Omawiana książka: Jakub Ciećkiewicz, „Koniec świata na mojej ulicy”.
Zajawka: Kuba, mój wierny druh i przyjaciel, wspaniały człowiek i pisarz, niespokojna dusza, wulkan energii życiowej oraz intelektualnej.
Słowa kluczowe: Książka, poszerzona wersja poprzedniej wersji. Książka niezwykła, napisana bardzo poetyckim językiem, nie znajduję do niej jasnego klucza, banalnym kluczem byłby autobiografizm, opowieść o dzieciństwie również klucz nieco zbyt oczywisty. Józef Baran zwraca uwagę na powinowactwa z poetyką Schulzowską. Język tej prozy jest bardzo gęsty, proza zagęszczona, jednocześnie język odświętny, familiarność Bachtinowska, taniec tej prozy, taniec w języku dają tu o sobie znać. Centralnym punktem odniesienia dla tej prozy jest dom – od domu się wszystko zaczyna i na domu się wszystko kończy.
Kraina geograficznie opisana – jest to dzielnica Olszy. Język przybliżający tajemnicę, misterium, wyobraźniowy, intensywny, sugestywny lot wyobraźniowy. Odniesiem dla tej prozy, byłaby zaginiona proza Schulza „Mesjasz”. Mesjasz w „Końcu świata na mojej ulicy” ląduje w szpitalu psychiatrycznym. Bohater Michał trafia do szpitala psychiatrycznego – lekarz przepisuje mu syrop. Nadmiernie wyostrzona wyobraźnia, która kojarzy baśń z realnością. Nadwzroczność – choroba tożsama z wyobraźnią – w efekcie dają bardzo przekonujący, znakomity efekt artystyczny. Cudowność – świat dzikich pszczół i gołębi, saturator, zakurzony strych. Z Mesjaszem bohater rozmawia przy winie, dopóki tamten nie trafia do szpitala psychiatrycznego. Odświętność, ciepła atmosfera świąteczna, przywołująca prozę Hrabala. O babci:
„była wypełniona śmiercią jak zabity wróbel”. Pełno elementów przyrodniczych w tej prozie, woń owoców, wiśni, gruszek, malin, jeżyn. Otwarty flakon perfum, niezwykłe zapachy, wielkie, białe motyle wciąż latają w tej prozie, lecz w pewnym momencie pada sformułowanie, że „wielkie, białe motyle” nie wróciły do naszego ogrodu. Język bardzo nasycony, plastyczny, pojawiają się momenty rozrzewnienia wyobraźniowego. Rozróżnienie na prozę wilgotną i prozę suchą: proza nieco w słońcu wysuszona. Centralnym momentem jest wizyta u profesora psychiatrii. Nadwzroczna choroba wyobraźni. Książka podzielona na część dzienną i nocną. Fragment nocny ożywiony od środka życiem – nawiązanie do
Schulza tym sensie, że jest dom, jest magia, niewytłumaczalność tego domu i jego tajemnica, dom pozbawiony matki, matka robi doktorat poza Krakowem, dom, który wspiera się na dziadkach. Bohater ma misję, która jest pełno odświętności i pełna cierpienia. Narrator przyznaje się:
„poczułem zapach świeżej kawy, moja misja powoli się wyjaśniała”. U Ciećkiewicza mamy realne odniesienie do domu, który istniał, do prawdziwego życia – więcej realności autobiograficznej w odróżnieniu od prozy Schulza. Opisywanie pewnych realnych scen z dzieciństwa, które naprawdę miały miejsce w przeszłości – ta przeszłość ciągle żyje i jest ożywiana. Wyobraźnia Ciećkiewicza jest bliżej krwioobiegu. Krwioobieg Schulza bardziej odrealniony, niebiański, Ciećkiewicz trzyma się realnego bólu: moment cierpienia odróżnia prozę Schulza od prozy Ciećkiewicza, moment choroby. Choroba, która warunkuje nadmiernie wyostrzoną wyobraźnię: „dobra” choroba, gwarantująca intensywne przeżywanie świata, siebie, ludzi. Cierpienie, która ożywia od środka tętniącą wyobraźnię – stwarza równocześnie świat realny i baśniowy – szczęśliwa estetyka, szczęśliwa choroba, szczęśliwe cierpienie, szczęśliwy Mesjasz w kaftanie bezpieczeństwa. Serdecznie polecam tę książkę!