłowimy, że nigdy tutaj nie będzie ani śmiesznie ani bajecznie i żadne, najbardziej nawet radykalne odwrócenie pojęć tego nie zmieni, stajemy przed wielką smutą, czyli przed światem, bo on nie tyle jest oparty na jakimś naprawialnym błędzie, co jest nienaprawialnym błędem. Żyć w tej kałuży odchodów do końca zasranego żywota jest heroizmem największym.
Oto Wasz król, na wysypisku śmieci, jedzony przez szczury, takiego króla chciałaś Polsko.
Tylko ja odważyłem się marzyć, reszcie tych buców i kurew na polonistyce UJ przez myśl nie przeszło, że marzenia mogą istnieć.
Książki o aniołach są trochę kretyńskie, z drugiej strony, co by po takim świecie, jedynie udupionym w materii zostało? Same truchła. To fantazja i marzenia w rzeczy samej powołują do życia rzeczy najistotniejsze, w tym miłość.
Ludzie, którzy zajmują się jedynie Bogiem, to okropne, zarozumiałe buce, ponieważ zajmują się rzekomo kimś najważniejszym w hierarchii, a skąd bucu wiesz, czy tam, po drugiej stronie, w ogóle jakieś hierarchie istnieją?
Dzięki temu, że jest hierarchia, nie ma nudy, to fatalne, ale prawdziwe. Cóż to byłby za świat, gdyby nie trzeba było nadskakiwać szefowi? W niebie pewnie też jest Szef, u nas zwany Bogiem, pewnie zwołuje anielskie rady, pewnie nasz świat, w każdym momencie, odbija się i przegląda w tamtym, jak w ruchomym, niewyraźnym lustrze migotliwej wody.
Podobno w coś trzeba wierzyć, a są przecież tacy, którzy nie wierzą w cudowność zaświatów, ale w zdobywany z mozołem chleb nasz powszedni, są smutni, ale prawdziwi, i być może dla tych przeznaczona jest największa nagroda.