Gwałciciel, Bigcripi, Święta Helena…
Ta książka to oczywiście żart. Ale jaki smakowity! Żart z historii, żart ze słynnych postaci, żart z celebry.
Delfina Sabran markiza de Custine, narratorka powieści, zabiera nas na Świętą Helenę. Zabiera nas ze swym kochankiem François-René de Chateaubriand, skądinąd pisarzem co najmniej wybitnym na wyspę w roku 1819. Rzut oka do Wikipedii. No tak, przecież to więzienie najsłynniejszego Francuza, Napoleona. Po co tam jadą? Do więzienia? Do więźnia, którego śmierci wyczekuje z utęsknieniem Europa? Bonaparte ma lat pięćdziesiąt. Zostały mu dwa lata życia (ale o tym nikt nie wie). Nie, płyną… z miłości, dla miłości. „Miłość: przez całe życie interesował mnie tylko jeden przejaw człowieczeństwa, owe tajemnicze emanacje duszy, za sprawa których jedna istota ludzka czuje pociąg do drugiej.” – pisze w pamiętniku (bo ta powieść to pamiętnik) markiza. Przekładając to na nasze: płyną aby de Chateaubriand, znajdując się obok słynnego z sercowych podbojów cesarza, którego przecież od dawna zwalcza (choć wcześniej był jego zwolennikiem), stanął z nim w szranki w boju o jej serce.
Znów rzut oka w Wikipedię. Markiza ma lat czterdzieści dziewięć. Jak na tamte czasy młódką nie była. Ale serce rozpalone, hormony buzuja. „Czy bardziej kocham René, czy samą miłość. Tego nie wiem nawet ja.” Boć przecież, tak przypuszcza markiza, słynny pisarz ja kocha, ale jeszcze o tym nie wie. „Przynajmniej nie do końca.”. Dobijają do wyspy, którą zarządza brytyjski gubernator Lowe. Tyle, że nie na pewno. To znaczy zarządza, ale tylko tak trochę, bo prawdziwą władzę ma sierżant Basil Jackson czy też Jakson Basil. Obaj boją się, że słynny więzień może im zwiać i znów podpalić świat. Więc chronią, bronią, stróżują z setkami żołnierzy dzień i noc. Ale jednak dają pozwolenie na odwiedziny. Tyle, że do domu cesarza w Longwood (przecież nie siedzi w żadnej twierdzy, takie podejrzenia byłyby niestosowne) kawał drogi, a Bonaparte nie całkiem skłonny jest do przyjmowania kogokolwiek. W każdym razie nie od razu.
Przemieszczają się, docierają do domu byłej niewolnicy Umbé, „jedyne miejsce na Wyspie Świętej Heleny w miarę wolne od szaleństwa.”
Markiza zaprzyjaźnia się ze śliczną kurką! Z kurką! Nooo, kurą po prostu. Która chodzi za nią jak pies.
Czekają, czekają, czekają, Chateaubriand, pisze ultimatum do Bonapartego.
A wokół szczury, tysiące szczurów
Niewolnica, wróć, była niewolnica, która nie wie kim jest Napoleon (dla niej to „Boney” i tyle), załatwia im u niego wizytę. Mają czego chcieli!
Akcja prze do przodu niczym błyskawica. Doczekali się. Napoleon jest, jaki jest. Po prostu najważniejszy jedyny w swoim rodzaju. Służący pod jego urokiem, Chateaubriand z wroga zasypującego cesarza paszkwilami staje się… nie, nie, przyjacielem się nie staje, ale wdaje się w dysputę. Trudno orzec, który z nich w niej zwycięża.
Podczas drugiej wizyty w Longwood…. Trzy prawie niezaczernione karty. „Nie mogę pisać, nie mogę opisać tego, co się stało wczoraj, nie mogę.” „Nie mam odwagi.” Prawda jest taka, że potwór chwycił markizę i bez pytania o zgodę, gorzej, przy jej sprzeciwie… No tak, po prostu ją zgwałcił.
Mało? Będzie więcej. Pojawia się Bigcripi, legendarny, ogromny potwór. Ryba, nie ryba. Wdziera się na wyspę, niszczy osady, zabija ludzi, Anglicy nie dają sobie rady. Całe szczęście, że nie ma siły dotrzeć na wzgórze, na którym znajduje się willa cesarza.
W międzyczasie gubernator z sierżantem mają odczytać Napoleonowi zarzuty gwałtu na markizie. „Zarzuty? Jakie zarzuty? Ach, rozumiem już! Kobiety! Od kiedy to słowo jakiejś pretensjonalnej paniusi znaczy więcej niż słowo cesarza? Co chcecie zrobić? Zamknąć mnie w tych pokojach? A niby teraz nie jestem zamknięty?” No tak, zamknąć zamkniętego więźnia?
Żadnego sądu nie będzie. Będzie wojna. Prawdziwa i okrutna. Bo Bigcripi wydaje na świat setki młodych Bigcripiontek. A te żrą wszystko. Żołnierze giną jak muchy.
Rada jest jedna. Cała władza w ręce… (chciałoby się powiedzieć „w ręce rad”, ale nie) w ręce najsłynniejszego więźnia świata. Zobowiązuje się ją, to znaczy władzę, oddać po zwycięskiej kampanii…
W międzyczasie Delfina Sabran markiza de Custine zmienia obiekt miłosnych westchnień. Tym razem serce mocniej bije dla dzielnego sierżanta Basila. Kawaleria ginie w boju, on jeden powraca z pola walki. Zmieniony, z wyrzutami sumienia! Ze wspomnieniami Waterloo (gdzie przecież też walczył dzielnie)..
„Klin żołnierzy sunął powoli, a wewnątrz litery „V”, konno, Basil z Gwałcicielem, który osobiście prowadzi wojsko niczym oracz pług.”
Nie słyszeliście o ostatniej kampanii Napoleona? Tej prowadzonej na więziennej wyspie? O zwycięskiej kampanii? No cóż, ja też nie słyszałem. „Cóż za scena! On, akurat on, arcywróg Anglii, owacyjnie fetowany przez angielski regiment. Święta Helena, Mój pamiętniku, to wyspa paradoksów.”
Nic nie zostało z miłości. Wyspa dalej pozostała więzieniem. Albert Sánchez Piñol pewnie sam się śmiał pisząc tę powieść.
Albert Sánchez Piñol – Potwór ze Świętej Heleny, przekład Dorota Walasek-Elbanowska, Noir sur Blanc, Warszawa 2024, str. 291.